![](pliki/foty/202117/soros.jpg)
O OGÓLNIKOWYCH OGÓLNIKACH (GEORGE SOROS: 'W OBRONIE SPOŁECZEŃSTWA OTWARTEGO')
A
A
A
Kim jest jeden z rzekomo największych wrogów publicznych współczesnej prawicy? Kto ukrywa się za przeklętym w Orbanowskich Węgrzech, wyklętym w Putinowskiej Rosji i demonizowanym w kręgach propisowskich przybudówek medialnych nazwiskiem, urastającym do rangi symbolu demonicznego posłańca transnarodowej deprawacji? Któż czai się za tą mroczną powłoką o – jak wynika ze znamienitej części prawicowej publicystyki – wyraźnie nadludzkich zdolnościach i sympatii podziemnych potęg, które pozwalają mu krzyżować plany całej gamie różnej maści suwerenów w ich bojowej drodze do ustanowienia raju na ziemi? Zastrzegam już na wstępie – ja również nie dostałem od Sorosa żadnego przelewu i mając nadzieję na brak dotkliwych konsekwencji ze strony ciemnych sił, skreślę o wydanym przez Krytykę Polityczną autoportrecie George’a Sorosa „W obronie społeczeństwa otwartego” parę zdań.
„W obronie społeczeństwa otwartego” jest zbiorem kilku wykładów i artykułów, których tło stanowią współczesne wydarzenia społeczno-polityczne. Główna maksyma namysłu autora wyłożona zostaje przez niego już w pierwszym tekście, podkreślającym nowe zagrożenia dla współczesnych struktur demokratycznych: „Mianem »społeczeństw otwartych« określam systemy oparte na praworządności; ich przeciwieństwem są rządy autorytarne. W społeczeństwach otwartych rolą państwa jest ochrona praw człowieka i indywidualnych wolności (…). Jak ochronić społeczeństwa otwarte w sytuacji, gdy nowe technologie dają reżimom autorytarnym tak znaczną przewagę? Oto pytanie, które spędza mi sen z powiek” (s. 35).
Mamy zatem do czynienia przeważnie z tekstami na wskroś interwencyjnymi, punktowymi, które nie roszczą sobie prawa do zwartego traktatu z dziedzin krytyki społecznej bądź wykładania pozytywnej koncepcji społeczeństwa obywatelskiego. Znaczną część zamieszczonych w publikacji artykułów osadzona zostaje w działalności fundacji filantropijnej Sorosa i przeplatana jest kilkukrotnie przytaczanym przez niego życiorysem. Znajdziemy zatem nawiązania do finansowego kryzysu 2008 roku, zagrożenia cyfrowego w postaci rosnących w siłę Chin, agresji militarnej Putinowskiej Rosji, kurczenia się globalizacji i łamania rządów prawa, czyli do wszystkiego, co oferuje nam dzień powszedni ostatnich dekad. Na czym polega główny problem tej publikacji? Na jej ogólnikowym charakterze i publicystycznym żargonie, który zamienia książkę w pozycję nudnawą, żeby nie powiedzieć mocniej – jałową. Nie ma w niej niemal nic, co uznalibyśmy za jakiekolwiek świeże spojrzenie. Znajdziemy tu nieustanne krytyki populizmu, legislacyjno-biurokratycznej zasiedziałości Unii Europejskiej oraz miałkości Paktu Północnoatlantyckiego.
Wszystko ujęte w lapidarne, okrągłe zdania wyzute z większych pozytywnych recept sprawia, iż dyskurs całości wydaje się do reszty banalny. Wyjątkiem bywają te momenty publikacji, w których Soros opisuje zwijanie się ośrodków jego fundacji z Węgier i Rosji. Jednakże nawet ten jakże ciekawy proces ujęty został tu dość pobieżnie. Nad wszystkimi tekstami „W obronie społeczeństwa otwartego” unosi się widmo nieustannego kryzysu, przywoływane przez autora niemal na każdym kroku. Zaświadczenie o zmierzaniu w kierunku przepaści Europy czy destabilizacji demokracji w Stanach Zjednoczonych mogły być nawet interesujące, gdyby – rzucając okiem na otaczające nas ocean wnikliwych publikacji dotyczących tych tematów – autor dodałby od siebie cokolwiek nowego. Niestety nie uświadczymy tego w „W obronie społeczeństwie otwartego”, co ujawni się tym, że książkę przeczytaną najzwyczajniej zapomnimy.
Chwilową odskocznią jest rozdział „Moje ramy pojęciowe”, w którym Soros daje czytelnikowi krótki wgląd we własne teoretyczne założenia dotyczące możliwości nauk społecznych, ograniczeń metody Poppera, jak i problemów teorii ekonomicznych. Jednakże uwagi do wszystkich wymienionych dziedzin refleksji sprowadzić możemy do ogólnego założenia antropologicznego mówiącego o uwzględnianiu zasady nieprzewidywalności i krytyki idealizacji ekonomii, która chcąc naśladować nauki ścisłe, nie potrafi należycie uwzględniać danych wyjściowych – kontekstu czasu, samorozumienia podmiotów gry ekonomicznej, kultury itp. Ogólnie rzec biorąc, również niewiele odkrywczego tu znajdziemy.
Na rynku obecnie jest tyle pozycji, że przeliczając swój ograniczony czas życia, warto wziąć pod uwagę inne tytuły. Książka w mojej opinii nie wnosi nic nowego do dyskusji o Europie, Zachodzie, Unii Europejskiej itp. Przypomina w znacznej mierze nudny stenogram z publicystycznej pogawędki przejętej nieustannym upadkiem świata, schematyczno-katastroficzny monolog, któremu najwyraźniej nie opłaca się wchodzić głębiej w poruszane zagadnienia. Jej ogólnikowy charakter, niesprecyzowane pole zagadnień i dość enigmatyczny układ sprawiają, że ,jest „o wszystkim i o niczym”, co dla czytelnika odrobinę ambitniejszego okaże się finalnie nic niewnoszącą rozprawką, na którą szkoda czasu.
„W obronie społeczeństwa otwartego” jest zbiorem kilku wykładów i artykułów, których tło stanowią współczesne wydarzenia społeczno-polityczne. Główna maksyma namysłu autora wyłożona zostaje przez niego już w pierwszym tekście, podkreślającym nowe zagrożenia dla współczesnych struktur demokratycznych: „Mianem »społeczeństw otwartych« określam systemy oparte na praworządności; ich przeciwieństwem są rządy autorytarne. W społeczeństwach otwartych rolą państwa jest ochrona praw człowieka i indywidualnych wolności (…). Jak ochronić społeczeństwa otwarte w sytuacji, gdy nowe technologie dają reżimom autorytarnym tak znaczną przewagę? Oto pytanie, które spędza mi sen z powiek” (s. 35).
Mamy zatem do czynienia przeważnie z tekstami na wskroś interwencyjnymi, punktowymi, które nie roszczą sobie prawa do zwartego traktatu z dziedzin krytyki społecznej bądź wykładania pozytywnej koncepcji społeczeństwa obywatelskiego. Znaczną część zamieszczonych w publikacji artykułów osadzona zostaje w działalności fundacji filantropijnej Sorosa i przeplatana jest kilkukrotnie przytaczanym przez niego życiorysem. Znajdziemy zatem nawiązania do finansowego kryzysu 2008 roku, zagrożenia cyfrowego w postaci rosnących w siłę Chin, agresji militarnej Putinowskiej Rosji, kurczenia się globalizacji i łamania rządów prawa, czyli do wszystkiego, co oferuje nam dzień powszedni ostatnich dekad. Na czym polega główny problem tej publikacji? Na jej ogólnikowym charakterze i publicystycznym żargonie, który zamienia książkę w pozycję nudnawą, żeby nie powiedzieć mocniej – jałową. Nie ma w niej niemal nic, co uznalibyśmy za jakiekolwiek świeże spojrzenie. Znajdziemy tu nieustanne krytyki populizmu, legislacyjno-biurokratycznej zasiedziałości Unii Europejskiej oraz miałkości Paktu Północnoatlantyckiego.
Wszystko ujęte w lapidarne, okrągłe zdania wyzute z większych pozytywnych recept sprawia, iż dyskurs całości wydaje się do reszty banalny. Wyjątkiem bywają te momenty publikacji, w których Soros opisuje zwijanie się ośrodków jego fundacji z Węgier i Rosji. Jednakże nawet ten jakże ciekawy proces ujęty został tu dość pobieżnie. Nad wszystkimi tekstami „W obronie społeczeństwa otwartego” unosi się widmo nieustannego kryzysu, przywoływane przez autora niemal na każdym kroku. Zaświadczenie o zmierzaniu w kierunku przepaści Europy czy destabilizacji demokracji w Stanach Zjednoczonych mogły być nawet interesujące, gdyby – rzucając okiem na otaczające nas ocean wnikliwych publikacji dotyczących tych tematów – autor dodałby od siebie cokolwiek nowego. Niestety nie uświadczymy tego w „W obronie społeczeństwie otwartego”, co ujawni się tym, że książkę przeczytaną najzwyczajniej zapomnimy.
Chwilową odskocznią jest rozdział „Moje ramy pojęciowe”, w którym Soros daje czytelnikowi krótki wgląd we własne teoretyczne założenia dotyczące możliwości nauk społecznych, ograniczeń metody Poppera, jak i problemów teorii ekonomicznych. Jednakże uwagi do wszystkich wymienionych dziedzin refleksji sprowadzić możemy do ogólnego założenia antropologicznego mówiącego o uwzględnianiu zasady nieprzewidywalności i krytyki idealizacji ekonomii, która chcąc naśladować nauki ścisłe, nie potrafi należycie uwzględniać danych wyjściowych – kontekstu czasu, samorozumienia podmiotów gry ekonomicznej, kultury itp. Ogólnie rzec biorąc, również niewiele odkrywczego tu znajdziemy.
Na rynku obecnie jest tyle pozycji, że przeliczając swój ograniczony czas życia, warto wziąć pod uwagę inne tytuły. Książka w mojej opinii nie wnosi nic nowego do dyskusji o Europie, Zachodzie, Unii Europejskiej itp. Przypomina w znacznej mierze nudny stenogram z publicystycznej pogawędki przejętej nieustannym upadkiem świata, schematyczno-katastroficzny monolog, któremu najwyraźniej nie opłaca się wchodzić głębiej w poruszane zagadnienia. Jej ogólnikowy charakter, niesprecyzowane pole zagadnień i dość enigmatyczny układ sprawiają, że ,jest „o wszystkim i o niczym”, co dla czytelnika odrobinę ambitniejszego okaże się finalnie nic niewnoszącą rozprawką, na którą szkoda czasu.
George Soros: „W obronie społeczeństwa otwartego”. Przeł. Aleksandra Szymczyk. Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Warszawa 2021.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |