HISTORIA LUBI SIĘ POWTARZAĆ, ALBO DLACZEGO CZESI DALI HITLEROWI PALEC (PIOTR M. MAJEWSKI: 'NIECH SOBIE NIE MYŚLĄ, ŻE JESTEŚMY KOLABORANTAMI. PROTEKTORAT CZECH I MORAW, 1939-1945')
A
A
A
Dokładnie dwa lata temu miałem przyjemność pisać na łamach „artPAPIERu” o książce Piotra M. Majewskiego „Kiedy wybuchnie wojna? Studium kryzysu”, bardzo dobrze przyjętej i wielokrotnie nagradzanej przez gremia i historyczne, i literaturoznawcze – autor otrzymał między innymi Nagrodę Klio 2019 i był nominowany do finału Nagrody Literackiej Nike 2020. „Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami. Protektorat Czech i Moraw, 1939–1945” to naturalna kontynuacja i rozwinięcie zagadnień podjętych we wcześniejszej publikacji historyka z Uniwersytetu Warszawskiego.
O ile praca „Kiedy wybuchnie wojna?” była „stylizowana” na rodzaj dziennika/pamiętnika, tak nowa książka Majewskiego bliższa jest formule monografii/eseju/reportażu historycznego i zwraca uwagę szczegółowością wywodu oraz wieloma wątkami interesującymi nie tylko dla zawodowych historyków. Warto od razu wspomnieć o jednej z cech warsztatu Majewskiego: ten naukowiec pisze niehermetycznym językiem, niejako „dla wszystkich”, choć przecież trzymając się ścisłych reguł metodologii badań historycznych. W tym sensie przypomina uznanych na świecie badaczy – również innych historyków – potrafiących zaciekawić swoimi analizami i narracjami szersze grono odbiorców. Do głowy przychodzi mi przede wszystkim Tony Judt (1948–2010), autor wybitnych prac z zakresu historii XX wieku, takich jak: „Wielkie złudzenie? Esej o Europie”, „Powojnie. Historia Europy od roku 1945” czy „Brzemię odpowiedzialności. Blum, Camus, Aron i francuski wiek dwudziesty” (tę ostatnią, podobnie jak omawianą tutaj rozprawę Majewskiego, wydała Krytyka Polityczna w Serii Historycznej).
„Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami” dotyczy, w najogólniejszej perspektywie, tytułowego zagadnienia – problematyki kolaboracji Czechosłowacji z nazistami na tle przełomowych wydarzeń tuż przed i w trakcie drugiej wojny światowej. Autor wyjaśnia w zakończeniu książki: „Mówiąc w największym skrócie, napisałem historię ludzi, którzy zdecydowali się dać przeciwnikowi palec, a później przydarzyło im się to, przed czym przestrzega porzekadło. (…) Pojęcie kolaboracji w pejoratywnym znaczeniu, jakie nadajemy mu dzisiaj, nie było wówczas znane” (s. 493–494). Narracja „Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami” została zatem podjęta w tym miejscu, gdzie zakończyła się książka „Kiedy wybuchnie wojna?”, to znaczy już po wprowadzeniu w życie ustaleń traktatu z Monachium.
15 marca 1939 roku Adolf Hitler zajął Pragę. Wjechał do stolicy limuzyną i zakwaterował się w zamku na Hradczanach. Nie towarzyszył temu wydarzeniu opór, ku pewnemu zdziwieniu samego dyktatora nie padły strzały (zob. s. 13–15). „Uczcił zajęcie Czech małym pilsnerem i kilkoma plastrami praskiej szynki, chociaż na co dzień nie pił alkoholu ani nie jadał mięsa” – pisze Majewski o zadowolonym z nowej zdobyczy Hitlerze (s. 15). Dlaczego Czesi – po rozbiorze Czechosłowacji, przeprowadzonym na mocy traktatu monachijskiego – tak łatwo oddali to, co na ich ziemiach było najlepsze? Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. Z jednej strony, jako naród, gdyby stawiali wyraźny opór, mogliby spotkać się z bezlitosną odpowiedzią Niemców (jak miało to miejsce w przypadku Polaków). Z drugiej strony, właśnie przez swoją w gruncie rzeczy bierną postawę, przyczynili się do rozszerzającej się dominacji nazistowskiej polityki Hitlera w Europie (zob. s. 29). A może inaczej: to czeska antydemokratyczna prawica – pod wodzą Rudolfa Berana, od 1 grudnia 1938 roku sprawującego urząd premiera – w jakimś sensie doprowadziła de facto do rozbioru i przejęcia Czechosłowacji na oczach państw sąsiednich i Europy Zachodniej (zob. s. 32–37). Albo jeszcze gorzej: gdyby nie inwazja Hitlera i swobodne wejście Wehrmachtu w 1939 roku, to Czechosłowacja najprawdopodobniej zamieniłaby się w zupełnie realnie działające pod wodzą skrajnie prawicowych partii państwo faszystowskie (zob. s. 50). I tak źle, i tak niedobrze. „Obrazowo rzecz ujmując, protektorat Czech i Moraw, jakkolwiek zrodzony z nieprawego łoża, został ostatecznie milcząco uznany przez społeczność międzynarodową za spadkobiercę pomonachijskiej Czechosłowacji” (s. 72) – podsumowuje historyk tę skomplikowaną układankę politycznych napięć.
To, co w książce Majewskiego powinno rzucać się w oczy, to, tak jak wcześniej wspomniałem, nagromadzenie ciekawych faktów, ale także wartościowe i skrupulatnie opisane źródła, bardzo dobrze dobrane i zinterpretowane fotografie, a przede wszystkim wartka i wciągająca narracja, która pod względem genologicznym stanowi niełatwe zadanie dla literaturoznawcy. To przecież zarówno: 1) rozprawa naukowa; 2) napisany literackim językiem esej; jak i 3) fascynująca opowieść reporterska, którą po prostu chce się czytać w oczekiwaniu na ciąg dalszy. Jak zatem zakwalifikować „Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami”? Do nauki (historii)/humanistyki? Literatury faktu? Dziennikarstwa (reportażu)? Biografii narodu? A nawet: antropologii pojęcia „kolaboracja”? Wszystkie te kategorie łączą się tutaj w spójną koncepcję nowoczesnego podejścia do przedstawiania przeszłości.
Oprócz przewodnich dla tej książki rozważań na temat wieloznaczności czeskiego kolaborowania z niemieckim najeźdźcą, Majewski pisze także o innych, nie mniej ważnych wątkach, takich jak: migracje ludności, stosunek państw zachodnich do Europy Środkowej i Wschodniej, partyjne przepychanki kosztem dobrostanu zwykłych obywateli czy, najogólniej rzecz ujmując, tworzenie antydemokratycznego klimatu ideowego, w którym pierwsze skrzypce grały nacjonalizm, szowinizm i antysemityzm. „Utworzenie Protektoratu zdegradowało Czechów do rangi ludności tubylczej w kolonii Rzeszy” (s. 93) – stwierdza autor. Inna sprawa, że sami Czesi nie w większości przypadków nie wykazywali rewolucyjnego nastawienia. Wydaje się, że na przykład antysemityzm, rozprzestrzeniający się po Europie niczym zaraza, w Czechach też znalazł podatny grunt. Majewski pisze: „Pomijając okazywane Żydom tu i ówdzie współczucie, Czesi nie zdobyli się na żadne formy oporu wobec antysemickich zarządzeń. Nie brakowało przy tym oddolnych inicjatyw szykanujących Żydów: w Pilźnie czeska dyrekcja policji zakazała Żydom wstępu do łaźni i na baseny publiczne, w Morawskiej Ostrawie na żydowskich sklepach ktoś malował obelżywe napisy” (s. 97).
Oprócz tego rodzaju i wielu innych stricte historycznych faktów, Majewski w swojej opowieści o upadku czeskiej państwowości w czasie drugiej wojny światowej posługuje się niemal literacką frazą. Choćby wtedy, gdy opisuje znane i mniej znane postaci: „Marcowego poranka Prokop Drtina, osobisty sekretarz eksprezydenta Edvarda Beneša, golił się swoim mieszkaniu w praskiej dzielnicy Babuneč, gdy rozległ się dzwonek do drzwi” (s. 107) – początek jednego z rozdziałów „Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami” godny jest porównania co najmniej z powieścią, niech będzie, obyczajową czy kryminalną. Pojawiają się w książce także zapierające dech momenty „sensacyjne”, jak choćby wartki opis bitwy w kościele pod wezwaniem Świętych Cyryla i Metodego w Pradze, gdzie siedmiu czechosłowackich cichociemnych dzielnie walczyło z zastępem kilku setek gestapowców (takich zrywów przeciwko nazistom było jednak, jak wspomniałem, niewiele). „Skala niemieckiego odwetu przekroczyła z pewnością najgorsze obawy podziemia. Świat dowiedział się jednak, że chociaż czeskie władze lojalnie wypełniają rozkazy okupantów, są też nad Wełtawą ludzie gotowi zginąć w walce o niepodległość” (s. 349). Wszystko to składa się na lekturę angażującą, niepozbawioną emocji, także w jakiś sposób atrakcyjną – tak poznawczo, jak estetycznie.
O jeszcze jednej ważnej sprawie chciałbym na zakończenie wspomnieć. Moim zdaniem trudno tę książkę czytać w oderwaniu od rzeczywistości XXI wieku, w której globalne polityczne niesnaski, bezlitosny dla wielu jednostek kapitalizm i ogólna niefrasobliwość społeczna mieszają się z wszelkimi przejawami międzyludzkiej niechęci, takimi jak rasizm, nacjonalizm czy wciąż żywy antysemityzm (dodajmy do tego z przykrością: antyfeminizm, homofobię, antyracjonalizm). Wszystkie te negatywne zjawiska mają przecież źródła w wydarzeniach historycznych, o czym warto pamiętać, choć mam nieodparte wrażenie, że historia sama nam zbyt często o tym przypomina… Wiele jest w ostatnich latach, także w Polsce, przykładów łamania praw człowieka, nierespektowania zapisów umów międzynarodowych i konstytucji, nawoływania do nienawiści, szydzenia z rozumu – co gorsza coraz częściej ze strony tych, którym obywatele raz na kilka lat powierzają władzę. Dlatego właśnie warto czytać tę i inne prace Piotra M. Majewskiego (i w ogóle książki historyków!) – przede wszystkim dla zawartej w nich wiedzy naukowej, to jasne, ale także ku przestrodze.
O ile praca „Kiedy wybuchnie wojna?” była „stylizowana” na rodzaj dziennika/pamiętnika, tak nowa książka Majewskiego bliższa jest formule monografii/eseju/reportażu historycznego i zwraca uwagę szczegółowością wywodu oraz wieloma wątkami interesującymi nie tylko dla zawodowych historyków. Warto od razu wspomnieć o jednej z cech warsztatu Majewskiego: ten naukowiec pisze niehermetycznym językiem, niejako „dla wszystkich”, choć przecież trzymając się ścisłych reguł metodologii badań historycznych. W tym sensie przypomina uznanych na świecie badaczy – również innych historyków – potrafiących zaciekawić swoimi analizami i narracjami szersze grono odbiorców. Do głowy przychodzi mi przede wszystkim Tony Judt (1948–2010), autor wybitnych prac z zakresu historii XX wieku, takich jak: „Wielkie złudzenie? Esej o Europie”, „Powojnie. Historia Europy od roku 1945” czy „Brzemię odpowiedzialności. Blum, Camus, Aron i francuski wiek dwudziesty” (tę ostatnią, podobnie jak omawianą tutaj rozprawę Majewskiego, wydała Krytyka Polityczna w Serii Historycznej).
„Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami” dotyczy, w najogólniejszej perspektywie, tytułowego zagadnienia – problematyki kolaboracji Czechosłowacji z nazistami na tle przełomowych wydarzeń tuż przed i w trakcie drugiej wojny światowej. Autor wyjaśnia w zakończeniu książki: „Mówiąc w największym skrócie, napisałem historię ludzi, którzy zdecydowali się dać przeciwnikowi palec, a później przydarzyło im się to, przed czym przestrzega porzekadło. (…) Pojęcie kolaboracji w pejoratywnym znaczeniu, jakie nadajemy mu dzisiaj, nie było wówczas znane” (s. 493–494). Narracja „Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami” została zatem podjęta w tym miejscu, gdzie zakończyła się książka „Kiedy wybuchnie wojna?”, to znaczy już po wprowadzeniu w życie ustaleń traktatu z Monachium.
15 marca 1939 roku Adolf Hitler zajął Pragę. Wjechał do stolicy limuzyną i zakwaterował się w zamku na Hradczanach. Nie towarzyszył temu wydarzeniu opór, ku pewnemu zdziwieniu samego dyktatora nie padły strzały (zob. s. 13–15). „Uczcił zajęcie Czech małym pilsnerem i kilkoma plastrami praskiej szynki, chociaż na co dzień nie pił alkoholu ani nie jadał mięsa” – pisze Majewski o zadowolonym z nowej zdobyczy Hitlerze (s. 15). Dlaczego Czesi – po rozbiorze Czechosłowacji, przeprowadzonym na mocy traktatu monachijskiego – tak łatwo oddali to, co na ich ziemiach było najlepsze? Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. Z jednej strony, jako naród, gdyby stawiali wyraźny opór, mogliby spotkać się z bezlitosną odpowiedzią Niemców (jak miało to miejsce w przypadku Polaków). Z drugiej strony, właśnie przez swoją w gruncie rzeczy bierną postawę, przyczynili się do rozszerzającej się dominacji nazistowskiej polityki Hitlera w Europie (zob. s. 29). A może inaczej: to czeska antydemokratyczna prawica – pod wodzą Rudolfa Berana, od 1 grudnia 1938 roku sprawującego urząd premiera – w jakimś sensie doprowadziła de facto do rozbioru i przejęcia Czechosłowacji na oczach państw sąsiednich i Europy Zachodniej (zob. s. 32–37). Albo jeszcze gorzej: gdyby nie inwazja Hitlera i swobodne wejście Wehrmachtu w 1939 roku, to Czechosłowacja najprawdopodobniej zamieniłaby się w zupełnie realnie działające pod wodzą skrajnie prawicowych partii państwo faszystowskie (zob. s. 50). I tak źle, i tak niedobrze. „Obrazowo rzecz ujmując, protektorat Czech i Moraw, jakkolwiek zrodzony z nieprawego łoża, został ostatecznie milcząco uznany przez społeczność międzynarodową za spadkobiercę pomonachijskiej Czechosłowacji” (s. 72) – podsumowuje historyk tę skomplikowaną układankę politycznych napięć.
To, co w książce Majewskiego powinno rzucać się w oczy, to, tak jak wcześniej wspomniałem, nagromadzenie ciekawych faktów, ale także wartościowe i skrupulatnie opisane źródła, bardzo dobrze dobrane i zinterpretowane fotografie, a przede wszystkim wartka i wciągająca narracja, która pod względem genologicznym stanowi niełatwe zadanie dla literaturoznawcy. To przecież zarówno: 1) rozprawa naukowa; 2) napisany literackim językiem esej; jak i 3) fascynująca opowieść reporterska, którą po prostu chce się czytać w oczekiwaniu na ciąg dalszy. Jak zatem zakwalifikować „Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami”? Do nauki (historii)/humanistyki? Literatury faktu? Dziennikarstwa (reportażu)? Biografii narodu? A nawet: antropologii pojęcia „kolaboracja”? Wszystkie te kategorie łączą się tutaj w spójną koncepcję nowoczesnego podejścia do przedstawiania przeszłości.
Oprócz przewodnich dla tej książki rozważań na temat wieloznaczności czeskiego kolaborowania z niemieckim najeźdźcą, Majewski pisze także o innych, nie mniej ważnych wątkach, takich jak: migracje ludności, stosunek państw zachodnich do Europy Środkowej i Wschodniej, partyjne przepychanki kosztem dobrostanu zwykłych obywateli czy, najogólniej rzecz ujmując, tworzenie antydemokratycznego klimatu ideowego, w którym pierwsze skrzypce grały nacjonalizm, szowinizm i antysemityzm. „Utworzenie Protektoratu zdegradowało Czechów do rangi ludności tubylczej w kolonii Rzeszy” (s. 93) – stwierdza autor. Inna sprawa, że sami Czesi nie w większości przypadków nie wykazywali rewolucyjnego nastawienia. Wydaje się, że na przykład antysemityzm, rozprzestrzeniający się po Europie niczym zaraza, w Czechach też znalazł podatny grunt. Majewski pisze: „Pomijając okazywane Żydom tu i ówdzie współczucie, Czesi nie zdobyli się na żadne formy oporu wobec antysemickich zarządzeń. Nie brakowało przy tym oddolnych inicjatyw szykanujących Żydów: w Pilźnie czeska dyrekcja policji zakazała Żydom wstępu do łaźni i na baseny publiczne, w Morawskiej Ostrawie na żydowskich sklepach ktoś malował obelżywe napisy” (s. 97).
Oprócz tego rodzaju i wielu innych stricte historycznych faktów, Majewski w swojej opowieści o upadku czeskiej państwowości w czasie drugiej wojny światowej posługuje się niemal literacką frazą. Choćby wtedy, gdy opisuje znane i mniej znane postaci: „Marcowego poranka Prokop Drtina, osobisty sekretarz eksprezydenta Edvarda Beneša, golił się swoim mieszkaniu w praskiej dzielnicy Babuneč, gdy rozległ się dzwonek do drzwi” (s. 107) – początek jednego z rozdziałów „Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami” godny jest porównania co najmniej z powieścią, niech będzie, obyczajową czy kryminalną. Pojawiają się w książce także zapierające dech momenty „sensacyjne”, jak choćby wartki opis bitwy w kościele pod wezwaniem Świętych Cyryla i Metodego w Pradze, gdzie siedmiu czechosłowackich cichociemnych dzielnie walczyło z zastępem kilku setek gestapowców (takich zrywów przeciwko nazistom było jednak, jak wspomniałem, niewiele). „Skala niemieckiego odwetu przekroczyła z pewnością najgorsze obawy podziemia. Świat dowiedział się jednak, że chociaż czeskie władze lojalnie wypełniają rozkazy okupantów, są też nad Wełtawą ludzie gotowi zginąć w walce o niepodległość” (s. 349). Wszystko to składa się na lekturę angażującą, niepozbawioną emocji, także w jakiś sposób atrakcyjną – tak poznawczo, jak estetycznie.
O jeszcze jednej ważnej sprawie chciałbym na zakończenie wspomnieć. Moim zdaniem trudno tę książkę czytać w oderwaniu od rzeczywistości XXI wieku, w której globalne polityczne niesnaski, bezlitosny dla wielu jednostek kapitalizm i ogólna niefrasobliwość społeczna mieszają się z wszelkimi przejawami międzyludzkiej niechęci, takimi jak rasizm, nacjonalizm czy wciąż żywy antysemityzm (dodajmy do tego z przykrością: antyfeminizm, homofobię, antyracjonalizm). Wszystkie te negatywne zjawiska mają przecież źródła w wydarzeniach historycznych, o czym warto pamiętać, choć mam nieodparte wrażenie, że historia sama nam zbyt często o tym przypomina… Wiele jest w ostatnich latach, także w Polsce, przykładów łamania praw człowieka, nierespektowania zapisów umów międzynarodowych i konstytucji, nawoływania do nienawiści, szydzenia z rozumu – co gorsza coraz częściej ze strony tych, którym obywatele raz na kilka lat powierzają władzę. Dlatego właśnie warto czytać tę i inne prace Piotra M. Majewskiego (i w ogóle książki historyków!) – przede wszystkim dla zawartej w nich wiedzy naukowej, to jasne, ale także ku przestrodze.
Piotr M. Majewski, „Niech sobie nie myślą, że jesteśmy kolaborantami. Protektorat Czech i Moraw, 1939–1945”. Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Warszawa 2021 [seria: Seria historyczna].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |