
WIERSZE
A
A
A
Na rogu
Szedłem po papierosy w mglisty, zimny poranek,
ten człowiek wyrósł jak spod ziemi.
Jego dwudniowy zarost i niechlujne ubranie
świadczyły o tym, że nie wiedzie mu się od jakiegoś czasu.
Masz ognia? – spytał.
Nie mówiąc nic podałem zapalniczkę.
Mimo, że odpalił papierosa, nie miał zamiaru odchodzić.
Stało się jasne, że to co zwykle zdarza się w poczekalni lub w sklepie
tym razem będzie miało miejsce w ciemnej i nieprzystępnej bramie –
gość będzie miał ochotę pogadać o sobie.
Usłyszałem, że jest bezdomny od dwóch miesięcy.
Dowiedziałem się gdzie można zjeść darmowy posiłek,
gdzie można wziąć prysznic, które dziwki kradną na dworcu
i dlaczego nocleg w starym, nienależącym do nikogo samochodzie
nie jest dobrym pomysłem: zawsze mogą cię namierzyć gliny,
a to niezmiennie oznacza kłopoty.
Po krótkiej rozmowie życzył mi powodzenia, ale nie wiem
w jakiej dziedzinie życia miało mi się poszczęścić.
Nie miało znaczenia gdy oddalał się do swoich braci,
wykolejeniec, którego spotkałem
między zapowiadającą poranek mgłą
a latarnią, która rzyga światłem.
Babcia
z babcią zawsze było ciężko
dźwigaj pani
bo przecież sama na nocnik nie usiądzie
a gdzie podetrzeć
utrzymać żeby nie upadła
ledwo wracasz z pracy
ona już od progu pyta
nie wiesz gdzie jest mój kleik
rozlałam maślankę a Wielmisowa
przyniosła tabletki na nietrzymanie moczu
mogłaby poczekać
niechby nie jęczała
przecież sypiemy jej na tyłek puder
mówię ci stary z babcią nie ma lekko
jeśli jej czegoś nie przyniesiesz
a przecież nie zawsze słychać że woła
to wyłazi z pokoju na czworaka
złośliwa czy co
Rodzice
wasza śmierć przychodzi jak kobieta
która sprzedaje bukiety kwiatów
sąsiad który ma tabletki
zdobyte bez recepty
na pewno pomogą
chociaż daje znak
nie spełnia obowiązków
nie pali wiosek i miast
nie rozrywa ciał
nie razi wróbla
trzymacie ją w rękach
jak lekko odchyloną stronę
zastanawiacie się
co w sobie kryje
żyjecie w mieszkaniu prócz was
opuszczonym przez wszystkich
leczycie płytki oddech
ściągacie zaćmę
biel która nachodzi na oczy
wpływa przez szpary drzwi
gdy śpicie siada na kołdrze
jak niewidzialny kot
rankiem
zmywacie sen z twarzy
planujecie wyjście
na otwarcie nadodrzańskiego bulwaru
wycieczka trzynastoletnich
stoją przy autobusie i czekają
dwa rzędy uformowane po dwanaścioro pociech
jadą do Auschwitz
oglądać prymitywne przybory toaletowe
okulary o okrągłych oprawkach
marzną i liczą bułeczki
w papierowych torbach
szukają jabłek
rozmawiają na temat oceny z fizyki
między krematorium a pryczą
siedzieli ubrani w mundury i hełmy
buty straszne i skórzane
nosili żołnierze w pleśniowych czapkach
więc jeśli ktoś zażartuje
przy więziennych chodakach
że nogi drewniane i piżama w pasiak
dostanie linijką po łapach
Opowiadanie woźnego
najciekawsi są zbawieni na wpół
nie nie oni nie mogą się równać
z zasiadającymi w ławach
przyjemnie chłodnego kościoła
starają się być lepsi
ot takie krasnoludki
trzymające się sukni wybranych
zabawnie to wygląda przyznaję
gdy karzeł skacze do ręki
świętej kobiety
krzyczy ten malec w niebogłosy
że owszem zrobił to i owo
ale nie bluzeczki nie dotykałem
albo tu i tam niekiedy
ale nic więcej przecież nic więcej
mnożą się potworki
czujące się lepiej od tych na samym dnie
aspirujące do miana…
i co jak myślisz
można im wybaczyć
a niech tam wpuść ich przed ołtarz na kwadrans
ale pamiętaj jeden z drugim
jeszcze jeden numer
i szmatą po łbie przejadę
Szedłem po papierosy w mglisty, zimny poranek,
ten człowiek wyrósł jak spod ziemi.
Jego dwudniowy zarost i niechlujne ubranie
świadczyły o tym, że nie wiedzie mu się od jakiegoś czasu.
Masz ognia? – spytał.
Nie mówiąc nic podałem zapalniczkę.
Mimo, że odpalił papierosa, nie miał zamiaru odchodzić.
Stało się jasne, że to co zwykle zdarza się w poczekalni lub w sklepie
tym razem będzie miało miejsce w ciemnej i nieprzystępnej bramie –
gość będzie miał ochotę pogadać o sobie.
Usłyszałem, że jest bezdomny od dwóch miesięcy.
Dowiedziałem się gdzie można zjeść darmowy posiłek,
gdzie można wziąć prysznic, które dziwki kradną na dworcu
i dlaczego nocleg w starym, nienależącym do nikogo samochodzie
nie jest dobrym pomysłem: zawsze mogą cię namierzyć gliny,
a to niezmiennie oznacza kłopoty.
Po krótkiej rozmowie życzył mi powodzenia, ale nie wiem
w jakiej dziedzinie życia miało mi się poszczęścić.
Nie miało znaczenia gdy oddalał się do swoich braci,
wykolejeniec, którego spotkałem
między zapowiadającą poranek mgłą
a latarnią, która rzyga światłem.
Babcia
z babcią zawsze było ciężko
dźwigaj pani
bo przecież sama na nocnik nie usiądzie
a gdzie podetrzeć
utrzymać żeby nie upadła
ledwo wracasz z pracy
ona już od progu pyta
nie wiesz gdzie jest mój kleik
rozlałam maślankę a Wielmisowa
przyniosła tabletki na nietrzymanie moczu
mogłaby poczekać
niechby nie jęczała
przecież sypiemy jej na tyłek puder
mówię ci stary z babcią nie ma lekko
jeśli jej czegoś nie przyniesiesz
a przecież nie zawsze słychać że woła
to wyłazi z pokoju na czworaka
złośliwa czy co
Rodzice
wasza śmierć przychodzi jak kobieta
która sprzedaje bukiety kwiatów
sąsiad który ma tabletki
zdobyte bez recepty
na pewno pomogą
chociaż daje znak
nie spełnia obowiązków
nie pali wiosek i miast
nie rozrywa ciał
nie razi wróbla
trzymacie ją w rękach
jak lekko odchyloną stronę
zastanawiacie się
co w sobie kryje
żyjecie w mieszkaniu prócz was
opuszczonym przez wszystkich
leczycie płytki oddech
ściągacie zaćmę
biel która nachodzi na oczy
wpływa przez szpary drzwi
gdy śpicie siada na kołdrze
jak niewidzialny kot
rankiem
zmywacie sen z twarzy
planujecie wyjście
na otwarcie nadodrzańskiego bulwaru
wycieczka trzynastoletnich
stoją przy autobusie i czekają
dwa rzędy uformowane po dwanaścioro pociech
jadą do Auschwitz
oglądać prymitywne przybory toaletowe
okulary o okrągłych oprawkach
marzną i liczą bułeczki
w papierowych torbach
szukają jabłek
rozmawiają na temat oceny z fizyki
między krematorium a pryczą
siedzieli ubrani w mundury i hełmy
buty straszne i skórzane
nosili żołnierze w pleśniowych czapkach
więc jeśli ktoś zażartuje
przy więziennych chodakach
że nogi drewniane i piżama w pasiak
dostanie linijką po łapach
Opowiadanie woźnego
najciekawsi są zbawieni na wpół
nie nie oni nie mogą się równać
z zasiadającymi w ławach
przyjemnie chłodnego kościoła
starają się być lepsi
ot takie krasnoludki
trzymające się sukni wybranych
zabawnie to wygląda przyznaję
gdy karzeł skacze do ręki
świętej kobiety
krzyczy ten malec w niebogłosy
że owszem zrobił to i owo
ale nie bluzeczki nie dotykałem
albo tu i tam niekiedy
ale nic więcej przecież nic więcej
mnożą się potworki
czujące się lepiej od tych na samym dnie
aspirujące do miana…
i co jak myślisz
można im wybaczyć
a niech tam wpuść ich przed ołtarz na kwadrans
ale pamiętaj jeden z drugim
jeszcze jeden numer
i szmatą po łbie przejadę
Fot. Marlena Kaczmarek.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |