KTO POTRAFI POGONIĆ DIABŁA? (ANDRUS KIVIRÄHK: 'LISTOPADOWE PORZECZKI')
A
A
A
Literatura inspirowana baśniami i legendami często przedstawia swoim czytelnikom dobrych i szlachetnych bohaterów, którzy w obronie wartości takich jak honor i lojalność toczą wygrane walki ze złem. Postaci te są piękne i stanowią niedościgniony wzór do naśladowania. Służąc swoim panom i paniom, z godnością przeżywają cierpienie fizyczne i psychiczne. Ale to nie ten trop obrał estoński pisarz Andrus Kivirähk, tworząc powieść „Listopadowe porzeczki”, które jeszcze w zeszłym roku ukazały się w polskim tłumaczeniu dzięki Wydawnictwu Literackiemu. Choć i on czerpał z różnorodności znanych mu bajek, to zawarte w nich motywy opracował niezwykle oryginalnie.
Powieść ta, wymykająca się gatunkowym podziałom, przyniosła pisarzowi międzynarodowe uznanie, a sami Estończycy tak bardzo docenili prozę swojego rodaka, że postaci z jego książek były wykorzystywane w spotach zachęcających do głosowania na Unię Europejską. Powstało nawet pojęcie „rehapaplus” (od „Rehepapp” oryginalnego tytułu książki), które oznacza dążenie do tego, aby w jak najłatwiejszy sposób przywłaszczyć sobie coś cudzego (K. Kikas, O. Heinapuu: s. 103). Od krytyki literackiej prasa estońska przeszła więc do komentowania postaw bohaterów powieści i tworzenia paraleli do aktualnych sytuacji społecznych i politycznych. Historie opowiedziane w „Listopadowych porzeczkach” znane są także dzięki ekranizacji powstałej w 2017 roku wyreżyserowanej przez Reinera Sarneta. Film został kandydatem Estonii do Oskara za najlepszy film nieanglojęzyczny.
Akcję drugiej, po „Człowieku, który znał mowę węży” (2020), wydanej w Polsce powieści Kivirähk umieszcza w Estonii, w czasie i miejscu dokładnie nieokreślonym, co jest zgodne z konwencją bajki magicznej. Za rzeką, na skraju lasu oddalonym od wyspy Saremy, obok innych wiosek, w czasie, kiedy najbogatszymi ludźmi w kraju byli Niemcy i kiedy już tylko nieliczni pamiętali bohaterskie czyny Lembita, podczas wyjątkowo zimnego i ponurego listopada – takie oto informacje dostajemy od narratora i bohaterów powieści. Mogą wydawać się niezbyt precyzyjne, ale w trakcie lektury okazują się wystarczające, aby odczytać w nich sensy dotyczące także naszej rzeczywistości.
Bohaterami powieści są biedni mieszkańcy wsi mieszkający nieopodal dworu zajmowanego przez niemieckiego barona. Postaci stanowią wspaniały wachlarz archetypów znanych z baśni – znajdzie się bowiem para chytrych staruszków węszących za cudzym złotem, mądry starszy mężczyzna, który wyciąga mieszkańców wioski z niedoli, miejscowy głupek będący obiektem żartów, wiedźma zajmująca chatkę na skraju lasu otoczona wianuszkiem czarnych kotów oraz para nieszczęśliwie zakochanych młodych ludzi. Kivirähk radzi sobie z tymi archetypami w sposób niesamowicie oryginalny, przydając im cechy i angażując ich w sytuacje zupełnie niespodziewane dla czytelnika. Odbiera im powagę typową dla baśni, stosując groteskę i czarny humor.
W „Listopadowych porzeczkach” nie znajdziemy dobrych i złych, a raczej sprytnych i radzących sobie z przeciwnościami losu oraz głupich i naiwnych. Wyjątkowym bohaterem jest krat-bałwan. Krat to postać stworzona z różnych rzeczy przez człowieka, której diabeł daje duszę. Musi ona służyć swojemu stwórcy. Choć nieczęsto ktoś chce ich wysłuchać, to okazują się jednymi z najbardziej refleksyjnych podmiotów w książce. Krat-bałwan niewiele może zrobić dla swojego pana oprócz opowiadania mu pięknych baśni o rycerzach i damach, nieszczęśliwie zakochanych, którzy odbierali sobie życie w rozpaczy powodowanej niespełnioną miłością. Przysłuchujący się tym opowieścią stodolnik Sander kwituje krótko, że są głupie, a ludzie w nich jeszcze głupsi. Opowieści bałwana uwypuklają wartości, jakimi kierują się mieszkańcy wsi, a tworzą one zestaw wyjątkowy, któremu należy się przyjrzeć z cierpliwością i uwagą, wiele bowiem mogą powiedzieć nam o nas samych i podstawach naszej moralności.
Kivirähk stworzył powieść wielowątkową. Mamy tu historię nieszczęśliwie zakochanych, nieco podobną do opowieści bałwana, ale okraszoną humorem i komentarzem innych mieszkańców wsi, którzy platoniczną miłość wyśmiewają zamiast ją wychwalać. Oprócz tego poznamy ludzi pracujących we dworze, których codziennością jest podbieranie baronowi majątku. Zazwyczaj nie tłumaczą tego w żaden inny sposób, jak ten, że skoro pan jest taki głupi… Ale zdarza się, że kradzież traktują jako odbieranie tego, co wcześniej przez Niemca zostało zabrane Estończykom. Ważnymi wątkami są także te, których bohaterami są upiory, strzygonie, kraty, trupibuty i diabły – postacie estońskiego folkloru. Nie należy rozumieć tych postaci jako magicznych. Magią w tej rzeczywistości zajmuje się wiedźma, młócąca w żarnach włosy nieszczęśników, którzy z każdym obrotem stają się coraz głupsi. Nie są to też elementy wierzeń estońskich. Diabelskie postaci są częścią codzienności mieszkańców wsi, których należy się obawiać, gdyż mogą zaszkodzić, ale przede wszystkich należy ich odstraszać i dawać nauczkę, tak aby nie uprzykrzały życia tym, którzy jeszcze żyją.
I ten fakt wydaje się być najciekawszy. Pokazuje bowiem wiarę bohaterów w to, że nawet diabła można pogonić, w to, że przy odrobinie sprytu można sobie poradzić w każdej sytuacji. Historia polityczna Estonii jest pod pewnym względem podobna do polskiej. W obu znajdą się okresy czasu, w których wysokie stanowiska zajmowali przedstawiciele krajów obcych, w których zwyczaje i wartości były wykpiwane, a ludzie zmuszani do tego, by jakoś sobie radzić. To „radzenie sobie” często oznaczało kombinowanie, kradzieże i oszukiwanie. Motyw ten często pojawia się w opowieściach o życiu Polaków w PRL-u. Warto przywołać tu niadawno powstały film o złodzieju-bohaterze – „Najmro. Kocha, kradnie, szanuje” w reżyserii Mateusza Rakowicza.
Powieść ta daje wielką przyjemność z lektury – jest dobrze napisana i wydaje się także świetnie przetłumaczona. Użyty przez autora język, bardzo prosty, doskonale oddaje opisywaną rzeczywistość. Jest to także literatura, która pomaga zadać pytania o rzeczywistość, w której żyjemy, o źródła naszej kultury, o wartości, które stoją u podstaw naszego społeczeństwa. Walory literackie są tu na równi z rozrywkowymi.
Literatura:
K. Kikas, O. Heinapuu: „Folks Belief or Anecdote? On the Genre Logic of Rehepapp by Andrus Kivirähk in the Context of Folklore Genres”. „Folklore: Elektronic Journal of Folklore” nr 26, 2004.
Powieść ta, wymykająca się gatunkowym podziałom, przyniosła pisarzowi międzynarodowe uznanie, a sami Estończycy tak bardzo docenili prozę swojego rodaka, że postaci z jego książek były wykorzystywane w spotach zachęcających do głosowania na Unię Europejską. Powstało nawet pojęcie „rehapaplus” (od „Rehepapp” oryginalnego tytułu książki), które oznacza dążenie do tego, aby w jak najłatwiejszy sposób przywłaszczyć sobie coś cudzego (K. Kikas, O. Heinapuu: s. 103). Od krytyki literackiej prasa estońska przeszła więc do komentowania postaw bohaterów powieści i tworzenia paraleli do aktualnych sytuacji społecznych i politycznych. Historie opowiedziane w „Listopadowych porzeczkach” znane są także dzięki ekranizacji powstałej w 2017 roku wyreżyserowanej przez Reinera Sarneta. Film został kandydatem Estonii do Oskara za najlepszy film nieanglojęzyczny.
Akcję drugiej, po „Człowieku, który znał mowę węży” (2020), wydanej w Polsce powieści Kivirähk umieszcza w Estonii, w czasie i miejscu dokładnie nieokreślonym, co jest zgodne z konwencją bajki magicznej. Za rzeką, na skraju lasu oddalonym od wyspy Saremy, obok innych wiosek, w czasie, kiedy najbogatszymi ludźmi w kraju byli Niemcy i kiedy już tylko nieliczni pamiętali bohaterskie czyny Lembita, podczas wyjątkowo zimnego i ponurego listopada – takie oto informacje dostajemy od narratora i bohaterów powieści. Mogą wydawać się niezbyt precyzyjne, ale w trakcie lektury okazują się wystarczające, aby odczytać w nich sensy dotyczące także naszej rzeczywistości.
Bohaterami powieści są biedni mieszkańcy wsi mieszkający nieopodal dworu zajmowanego przez niemieckiego barona. Postaci stanowią wspaniały wachlarz archetypów znanych z baśni – znajdzie się bowiem para chytrych staruszków węszących za cudzym złotem, mądry starszy mężczyzna, który wyciąga mieszkańców wioski z niedoli, miejscowy głupek będący obiektem żartów, wiedźma zajmująca chatkę na skraju lasu otoczona wianuszkiem czarnych kotów oraz para nieszczęśliwie zakochanych młodych ludzi. Kivirähk radzi sobie z tymi archetypami w sposób niesamowicie oryginalny, przydając im cechy i angażując ich w sytuacje zupełnie niespodziewane dla czytelnika. Odbiera im powagę typową dla baśni, stosując groteskę i czarny humor.
W „Listopadowych porzeczkach” nie znajdziemy dobrych i złych, a raczej sprytnych i radzących sobie z przeciwnościami losu oraz głupich i naiwnych. Wyjątkowym bohaterem jest krat-bałwan. Krat to postać stworzona z różnych rzeczy przez człowieka, której diabeł daje duszę. Musi ona służyć swojemu stwórcy. Choć nieczęsto ktoś chce ich wysłuchać, to okazują się jednymi z najbardziej refleksyjnych podmiotów w książce. Krat-bałwan niewiele może zrobić dla swojego pana oprócz opowiadania mu pięknych baśni o rycerzach i damach, nieszczęśliwie zakochanych, którzy odbierali sobie życie w rozpaczy powodowanej niespełnioną miłością. Przysłuchujący się tym opowieścią stodolnik Sander kwituje krótko, że są głupie, a ludzie w nich jeszcze głupsi. Opowieści bałwana uwypuklają wartości, jakimi kierują się mieszkańcy wsi, a tworzą one zestaw wyjątkowy, któremu należy się przyjrzeć z cierpliwością i uwagą, wiele bowiem mogą powiedzieć nam o nas samych i podstawach naszej moralności.
Kivirähk stworzył powieść wielowątkową. Mamy tu historię nieszczęśliwie zakochanych, nieco podobną do opowieści bałwana, ale okraszoną humorem i komentarzem innych mieszkańców wsi, którzy platoniczną miłość wyśmiewają zamiast ją wychwalać. Oprócz tego poznamy ludzi pracujących we dworze, których codziennością jest podbieranie baronowi majątku. Zazwyczaj nie tłumaczą tego w żaden inny sposób, jak ten, że skoro pan jest taki głupi… Ale zdarza się, że kradzież traktują jako odbieranie tego, co wcześniej przez Niemca zostało zabrane Estończykom. Ważnymi wątkami są także te, których bohaterami są upiory, strzygonie, kraty, trupibuty i diabły – postacie estońskiego folkloru. Nie należy rozumieć tych postaci jako magicznych. Magią w tej rzeczywistości zajmuje się wiedźma, młócąca w żarnach włosy nieszczęśników, którzy z każdym obrotem stają się coraz głupsi. Nie są to też elementy wierzeń estońskich. Diabelskie postaci są częścią codzienności mieszkańców wsi, których należy się obawiać, gdyż mogą zaszkodzić, ale przede wszystkich należy ich odstraszać i dawać nauczkę, tak aby nie uprzykrzały życia tym, którzy jeszcze żyją.
I ten fakt wydaje się być najciekawszy. Pokazuje bowiem wiarę bohaterów w to, że nawet diabła można pogonić, w to, że przy odrobinie sprytu można sobie poradzić w każdej sytuacji. Historia polityczna Estonii jest pod pewnym względem podobna do polskiej. W obu znajdą się okresy czasu, w których wysokie stanowiska zajmowali przedstawiciele krajów obcych, w których zwyczaje i wartości były wykpiwane, a ludzie zmuszani do tego, by jakoś sobie radzić. To „radzenie sobie” często oznaczało kombinowanie, kradzieże i oszukiwanie. Motyw ten często pojawia się w opowieściach o życiu Polaków w PRL-u. Warto przywołać tu niadawno powstały film o złodzieju-bohaterze – „Najmro. Kocha, kradnie, szanuje” w reżyserii Mateusza Rakowicza.
Powieść ta daje wielką przyjemność z lektury – jest dobrze napisana i wydaje się także świetnie przetłumaczona. Użyty przez autora język, bardzo prosty, doskonale oddaje opisywaną rzeczywistość. Jest to także literatura, która pomaga zadać pytania o rzeczywistość, w której żyjemy, o źródła naszej kultury, o wartości, które stoją u podstaw naszego społeczeństwa. Walory literackie są tu na równi z rozrywkowymi.
Literatura:
K. Kikas, O. Heinapuu: „Folks Belief or Anecdote? On the Genre Logic of Rehepapp by Andrus Kivirähk in the Context of Folklore Genres”. „Folklore: Elektronic Journal of Folklore” nr 26, 2004.
Andrus Kivirähk: „Listopadowe porzeczki”. Przeł. Anna Michalczuk-Podlecki. Wydwnictwo Literackie. Kraków 2021.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |