
SŁUCHANIE KOSMOSU (JONATHAN POWELL: 'KOSMICZNE FENOMENY. SZYBKI KURS HISTORII ASTRONOMII')
A
A
A
Podtytuł polskiego wydania książki Jonathana Powella jest zwodniczy. „Kosmiczne fenomeny” to nie tyle „szybki kurs historii astronomii”, co zbiór ciekawostek, z grubsza uporządkowanych według chronologicznego klucza – od przeszłości, przez teraźniejszość, po kierunki spodziewanych przyszłych odkryć. Sformułowanie „kurs historii astronomii” ma zastosowanie w odniesieniu do pierwszych czterech części książki, poruszających zagadnienia archeoastronomii. Trudno nie docenić tych fragmentów, zważywszy na to, że dotyczą dziedziny wiedzy stosunkowo rzadko przywoływanej w popularnonaukowych opracowaniach związanych z astronomią i kosmologią. Na kolejne rozdziały składają się m.in.: praktyczne wskazówki dotyczące przyrządów służących do obserwowania kosmosu, przewodnik po obserwatoriach i innych lokacjach przeznaczonych do tego typu badań, refleksje o wpływie atmosfery na obserwowane z powierzchni Ziemi zjawiska astronomiczne, wreszcie: szereg uwag na temat fenomenów takich jak supernowe, czarne dziury, (wciąż poszukiwane) białe dziury, a także potencjalne scenariusze końca wszechświata (teorie Wielkiego Kolapsu, śmierci cieplnej itp.). Jeżeli komuś wydaje się, że to trochę za dużo, jak na publikację o objętości niespełna 230 stron (z których ostatnich kilkanaście to słowniczek najważniejszych pojęć), to – moim zdaniem – będzie mieć rację. W czasach wytężonych prac nad teorią wszystkiego, zdolną zintegrować mechanikę kwantową z ogólną teorią względności, poetyka „od Sasa do Lasa”, tudzież – co zabrzmi w tym kontekście bardziej adekwatnie – „od (Pasa) Kuipera do (bozonu) Higgsa”, nie jest niczym niezwykłym w publikacjach z zakresu wiedzy o wszechświecie, w których bardzo często refleksja o tym, co supermasywne i bardzo stare, płynnie łączy się z dywagacjami na temat tego, co niewiarygodnie lekkie i kruche. Problem w tym, że książka Jonathana Powella nie podporządkowuje tych refleksji żadnej ogólniejszej myśli przewodniej.
Z rozproszonych tu i ówdzie uwag łatwo wywnioskować, że „Kosmiczne fenomeny” z jednej strony chcą siać ziarno fascynacji kosmosem i możliwościami płynącymi z jego poznawania (co wydaje się naturalne z racji tego, że autor od lat działa na polu popularyzacji astronomii), z drugiej zaś uczyć pokory względem dotychczasowych osiągnięć nauki, ponieważ: „zrozumienie tego, jak nasi przodkowie postrzegali Wszechświat (…), służy jako doskonałe przypomnienie, że to, co obecnie postrzegamy jako prawdziwe rozumienie Wszechświata, może zostać zakwestionowane i ostatecznie odrzucone w nadchodzących stuleciach” (s. 69). Niestety, minikompendium wiedzy astronomicznej, jakie prezentuje Powell, nie jest ani lekturą na tyle angażującą, by efektywnie spełnić cel pierwszy, ani refleksją na tyle pogłębioną, by sprostać celowi drugiemu.
Trudności z zaangażowaniem się w lekturę wynikają z dwóch powodów. Po pierwsze, „Kosmiczne fenomeny” są książką, która – chcąc zadowolić wielu – może nie usatysfakcjonować (prawie) nikogo: obserwatorów-amatorów raczej nie zafascynują opisy tego, co na nocnym niebie (i za pomocą jakich instrumentów) dostrzegali starożytni Egipcjanie, Indusi czy Inkowie, z kolei tych, których astronomia interesuje na poziomie głównie teoretycznym, a ich wędrówki po przestrzeni kosmicznej odbywają się w głębi wygodnego fotela, raczej znudzą obszerne fragmenty poświęcone technikaliom, np. rodzajom lornetek, teleskopów i obiektywów, za pomocą których można obserwować nocne niebo. Entuzjastyczne zapewnienia, że „teleskop przynosi korzyści, można dzięki niemu osiągnąć więcej, ale w żadnym wypadku nie należy nikogo zniechęcać, jeśli nie ma takiego narzędzia do dyspozycji” (s. 72), z pewnością są podszyte światłą ideą, ale jakoś nie sprawiają, że zaczynam wierzyć, iż fotografowanie Wenus na wieczornym niebie za pomocą smartfona może mi przynieść coś więcej niż osobistą frajdę. Niby dobrze jest wiedzieć, że Park Narodowy Warrumbungle to pierwszy park ciemnego nieba w Australii, oferujący doskonałe widoki południowych gwiazdozbiorów – i tak jednak pewnie nigdy tam nie pojadę. Skrótowość opisów lokacji interesujących dla astronomów-globtroterów jest zresztą dość zniechęcająca – trzy kliknięcia w sieci dają dostęp do znacznie bardziej szczegółowych informacji. I tu pojawia się drugi problem związany z nieangażującą lekturą: niektóre partie „Kosmicznych fenomenów” czyta się niczym hasła z encyklopedii, z tą różnicą, że momentami wydają się one znacznie krótsze i uboższe niż to, co może zaoferować – dajmy na to – Wikipedia. Mówiąc krótko: struktura „Kosmicznych fenomenów” okazuje się niedostosowana do czasów, w których dystrybucja wiedzy następuje za pomocą hiperlinków i rozległych baz danych.
W kwestii archeoastronomii Jonathan Powell z pewnością ma rację: jest to absolutnie fascynująca, choć niedoceniana dziedzina wiedzy. Szczególnie interesujące wydaje się jednak nie to, jak wiele ze starożytnych poglądów o kosmosie zostało zakwestionowanych w toku nowożytnych badań naukowych, ani nawet nie to, jak wiele trafnych intuicji (związanych np. z heliocentryzmem) przejawiali nasi odlegli przodkowie z różnych stron świata, lecz to, że doświadczenia dawnych pokoleń pokazują, że nauka o kosmosie zawsze była mocno uwikłana w konteksty kulturowe i historyczne. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, łatwo jest z dystansem podchodzić do wierzeń starożytnych Egipcjan, w których wiedza o ruchu ciał niebieskich była mocno zintegrowana z mitologią; łatwo jest także potraktować jako błahą ciekawostkę fakt, że starożytny chiński astronom mógł zostać skrócony o głowę, jeśli popełnił błąd w obliczeniach związanych z datą najbliższego zaćmienia Księżyca. Te i inne przykłady pokazują jednak, iż – bez względu na to, jak silne nie byłoby przekonanie o tym, że nauki ścisłe opierają się na obiektywnych założeniach i żelaznej logice wywodu – nieustannie pozostają one w ścisłej korelacji z obowiązującymi ideologiami oraz polityką. Kiedy zatem Powell pisze o supernowej, którą w 1006 roku obserwowali na niebie zarówno Chińczycy, jak i Włosi oraz Irakijczycy, nasuwa się pytanie: jak przedstawiciele tych w nikłym stopniu komunikujących się ze sobą w tamtych czasach kultur rozumieli ten fenomen i w jakie dyskursy go ubierali.
W pozbawionym głębszych wniosków kompendium wiedzy astronomicznej, jakim są „Kosmiczne fenomeny”, mowa jest o innowacyjnych badaniach, w których trakcie próbujemy nie tylko oglądać kosmos, lecz także nasłuchiwać płynących z niego odgłosów, a nawet (to gratka dla wielbicieli eksperymentów profesora Farnswortha z serialu „Futurama”) go powąchać. Nie doszukamy się w niej już jednak refleksji nad kulturowym znaczeniem tego typu projektów, które – w kontrze do wzrokocentrycznej tradycji badań astronomicznych – stawiają pytanie o rolę, jaką w rozumieniu naszego miejsca we wszechświecie mogą pełnić inne zmysły. Spostrzeżenia Jonathana Powella nie idą tak daleko, bo też i cel jego książki jest inny. Narracja zaproponowana przez autora wynika z nałożenia na siebie dwóch triad pojęć: przeszłość-teraźniejszość-przyszłość oraz historia-praktyka-teoria, gdzie przeszłość parowana jest z archeoastronomią, teraźniejszość z dzisiejszą technologią, a przyszłość z teorią, w której pobrzmiewają apokaliptyczne tony związane z zagładą nadciągającą z kosmosu (nieuchronne zderzenie Ziemi z innym ciałem niebieskim, przeobrażenie się Słońca w czerwonego olbrzyma, śmierć cieplna wszechświata). Taka perspektywa, choć wydaje się naturalna, nie jest aż tak oczywista i z łatwością można byłoby ją odwrócić – w końcu nasze obecne patrzenie w głęboki kosmos to równocześnie zaglądanie w odległą przeszłość (światło gwiazd, które dziś oglądamy na niebie, wędrowało do nas miliony lat), a snucie teorii na temat tego, jak może zakończyć się nasza bytność na tej planecie, ma wiele wspólnego ze starym, dobrym myśleniem apokaliptycznym. Są to już jednak zupełnie inne (niekoniecznie kosmiczne) fenomeny i zupełnie inna historia – taka, której na kartach książki Jonathana Powella próżno szukać.
Z rozproszonych tu i ówdzie uwag łatwo wywnioskować, że „Kosmiczne fenomeny” z jednej strony chcą siać ziarno fascynacji kosmosem i możliwościami płynącymi z jego poznawania (co wydaje się naturalne z racji tego, że autor od lat działa na polu popularyzacji astronomii), z drugiej zaś uczyć pokory względem dotychczasowych osiągnięć nauki, ponieważ: „zrozumienie tego, jak nasi przodkowie postrzegali Wszechświat (…), służy jako doskonałe przypomnienie, że to, co obecnie postrzegamy jako prawdziwe rozumienie Wszechświata, może zostać zakwestionowane i ostatecznie odrzucone w nadchodzących stuleciach” (s. 69). Niestety, minikompendium wiedzy astronomicznej, jakie prezentuje Powell, nie jest ani lekturą na tyle angażującą, by efektywnie spełnić cel pierwszy, ani refleksją na tyle pogłębioną, by sprostać celowi drugiemu.
Trudności z zaangażowaniem się w lekturę wynikają z dwóch powodów. Po pierwsze, „Kosmiczne fenomeny” są książką, która – chcąc zadowolić wielu – może nie usatysfakcjonować (prawie) nikogo: obserwatorów-amatorów raczej nie zafascynują opisy tego, co na nocnym niebie (i za pomocą jakich instrumentów) dostrzegali starożytni Egipcjanie, Indusi czy Inkowie, z kolei tych, których astronomia interesuje na poziomie głównie teoretycznym, a ich wędrówki po przestrzeni kosmicznej odbywają się w głębi wygodnego fotela, raczej znudzą obszerne fragmenty poświęcone technikaliom, np. rodzajom lornetek, teleskopów i obiektywów, za pomocą których można obserwować nocne niebo. Entuzjastyczne zapewnienia, że „teleskop przynosi korzyści, można dzięki niemu osiągnąć więcej, ale w żadnym wypadku nie należy nikogo zniechęcać, jeśli nie ma takiego narzędzia do dyspozycji” (s. 72), z pewnością są podszyte światłą ideą, ale jakoś nie sprawiają, że zaczynam wierzyć, iż fotografowanie Wenus na wieczornym niebie za pomocą smartfona może mi przynieść coś więcej niż osobistą frajdę. Niby dobrze jest wiedzieć, że Park Narodowy Warrumbungle to pierwszy park ciemnego nieba w Australii, oferujący doskonałe widoki południowych gwiazdozbiorów – i tak jednak pewnie nigdy tam nie pojadę. Skrótowość opisów lokacji interesujących dla astronomów-globtroterów jest zresztą dość zniechęcająca – trzy kliknięcia w sieci dają dostęp do znacznie bardziej szczegółowych informacji. I tu pojawia się drugi problem związany z nieangażującą lekturą: niektóre partie „Kosmicznych fenomenów” czyta się niczym hasła z encyklopedii, z tą różnicą, że momentami wydają się one znacznie krótsze i uboższe niż to, co może zaoferować – dajmy na to – Wikipedia. Mówiąc krótko: struktura „Kosmicznych fenomenów” okazuje się niedostosowana do czasów, w których dystrybucja wiedzy następuje za pomocą hiperlinków i rozległych baz danych.
W kwestii archeoastronomii Jonathan Powell z pewnością ma rację: jest to absolutnie fascynująca, choć niedoceniana dziedzina wiedzy. Szczególnie interesujące wydaje się jednak nie to, jak wiele ze starożytnych poglądów o kosmosie zostało zakwestionowanych w toku nowożytnych badań naukowych, ani nawet nie to, jak wiele trafnych intuicji (związanych np. z heliocentryzmem) przejawiali nasi odlegli przodkowie z różnych stron świata, lecz to, że doświadczenia dawnych pokoleń pokazują, że nauka o kosmosie zawsze była mocno uwikłana w konteksty kulturowe i historyczne. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, łatwo jest z dystansem podchodzić do wierzeń starożytnych Egipcjan, w których wiedza o ruchu ciał niebieskich była mocno zintegrowana z mitologią; łatwo jest także potraktować jako błahą ciekawostkę fakt, że starożytny chiński astronom mógł zostać skrócony o głowę, jeśli popełnił błąd w obliczeniach związanych z datą najbliższego zaćmienia Księżyca. Te i inne przykłady pokazują jednak, iż – bez względu na to, jak silne nie byłoby przekonanie o tym, że nauki ścisłe opierają się na obiektywnych założeniach i żelaznej logice wywodu – nieustannie pozostają one w ścisłej korelacji z obowiązującymi ideologiami oraz polityką. Kiedy zatem Powell pisze o supernowej, którą w 1006 roku obserwowali na niebie zarówno Chińczycy, jak i Włosi oraz Irakijczycy, nasuwa się pytanie: jak przedstawiciele tych w nikłym stopniu komunikujących się ze sobą w tamtych czasach kultur rozumieli ten fenomen i w jakie dyskursy go ubierali.
W pozbawionym głębszych wniosków kompendium wiedzy astronomicznej, jakim są „Kosmiczne fenomeny”, mowa jest o innowacyjnych badaniach, w których trakcie próbujemy nie tylko oglądać kosmos, lecz także nasłuchiwać płynących z niego odgłosów, a nawet (to gratka dla wielbicieli eksperymentów profesora Farnswortha z serialu „Futurama”) go powąchać. Nie doszukamy się w niej już jednak refleksji nad kulturowym znaczeniem tego typu projektów, które – w kontrze do wzrokocentrycznej tradycji badań astronomicznych – stawiają pytanie o rolę, jaką w rozumieniu naszego miejsca we wszechświecie mogą pełnić inne zmysły. Spostrzeżenia Jonathana Powella nie idą tak daleko, bo też i cel jego książki jest inny. Narracja zaproponowana przez autora wynika z nałożenia na siebie dwóch triad pojęć: przeszłość-teraźniejszość-przyszłość oraz historia-praktyka-teoria, gdzie przeszłość parowana jest z archeoastronomią, teraźniejszość z dzisiejszą technologią, a przyszłość z teorią, w której pobrzmiewają apokaliptyczne tony związane z zagładą nadciągającą z kosmosu (nieuchronne zderzenie Ziemi z innym ciałem niebieskim, przeobrażenie się Słońca w czerwonego olbrzyma, śmierć cieplna wszechświata). Taka perspektywa, choć wydaje się naturalna, nie jest aż tak oczywista i z łatwością można byłoby ją odwrócić – w końcu nasze obecne patrzenie w głęboki kosmos to równocześnie zaglądanie w odległą przeszłość (światło gwiazd, które dziś oglądamy na niebie, wędrowało do nas miliony lat), a snucie teorii na temat tego, jak może zakończyć się nasza bytność na tej planecie, ma wiele wspólnego ze starym, dobrym myśleniem apokaliptycznym. Są to już jednak zupełnie inne (niekoniecznie kosmiczne) fenomeny i zupełnie inna historia – taka, której na kartach książki Jonathana Powella próżno szukać.
Jonathan Powell: „Kosmiczne fenomeny. Szybki kurs historii astronomii”. Przeł. Małgorzata Dąbrowska-Kowalik. Wydawnictwo Naukowe PWN. Warszawa 2021.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |