
CZY SŁOWACKI BYŁ... NO WIECIE? (MARTA JUSTYNA NOWICKA: 'SŁOWACKI. WYCHODZENIE Z SZAFY')
A
A
A
Na pytanie zadane w tytule odpowiem od razu: nie wiem. Nikt tego nie wie, nawet Marta Justyna Nowicka, która poświęciła nienormatywności wieszcza najpierw swoją rozprawę doktorską, a później popularnonaukową książkę „Słowacki. Wychodzenie z szafy”. Sęk w tym, że zarówno to pytanie, jak i hipotetyczna odpowiedź na nie tak naprawdę nie mają znaczenia. Spieranie się o orientację psychoseksualną (we współczesnym rozumieniu) osoby zmarłej w 1849 roku jest zwyczajnie z góry skazane na porażkę. Obecny dyskurs o (niehetero)seksualności zaczął kształtować się dopiero pod koniec XIX wieku; Juliusz Słowacki zmarł dwadzieścia lat przed pierwszym publicznym użyciem słowa „homoseksualizm” (z medyczną, dziś unikaną końcówką „-izm”). Na szczęście Nowicka o tym wszystkim wie i jej książka podchodzi do tematu z innej strony.
Co jakiś czas kultura polska przeżywa zbiorowy szok, gdy okazuje się, że znany artysta lub artystka mogli wcale nie być tak heteronormatywni, jak nauczono nas w szkole. Przeszliśmy to chociażby z Witoldem Gombrowiczem, Jarosławem Iwaszkiewiczem, Marią Konopnicką czy też Fryderykiem Chopinem. Zwłaszcza spór o tego ostatniego, a głównie jego listy do Tytusa Woyciechowskiego, przyciągnął niedawno nawet uwagę międzynarodową (zob. Oltermann, Walker 2020). Co ciekawe, takie reinterpretacje biografii wielkich autorytetów nie pojawiają się po spektakularnym odkryciu nieznanego wcześniej rękopisu czy fotografii. Jedyne, co się zmienia, to nastawienie i otwartość naukowców na nietradycyjne odczytania. Przez wiele lat badacze solidarnie zapadali na zaćmę w momencie, gdy jakiś element biografii lub dorobku analizowanego przez nich twórcy lub twórczyni nie pasował do pięknego obrazka ułożonego wedle heteromatrycy. A teraz, wraz z otwartą głową i innymi perspektywami interpretacyjnymi, Nowicka snuje nową opowieść o nie byle kim, bo narodowym wieszczu, i próbuje pokazać wszystkie szczeliny w biografii i autokreacji Słowackiego, które rozsadzają znany nam heteromatriks. Czy to odwaga, szaleństwo, a może zuchwałość?
Opowiadałbym się za uznaniem tego za odważny ruch, ale bez cienia szaleństwa. Jeszcze niedawno takiego rodzaju próby (re)interpretacyjne spotykały się z niezbyt ciepłym przyjęciem, a nawet drwinami. Krzysztof Tomasik, notabene autor przedsłowia do książki Nowickiej, po wydaniu swojej publikacji „Homobiografie” w 2008 roku mógł usłyszeć, że „wypychając swoich bohaterów z szafy, wpycha ich w banalność, płaskość i niezróżnicowanie, przeflancowuje ich – z Parnasu do brukowca” (Nowacki 2008). Nowicka zapewne była świadoma możliwości pojawienia się tego typu zarzutów, więc już na początku jej opowieści znajdziemy różne zabiegi niejako mające obronić wywód przez taką krytyką. Po pierwsze, dowiadujemy się, że tezy autorki to zwyczajne propozycje na uzupełnienie dziś już klasycznych badań polonistów takich jak Juliusz Kleiner, Eugeniusz Sawrymowicz i Zbigniew Sudolski, a nie odkrycia przekreślające cały dotychczasowy stan wiedzy o wieszczu. Autorka jasno zaznaczyła, że jej dzieło nie jest próbą całościowej biografii Słowackiego – zamiast tego posługuje się terminem superbiografii. To pomysł zaczerpnięty z badań Anity Całek, według której superbiografia to „postmodernistyczne przedstawienie faktów i możliwych wydarzeń, które pierwszoplanowy narrator-badacz wybiera i komentuje” (s. 18-19). Dodatkowo celem rozważań wcale nie jest przekazanie „jedynej i słusznej prawdy” o Słowackim, a raczej ukazanie możliwości innego spojrzenia na tę postać (s. 21). Po drugie, badaczka jest również świadoma ahistoryczności terminów i metod z zakresu queer studies w odniesieniu do XIX-wiecznego twórcy. Zna granicę, po której przekroczeniu wykorzystywanie takich narzędzi nie jest już nawet uproszczeniem, a zwyczajnym błędem metodologicznym (zob. s. 18).
Ważnym zagadnieniem, potrzebnym do zrozumienia założeń Nowickiej w tej książce, jest romantyczna przyjaźń, a zwłaszcza jej przejawy w ówczesnej kulturze epistolarnej. Autorka przystępnie opisuje, że w epoce romantyzmu prywatne listy, zwłaszcza pomiędzy zaprzyjaźnionymi mężczyznami, często były pełne egzaltacji, teatralnych deklaracji i gestów, a przede wszystkim zapewnień o miłości autora do adresata. Była to norma, która w nikim nie wzbudzała podejrzeń, nie wywoływała skandali obyczajowych, a wręcz wymagały jej konwenanse (zob. s. 161–166). W tym miejscu muszę przyznać, że publikacja ta nieco ucierpiała poprzez moment wydania – ukazała się w listopadzie tego samego roku, co monumentalna pozycja „Dezorientacje. Antologia polskiej literatury queer” pod redakcją Alessandra Amenty, Tomasza Kaliściaka i Błażeja Warkockiego. Ta antologia wywołała – co zdziwiło samych redaktorów – największe zamieszanie wśród odbiorców właśnie przez umieszczone tam XIX-wieczne utwory i listy. Badacze również we wstępie zwięźle przytoczyli koncepcję romantycznej przyjaźni, tłumacząc, że dzięki przyzwoleniu na swobodniejsze okazywanie uczuć na przykład „Fryderyk Chopin mógł bez skrępowania wyznać miłość swojemu przyjacielowi z lat młodzieńczych Tytusowi Woyciechowskiemu, którego tytułował »najdroższym życiem«, »kochankiem« (…)” (Amenta i in. 2021: 33). Przyjaźń dla romantyków często była silniejszym uczuciem niż małżeńska miłość (weźmy pod uwagę częste wtedy małżeństwa aranżowane – choćby Zygmunta Krasińskiego i Elżbiety Branickiej). Publikacja Nowickiej, właśnie przez dyskusje przy okazji wydania „Dezorientacji”, straciła trochę tej przełomowej świeżości, z którą mogłaby z impetem wkroczyć do obecnych trendów badawczych. Oczywiście mimo tego dalej jest ciekawą pozycją, ukazującą, że być może Słowacki przekraczał nawet i te bardzo szerokie granice przy okazywaniu uczuć innym mężczyznom.
Książka „Słowacki. Wychodzenie z szafy” została podzielona na cztery rozdziały i dołączony do nich aneks, będący interpretacją poematu „Godzina myśli”. Pierwszy rozdział zatytułowany „Ten wszędzie obcy” jest spojrzeniem na biografię twórcy, począwszy od dzieciństwa aż po pośmiertną drogę na Wawel, ze szczególnym skupieniem się na stosunku Słowackiego do miejsc, w których przebywał dłuższy czas lub do których podróżował. Jako dziecko był niezwykle ruchliwy i niesforny, jego guwerner Józef Massalski nazywał go niekiedy mon petit diablotin (zob. s. 25). Co ciekawe, później w życiu swoje dzieciństwo będzie wspominał jako raczej melancholijne, opisując siebie jako outsidera od najmłodszych lat. Nowicka ukazuje losy artysty po opuszczeniu Polski i jego tułaczkę aż do ostatecznego osiedlenia się i śmierci w znienawidzonym Paryżu jako ucieczkę. Od czego? Najprawdopodobniej sam tego nie wiedział, czuł jedynie, że gdzie by nie pojechał, tam dalej czuł przygnębiającą obcość. Już tutaj spotkamy się z obrazem wieszcza – stworzonym celowo bądź nie – który będzie przewijał się przez cały wywód: strasznego marudy.
Drugi rozdział zatytułowany „Takiego pięknego syna urodziłam” traktuje o chyba najciekawszej relacji w życiu Słowackiego, czyli relacji matki i syna. Autorka nie skupia się jednak na uczuciu łączącym tę dwójkę czy wręcz na czymś na kształt obsesji, jaką Salomea Bécu miała na punkcie swojego dziecka (zob. s. 120). Pokazuje natomiast precyzyjną szermierkę, jaką prowadzą ze sobą matka i syn w korespondencji. Salomea latami usilnie namawiała syna do ożenku, do znudzenia pytała go o kobiety, które poznał, a czasem wręcz sama podsuwała kandydatki na żonę Julka. On natomiast mistrzowsko parował jej pytania. Nowicka zręcznie ukazuje na fragmentach listów, jakie strategie przyjmował wieszcz, by matki nie urazić i ją uspokoić, a jednocześnie nie deklarować niczego poważnego. Często zagadywał ją innymi sprawami, zwłaszcza uwielbianym przez niego tematem ubrań, a jakieś znaczące informacje wkładał między zdania takiego luźnego „gadania”. Opisywał również kobiety, jakie obok niego się pojawiały, a nawet zabiegały o jego uczucia. Zawsze jednak było coś z nimi nie tak: a to brzydkie, a to natrętne, a to nużące. Słowacki traktował je głównie jako przewodniczki po nowo odwiedzanych miejscach i sposób na niwelowanie nudy. Choć spędzał z nimi dużo czasu i dzięki ich pomocy na przykład wchodził w różne kręgi towarzyskie, w listach do matki bezlitośnie na nie narzekał i wyśmiewał ich zaloty. Natomiast obecność niektórych mężczyzn w swoim życiu znacząco zatajał. Stąd to przewijające się w biografiach artysty przekonanie o jego chłodzie i dystansie emocjonalnym. Dla Nowickiej natomiast są to elementy, które po ułożeniu w większą całość składają się na obraz syna, który kobietami nie jest specjalnie zainteresowany, a jedynie wspomina o nich, by matka się o niego nie martwiła.
Trzecia część wywodu, o tytule „Tonąc w błękicie”, skupia się wokół relacji Słowackiego z innym wieszczem – Zygmuntem Krasińskim. Autorka ukazuje, jak korespondencja między tymi dwoma mężczyznami różni się od korespondencji między filaretami. Ci drudzy, choć w wylewny sposób okazywali sobie uczucia i czułość, zazwyczaj trzymali się jasno utartych schematów myślowych i językowych. Ich listy przepełnione są również zwyczajnymi plotkami o znajomych i opisem podbojów miłosnych młodych artystów. Natomiast korespondencja Słowackiego i Krasińskiego jest naszpikowana różnymi, czasami animalnymi metaforami, pod którymi czuć kryjące się płomienne uczucia i wzajemną fascynację. Nie rozmawiają o kobietach, a przekonują się o inspiracji, jaką jeden czerpie z drugiego. Również ich spotkania w Rzymie były pełne napięcia, niekiedy wprost seksualnego. Mimo wszystko uczucia Krasińskiego zaczęły gasnąć, a bliskie stosunki ze Słowackim ustały w 1845 roku, na pewno między innymi z powodu negatywnego przedstawienia członka rodziny Krasińskiego w „Księdzu Marku” (zob. s. 225).
Czwarty rozdział, „Często cię widuję z dziewczętami, a jednak jesteś sam”, powraca w pewnym stopniu do zagadnień z drugiego i opisuje relacje Słowackiego z kobietami. Nowicka wykazuje, że w dotychczasowych biografiach Słowackiego – w tym pracach Jarosława Marka Rymkiewicza, autora „donżuańskiej listy Słowackiego” (s. 256) – jego relacje z kobietami są nieco wyolbrzymiane. Czasami wspomina się o kobietach, które ze Słowackim kontakt miały naprawdę przelotny, a Ludwika Śniadecka, uznawana za pierwszą nieszczęśliwą miłość wieszcza, być może wcale takiego dużego wpływu na niego nie miała. Za najważniejszą kobietę w życiu Julka – oczywiście zaraz po matce – badaczka uważa Joannę Bobrową.
Publikacja Nowickiej nie jest pozbawiona uchybień. W trakcie lektury najbardziej przeszkadza powtarzalność i moment, gdzieś w środku wywodu, gdy główny wątek traci swoją wyrazistość. Na przestrzeni całej książki powtarza się pewien schemat: autorka przywołuje fragment o kobiecie z listu Słowackiego do matki, mówi, jak przedstawiona sytuacja wyglądała naprawdę, i dochodzi do wniosku o kolejnym przykładzie na nieszczerą autokreację na przykładnego, heteroseksualnego syna. Po pewnym czasie staje się to przewidywalne, a nawet lekko nużące. Rozdziały drugi i czwarty tak naprawdę pokrywają się tematyką, ujęte są tylko z trochę innej perspektywy. Główny wątek natomiast rozmywa się, gdy autorka wprowadza obszerne fragmenty biografii innych osób – choćby Krasińskiego. Dołączony aneks też powtarza wiele treści z książki; ewidentnie widać, że powstał jako autonomiczny tekst.
Mieszane uczucia wywołało u mnie przywoływanie analogii między innymi twórcami a Słowackim, konkretnie sytuacji Edwarda Stachury (zob. s. 82–88), Witolda Gombrowicza (zob. s. 112–115) i Ricarda Blanco (zob. s. 116–118). Choć rozumiem założenie, bo mój tok rozumowania też mocno opiera się na skojarzeniach i analogiach, w takich sytuacjach przydatne byłoby uzasadnienie takich przywołań, podanie wprost kryterium doboru. Z atmosfery enigmatycznej uczuciowości romantycznej zostałem wytrącony przez krótką analizę biografii Stachury, odmienności Gombrowicza i podejścia Blanco do własnej męskości współczesnego latynoskiego imigranta w Ameryce. Należy zastanowić się, jaką wartość dla wywodu ma porównywanie tak różnych postaci z różnych epok. Podobnego uczucia wyrwania z nastroju romantycznego doświadczyłem, gdy badaczka, zapewne żartobliwie puszczając oko do czytelnika, określiła kobiety w życiu Słowackiego współczesnymi terminami: fag hags i fruit flies (zob. s. 322). Rozumiem żart, ale dla mnie to dziwne spłycenie i pomieszanie epok.
Język Nowickiej jest przyjazny i zrozumiały dla czytelnika, zwłaszcza nieprzyzwyczajonego do akademickich rozpraw. Autorka bardzo pilnuje się w momentach, gdy dotyka sfer seksualności i płciowości – z rozwagą i poprawnością stosuje tak zniuansowane terminy jak: „nieheteronormatywność”, „nieheteroseksualność”, „homoseksualność”, „heteromatriks”, „heteromatryca” itd. Zdarzają się naprawdę drobne potknięcia, jak na przykład –znienawidzone przeze mnie – słowa „preferencje” i „skłonności” w odniesieniu do orientacji seksualnej (s. 66, s. 317, s. 323), ale to drobnostki, zapewne przypadkowo zapożyczone z przestarzałego dyskursu. Uproszczenie języka do popularnonaukowej książki oczywiście wymaga spłycenia niektórych analiz stricte teoretycznych, ale jest to przecież niezbędne.
„Słowacki. Wychodzenie z szafy” uważam za projekt świeży, potrzebny i prawidłowo zrealizowany. Nie mogę jednak ukryć, że zabrakło mi tutaj pewnej większej puenty, wyrazistej kropki nad i, wejścia głębiej w analizę. Zastanawiam się, jak bardzo takie badania zyskałyby na współpracy dwóch badaczy lub badaczek – jednej osoby wprawionej w romantycznych zagadnieniach, a drugiej w teorii queer i szeroko pojętych studiach genderowych. Nowicka świetnie orientuje się w badaniach nad romantyzmem, ale czasami chciałoby się, by wyszła trochę poza klasykę badań queerowych i genderowych, czyli na przykład prace Germana Ritza i Judith Butler. Mimo tego ogromnie cieszę się, że ta książka powstała i wyartykułowała pewne krążące od dawna przemyślenia różnych osób. W przypadku „kontrowersyjności” interpretacji zawsze kieruję się słowami Michała Pawła Markowskiego: „Rzecz nie polega więc na tym, czy interpretacja jest ścisła, czy nieścisła, prawdziwa lub fałszywa, ale czy warto z nią dyskutować, czy nie warto” (Markowski 2002: 398). Z interpretacją Nowickiej jak najbardziej warto rozmawiać. Pozostaje czekać na ciąg dalszy rewizji skamieniałego kanonu. Nie chcemy przecież utknąć w powtarzaniu wykutych na blachę frazesów typu: „Słowacki wielkim poetą był”. Był, ale to dopiero początek.
LITERATURA:
Amenta A., Kaliściak T., Warkocki B.: „Literatura przewrotna”. W: „Dezorientacje. Antologia polskiej literatury queer”. Red. A. Amenta, T. Kaliściak, B. Warkocki. Warszawa 2021.
Markowski M. P.: „Interpretacja i literatura”. W: „Sporne i bezsporne problemy współczesnej wiedzy o literaturze: praca zbiorowa”. Red. R. Nycz, W. Bolecki. Warszawa 2002.
Nowacki D. [2008]: „Homobiografie. Pisarki i pisarze polscy XIX i XX wieku, Krzysztof Tomasik”. https://wyborcza.pl/7,75410,5247297,homobiografie-pisarki-i-pisarze-polscy-xix-i-xx-wieku-krzysztof.html.
Olterman P.,Walker S. [2020]: „Chopin's interest in men airbrushed from history, programme claims”. https://www.theguardian.com/music/2020/nov/25/chopins-interest-in-men-airbrushed-from-history-programme-claims.
Co jakiś czas kultura polska przeżywa zbiorowy szok, gdy okazuje się, że znany artysta lub artystka mogli wcale nie być tak heteronormatywni, jak nauczono nas w szkole. Przeszliśmy to chociażby z Witoldem Gombrowiczem, Jarosławem Iwaszkiewiczem, Marią Konopnicką czy też Fryderykiem Chopinem. Zwłaszcza spór o tego ostatniego, a głównie jego listy do Tytusa Woyciechowskiego, przyciągnął niedawno nawet uwagę międzynarodową (zob. Oltermann, Walker 2020). Co ciekawe, takie reinterpretacje biografii wielkich autorytetów nie pojawiają się po spektakularnym odkryciu nieznanego wcześniej rękopisu czy fotografii. Jedyne, co się zmienia, to nastawienie i otwartość naukowców na nietradycyjne odczytania. Przez wiele lat badacze solidarnie zapadali na zaćmę w momencie, gdy jakiś element biografii lub dorobku analizowanego przez nich twórcy lub twórczyni nie pasował do pięknego obrazka ułożonego wedle heteromatrycy. A teraz, wraz z otwartą głową i innymi perspektywami interpretacyjnymi, Nowicka snuje nową opowieść o nie byle kim, bo narodowym wieszczu, i próbuje pokazać wszystkie szczeliny w biografii i autokreacji Słowackiego, które rozsadzają znany nam heteromatriks. Czy to odwaga, szaleństwo, a może zuchwałość?
Opowiadałbym się za uznaniem tego za odważny ruch, ale bez cienia szaleństwa. Jeszcze niedawno takiego rodzaju próby (re)interpretacyjne spotykały się z niezbyt ciepłym przyjęciem, a nawet drwinami. Krzysztof Tomasik, notabene autor przedsłowia do książki Nowickiej, po wydaniu swojej publikacji „Homobiografie” w 2008 roku mógł usłyszeć, że „wypychając swoich bohaterów z szafy, wpycha ich w banalność, płaskość i niezróżnicowanie, przeflancowuje ich – z Parnasu do brukowca” (Nowacki 2008). Nowicka zapewne była świadoma możliwości pojawienia się tego typu zarzutów, więc już na początku jej opowieści znajdziemy różne zabiegi niejako mające obronić wywód przez taką krytyką. Po pierwsze, dowiadujemy się, że tezy autorki to zwyczajne propozycje na uzupełnienie dziś już klasycznych badań polonistów takich jak Juliusz Kleiner, Eugeniusz Sawrymowicz i Zbigniew Sudolski, a nie odkrycia przekreślające cały dotychczasowy stan wiedzy o wieszczu. Autorka jasno zaznaczyła, że jej dzieło nie jest próbą całościowej biografii Słowackiego – zamiast tego posługuje się terminem superbiografii. To pomysł zaczerpnięty z badań Anity Całek, według której superbiografia to „postmodernistyczne przedstawienie faktów i możliwych wydarzeń, które pierwszoplanowy narrator-badacz wybiera i komentuje” (s. 18-19). Dodatkowo celem rozważań wcale nie jest przekazanie „jedynej i słusznej prawdy” o Słowackim, a raczej ukazanie możliwości innego spojrzenia na tę postać (s. 21). Po drugie, badaczka jest również świadoma ahistoryczności terminów i metod z zakresu queer studies w odniesieniu do XIX-wiecznego twórcy. Zna granicę, po której przekroczeniu wykorzystywanie takich narzędzi nie jest już nawet uproszczeniem, a zwyczajnym błędem metodologicznym (zob. s. 18).
Ważnym zagadnieniem, potrzebnym do zrozumienia założeń Nowickiej w tej książce, jest romantyczna przyjaźń, a zwłaszcza jej przejawy w ówczesnej kulturze epistolarnej. Autorka przystępnie opisuje, że w epoce romantyzmu prywatne listy, zwłaszcza pomiędzy zaprzyjaźnionymi mężczyznami, często były pełne egzaltacji, teatralnych deklaracji i gestów, a przede wszystkim zapewnień o miłości autora do adresata. Była to norma, która w nikim nie wzbudzała podejrzeń, nie wywoływała skandali obyczajowych, a wręcz wymagały jej konwenanse (zob. s. 161–166). W tym miejscu muszę przyznać, że publikacja ta nieco ucierpiała poprzez moment wydania – ukazała się w listopadzie tego samego roku, co monumentalna pozycja „Dezorientacje. Antologia polskiej literatury queer” pod redakcją Alessandra Amenty, Tomasza Kaliściaka i Błażeja Warkockiego. Ta antologia wywołała – co zdziwiło samych redaktorów – największe zamieszanie wśród odbiorców właśnie przez umieszczone tam XIX-wieczne utwory i listy. Badacze również we wstępie zwięźle przytoczyli koncepcję romantycznej przyjaźni, tłumacząc, że dzięki przyzwoleniu na swobodniejsze okazywanie uczuć na przykład „Fryderyk Chopin mógł bez skrępowania wyznać miłość swojemu przyjacielowi z lat młodzieńczych Tytusowi Woyciechowskiemu, którego tytułował »najdroższym życiem«, »kochankiem« (…)” (Amenta i in. 2021: 33). Przyjaźń dla romantyków często była silniejszym uczuciem niż małżeńska miłość (weźmy pod uwagę częste wtedy małżeństwa aranżowane – choćby Zygmunta Krasińskiego i Elżbiety Branickiej). Publikacja Nowickiej, właśnie przez dyskusje przy okazji wydania „Dezorientacji”, straciła trochę tej przełomowej świeżości, z którą mogłaby z impetem wkroczyć do obecnych trendów badawczych. Oczywiście mimo tego dalej jest ciekawą pozycją, ukazującą, że być może Słowacki przekraczał nawet i te bardzo szerokie granice przy okazywaniu uczuć innym mężczyznom.
Książka „Słowacki. Wychodzenie z szafy” została podzielona na cztery rozdziały i dołączony do nich aneks, będący interpretacją poematu „Godzina myśli”. Pierwszy rozdział zatytułowany „Ten wszędzie obcy” jest spojrzeniem na biografię twórcy, począwszy od dzieciństwa aż po pośmiertną drogę na Wawel, ze szczególnym skupieniem się na stosunku Słowackiego do miejsc, w których przebywał dłuższy czas lub do których podróżował. Jako dziecko był niezwykle ruchliwy i niesforny, jego guwerner Józef Massalski nazywał go niekiedy mon petit diablotin (zob. s. 25). Co ciekawe, później w życiu swoje dzieciństwo będzie wspominał jako raczej melancholijne, opisując siebie jako outsidera od najmłodszych lat. Nowicka ukazuje losy artysty po opuszczeniu Polski i jego tułaczkę aż do ostatecznego osiedlenia się i śmierci w znienawidzonym Paryżu jako ucieczkę. Od czego? Najprawdopodobniej sam tego nie wiedział, czuł jedynie, że gdzie by nie pojechał, tam dalej czuł przygnębiającą obcość. Już tutaj spotkamy się z obrazem wieszcza – stworzonym celowo bądź nie – który będzie przewijał się przez cały wywód: strasznego marudy.
Drugi rozdział zatytułowany „Takiego pięknego syna urodziłam” traktuje o chyba najciekawszej relacji w życiu Słowackiego, czyli relacji matki i syna. Autorka nie skupia się jednak na uczuciu łączącym tę dwójkę czy wręcz na czymś na kształt obsesji, jaką Salomea Bécu miała na punkcie swojego dziecka (zob. s. 120). Pokazuje natomiast precyzyjną szermierkę, jaką prowadzą ze sobą matka i syn w korespondencji. Salomea latami usilnie namawiała syna do ożenku, do znudzenia pytała go o kobiety, które poznał, a czasem wręcz sama podsuwała kandydatki na żonę Julka. On natomiast mistrzowsko parował jej pytania. Nowicka zręcznie ukazuje na fragmentach listów, jakie strategie przyjmował wieszcz, by matki nie urazić i ją uspokoić, a jednocześnie nie deklarować niczego poważnego. Często zagadywał ją innymi sprawami, zwłaszcza uwielbianym przez niego tematem ubrań, a jakieś znaczące informacje wkładał między zdania takiego luźnego „gadania”. Opisywał również kobiety, jakie obok niego się pojawiały, a nawet zabiegały o jego uczucia. Zawsze jednak było coś z nimi nie tak: a to brzydkie, a to natrętne, a to nużące. Słowacki traktował je głównie jako przewodniczki po nowo odwiedzanych miejscach i sposób na niwelowanie nudy. Choć spędzał z nimi dużo czasu i dzięki ich pomocy na przykład wchodził w różne kręgi towarzyskie, w listach do matki bezlitośnie na nie narzekał i wyśmiewał ich zaloty. Natomiast obecność niektórych mężczyzn w swoim życiu znacząco zatajał. Stąd to przewijające się w biografiach artysty przekonanie o jego chłodzie i dystansie emocjonalnym. Dla Nowickiej natomiast są to elementy, które po ułożeniu w większą całość składają się na obraz syna, który kobietami nie jest specjalnie zainteresowany, a jedynie wspomina o nich, by matka się o niego nie martwiła.
Trzecia część wywodu, o tytule „Tonąc w błękicie”, skupia się wokół relacji Słowackiego z innym wieszczem – Zygmuntem Krasińskim. Autorka ukazuje, jak korespondencja między tymi dwoma mężczyznami różni się od korespondencji między filaretami. Ci drudzy, choć w wylewny sposób okazywali sobie uczucia i czułość, zazwyczaj trzymali się jasno utartych schematów myślowych i językowych. Ich listy przepełnione są również zwyczajnymi plotkami o znajomych i opisem podbojów miłosnych młodych artystów. Natomiast korespondencja Słowackiego i Krasińskiego jest naszpikowana różnymi, czasami animalnymi metaforami, pod którymi czuć kryjące się płomienne uczucia i wzajemną fascynację. Nie rozmawiają o kobietach, a przekonują się o inspiracji, jaką jeden czerpie z drugiego. Również ich spotkania w Rzymie były pełne napięcia, niekiedy wprost seksualnego. Mimo wszystko uczucia Krasińskiego zaczęły gasnąć, a bliskie stosunki ze Słowackim ustały w 1845 roku, na pewno między innymi z powodu negatywnego przedstawienia członka rodziny Krasińskiego w „Księdzu Marku” (zob. s. 225).
Czwarty rozdział, „Często cię widuję z dziewczętami, a jednak jesteś sam”, powraca w pewnym stopniu do zagadnień z drugiego i opisuje relacje Słowackiego z kobietami. Nowicka wykazuje, że w dotychczasowych biografiach Słowackiego – w tym pracach Jarosława Marka Rymkiewicza, autora „donżuańskiej listy Słowackiego” (s. 256) – jego relacje z kobietami są nieco wyolbrzymiane. Czasami wspomina się o kobietach, które ze Słowackim kontakt miały naprawdę przelotny, a Ludwika Śniadecka, uznawana za pierwszą nieszczęśliwą miłość wieszcza, być może wcale takiego dużego wpływu na niego nie miała. Za najważniejszą kobietę w życiu Julka – oczywiście zaraz po matce – badaczka uważa Joannę Bobrową.
Publikacja Nowickiej nie jest pozbawiona uchybień. W trakcie lektury najbardziej przeszkadza powtarzalność i moment, gdzieś w środku wywodu, gdy główny wątek traci swoją wyrazistość. Na przestrzeni całej książki powtarza się pewien schemat: autorka przywołuje fragment o kobiecie z listu Słowackiego do matki, mówi, jak przedstawiona sytuacja wyglądała naprawdę, i dochodzi do wniosku o kolejnym przykładzie na nieszczerą autokreację na przykładnego, heteroseksualnego syna. Po pewnym czasie staje się to przewidywalne, a nawet lekko nużące. Rozdziały drugi i czwarty tak naprawdę pokrywają się tematyką, ujęte są tylko z trochę innej perspektywy. Główny wątek natomiast rozmywa się, gdy autorka wprowadza obszerne fragmenty biografii innych osób – choćby Krasińskiego. Dołączony aneks też powtarza wiele treści z książki; ewidentnie widać, że powstał jako autonomiczny tekst.
Mieszane uczucia wywołało u mnie przywoływanie analogii między innymi twórcami a Słowackim, konkretnie sytuacji Edwarda Stachury (zob. s. 82–88), Witolda Gombrowicza (zob. s. 112–115) i Ricarda Blanco (zob. s. 116–118). Choć rozumiem założenie, bo mój tok rozumowania też mocno opiera się na skojarzeniach i analogiach, w takich sytuacjach przydatne byłoby uzasadnienie takich przywołań, podanie wprost kryterium doboru. Z atmosfery enigmatycznej uczuciowości romantycznej zostałem wytrącony przez krótką analizę biografii Stachury, odmienności Gombrowicza i podejścia Blanco do własnej męskości współczesnego latynoskiego imigranta w Ameryce. Należy zastanowić się, jaką wartość dla wywodu ma porównywanie tak różnych postaci z różnych epok. Podobnego uczucia wyrwania z nastroju romantycznego doświadczyłem, gdy badaczka, zapewne żartobliwie puszczając oko do czytelnika, określiła kobiety w życiu Słowackiego współczesnymi terminami: fag hags i fruit flies (zob. s. 322). Rozumiem żart, ale dla mnie to dziwne spłycenie i pomieszanie epok.
Język Nowickiej jest przyjazny i zrozumiały dla czytelnika, zwłaszcza nieprzyzwyczajonego do akademickich rozpraw. Autorka bardzo pilnuje się w momentach, gdy dotyka sfer seksualności i płciowości – z rozwagą i poprawnością stosuje tak zniuansowane terminy jak: „nieheteronormatywność”, „nieheteroseksualność”, „homoseksualność”, „heteromatriks”, „heteromatryca” itd. Zdarzają się naprawdę drobne potknięcia, jak na przykład –znienawidzone przeze mnie – słowa „preferencje” i „skłonności” w odniesieniu do orientacji seksualnej (s. 66, s. 317, s. 323), ale to drobnostki, zapewne przypadkowo zapożyczone z przestarzałego dyskursu. Uproszczenie języka do popularnonaukowej książki oczywiście wymaga spłycenia niektórych analiz stricte teoretycznych, ale jest to przecież niezbędne.
„Słowacki. Wychodzenie z szafy” uważam za projekt świeży, potrzebny i prawidłowo zrealizowany. Nie mogę jednak ukryć, że zabrakło mi tutaj pewnej większej puenty, wyrazistej kropki nad i, wejścia głębiej w analizę. Zastanawiam się, jak bardzo takie badania zyskałyby na współpracy dwóch badaczy lub badaczek – jednej osoby wprawionej w romantycznych zagadnieniach, a drugiej w teorii queer i szeroko pojętych studiach genderowych. Nowicka świetnie orientuje się w badaniach nad romantyzmem, ale czasami chciałoby się, by wyszła trochę poza klasykę badań queerowych i genderowych, czyli na przykład prace Germana Ritza i Judith Butler. Mimo tego ogromnie cieszę się, że ta książka powstała i wyartykułowała pewne krążące od dawna przemyślenia różnych osób. W przypadku „kontrowersyjności” interpretacji zawsze kieruję się słowami Michała Pawła Markowskiego: „Rzecz nie polega więc na tym, czy interpretacja jest ścisła, czy nieścisła, prawdziwa lub fałszywa, ale czy warto z nią dyskutować, czy nie warto” (Markowski 2002: 398). Z interpretacją Nowickiej jak najbardziej warto rozmawiać. Pozostaje czekać na ciąg dalszy rewizji skamieniałego kanonu. Nie chcemy przecież utknąć w powtarzaniu wykutych na blachę frazesów typu: „Słowacki wielkim poetą był”. Był, ale to dopiero początek.
LITERATURA:
Amenta A., Kaliściak T., Warkocki B.: „Literatura przewrotna”. W: „Dezorientacje. Antologia polskiej literatury queer”. Red. A. Amenta, T. Kaliściak, B. Warkocki. Warszawa 2021.
Markowski M. P.: „Interpretacja i literatura”. W: „Sporne i bezsporne problemy współczesnej wiedzy o literaturze: praca zbiorowa”. Red. R. Nycz, W. Bolecki. Warszawa 2002.
Nowacki D. [2008]: „Homobiografie. Pisarki i pisarze polscy XIX i XX wieku, Krzysztof Tomasik”. https://wyborcza.pl/7,75410,5247297,homobiografie-pisarki-i-pisarze-polscy-xix-i-xx-wieku-krzysztof.html.
Olterman P.,Walker S. [2020]: „Chopin's interest in men airbrushed from history, programme claims”. https://www.theguardian.com/music/2020/nov/25/chopins-interest-in-men-airbrushed-from-history-programme-claims.
Marta Justyna Nowicka: „Słowacki. Wychodzenie z szafy”. Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Warszawa 2021.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |