ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 maja 9 (441) / 2022

Michał Misztal,

DOBRY POCZĄTEK (HELLBLAZER. JAMIE DELANO. TOM 2)

A A A
Drugie opublikowane przez Egmont wydanie zbiorcze „Hellblazera” ze scenariuszami Jamiego Delano to rzecz generalnie bez niespodzianek, a jeśli już, to raczej z minimalnymi. Bo przecież odhaczyliśmy już wspominanie, że są to najlepsze komiksy z przygodami Johna Constantine’a, jeśli nie w ogóle (z czym bym się kłócił, ale jednak nie czytałem absolutnie wszystkiego), to na pewno spośród tych, które mieliśmy do tej pory okazję czytać po polsku.

Kolejny tom z nazwiskiem Delano na okładce nie rozczarowuje, niby szczególnie nie zaskakując, ale też nie sprawiając wrażenia, że mamy do czynienia z drugą porcją dokładnie tego samego, co czytaliśmy już wcześniej. Znamy Johna, wiemy, że zawsze wpakuje się w jak największe możliwe kłopoty i że choć często chce dobrze, jeszcze częściej to, co robi, wybucha w twarz tym, którzy trzymają się go najbliżej.

Mamy tutaj dwie główne historie. Pierwsza to zilustrowana przez (znanego choćby z „V jak Vendetta”) Davida Lloyda „Horrorystka”: opowieść o poszukiwaniu pewnej zdezorientowanej, a jednocześnie śmiertelnie niebezpiecznej dziewczyny. Rzecz strasząca bardziej atmosferą ciągłego niepokoju niż przemocą, której swoją drogą również tu nie brakuje. W kwestii warstwy graficznej: czytelnik natrafi tu na kadry mocno odbiegające od tego, co można zazwyczaj zobaczyć w „Hellblazerze”. Będzie zimno, zarówno jeśli chodzi o miejsce akcji, nastrój, jak i rysunki.

Potem czytamy „Maszynę strachu” – dłuższą historię, w której Constantine, uciekając przed organami ścigania, spotyka na swojej drodze grupę ludzi bardzo związanych z naturą i prowadzących koczowniczy tryb życia. Protagonista postanawia zostać wśród swoich nowych przyjaciół, przynajmniej dopóki sytuacja trochę się nie uspokoi, tyle że wkrótce (jakżeby inaczej) wszystko się komplikuje, a wręcz wymyka spod kontroli. Okazuje się bowiem, że jedna z należących do grupy dziewczynek zostaje porwana z powodu swoich specjalnych zdolności, bardzo przydatnych ludziom tworzącym tytułowe ustrojstwo.

Dzieje się sporo: mamy tu zwroty akcji; przejście od czegoś, co wydaje się lokalnym problemem, do kłopotów zakrojonych na o wiele szerszą skalą, a także powrót kilku znajomych z tomu pierwszego. A większość rysuje albo przynajmniej tuszuje Mark Buckingham, więc jest dobrze – znowu momentami trochę staro, trochę nostalgicznie, nadal o wiele lepiej niż w „Hellblazerze” Gartha Ennisa.

Ci, którzy czytali poprzednie epizody serii pisane przez Delano, nie będą rozczarowani. Owszem, narrację również nadgryzł ząb czasu, opisy dość często są pretensjonalne, jednak można to przeboleć. Dobrych rzeczy jest tu o wiele więcej. Nie zmieniam swojego zdania z poprzedniej recenzji – nadal bardzo polecam i uważam, że jeśli choć trochę interesuje was John Constantine, to właśnie od tych dwóch tomów powinniście zacząć swoją przygodę z tym (anty)bohaterem.
Jamie Delano, David Lloyd i inni: „Hellblazer. Jamie Delano. Tom 2”. Tłumaczenie: Jacek Żuławnik. Egmont Polska. Warszawa 2021.