DOTYKAJĄC MROKU, DOTYKAJĄC ŚWIATŁA
A
A
A
Po pierwsze na rok 2022 przypadły oficjalne uroczystości pogrzebowe związane ze śmiercią zmarłego w 2020 roku Krzysztofa Pendereckiego (wcześniej przeniesione z powodu pandemii). Po drugie – trudna sytuacja wojenna w bliskiej nam Ukrainie nadała głębszy wymiar finałowi festiwalu i prezentowanym requiem. W związku z tym już na początek koncertu wysłuchaliśmy hymnu Ukrainy w wykonaniu Orkiestry i Chóru Filharmonii Narodowej pod dyrekcją dyrektora artystycznego Andrzeja Boreyki. Zabrzmiał on z mocą, podziwem dla ukraińskich bohaterów tej wojny i prawdziwym oddaniem. Zaraz po nim przyszedł czas na „Requiem c-moll”, które w 1816 roku napisał włoski kompozytor Luigi Cherubini. Kompozycja wpisuje się w niezwykły obszar historii muzyki – repertuar mszy pogrzebowych, wśród których bodaj najbardziej znane jest „Requiem d-moll op. 48” autorstwa Gabriela Fauré (pisane w latach 1887–1890) i, oczywiście, „Requiem d-moll KV 626” Wolfganga Amadeusza Mozarta (z roku 1791), aczkolwiek początki tej formy sięgają już XV wieku (a w polskiej literaturze bez wątpienia na wyróżnienie zasługuje „Requiem – Missa pro defunctis” dla ofiar wszystkich wojen Romana Maciejewskiego, prawykonane w 1960 roku w ramach Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej „Warszawska Jesień”). Słowa „Requiem aeternam dona eis Domine” dosłownie oznaczają: „Wieczny odpoczynek racz im dać Panie”. Według obrządku rzymskiego Requiem składa się z dziewięciu części (Introitus, czyli Requiem aeternam, Kyrie, Gloria, Graduale, czyli Requiem aeternam, Tractus, czyli Absolve Domine, Sequentia, czyli Dies irae, Offertorium, czyli Domine Iesu Christe, Sanctus, Agnus Dei i Communio, czyli Lux aeterna).
„Requiem” Cherubiniego to przepiękny utwór, którego uroczysty charakter nie jest ani przesadnie pompatyczny, ani sentymentalny. Nie – mamy tu natomiast pewne zrozumienie ciężaru i zarazem tajemnicy ludzkiego przemijania. Za to czternastoczęściowe „Requiem” Alfreda Schnittkego z 1975 roku, które zabrzmiało w drugiej części koncertu, olśniło fascynującą, nietypową jak na tę formę instrumentacją (m.in. rozbudowany zestaw perkusyjny, celesta, gitara elektryczna obok fortepianu, instrumentów dętych, chóru i solistów) i poruszającą, choć subtelną melodyjnością wypływającą z zupełnie zadziwiających, nowoczesnych w brzmieniu (jak na swoje czasy) harmonii. Byłam wstrząśnięta ekspresją, pomysłowością kompozytora (momentami wyraźnie zainspirowanego twórczością Carla Orffa, ale mimo to wciąż zachowującego niepowtarzalną stylistykę, w końcu Schnittke to jeden z czołowych przedstawicieli postmodernizmu), lecz i pełnym wrażliwości, żarliwym wykonaniem. Artyści wykonali utwór jak natchnieni, jakby pełni współczucia dla ogromu cierpień, jaki spadł na nasz świat, pozbawiając go równowagi. Wyrzucenie z siebie nagromadzonych w ostatnich latach emocji, w czym muzyka wszak szalenie pomaga, przyniosło ukojenie i słuchaczom. Utwór genialny, wymagający właśnie tak profesjonalnego wykonania, skłaniający do refleksji nad śmiercią na krzyżu i wszystkimi śmierciami naszych bliskich i niewinnych – zależnie od tego, kto w którym miejscu swoich poszukiwań duchowych aktualnie się znajduje i dokąd w nich zmierza. I pomyśleć, że wieńczący festiwal koncert otworzył wspomniany hymn Ukrainy, tymczasem zakończył go niesamowity utwór rosyjskiego kompozytora; można było zatem przeżyć katharsis – muzyka pozostaje uniwersalna, chociaż sprawą sumienia pozostaje rozeznanie, odpowiedzialność społeczna. Warto przypominać to, co ludzi i całe narody powinno inspirować i uszlachetniać.
„Requiem” Cherubiniego to przepiękny utwór, którego uroczysty charakter nie jest ani przesadnie pompatyczny, ani sentymentalny. Nie – mamy tu natomiast pewne zrozumienie ciężaru i zarazem tajemnicy ludzkiego przemijania. Za to czternastoczęściowe „Requiem” Alfreda Schnittkego z 1975 roku, które zabrzmiało w drugiej części koncertu, olśniło fascynującą, nietypową jak na tę formę instrumentacją (m.in. rozbudowany zestaw perkusyjny, celesta, gitara elektryczna obok fortepianu, instrumentów dętych, chóru i solistów) i poruszającą, choć subtelną melodyjnością wypływającą z zupełnie zadziwiających, nowoczesnych w brzmieniu (jak na swoje czasy) harmonii. Byłam wstrząśnięta ekspresją, pomysłowością kompozytora (momentami wyraźnie zainspirowanego twórczością Carla Orffa, ale mimo to wciąż zachowującego niepowtarzalną stylistykę, w końcu Schnittke to jeden z czołowych przedstawicieli postmodernizmu), lecz i pełnym wrażliwości, żarliwym wykonaniem. Artyści wykonali utwór jak natchnieni, jakby pełni współczucia dla ogromu cierpień, jaki spadł na nasz świat, pozbawiając go równowagi. Wyrzucenie z siebie nagromadzonych w ostatnich latach emocji, w czym muzyka wszak szalenie pomaga, przyniosło ukojenie i słuchaczom. Utwór genialny, wymagający właśnie tak profesjonalnego wykonania, skłaniający do refleksji nad śmiercią na krzyżu i wszystkimi śmierciami naszych bliskich i niewinnych – zależnie od tego, kto w którym miejscu swoich poszukiwań duchowych aktualnie się znajduje i dokąd w nich zmierza. I pomyśleć, że wieńczący festiwal koncert otworzył wspomniany hymn Ukrainy, tymczasem zakończył go niesamowity utwór rosyjskiego kompozytora; można było zatem przeżyć katharsis – muzyka pozostaje uniwersalna, chociaż sprawą sumienia pozostaje rozeznanie, odpowiedzialność społeczna. Warto przypominać to, co ludzi i całe narody powinno inspirować i uszlachetniać.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |