ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 czerwca 11 (443) / 2022

Monika Ładoń,

TAJEMNICA WNĘTRZA (JOLANTA BRACH-CZAINA: 'BŁONY UMYSŁU')

A A A
Eseistyka Jolanty Brach-Czainy towarzyszy mi od dawna, zarówno w pracy naukowej, jak i w uniwersyteckiej dydaktyce. Lektura wznowionych właśnie przez wydawnictwo Dowody na Istnienie „Błon umysłu” jest zatem dla mnie powrotem, jednakże – jak zawsze – niezwykle inspirującym. „Błony umysłu”, podobnie jak wcześniejsze „Szczeliny istnienia”, to książka, którą mam zawsze w zasięgu oczu, na nocnej szafce czy na chyboczącym na stole stosie dzieł ważnych, nieustannie pod ręką. Z tego powodu doceniam kieszonkowe wydanie obu książek Brach-Czainy – może nie najładniejsze i nie najsolidniejsze, ale mieszczące się w małej torebce, kuszące możliwością zabrania ze sobą (w podróż, do lekarza), tak zwyczajnie do zaczytania, do zużycia. Tak o nich myślę, bo przecież to nie są eseje odświętne, tylko codzienne, również w tym sensie, że dotyczą codzienności, powszedniości, która często wymyka się namysłowi. Sądzę, że odłożyć Brach-Czainę na półkę, to popełnić największe czytelnicze przewinienie wobec jej esejów. Ich siła to dawanie nam wytrychów do zrozumienia pozornie błahych, umykających przed wglądem, wydarzeń. Kto raz po nie sięgnie, już nigdy bezrefleksyjnie nie dotknie na przykład wiśni… Wiem, że jeśli czyta te słowa ktoś, kto wciąż ma przed sobą pierwszą lekturę „Szczelin istnienia” czy „Błon umysłu”, to (jeszcze) nie rozumie i może pozostaje nieprzekonany. Nie potrafię jednak omówić tych esejów jak innych książek, napisać zwyczajnej recenzji, streścić, ocenić, pochwalić. Mogę się tylko podzielić przeżyciem, jego powracającą, niesłabnącą siłą i wręcz – tak, użyję tego nienaukowego słowa – magią.

Czytanie esejów Brach-Czainy to zawsze odkrycie, jakbym otwierała tekst widziany po raz pierwszy, dziewiczy, oferujący za każdym razem coś nowego. Zaczyna się od rozkoszy na poziomie zdań, których kształtu autorce zazdroszczę: ich piękna, precyzji, głębi; figur myślowych, które ukrywają się za figurami wysmakowanych metafor. Niektóre brzmią jak aforyzmy, zdania-zagadki, tajemnice – coś w nas otwierają i zmuszają do wysiłku intelektualnego, ale też do innego spojrzenia na świat. Czytam je i zastanawiam się: jak to możliwe, że nie podkreśliłam ich poprzednio? Nie zauważyłam, przegapiłam? Chyba właśnie przy takich książkach odkrywamy sens drugiej i kolejnej lektury, kiedy stajemy w obliczu nie wyczerpywania się znaczeń, a ich cudownego pomnożenia. Eseje pozornie niepozorne, niewielkie, ale wymagające, przykuwające naszą uwagę do czegoś, co najogólniej nazwę tutaj podwójną „tajemnicą wnętrza” (książki i nas).

To dla mnie kolejny poziom odkryć w eseistyce Brach-Czainy – pewność, że znajdę u niej punkt zaczepienia, że wyczytam zdanie, akapit, dzięki któremu pisany właśnie tekst ożyje, nabierze tempa, znajdzie właściwy rytm i sens. Zwykle nie spotyka mnie zawód i myślę nie tylko o powszechnie znanych metaforach, które pokolenia badaczek i badaczy przejęły z jej tekstów jak krzątactwo, szczelina czy mięsność. Nie zawsze zresztą musi to być całościowe instrumentarium metodologiczne aplikowane do pisanego czy badanego tekstu; częściej – rodzaj iskry nicującej myśl, zapewniającej woltę, uruchamiającej nieoczekiwane skojarzenie. Brach-Czaina zmusza mnie do wysiłku konfrontacji z egzystencją w jej codziennym, przyziemnym wymiarze, co przecież czynię każdego dnia (w sezonie wydrążając wiśnie, całorocznie dotykając ścierki, przyrządzając kabaczki, sadząc wrzosy, szukając czegoś w schowkach etc.), ale i milczę o tym zarazem. Milczę, potrzebując wszak języka, który sproblematyzuje czynności w sposób dla mnie niedostępny, uczyni z nich przedsięwzięcia warte filozofowania, pytania o nie i pisania o nich. Mogła to uczynić tylko filozofka, kobieta i nie chodzi tutaj o to, że z męskiego punktu widzenia sprawy, od których wychodzi Brach-Czaina, są niegodne filozoficznego namysłu; sądzę, że po prostu większości z nich mężczyźni nie zauważają.

Rzecz jasna, nie tylko u Brach-Czainy znajdziemy afirmację codzienności, ale jestem przekonana, że tylko jej eseistyka jest tak dojmująca, dotykająca i odczarowująca to, co zdaje się banalne. Pisała o tym Eliza Kącka: „Kto zagłębi się myślą w jej perspektywy, zmienia kompletnie punkt widzenia spraw ludzkich. Dostrzega, że tam, w głębi, rozgrywają się sprawy zgoła fundamentalne. I tu kobieta, tak, właśnie ona, ma prymarny kontakt z materią rzeczywistości. Dosłownie: dotykając jej czubkami palców, obejmując całą dłonią, wyciskając ją jak ścierkę, oczyszczając podczas prania, przywracając jej ciągłość przy cerowaniu, dzieląc ją, układając, przetwarzając. To ostatnie może najważniejsze, gdyż kobieta – a może szerzej: kobiecość – włada w szczególnym sensie sztuką metamorfozy. A ta wymaga bezpośredniego, namacalnego kontaktu z materią” (Kącka 2021: 34-35).

Warto zauważyć, że chociaż myśl filozofki była stale obecna w badaniach naukowych, to zdecydowanie obserwujemy wzrost zainteresowania jej książkami (nie tylko zresztą dwiema wymienionymi przeze mnie). Dzieje się tak za sprawą nowych wydań esejów, które docierają do kolejnej grupy czytelników (pierwsze edycje kultowych przecież książek Brach-Czainy były właściwie nie do zdobycia), ale też jej wyznawczynie/wyznawców konfrontują z dziełami uznawanymi za formacyjne. Z pewnością asumpt do zweryfikowania znaczenia filozofii codzienności przyniosła także śmierć Brach-Czainy w marcu 2021 roku, każąc zapytać, „jakiegoż to gościa mieliśmy”. Właściwie z jedną korektą – mamy.

Dosłownie kilka tygodni temu ukazał się numer „Czasu Kultury”, który przyniósł blok tekstów czerpiących inspiracje z filozofii Brach-Czainy. Zebrane tam znakomite artykuły, eseje i dyskusje dają z jednej strony przegląd możliwości wykorzystania instrumentarium metodologicznego filozofki do odczytań literaturoznawczych, antropologicznych i filozoficznych, a co równie ważne – do interpretacji sztuki (pamiętajmy, że Brach-Czaina ma w swoim dorobku takie publikacje jak „Na drogach dwudziestowiecznej myśli teatralnej [1975] czy „Etos nowej sztuki” [1984]). Z drugiej strony lektura tych tekstów uświadamia, jaki ślad pozostawiają pisma Brach-Czainy w czytelniczkach/czytelnikach, ich biografiach, jak głęboko zapadają w pamięć, wnikają w rytm dni, organizują sensy, przekierowują uwagę. Nieprzypadkowo wszak wiele autorek w bezsprzecznie naukowych rozważaniach podkreśla własną kondycję, oznacza miejsce, z którego formułuje sensy, pisze przez ciało. Najpełniej i najpiękniej wydarza się to czytanie/pisanie przez Brach-Czainę i wespół z nią w eseju Anny Marchewki „Wrzos”, który opowiada z pewnością tyleż o doświadczeniu własnym, co ponadindywidualnym: „To było przeżycie. Pamiętam czytanie esejów Jolanty Brach-Czainy na przełomie drugiego i trzeciego tysiąclecia, na przełomie XX i XXI wieku, w głębokim brzuchu akademii jako dużą sprawę” (Marchewka 2022: 135). Ta „duża sprawa” wybrzmiewa w tekście Marchewki między innymi w szeregu wartościujących określeń, pod którymi zdecydowanie się podpisuję: „otwarcie okien w zatęchłym pokoju”, „nie tylko oszałamiała, ale i budziła”, „radykalna”, „zdumiewa swoim rozmachem” itp.

Istotnie, autorka „Błon umysłu” uczy odwagi, sama swymi tekstami dowodząc własnej brawury. Czyż gest podpisania w 1992 roku książki jako „Jolanta, córka Ireny, wnuczka Bronisławy, prawnuczka Ludwiki” nie jest tego niesłabnącym dowodem? Na mnie ów podnoszący wagę matrylinearności krok wciąż robi wrażenie. Czy uprawianie filozofii w formie po części naukowego eseju, po części wysokiej próby literatury o poetyckim wręcz zacięciu nie jest rodzajem wykroczenia, prowokacją? Właśnie z oryginalnej i zaczepnej, wywrotowej wręcz dykcji Brach-Czainy czerpiemy nieustające inspiracje, by szukać własnego głosu, nie bać się zaznaczać (kobiecej) sygnatury w lekturze, własnym tekście lub poza nim. Inspirujące, jak wiele można wciąż otrzymać w darze od Brach-Czainy. Ruch jej myśli, żywość metafor, błyskotliwość języka, sprawność narracyjna, porządek kompozycyjny – wszystko to (i więcej) pozwala na twórcze użytkowanie jej koncepcji pisania, na przykład uznania – jak pisze Inga Iwasiów – „narracji szczelinowo-błonowej” za „alternatywny podręcznik pisania kreatywnego na studiach akademickich. (…) Można te kategorie uznać za twórczą poetykę, postulat poznawczy i zarazem instrukcję oglądu ja-w-świecie” (Iwasiów 2022: 12).

Moja najważniejsze lekcja czytania/pisania ufundowana na esejach Brach-Czainy dotyczy wnętrza. Często wracam do fragmentu zatytułowanego „Podskórne wody”, bo znajduję w nim splot kategorii i problemów, których szukam w literaturze. Po pierwsze, mamy tutaj do czynienia z wywróceniem na nice pojęcia „życie wewnętrzne”. Brach-Czaina dowodzi: „pojęć »świat wewnętrzny« albo »życie wewnętrzne« używamy w przenośni, gdy chcemy mówić o fantazjach, myślach czy uczuciach. Sugerujemy, że życie wewnętrzne jest suche i bez związku z ucieleśnieniem. To tylko jakieś abstrakcyjne, ulotne twory oddzielone od trzewi, zawieszone w próżni. (…) Jest pustka, a w niej unoszą się piękne myśli i tylko one zdają się zasługiwać na miano świata wewnętrznego” (s. 142). Tymczasem interesujący mnie świat wewnętrzny daje o sobie znać wtedy, kiedy ciało przestaje być nieme, gdy jakiś organ upomina się o swoje, artykułuje (nie)moc – „aż do przebudzenia przez ukłucie bólu” (tamże).

Brach-Czaina wykonuje kapitalną pracę, by uświadomić nam własne uniki przed właściwą mową wnętrza, na którą wolimy pozostać głusi jako na brudną, niechcianą, skalaną. „To może być jeden z poważniejszych błędów, że do życia wewnętrznego nie odnosimy się z podziwem, na jaki zasługuje” (tamże) – ostrzega Brach-Czaina. Upomniana przez filozofkę tropię więc kulturowe obrazy odsłonięć wnętrza, nawet jeśli budzą przerażenie. A może właśnie dlatego? Odsłonięcie grozi destabilizacją, ale też kusi ujawnieniem sekretu: „Czcimy więc tajemnicę. Ona nas fascynuje” (s. 139). Fascynacja każe szukać ścieżek prowadzących do wnętrza sekretu, nawet jeśli skazani jesteśmy tylko na namiastki wglądu w nasze „jaskiniowe ciała” (s. 141). Metafora jaskini służy tutaj uświadomieniu znaczenia wszelkich wgłębień, wypełnień i szczelin pełnych płynów – tyleż życiodajnych, co, gdy pojmujemy je transgresyjnie, groźnych. Ważne wydaje mi się to odczarowanie płynów fizjologicznych, które przestają być jedynie częścią doświadczenia abiektalnego, wypieranego, a stają się zaczynem rozumienia istoty naszego bycia w świecie i tożsamości: „Warto by wiedzieć, czy życie wewnętrzne, rzeczywiste, a nie metaforyczne, ten naturalny, przyrodniczy pejzaż, który w nas żyje, działa, pracuje, zmienia się, choć go nie widzimy, kieruje naszym postępowaniem. Nie można przecież wykluczyć, że jest niemym wzorem powielanym przez nas w innych obszarach egzystencji, na innych piętrach działania, myślenia, doświadczania” (s. 146). Skoro tak, to tym ważniejsze wydaje się praktykowanie „wniknięć”, przebijanie się przez ochronną barierę skóry, by zbliżyć się do tajemnicy wnętrza ciała, rzeczywistości i nas samych: „To, co niewidoczne, ukryte bywa w szparach, szczelinach, pęknięciach prowadzących w głąb, pod powierzchnię, na drugą stronę rzeczywistości” (Brach-Czaina 2018: 151).

Kończę niniejszy, pełen zachwytów, tekst, pijąc herbatę z filiżanki. Uśmiecham się, bo wiem już, że „kruchość filiżanki zmusza do najwyższego poszanowania momentu zdarzenia” (s. 116). Celebruję więc czas pisania i, szukając pointy dla własnych rozważań, patrzę na kroplę utrzymującą się jakimś cudem na koniuszku liścia filodendrona: „Doprawdy dziwne – każe mi zauważyć Brach-Czaina – że kropla – twór tak delikatny – zdolna jest utrzymać kształt i demonstrować swą obecność” (s. 117). Dziwię się zatem i jestem wdzięczna za lekcje uważności, za dowartościowanie codzienności, w której dzięki Brach-Czainie już nie tylko odruchowo uczestniczę. A to doświadczenie warte jest powielania, nie ma w nim bowiem nic z pozy czy pretensjonalności. Dlatego „Szczeliny istnienia” i „Błony umysłu” są według mnie jednym z najlepszych prezentów, jaki możemy zrobić innym kobietom. Obdarowujmy zatem esejami Brach-Czainy nasze mamy, siostry, przyjaciółki, koleżanki, niech będą kobiecą biblią codzienności, nie tylko orężem naukowczyń.

LITERATURA:

Brach-Czaina J.: „Szczeliny istnienia”. Dowody na Istnienie. Warszawa 2018.

„Czas Kultury” 2022, nr 1 („Plastyczne mitologie Jolanty Brach-Czainy”).

Iwasiów I.: „O narracji szczelinowo-błonowej. Lekcje pisania na podstawie Jolanty Brach-Czainy”. „Czas Kultury” 2022, nr 1.

Kącka E.: „Alchemia codzienności”. „Znak” 2021, nr 794-795.

Marchewka A.: „Wrzos”. „Czas Kultury” 2022, nr 1.
Jolanta Brach-Czaina: „Błony umysłu”. Dowody na Istnienie. Warszawa 2022.