
ZERWAŁO SIĘ ZE SMYCZY (ŻANETA GORZKA: 'POTĘŻNIEJSZY OD ZAŚPIEWU ŚMIERCI JEST CIEŃ MŁODEJ JASKÓŁKI'; 'SZKLANKA JEST Z CIEMNEGO RŻNIĘTEGO SZKŁA I PRZYPOMINA PÓŹNOJESIENNE JEZIORO')
A
A
A
Meteorem nazywamy świecący ślad pozostawiony przez meteoroid poruszający się w atmosferze ziemskiej. Sama nazwa ma źródło w grece i oznacza coś „zawieszonego w powietrzu”. W wyniku dużej prędkości ruchu powietrze ulega rozgrzaniu – po osiągnięciu bardzo wysokiej temperatury oderwane cząstki tworzą charakterystyczny ogon, składający się z elektronów i jonów. W tym samym czasie lecący nad ziemią meteoroid znacznie spowalnia i konsekwentnie traci swoją masę, stając się widzialny z powierzchni planety jako jasny błysk – meteor.
Cała twórczość literacka Żanety Gorzkiej jest takim „święcącym śladem” pozostawionym przez autorkę poruszającą się w zawrotnym tempie po polu literackim i krytycznoliterackim. „Potężniejszy od zaśpiewu śmierci jest cień młodej jaskółki” (Convivo, 2022) i „Szklanka jest z ciemnego rżniętego szkła i przypomina późnojesienne jezioro” (wydawnictwo j, 2022) to najnowsze książki, będące już 5 i 6 pozycją w twórczości, które są jednocześnie ostatnimi publikacjami poetki. Czy Żaneta Gorzka jest (była?) projektem? W motcie do „Szklanki…” wyraźnie zauważamy: „Żaneta Gorzka (8.03.2020-1.06.2022) R.I.P”. Wydawnicza prędkość wreszcie wyhamowuje, a widzialnymi śladami działania tego literackiego meteoroidu stają się dwie książki, najbardziej minimalistyczne, formalnie wycyzelowane, jakby potwierdzające jakość słownego rzemiosła autorki – język stracił swoją masę, a „błyski” w postaci haiku („Potężniejszy…”) czy surrealistycznych mikropróz („Szklanka…”) przykuwają czytelniczą uwagę i potwierdzają, że cały ten projekt literacki, sygnowany nazwiskiem Gorzkiej, od 2020 roku rozgrzewający pole krytycznoliterackie, jest właśnie „zawieszony w powietrzu” – zawieszony między „byciem na serio” a cyniczną grą z oczekiwaniami i modami poetyckimi, wreszcie między wspaniałą przygodnością językową a naiwną grafomanią.
Zanim przejdę do „gilgania śmiertelnej powagi i dozowania mikrogrozy” (do czego zaprasza Patryk Kosenda w blurbie do „Potężniejszego…”), warto dokonać krótkiej retrospektywy. Najpierw był wydany własnym sumptem w 2020 roku „Łokieć jelenia”, o którym Jakub Skurtys w swoim gigantycznym podsumowaniu pisał w ten sposób: „Denerwują mnie te teksty nieziemsko, bo cały czas (…) towarzyszy mi wrażenie, że nie są pisane na serio, że ktoś się ze mną bawi, ale nie do końca, że gra w grę, w którą wcale nie wierzy i w każdej chwili jest skłonny się z niej wymiksować” (Skurtys 2021). W krótkiej notce krytyk wzmiankuje, że niektóre wiersze (wiersze, nie grafomańskie zapiski) – pochodzące już z tomu „Lekko zdenerwowany awatar wybiega z łazienki około północy” (wydawnictwo j, 2020) – są dobre, świadome używanego języka, korzystające z wielu zabiegów warsztatowych. W recenzji „Łokcia jelenia” z kolei Rafał Gawin zwracał uwagę na minimalizm oraz absurdalne i egzaltowane poczucie humoru (Gawin 2021). Natomiast Marta Koronkiewicz w omówieniu „Lekkiego…” chyba jako jedyna krytyczka sygnalizuje potencjał kampowy tej twórczości (Koronkiewicz 2021). Kolejne książki – „Aha” (wydawnictwo j, 2021) i „Chewing gums” (Dom Literatury w Łodzi, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich oddział w Łodzi, 2021) – nie doczekały się szerszego omówienia, jakby odbiorcy i odbiorczynie powoli kapitulowały w konfrontacji z taką poetyką, która przekracza granice ustanowione każdą poprzednią książką. Warto w takim razie poszerzyć oddziaływanie kampowego określenia, o którym wspomina Koronkiewicz, uwzględniając również wypowiedzi Gorzkiej, wszystkie pozaliterackie komentarze, biogramy czy stosowane rysunki towarzyszące notce biograficznej – to wszystko sprawia, że mamy do czynienia ze świadomie tworzonym projektem, czerpiącym z groteskowego humoru, kampu i doskonałej stylizacji, czego najlepszym świadectwem są pożegnalne książki autorki z 2022 roku: „Potężniejszy od zaśpiewu śmierci jest cień młodej jaskółki” oraz „Szklanka jest z ciemnego rżniętego szkła i przypomina późnojesienne jezioro”.
Nie mam zamiaru dociekać, czyim pseudonimem (o ile to pseudonim!) jest Żaneta Gorzka. Porzucam wszelkie próby dotarcia do prawdziwej tożsamości skrywanej pod tym awatarem (świadomie wybiegającym z pola literackiego). Raz – już to zrobiono (krytycy i krytyczki wykazywali liczne podobieństwa i jeszcze liczniejsze różnice względem poetyk Piotra Janickiego, Dominika Bielickiego czy Adama Kaczanowskiego), a dwa – tego rodzaju tożsamościowa dominanta przysłania to, co najważniejsze w samej poezji Gorzkiej, czyli słowo i możliwości jego dowolnej konfiguracji. Nic więc dziwnego, że autorka wybiera takie formy, które kojarzą się raczej z formalnym rygorem, językową dyscypliną i imaginacyjną powściągliwością, aby zademonstrować (a może komuś udowodnić?) i warsztatową precyzję, i świadomość tworzywa, i możliwość przygodnej konfiguracji oraz zestawienia słów, zdań, obrazów i książek. I chyba o taką wyzwoloną i wyzwalającą spontaniczność chodzi w tym „projekcie”. Wszak każdy tom Gorzkiej jest zupełnie inny, ale fraza poetki chyba najlepiej wybrzmiewa właśnie w dwóch tegorocznych tomach – jakby surrealistyczny potok obrazów, ironiczny i nieśpieszny dryf przeróżnych stylizacji, był najnaturalniejszym środowiskiem pracy języka – w przeciwieństwie do „środowiskowych” dekoracji znanych z poprzednich książek.
Zarówno „Potężniejszy…”, jak i „Szklanka…” to tomy poświęcone umieraniu i odchodzeniu. Surrealna i kampowa wanitatywność manifestuje się już w niezwykle dosłownym obwieszczeniu „śmierci autorki” pod cytatem z wiersza Šalamuna. Barthesowskie harakiri popełniane przez Gorzką ma swój cel – w perspektywie dosłownej metafizyki bardzo zasadny. Nie chodzi o to, by podjąć opatrzoną grę z wyświechtanymi hasłami postmodernizmu, stawka jest znacznie poważniejsza, gdyż chodzi o to, aby wejść w świat skończonej tożsamości, jednocześnie myśląc – cytując Krystynę Miłobędzką – o „ja w pierwszej i ostatniej osobie” (Miłobędzka 2020: 284). Mimo wszechobecnej negatywności mamy do czynienia z odważnym wejściem w świat, ze świadomością nieubłaganego znikania. Zresztą, odwaga formy to wyróżnik twórczości Gorzkiej. Wybór haiku jest zresztą dość przewrotny – zgodnie z tradycją gatunkową śmierć była tabu, a klasyczne utwory nigdy nie prezentowały dosłownego umierania czy agonii. Oczywiście nie rezygnowano z wątków wanitatywnych, lecz ujmowano je raczej przy pomocy tanatalogicznych metonimii czy synekdoch.
Tom „Potężniejszy od zaśpiewu śmierci jest cień młodej jaskółki” już samym tytułem przełamuje wyobrażeniowy impas – na pierwszy plan nie wybija się negatywna wizja życia, lecz jakaś niezwykle liryczna afirmacja istnienia. Gorzka odrzuca barokową i romantyczną perspektywę, a wyłowione z tego zbioru drobne, ziarniste obrazy są emblematami nie śmierci, lecz życia. Oto kilka przykładów: „Niebosiężny wiatr / I jego nagły zwrot ku / Mnie rozbawił śmierć” (s. 6), „Zwróćcie mnie morzu / Jego łagodnym dłoniom / Na mojej krtani” (s. 11), „Wybiec z życia / Mimo protestów prężyć / Się w nicości” (s. 16). Na szczególną uwagę zwraca umiejętność posługiwania się przerzutnią – Gorzka zarówno gra z gatunkową tradycją, jak i potęguje napięcie, przedłużając i suspens, i niejednoznaczność frazy. „Prężenie się w nicości” zresztą dość trafnie obrazuje samą strategię poetyckiego zmagania się z tematyką śmierci. Wanitatywna kokieteria (nie tylko prężenie się, lecz także dłonie na krtani i inne subtelnie erotyczne obrazy) to jakiś szczególny rodzaj obchodzenia się ze śmiercią, a także próba jednoczesnego jej obejścia. W tej dialektyce życie nie jest deprecjonowane ani ujmowane w kategoriach „życia snem” czy samospełniającej się przepowiedni.
Ironia i humor wprowadzają większą dynamikę – wpuszczają niegdyś statyczne obrazy w ruch. Dzięki temu wiersze Gorzkiej opalizują różnorakimi sensami, wyrażanymi jednocześnie zgodnie z logiką przemijania i niejako wbrew niej. Nieoczywiste zestawienia słów i obrazów sprawiają, że język – zamiast nieruchomo zastygać w rygorystycznej formie haiku – rozwarstwia się, ukazując pod desygnatami jakiś fascynujący, witalistyczny fresk. Właśnie wybór takiej minimalistycznej poetyki sprawia, że czytelnik i czytelniczka zostają zaproszeni do prowokacyjnej gry w odnajdywanie „słów-kluczy”, przy pomocy których można zdekodować poetykę szyfru. Takimi hieroglifami są niekiedy zabawne przeinaczenia („deszczyk emocji”), frazeologizmy (tytułowa jaskółka), metaliterackie komentarze (modernizm wzuwający przenośnie w utworze „O przedwiośniu”) czy erotyczne emblematy (niekiedy właśnie kampowe: „Na skraju płci / Rozbrzmiewa miłosny sen / Drwala o drwalu” [s. 22]). Czytelnik i czytelniczka, zaktywizowani do rewizji powierzchownej lektury, odkrywają, że ten niewielki tomik to udana próba potencjalności, próba gwałtownego wyrwania się języka z „usmyczonej wyobraźni” i zanurzenia się w nieskończoną przygodność. Śmierć nie paraliżuje. Bliskość umierania i nieuchronność przemijania, możliwość myślenia o „ja w pierwszej i ostatniej osobie”, prowokuje do intensywniejszego wejścia w świat. Choćby ten ostatni raz.
Ironia, dzięki której wszystko u Gorzkiej jest jednocześnie żartem i powagą, jednocześnie otwarte i mocno zniekształcone, mediuje między możliwością a koniecznością komunikatu. Dzięki niej – i niebanalnemu humorowi – można wyjść z siebie, dokonać swego rodzaju transgresji, wejść ponownie w świat. Można, lecz nie trzeba – tom „Potężniejszy od zaśpiewu śmierci jest cień młodej jaskółki” warto przeczytać również bez uruchomiania ukrytych aluzji, filozoficznych kontekstów, literackich archetypów czy demontażu wszelkich konotacji, oksymoronów i innych tropów. Taka poezja wciąga w świat radosnej gry, w której każda interpretacja jest nie tyle dozwolona, ile dobrowolna. To przyjemnościowe ukierunkowanie, paralelne względem innych ścieżek lekturowych, staje się wyróżnikiem twórczości Żanety Gorzkiej. Pojęcia gry – sensu largo – używam tutaj jak najbardziej poważnie, akcentując niekoniecznie postawę samej twórczyni, lecz właśnie sposób bycia poezji jako takiej i literatury. Dlatego ironiczne i-gra-nie ze śmiercią pozwala na metaforyczny uskok i uchylenie się – ciężar negatywności spada na miejsce, w którym przebywał chwilę temu jakiś awatar, „ja w trzeciej osobie”, podczas gdy persona liryczna może spojrzeć na śmierć z ożywczego dystansu, jednocześnie akceptując jej nieuchronność i nieubłagalność. I chyba na tym polegałaby mądrość (bez ironicznego cudzysłowu!) takiego XXI-wiecznego haiku. W tekście „O zakładzie” czytamy: „Czcigodna śmierci / Nie musisz chodzić za mną / Krok w krok pamiętam” (s. 33) – już sama przerzutnia (tak często stosowana przez Gorzką) jest tutaj tropem uskoku, wskoczenia w inny wers, uchylenia się od ciężaru powagi – ironicznym przemknięciem obok negatywności. Jakby na przekór czcigodnej śmierci, z memento mori w tle.
Dowolność konfiguracji obrazów sprawia, że persona liryczna może spojrzeć na siebie jak na obcy podmiot, jak dzieje się w niemal franciszkańskim utworze: „Bracie ślimaku / Dokąd tak pędzisz skrajem / Mej obcej nogi” (s. 34). Awatar i wariantywna tożsamość – to jedne z popularniejszych tematów pojawiających się w twórczości Żanety Gorzkiej. Warto wspomnieć chociażby o jednej z wcześniejszych książek autorki, gdzie motyw awataru pojawia się już w tytule. Sens maskowania tkwi w tym, co jest w stanie przeobrazić, a nie w tym, co przedstawia. Błędne byłoby założenie, że maski i awatary służą Gorzkiej jedynie wzmocnieniu wrażenia symulacyjności literatury czy złudzeń mimetyzmu. Chodzi o zobaczenie nogi, która jest zarówno „moja”, jak i „obca” – nie ma sensu zatem perfekcyjne powielenie struktur znanych z rzeczywistości, autorce zależy raczej na drobnych przesunięciach znaczeń zgodnie z taktyką uskoku i „przerzucania” się do innej formy. W konsekwencji poszerza się semantyka istnienia – własną osobę można dojrzeć w odbiciach sąsiednich materii. I to tłumaczy, dlaczego stawką w tej poetyckiej grze jest możliwość wejścia w świat, gdzie nie ma żadnego „albo-albo”. Poezja niezwykle immanentna.

„Szklanka jest z ciemnego rżniętego szkła i przypomina późnojesienne jezioro” to książka paralelna względem tomu wydanego u Anny Matysiak. Tutaj na pierwszy plan wysuwa się również tanatologia, na którą składają się interesujące jukstapozycje – ich moc jest uwalniana przez surrealną lekkość, kamp i stylizacyjną dowolność. Narracja tych mikropróz została zdominowana przez tradycję surrealistyczną, w której dykcja Gorzkiej wybrzmiewa najpełniej, najswobodniej i najlepiej, co w pewnym sensie zdradzał już debiutancki „Łokieć jelenia”. Tom wydany u Jacka Bieruta – jeszcze bardziej niż „Potężniejszy od zaśpiewu śmierci jest cień młodej jaskółki” – na pewnym poziomie można czytać jako fantastyczny zbiór pięknych zdań, wywołujący literacką przyjemność – rzadko spotykane pojęcie, lata temu zakopane pod kategoriami oceny prawdziwości czy realności struktur znaczeniowych. Książka Gorzkiej nie ma w sobie nic z wierności – jest raczej pochwałą przygodności. Delikatne poluzowanie (a nie całkowite rozsupłanie) syntaktyki i semantyki sprawia, że słowa uwalniają się spod rygoru norm czy uzusu – wchodzą zatem w nieoczywiste relacje, spontaniczne połączenia, inicjują fascynujące międzywyrazowe sojusze. Surrealistyczny dryf obrazów w mikroprozach, obdarzonych tytułami nawiązującymi do ezopowych bajek, uprawnia nas do uwolnienia wyobraźni – bez kotwicy w postaci surowego morału.
André Breton w szczególny sposób opisywał w „Manifeście surrealizmu”, że „z przypadkowego zbliżenia dwu biegunów tryska światło osobliwe, światło obrazu, na które jesteśmy niezmiernie czuli” (Breton 1980: 144), natomiast „wartość obrazu zależy od piękna roznieconej iskry; jest ona funkcją różnicy w potencjałach dwu przewodników. Jeżeli – jak to dzieje się w porównaniach – różnica jest minimalna, iskra nie powstaje” (Breton 1980: 144). Gorzka w swojej książce nie wywołuje z premedytacją zestawienia najodleglejszej pary biegunów – nie ogranicza się do żadnych prostych paradoksów czy kontrastów. Następuje tutaj zbliżenie tego, co przypadkowe i nagłe w nieoczywistym połączeniu: robot spotyka się z różą, niemowlę z kapucynką, wiatr z pomnikiem, mysz z kometą. Gorzka jako XXI-wieczna surrealistka nie inspiruje się histerycznym i konwulsyjnym pięknem – nie posługuje się tego rodzaju kategoriami jako formami nowej ekspresji. Jeśli Breton w surrealizmie przekonywał, że tylko słowo „wolność” jest w stanie jeszcze go porwać, to autorka „Szklanki…” ograniczyłaby się do stwierdzenia, że literacko porywająca jest „dowolność” i właśnie słowo jako takie, w całym swoim prozodyjno-znakowym pięknie.
„Wiatr jest zachłanny. Gdy dmie, obwąchuje po drodze tyle, ile się da. Ciągnie drzewa za uszy, robi nalot pustym butelkom. Najchętniej gimnastykuje się na orbitach psich miednic i w mansardach zamieszkanych przez stewardesy. Pomnik stoi i myśli. Rozprostowałby kości” (s. 12) – utwór „Wiatr i pomnik” jest doskonałym przykładem, w jaki sposób wyobraźnia surrealistyczna sublimuje to, co jak najbardziej realne: niepewność, nieokreślone widmo śmierci, dziejowość i zachłanność tego, co nieuniknione. Forma artystyczna służy zatem transformacji lęków, które powstają na ugorze rzeczywistości. Zarówno pomnik, jak i wiatr funkcjonują zatem jako autonomiczne byty, obdarzone taką tożsamością, z której przedstawieniem zmaga się właśnie surrealizm. „Szklanka…” to książka, która powstała dzięki przesunięciu ciężaru z podmiotowości na przedmiot, rozpoczynający nowe życie – nie tylko jako opatrzony wytwór ludzkiej lub nieludzkiej działalności. Pomnik rozprostowujący kości i wiatr robiący nalot (cudowna dwuznaczność!) pustym butelkom to fenomeny niesprawdzalne, lecz istniejące w wyobraźni zgodnie z logiką dowolności. Dlatego wierszowa nadrzeczywistość, na którą patrzy się przez ściankę szklanki z ciemnego rżniętego szkła, to pole możliwości, podatne na aranżacje i przypadkowe spotkania, a sam język poetycki to repozytorium materiałów, z których tworzy się kolejne autonomiczne obiekty – autonomiczne nośniki tego, co wciąż pozostaje niewyrażalne. Śmierci, strachu, lęku, przemijania, straty – wszystkiego, co może objąć horyzont negatywności. A także szansy na coś więcej – może długo wyczekiwanej zmiany i wolności?
W swojej poezji Gorzka niemal całkowicie usuwa „ja”, zaludniając wierszową przestrzeń bytami, które wymykają się kontroli intelektu bądź afektu. Tak jest np. w utworze „Mysz i kometa”: „Mysz ma strach w lewym oku, nadzieję w prawym. Pod obstrzałem wiosny obiega swój świat: pochyłą łąką z samotną osiką na szczycie. Gdy zmierzcha, mysz zamiera, oczekując nieznanego. Kometa jest zachwycona swoim istnieniem. Jej długachne warkocze łechcą kosmos pod nosem” (s. 13). Choć pewnego rodzaju afirmacyjność wciąż pojawia się w utworach Gorzkiej, to nie da się ukryć, że surrealistyczne prozy ze „Szklanki…” są podszyte grozą i pełnym napięcia wyczekiwaniem. Jestem przekonany, że tego rodzaju praktyka surrealistyczna jest sublimacją lęków podmiotu znajdującego się w samym centrum pustyni realizmu. Jednocześnie zostają zachowane wszystkie współczynniki tak zwanej „tekstualnej przestrzeni wewnętrznej”, o której wspominał Henri Michaux, a za nim – Jakub Kornhauser, autor wspaniałego tomu „Dziewięć dni w ścianie”. Strach – tuż obok śmierci – to jeden z najważniejszych motywów w tych prozach, np. w „Szczelinie i szwagierce”: „Szczelina rozmyśla o perłowym rewolwerze. Szwagierka klęczy i przygląda się szczelinie. Boi się o nią i o siebie” (s. 27). W tym krótkim, skondensowanym utworze szczelina, która nabrała osobnej podmiotowości, jest jakimś literackim powidokiem metafizycznej luki, negatywności wyzierającej ze świata, trawestacją nietzscheańskiej otchłani. Ten filozoficzny dramat zostaje podszyty kampową ironią – przecież rewolwer jest perłowy, a szczelinie przygląda się zatroskana szwagierka. Nie da się oddzielić żartu od powagi – w twórczości autorki „Szklanki…” obie kategorie są awersem i rewersem jednej wyobraźni. Właśnie w tego rodzaju utworach Gorzka jawi się jako poetka odrębna, która wspólny język nawiązuje z Piotrem Janickim, u którego groza metafizyki ściera się z tragifarsowym żywiołem.
Mimo pokusy odrzeczywistnienia świata, surrealizm opiera się właśnie na modelowaniu rzeczywistości – i właśnie w tym tkwi polityczny potencjał tej poezji, potencjał uwalniania możliwości, dowolności i wreszcie – samej wolności. Wolności na przekór samej śmierci, która „ma odmrożone graby z czarnymi pazurami” („Śmierć i runo”), którą jednak można przechytrzyć na różne sposoby, jak robi to tytułowe runo zwijające się w kłąb i udające owieczkę Pana. Wcześniej opisana taktyka uskoku pojawia się również w pozostałych utworach ze „Szklanki…” i dlatego można określić strategię poetycką Żanety Gorzkiej w następujący sposób: udawanie owieczki, podsuwanie masek, składanie awatarów, nieustająca gra w podstawienia, wreszcie surrealistyczna gra w podchody pod horyzontem skończoności. „Oczy leżą pod łóżkiem, wciśnięte w kąt. Wypatrują stąd rzeczy niemożliwych: roju meteorów, japońskiego kraba pacyficznego, damy z awatarem” („Cisza i oczy”) – zjawiska, przedmioty, a nawet ludzkie narządy, które nabrały niespodziewanej sprawczości, wyczekują tego, co przychodzi z przyszłości. Tego, co może nadejść mimo własnej niemożliwości – wyłącznie w literaturze. Nic lepiej nie podsumuje taktyki surrealistycznej, która dominuje w książce „Szklanka jest z ciemnego rżniętego szkła i przypomina późnojesienne jezioro” – najlepszej pozycji napisanej przez Żanetę Gorzką, meteor zgasły w czerwcu 2022 roku.
LITERATURA:
Breton A.: „Maifest surrealizmu”. Przeł. Artur Sandauer. W: „Antologia współczesnej estetyki francuskiej”. Warszawa 1980.
Gawin R.: „Można powiedzieć: remis, czyli zimny łokieć mydła jeleń”. https://stonerpolski.pl/mozna-powiedziec-remis-czyli-zimny-lokiec-mydla-jelen/.
Koronkiewicz Marta: „Strategia ciepłej pani”. http://8arkusz.pl/index.php/2021/01/25/marta-koronkiewicz-zaneta-gorzka-awatar/.
Miłobędzka K.: „jest/jestem”. Lusowo 2020.
Skurtys J.: „Dlaczego nie ocala? – czyli gdybym zdążył napisać podsumowanie roku 2020”. http://malyformat.com/2021/07/dlaczego-ocala-czyli-gdybym-zdazyl-napisac-podsumowanie-roku-2020-cz-ii/.
Cała twórczość literacka Żanety Gorzkiej jest takim „święcącym śladem” pozostawionym przez autorkę poruszającą się w zawrotnym tempie po polu literackim i krytycznoliterackim. „Potężniejszy od zaśpiewu śmierci jest cień młodej jaskółki” (Convivo, 2022) i „Szklanka jest z ciemnego rżniętego szkła i przypomina późnojesienne jezioro” (wydawnictwo j, 2022) to najnowsze książki, będące już 5 i 6 pozycją w twórczości, które są jednocześnie ostatnimi publikacjami poetki. Czy Żaneta Gorzka jest (była?) projektem? W motcie do „Szklanki…” wyraźnie zauważamy: „Żaneta Gorzka (8.03.2020-1.06.2022) R.I.P”. Wydawnicza prędkość wreszcie wyhamowuje, a widzialnymi śladami działania tego literackiego meteoroidu stają się dwie książki, najbardziej minimalistyczne, formalnie wycyzelowane, jakby potwierdzające jakość słownego rzemiosła autorki – język stracił swoją masę, a „błyski” w postaci haiku („Potężniejszy…”) czy surrealistycznych mikropróz („Szklanka…”) przykuwają czytelniczą uwagę i potwierdzają, że cały ten projekt literacki, sygnowany nazwiskiem Gorzkiej, od 2020 roku rozgrzewający pole krytycznoliterackie, jest właśnie „zawieszony w powietrzu” – zawieszony między „byciem na serio” a cyniczną grą z oczekiwaniami i modami poetyckimi, wreszcie między wspaniałą przygodnością językową a naiwną grafomanią.
Zanim przejdę do „gilgania śmiertelnej powagi i dozowania mikrogrozy” (do czego zaprasza Patryk Kosenda w blurbie do „Potężniejszego…”), warto dokonać krótkiej retrospektywy. Najpierw był wydany własnym sumptem w 2020 roku „Łokieć jelenia”, o którym Jakub Skurtys w swoim gigantycznym podsumowaniu pisał w ten sposób: „Denerwują mnie te teksty nieziemsko, bo cały czas (…) towarzyszy mi wrażenie, że nie są pisane na serio, że ktoś się ze mną bawi, ale nie do końca, że gra w grę, w którą wcale nie wierzy i w każdej chwili jest skłonny się z niej wymiksować” (Skurtys 2021). W krótkiej notce krytyk wzmiankuje, że niektóre wiersze (wiersze, nie grafomańskie zapiski) – pochodzące już z tomu „Lekko zdenerwowany awatar wybiega z łazienki około północy” (wydawnictwo j, 2020) – są dobre, świadome używanego języka, korzystające z wielu zabiegów warsztatowych. W recenzji „Łokcia jelenia” z kolei Rafał Gawin zwracał uwagę na minimalizm oraz absurdalne i egzaltowane poczucie humoru (Gawin 2021). Natomiast Marta Koronkiewicz w omówieniu „Lekkiego…” chyba jako jedyna krytyczka sygnalizuje potencjał kampowy tej twórczości (Koronkiewicz 2021). Kolejne książki – „Aha” (wydawnictwo j, 2021) i „Chewing gums” (Dom Literatury w Łodzi, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich oddział w Łodzi, 2021) – nie doczekały się szerszego omówienia, jakby odbiorcy i odbiorczynie powoli kapitulowały w konfrontacji z taką poetyką, która przekracza granice ustanowione każdą poprzednią książką. Warto w takim razie poszerzyć oddziaływanie kampowego określenia, o którym wspomina Koronkiewicz, uwzględniając również wypowiedzi Gorzkiej, wszystkie pozaliterackie komentarze, biogramy czy stosowane rysunki towarzyszące notce biograficznej – to wszystko sprawia, że mamy do czynienia ze świadomie tworzonym projektem, czerpiącym z groteskowego humoru, kampu i doskonałej stylizacji, czego najlepszym świadectwem są pożegnalne książki autorki z 2022 roku: „Potężniejszy od zaśpiewu śmierci jest cień młodej jaskółki” oraz „Szklanka jest z ciemnego rżniętego szkła i przypomina późnojesienne jezioro”.
Nie mam zamiaru dociekać, czyim pseudonimem (o ile to pseudonim!) jest Żaneta Gorzka. Porzucam wszelkie próby dotarcia do prawdziwej tożsamości skrywanej pod tym awatarem (świadomie wybiegającym z pola literackiego). Raz – już to zrobiono (krytycy i krytyczki wykazywali liczne podobieństwa i jeszcze liczniejsze różnice względem poetyk Piotra Janickiego, Dominika Bielickiego czy Adama Kaczanowskiego), a dwa – tego rodzaju tożsamościowa dominanta przysłania to, co najważniejsze w samej poezji Gorzkiej, czyli słowo i możliwości jego dowolnej konfiguracji. Nic więc dziwnego, że autorka wybiera takie formy, które kojarzą się raczej z formalnym rygorem, językową dyscypliną i imaginacyjną powściągliwością, aby zademonstrować (a może komuś udowodnić?) i warsztatową precyzję, i świadomość tworzywa, i możliwość przygodnej konfiguracji oraz zestawienia słów, zdań, obrazów i książek. I chyba o taką wyzwoloną i wyzwalającą spontaniczność chodzi w tym „projekcie”. Wszak każdy tom Gorzkiej jest zupełnie inny, ale fraza poetki chyba najlepiej wybrzmiewa właśnie w dwóch tegorocznych tomach – jakby surrealistyczny potok obrazów, ironiczny i nieśpieszny dryf przeróżnych stylizacji, był najnaturalniejszym środowiskiem pracy języka – w przeciwieństwie do „środowiskowych” dekoracji znanych z poprzednich książek.
Zarówno „Potężniejszy…”, jak i „Szklanka…” to tomy poświęcone umieraniu i odchodzeniu. Surrealna i kampowa wanitatywność manifestuje się już w niezwykle dosłownym obwieszczeniu „śmierci autorki” pod cytatem z wiersza Šalamuna. Barthesowskie harakiri popełniane przez Gorzką ma swój cel – w perspektywie dosłownej metafizyki bardzo zasadny. Nie chodzi o to, by podjąć opatrzoną grę z wyświechtanymi hasłami postmodernizmu, stawka jest znacznie poważniejsza, gdyż chodzi o to, aby wejść w świat skończonej tożsamości, jednocześnie myśląc – cytując Krystynę Miłobędzką – o „ja w pierwszej i ostatniej osobie” (Miłobędzka 2020: 284). Mimo wszechobecnej negatywności mamy do czynienia z odważnym wejściem w świat, ze świadomością nieubłaganego znikania. Zresztą, odwaga formy to wyróżnik twórczości Gorzkiej. Wybór haiku jest zresztą dość przewrotny – zgodnie z tradycją gatunkową śmierć była tabu, a klasyczne utwory nigdy nie prezentowały dosłownego umierania czy agonii. Oczywiście nie rezygnowano z wątków wanitatywnych, lecz ujmowano je raczej przy pomocy tanatalogicznych metonimii czy synekdoch.
Tom „Potężniejszy od zaśpiewu śmierci jest cień młodej jaskółki” już samym tytułem przełamuje wyobrażeniowy impas – na pierwszy plan nie wybija się negatywna wizja życia, lecz jakaś niezwykle liryczna afirmacja istnienia. Gorzka odrzuca barokową i romantyczną perspektywę, a wyłowione z tego zbioru drobne, ziarniste obrazy są emblematami nie śmierci, lecz życia. Oto kilka przykładów: „Niebosiężny wiatr / I jego nagły zwrot ku / Mnie rozbawił śmierć” (s. 6), „Zwróćcie mnie morzu / Jego łagodnym dłoniom / Na mojej krtani” (s. 11), „Wybiec z życia / Mimo protestów prężyć / Się w nicości” (s. 16). Na szczególną uwagę zwraca umiejętność posługiwania się przerzutnią – Gorzka zarówno gra z gatunkową tradycją, jak i potęguje napięcie, przedłużając i suspens, i niejednoznaczność frazy. „Prężenie się w nicości” zresztą dość trafnie obrazuje samą strategię poetyckiego zmagania się z tematyką śmierci. Wanitatywna kokieteria (nie tylko prężenie się, lecz także dłonie na krtani i inne subtelnie erotyczne obrazy) to jakiś szczególny rodzaj obchodzenia się ze śmiercią, a także próba jednoczesnego jej obejścia. W tej dialektyce życie nie jest deprecjonowane ani ujmowane w kategoriach „życia snem” czy samospełniającej się przepowiedni.
Ironia i humor wprowadzają większą dynamikę – wpuszczają niegdyś statyczne obrazy w ruch. Dzięki temu wiersze Gorzkiej opalizują różnorakimi sensami, wyrażanymi jednocześnie zgodnie z logiką przemijania i niejako wbrew niej. Nieoczywiste zestawienia słów i obrazów sprawiają, że język – zamiast nieruchomo zastygać w rygorystycznej formie haiku – rozwarstwia się, ukazując pod desygnatami jakiś fascynujący, witalistyczny fresk. Właśnie wybór takiej minimalistycznej poetyki sprawia, że czytelnik i czytelniczka zostają zaproszeni do prowokacyjnej gry w odnajdywanie „słów-kluczy”, przy pomocy których można zdekodować poetykę szyfru. Takimi hieroglifami są niekiedy zabawne przeinaczenia („deszczyk emocji”), frazeologizmy (tytułowa jaskółka), metaliterackie komentarze (modernizm wzuwający przenośnie w utworze „O przedwiośniu”) czy erotyczne emblematy (niekiedy właśnie kampowe: „Na skraju płci / Rozbrzmiewa miłosny sen / Drwala o drwalu” [s. 22]). Czytelnik i czytelniczka, zaktywizowani do rewizji powierzchownej lektury, odkrywają, że ten niewielki tomik to udana próba potencjalności, próba gwałtownego wyrwania się języka z „usmyczonej wyobraźni” i zanurzenia się w nieskończoną przygodność. Śmierć nie paraliżuje. Bliskość umierania i nieuchronność przemijania, możliwość myślenia o „ja w pierwszej i ostatniej osobie”, prowokuje do intensywniejszego wejścia w świat. Choćby ten ostatni raz.
Ironia, dzięki której wszystko u Gorzkiej jest jednocześnie żartem i powagą, jednocześnie otwarte i mocno zniekształcone, mediuje między możliwością a koniecznością komunikatu. Dzięki niej – i niebanalnemu humorowi – można wyjść z siebie, dokonać swego rodzaju transgresji, wejść ponownie w świat. Można, lecz nie trzeba – tom „Potężniejszy od zaśpiewu śmierci jest cień młodej jaskółki” warto przeczytać również bez uruchomiania ukrytych aluzji, filozoficznych kontekstów, literackich archetypów czy demontażu wszelkich konotacji, oksymoronów i innych tropów. Taka poezja wciąga w świat radosnej gry, w której każda interpretacja jest nie tyle dozwolona, ile dobrowolna. To przyjemnościowe ukierunkowanie, paralelne względem innych ścieżek lekturowych, staje się wyróżnikiem twórczości Żanety Gorzkiej. Pojęcia gry – sensu largo – używam tutaj jak najbardziej poważnie, akcentując niekoniecznie postawę samej twórczyni, lecz właśnie sposób bycia poezji jako takiej i literatury. Dlatego ironiczne i-gra-nie ze śmiercią pozwala na metaforyczny uskok i uchylenie się – ciężar negatywności spada na miejsce, w którym przebywał chwilę temu jakiś awatar, „ja w trzeciej osobie”, podczas gdy persona liryczna może spojrzeć na śmierć z ożywczego dystansu, jednocześnie akceptując jej nieuchronność i nieubłagalność. I chyba na tym polegałaby mądrość (bez ironicznego cudzysłowu!) takiego XXI-wiecznego haiku. W tekście „O zakładzie” czytamy: „Czcigodna śmierci / Nie musisz chodzić za mną / Krok w krok pamiętam” (s. 33) – już sama przerzutnia (tak często stosowana przez Gorzką) jest tutaj tropem uskoku, wskoczenia w inny wers, uchylenia się od ciężaru powagi – ironicznym przemknięciem obok negatywności. Jakby na przekór czcigodnej śmierci, z memento mori w tle.
Dowolność konfiguracji obrazów sprawia, że persona liryczna może spojrzeć na siebie jak na obcy podmiot, jak dzieje się w niemal franciszkańskim utworze: „Bracie ślimaku / Dokąd tak pędzisz skrajem / Mej obcej nogi” (s. 34). Awatar i wariantywna tożsamość – to jedne z popularniejszych tematów pojawiających się w twórczości Żanety Gorzkiej. Warto wspomnieć chociażby o jednej z wcześniejszych książek autorki, gdzie motyw awataru pojawia się już w tytule. Sens maskowania tkwi w tym, co jest w stanie przeobrazić, a nie w tym, co przedstawia. Błędne byłoby założenie, że maski i awatary służą Gorzkiej jedynie wzmocnieniu wrażenia symulacyjności literatury czy złudzeń mimetyzmu. Chodzi o zobaczenie nogi, która jest zarówno „moja”, jak i „obca” – nie ma sensu zatem perfekcyjne powielenie struktur znanych z rzeczywistości, autorce zależy raczej na drobnych przesunięciach znaczeń zgodnie z taktyką uskoku i „przerzucania” się do innej formy. W konsekwencji poszerza się semantyka istnienia – własną osobę można dojrzeć w odbiciach sąsiednich materii. I to tłumaczy, dlaczego stawką w tej poetyckiej grze jest możliwość wejścia w świat, gdzie nie ma żadnego „albo-albo”. Poezja niezwykle immanentna.

„Szklanka jest z ciemnego rżniętego szkła i przypomina późnojesienne jezioro” to książka paralelna względem tomu wydanego u Anny Matysiak. Tutaj na pierwszy plan wysuwa się również tanatologia, na którą składają się interesujące jukstapozycje – ich moc jest uwalniana przez surrealną lekkość, kamp i stylizacyjną dowolność. Narracja tych mikropróz została zdominowana przez tradycję surrealistyczną, w której dykcja Gorzkiej wybrzmiewa najpełniej, najswobodniej i najlepiej, co w pewnym sensie zdradzał już debiutancki „Łokieć jelenia”. Tom wydany u Jacka Bieruta – jeszcze bardziej niż „Potężniejszy od zaśpiewu śmierci jest cień młodej jaskółki” – na pewnym poziomie można czytać jako fantastyczny zbiór pięknych zdań, wywołujący literacką przyjemność – rzadko spotykane pojęcie, lata temu zakopane pod kategoriami oceny prawdziwości czy realności struktur znaczeniowych. Książka Gorzkiej nie ma w sobie nic z wierności – jest raczej pochwałą przygodności. Delikatne poluzowanie (a nie całkowite rozsupłanie) syntaktyki i semantyki sprawia, że słowa uwalniają się spod rygoru norm czy uzusu – wchodzą zatem w nieoczywiste relacje, spontaniczne połączenia, inicjują fascynujące międzywyrazowe sojusze. Surrealistyczny dryf obrazów w mikroprozach, obdarzonych tytułami nawiązującymi do ezopowych bajek, uprawnia nas do uwolnienia wyobraźni – bez kotwicy w postaci surowego morału.
André Breton w szczególny sposób opisywał w „Manifeście surrealizmu”, że „z przypadkowego zbliżenia dwu biegunów tryska światło osobliwe, światło obrazu, na które jesteśmy niezmiernie czuli” (Breton 1980: 144), natomiast „wartość obrazu zależy od piękna roznieconej iskry; jest ona funkcją różnicy w potencjałach dwu przewodników. Jeżeli – jak to dzieje się w porównaniach – różnica jest minimalna, iskra nie powstaje” (Breton 1980: 144). Gorzka w swojej książce nie wywołuje z premedytacją zestawienia najodleglejszej pary biegunów – nie ogranicza się do żadnych prostych paradoksów czy kontrastów. Następuje tutaj zbliżenie tego, co przypadkowe i nagłe w nieoczywistym połączeniu: robot spotyka się z różą, niemowlę z kapucynką, wiatr z pomnikiem, mysz z kometą. Gorzka jako XXI-wieczna surrealistka nie inspiruje się histerycznym i konwulsyjnym pięknem – nie posługuje się tego rodzaju kategoriami jako formami nowej ekspresji. Jeśli Breton w surrealizmie przekonywał, że tylko słowo „wolność” jest w stanie jeszcze go porwać, to autorka „Szklanki…” ograniczyłaby się do stwierdzenia, że literacko porywająca jest „dowolność” i właśnie słowo jako takie, w całym swoim prozodyjno-znakowym pięknie.
„Wiatr jest zachłanny. Gdy dmie, obwąchuje po drodze tyle, ile się da. Ciągnie drzewa za uszy, robi nalot pustym butelkom. Najchętniej gimnastykuje się na orbitach psich miednic i w mansardach zamieszkanych przez stewardesy. Pomnik stoi i myśli. Rozprostowałby kości” (s. 12) – utwór „Wiatr i pomnik” jest doskonałym przykładem, w jaki sposób wyobraźnia surrealistyczna sublimuje to, co jak najbardziej realne: niepewność, nieokreślone widmo śmierci, dziejowość i zachłanność tego, co nieuniknione. Forma artystyczna służy zatem transformacji lęków, które powstają na ugorze rzeczywistości. Zarówno pomnik, jak i wiatr funkcjonują zatem jako autonomiczne byty, obdarzone taką tożsamością, z której przedstawieniem zmaga się właśnie surrealizm. „Szklanka…” to książka, która powstała dzięki przesunięciu ciężaru z podmiotowości na przedmiot, rozpoczynający nowe życie – nie tylko jako opatrzony wytwór ludzkiej lub nieludzkiej działalności. Pomnik rozprostowujący kości i wiatr robiący nalot (cudowna dwuznaczność!) pustym butelkom to fenomeny niesprawdzalne, lecz istniejące w wyobraźni zgodnie z logiką dowolności. Dlatego wierszowa nadrzeczywistość, na którą patrzy się przez ściankę szklanki z ciemnego rżniętego szkła, to pole możliwości, podatne na aranżacje i przypadkowe spotkania, a sam język poetycki to repozytorium materiałów, z których tworzy się kolejne autonomiczne obiekty – autonomiczne nośniki tego, co wciąż pozostaje niewyrażalne. Śmierci, strachu, lęku, przemijania, straty – wszystkiego, co może objąć horyzont negatywności. A także szansy na coś więcej – może długo wyczekiwanej zmiany i wolności?
W swojej poezji Gorzka niemal całkowicie usuwa „ja”, zaludniając wierszową przestrzeń bytami, które wymykają się kontroli intelektu bądź afektu. Tak jest np. w utworze „Mysz i kometa”: „Mysz ma strach w lewym oku, nadzieję w prawym. Pod obstrzałem wiosny obiega swój świat: pochyłą łąką z samotną osiką na szczycie. Gdy zmierzcha, mysz zamiera, oczekując nieznanego. Kometa jest zachwycona swoim istnieniem. Jej długachne warkocze łechcą kosmos pod nosem” (s. 13). Choć pewnego rodzaju afirmacyjność wciąż pojawia się w utworach Gorzkiej, to nie da się ukryć, że surrealistyczne prozy ze „Szklanki…” są podszyte grozą i pełnym napięcia wyczekiwaniem. Jestem przekonany, że tego rodzaju praktyka surrealistyczna jest sublimacją lęków podmiotu znajdującego się w samym centrum pustyni realizmu. Jednocześnie zostają zachowane wszystkie współczynniki tak zwanej „tekstualnej przestrzeni wewnętrznej”, o której wspominał Henri Michaux, a za nim – Jakub Kornhauser, autor wspaniałego tomu „Dziewięć dni w ścianie”. Strach – tuż obok śmierci – to jeden z najważniejszych motywów w tych prozach, np. w „Szczelinie i szwagierce”: „Szczelina rozmyśla o perłowym rewolwerze. Szwagierka klęczy i przygląda się szczelinie. Boi się o nią i o siebie” (s. 27). W tym krótkim, skondensowanym utworze szczelina, która nabrała osobnej podmiotowości, jest jakimś literackim powidokiem metafizycznej luki, negatywności wyzierającej ze świata, trawestacją nietzscheańskiej otchłani. Ten filozoficzny dramat zostaje podszyty kampową ironią – przecież rewolwer jest perłowy, a szczelinie przygląda się zatroskana szwagierka. Nie da się oddzielić żartu od powagi – w twórczości autorki „Szklanki…” obie kategorie są awersem i rewersem jednej wyobraźni. Właśnie w tego rodzaju utworach Gorzka jawi się jako poetka odrębna, która wspólny język nawiązuje z Piotrem Janickim, u którego groza metafizyki ściera się z tragifarsowym żywiołem.
Mimo pokusy odrzeczywistnienia świata, surrealizm opiera się właśnie na modelowaniu rzeczywistości – i właśnie w tym tkwi polityczny potencjał tej poezji, potencjał uwalniania możliwości, dowolności i wreszcie – samej wolności. Wolności na przekór samej śmierci, która „ma odmrożone graby z czarnymi pazurami” („Śmierć i runo”), którą jednak można przechytrzyć na różne sposoby, jak robi to tytułowe runo zwijające się w kłąb i udające owieczkę Pana. Wcześniej opisana taktyka uskoku pojawia się również w pozostałych utworach ze „Szklanki…” i dlatego można określić strategię poetycką Żanety Gorzkiej w następujący sposób: udawanie owieczki, podsuwanie masek, składanie awatarów, nieustająca gra w podstawienia, wreszcie surrealistyczna gra w podchody pod horyzontem skończoności. „Oczy leżą pod łóżkiem, wciśnięte w kąt. Wypatrują stąd rzeczy niemożliwych: roju meteorów, japońskiego kraba pacyficznego, damy z awatarem” („Cisza i oczy”) – zjawiska, przedmioty, a nawet ludzkie narządy, które nabrały niespodziewanej sprawczości, wyczekują tego, co przychodzi z przyszłości. Tego, co może nadejść mimo własnej niemożliwości – wyłącznie w literaturze. Nic lepiej nie podsumuje taktyki surrealistycznej, która dominuje w książce „Szklanka jest z ciemnego rżniętego szkła i przypomina późnojesienne jezioro” – najlepszej pozycji napisanej przez Żanetę Gorzką, meteor zgasły w czerwcu 2022 roku.
LITERATURA:
Breton A.: „Maifest surrealizmu”. Przeł. Artur Sandauer. W: „Antologia współczesnej estetyki francuskiej”. Warszawa 1980.
Gawin R.: „Można powiedzieć: remis, czyli zimny łokieć mydła jeleń”. https://stonerpolski.pl/mozna-powiedziec-remis-czyli-zimny-lokiec-mydla-jelen/.
Koronkiewicz Marta: „Strategia ciepłej pani”. http://8arkusz.pl/index.php/2021/01/25/marta-koronkiewicz-zaneta-gorzka-awatar/.
Miłobędzka K.: „jest/jestem”. Lusowo 2020.
Skurtys J.: „Dlaczego nie ocala? – czyli gdybym zdążył napisać podsumowanie roku 2020”. http://malyformat.com/2021/07/dlaczego-ocala-czyli-gdybym-zdazyl-napisac-podsumowanie-roku-2020-cz-ii/.
Żaneta Gorzka: „Potężniejszy od zaśpiewu śmierci jest cień młodej jaskółki”. Wydawnictwo Convivo. Warszawa 2022.
Żaneta Gorzka: „Szklanka jest z ciemnego rżniętego szkła i przypomina późnojesienne jezioro”. Wydawnictwo J. Wrocław 2022.
Żaneta Gorzka: „Szklanka jest z ciemnego rżniętego szkła i przypomina późnojesienne jezioro”. Wydawnictwo J. Wrocław 2022.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |