NIEZWYKŁA WYOBRAŹNIA (EWA JAROCKA: 'ZAPALMY MOJĄ KREW')
A
A
A
Ewa Jarocka, poetka, malarka, powieściopisarka z Wrocławia. Wydała właśnie czwartą książkę poetycką „Zapalmy moją krew” (Kwadratura, 2022). Współpraca z redaktorem Piotrem Groblińskim musi być pomyślna, ponieważ to już drugi tom wydany przez łódzką oficynę. „Cienie piszczących psów” (Kwadratura, 2020) zostały dostrzeżone przez kapitułę Nagrody Literackiej Gdynia. Warto wspomnieć, iż Jarocka do tej samej nagrody została nominowana (rozstrzygnięcia jeszcze nie znamy) w kategorii proza, za powieść „Skończyło się na całowaniu” (PWD, 2021).
W najnowszej książce Ewy Jarockiej znajdziemy 44 dłuższe teksty poetyckie, które trudno jednoznacznie określić, a ja nazwałbym je dowodem na piękną, ale i niepokojącą wyobraźnię. Onirycznym seansem. W wierszu „dynastia” (s. 36) mamy piękną frazę „każdy robi sobie w sobie swój świat, aby tylko przetrwać”. Przetrwanie Jarockiej — wydaje mi się — polega na dzieleniu się swym wewnętrznym światem z czytelnikiem. Zwykło się w krytyce literackiej dostrzegać literackie konteksty czy powinowactwa narracyjne, zatem trzeba nadmienić, że język poetycki Jarockiej wywodzi się z poetyki Justyny Bargielskiej, podobna konstrukcja wiersza. Natomiast cała twórczość wrocławskiej poetki przypomina mi dzieła japońskiej artystki Yayoi Kusamy, ze względu na ekstrawagancję i kolorystykę.
W tomie pojawia się wiele trupów zwierząt, kwiatów — mordercami zazwyczaj są ludzie. Z książki można wyciągnąć jeszcze jedną prawdę, każdy ma swego oprawcę w rodzinie lub sam nim jest. W książce „Zapalmy moją krew” najprawdopodobniej jest nim ojciec, „brat uczy się na przykładzie taty / jak się mnie zabija („dynastia”, s. 36). Jacek Inglot, nazwał poetykę autorki pisaniem pamiętnika. Jasne, jest coś w tym, każdy lub większość sięga — podczas pisania książki — po swe doświadczenia młodzieńcze, nierzadko związane z rodziną. Jednak owa forma poetyckiego pamiętnikarstwa ma — moim zdaniem — swój rodowód w pięknej wyobraźni, tematyka podejmuje wspomnienia, ale także wrażliwość na śmierć fauny i flory, której nikt nie dostrzega… Trochę jak u Rilkego w „Panterze”, autorka zamienia się rolami, może nie tak dosłownie jak w liryce austriackiego poety, ale przejawia empatię, przez chwilę staje się bezpańskim motylem, uciętą margerytką, dziką łąką, ciałem pokrytym mchem. Doświadcza tego zła na sobie. Jarocka lubi wykorzystywać jeden leksem czy jedno porównanie w różnych konfiguracjach; w wierszu „sukienka w motyle” (s. 19), podmiotka wygląda jak kot, trenuje los kota, skacze po dachach i zasypia w supeł. A na przykład w wierszu „godność” (s. 24), zestawienie: dom, ja liryczne (autorka), ojciec; otrzymują imię i nazwisko. Dom - gniazdo żmij, ja — jaszczurka robak, ojciec — łowca nikt. Poetka nazywa, utożsamia, i te tożsamości określa. Mnie takie rozwinięcie jednego wyrazu, który pojawia się na początku wiersza i permanentnie wraca później w różnych stylistycznych konfiguracjach bardzo odpowiada. Mamy również wiersz typowo romantyczny „gdy mój świat się skończył” (s. 7); Jarocka ukazuje w nim swoje umiejętności liryczne, pisząc o miłości nie ociera się o tandetne wersy, przeżywanie jest bliskie Poświatowskiej. Warto wspomnieć, że w tomie są małe teksty prozatorskie „do ciebie” (s. 5) oraz „spotkałam siebie we śnie” (s. 57).
Zachęta do podpalenia krwi jest, jak to u poetki, prowokacyjna. Nie ma w tym przerzucenia odpowiedzialności na czytelników „zapalcie” lub „spalcie”, to jest zachęta do współpracy. Zapalmy — razem, czytając wiersze. „Zapalmy moją krew” i zobaczmy, co się stanie. Ale „krwi się nie wyciska, ją się pobiera, a ona potem się rodzi w ciele” (s. 5). Autorka ma teraz (tak sądzę) najlepszy okres twórczy, pisze dobre wiersze, dlatego warto przystać na jej tytułową propozycję i wskoczyć w niezwykle wrażliwy świat wyobraźni Jarockiej.
W najnowszej książce Ewy Jarockiej znajdziemy 44 dłuższe teksty poetyckie, które trudno jednoznacznie określić, a ja nazwałbym je dowodem na piękną, ale i niepokojącą wyobraźnię. Onirycznym seansem. W wierszu „dynastia” (s. 36) mamy piękną frazę „każdy robi sobie w sobie swój świat, aby tylko przetrwać”. Przetrwanie Jarockiej — wydaje mi się — polega na dzieleniu się swym wewnętrznym światem z czytelnikiem. Zwykło się w krytyce literackiej dostrzegać literackie konteksty czy powinowactwa narracyjne, zatem trzeba nadmienić, że język poetycki Jarockiej wywodzi się z poetyki Justyny Bargielskiej, podobna konstrukcja wiersza. Natomiast cała twórczość wrocławskiej poetki przypomina mi dzieła japońskiej artystki Yayoi Kusamy, ze względu na ekstrawagancję i kolorystykę.
W tomie pojawia się wiele trupów zwierząt, kwiatów — mordercami zazwyczaj są ludzie. Z książki można wyciągnąć jeszcze jedną prawdę, każdy ma swego oprawcę w rodzinie lub sam nim jest. W książce „Zapalmy moją krew” najprawdopodobniej jest nim ojciec, „brat uczy się na przykładzie taty / jak się mnie zabija („dynastia”, s. 36). Jacek Inglot, nazwał poetykę autorki pisaniem pamiętnika. Jasne, jest coś w tym, każdy lub większość sięga — podczas pisania książki — po swe doświadczenia młodzieńcze, nierzadko związane z rodziną. Jednak owa forma poetyckiego pamiętnikarstwa ma — moim zdaniem — swój rodowód w pięknej wyobraźni, tematyka podejmuje wspomnienia, ale także wrażliwość na śmierć fauny i flory, której nikt nie dostrzega… Trochę jak u Rilkego w „Panterze”, autorka zamienia się rolami, może nie tak dosłownie jak w liryce austriackiego poety, ale przejawia empatię, przez chwilę staje się bezpańskim motylem, uciętą margerytką, dziką łąką, ciałem pokrytym mchem. Doświadcza tego zła na sobie. Jarocka lubi wykorzystywać jeden leksem czy jedno porównanie w różnych konfiguracjach; w wierszu „sukienka w motyle” (s. 19), podmiotka wygląda jak kot, trenuje los kota, skacze po dachach i zasypia w supeł. A na przykład w wierszu „godność” (s. 24), zestawienie: dom, ja liryczne (autorka), ojciec; otrzymują imię i nazwisko. Dom - gniazdo żmij, ja — jaszczurka robak, ojciec — łowca nikt. Poetka nazywa, utożsamia, i te tożsamości określa. Mnie takie rozwinięcie jednego wyrazu, który pojawia się na początku wiersza i permanentnie wraca później w różnych stylistycznych konfiguracjach bardzo odpowiada. Mamy również wiersz typowo romantyczny „gdy mój świat się skończył” (s. 7); Jarocka ukazuje w nim swoje umiejętności liryczne, pisząc o miłości nie ociera się o tandetne wersy, przeżywanie jest bliskie Poświatowskiej. Warto wspomnieć, że w tomie są małe teksty prozatorskie „do ciebie” (s. 5) oraz „spotkałam siebie we śnie” (s. 57).
Zachęta do podpalenia krwi jest, jak to u poetki, prowokacyjna. Nie ma w tym przerzucenia odpowiedzialności na czytelników „zapalcie” lub „spalcie”, to jest zachęta do współpracy. Zapalmy — razem, czytając wiersze. „Zapalmy moją krew” i zobaczmy, co się stanie. Ale „krwi się nie wyciska, ją się pobiera, a ona potem się rodzi w ciele” (s. 5). Autorka ma teraz (tak sądzę) najlepszy okres twórczy, pisze dobre wiersze, dlatego warto przystać na jej tytułową propozycję i wskoczyć w niezwykle wrażliwy świat wyobraźni Jarockiej.
Ewa Jarocka: „Zapalmy moją krew”. Wydawnictwo Kwadratura. Łódź 2022.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |