ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 października 19 (451) / 2022

Agnieszka Wójtowicz-Zając,

KOBIECA STRONA MITU ('ZIARNO GRANATU. MITOLOGIA WEDŁUG KOBIET')

A A A
Ostatnio możemy cieszyć się naprawdę dobrymi antologiami kobiecymi. Do moich ulubionych należą antologie Hardej Hordy, i to pod każdym względem: literackim, idei grupy, brzmienia samej nazwy, sposobu wydania dotychczasowych tomów. Tym bardziej więc ucieszyłam się, gdy w zapowiedziach pojawiło się „Ziarno granatu. Mitologia według kobiet” (wyd. Agora) z plejadą znakomitych autorek: Katarzyna Boni, Elżbieta Cherezińska, Julia Fiedorczuk, Agnieszka Jelonek, Renata Lis, Weronika Murek, Grażyna Plebanek, Joanna Rudniańska, Barbara Sadurska, Dominika Słowik, Aleksandra Zbroja i Aleksandra Zielińska, a to wszystko poprzedzone wstępem Zyty Rudzkiej. Zapowiedzi od wydawcy brzmią równie obiecująco: „Polskie pisarki usłyszały i wydobyły z prastarych historii stłumiony kobiecy głos. Spojrzały na mityczne wydarzenia ze swojej perspektywy. Zobaczyły kobiety, które nie poddają się bez oporu. W tragicznym położeniu skazanych na porażkę stać je na niezłomność, bunt, furię i wściekłość, dające siłę do walki o siebie. O własną godność, o przemianę losu, o prawo do zemsty, ale też wolność oraz życie i śmierć na własnych zasadach” (cytat z IV strony okładki).

Retellingi mitów i baśni nie są zjawiskiem nowym, także z perspektywy feministycznej – dużą popularnością cieszą się zwłaszcza w anglojęzycznym kręgu kulturowym, by wspomnieć choćby „Penelopiadę” Margaret Atwood czy popularne powieści Madeline Miller. Sam gest sięgnięcia po mitologię grecką, nawet z perspektywy feministycznej, również nie jest nazbyt przełomowy. Retellingi mitów i baśni trzymają się też mocno w fantasy (tutaj także z odchyleniem feministycznym – jak choćby „Mgły Avalonu” Marion Zimmer Bradley) czy prozie artystycznej („Czarna Wenus” Angeli Carter). Wymienione tutaj przykłady to tylko pierwsze z brzegu i można je mnożyć dowolnie długo. Dość powiedzieć, że z pierwszym retellingiem mitu z perspektywy kobiety zetknęłam się, mając 8 lat, w książeczce „Ci rewelacyjni Grecy” z serii „Strrraszna historia” (Terry Deary, il. Martin Brown. Przeł. Jarosław Kilian. Wydawnictwo Egmont Polska. Warszawa 1998), gdzie w formie pamiętniczka została przedstawiona perspektywa Klitajmestry (oczywiście była to wersja przystosowana do wieku i możliwości poznawczych odbiorców i odbiorczyń serii „Strrraszna historia”). Trochę nazbyt szumnie brzmią więc niektóre materiały promocyjne, wskazujące na nowatorskość tego pomysłu. Nie oznacza to jednak, że projekt jest z gruntu odtwórczy – materiał źródłowy jest tak bogaty, że każdą z tych historii można opowiadać i prze-pisywać wielokrotnie, osiągając różnorodne efekty.

Zbiór otwiera przedstawienie krótkich biogramów poszczególnych autorek w porządku alfabetycznym, następnie skrótowe przedstawienie bohaterek mitów w wersjach tradycyjnych. To zdecydowanie pomocny zabieg, odświeżający czytelniczce kanoniczną opowieść, jednakże nie jestem przekonana, czy taka krótka wersja mitu nie sprawdziłaby się lepiej jako wprowadzenie do opowiadania dotyczącego danej postaci, zwłaszcza że same opowiadania poprzedza, poza sylwetkami autorek i skróconymi „biogramami” mitologicznych postaci, także wstęp Zyty Rudzkiej, skądinąd bardzo ciekawy i dobrze wprowadzający do lektury całej antologii. Trochę dużo tych części wstępnych zanim dotrzemy do właściwej części zbioru. Jednakże jest to uwaga wyłącznie kompozycyjna, bo zarówno części wstępne, jak i same opowiadania dostarczają sporo lekturowej przyjemności, choć nie obyło się bez drobniejszych i większych potknięć.

Jak to zwykle bywa w przypadku antologii, zbiór jest bardzo różnorodny, zarówno pod względem stylistycznym, jak i ujęcia tematu. To, co łączy pomieszczone w „Ziarnie granatu…” opowiadania, to kobieca perspektywa. Boginie, nimfy, wieszczki, królowe i zwykłe służące odzyskują w nich głos i snują swoją opowieść, swoją wersję historii. Bliżej chciałabym przyjrzeć się opowiadaniom ciekawszym i jednemu odstającemu od poziomu antologii. Najciekawiej wypadają teksty Julii Fiedorczuk o Echo, Renaty Lis o Artemidzie, Aleksandry Zbroi o Eurydyce oraz Agnieszki Jelonek o Medei. Julia Fiedorczuk w przejmujący sposób opowiada o niedającej się zapełnić pustce i pragnieniu. Jej Echo jest zarazem ofiarą Hery, która ukarała nimfę za przewiny Zeusa (co zresztą zdarzało się regularnie – karę za występki bogów ponosiły albo ich ofiary, albo kobiety postronne), ale też ofiarą tęsknoty za tym, czego nie może mieć. Fiedorczuk oddaje głos bohaterce dosłownie pozbawionej nie tyle głosu, co możliwości snucia opowieści i mówienia za siebie. Renata Lis w „Srebrzystej” przygląda się Artemidzie. Ten wybór jest bardzo ciekawy, ponieważ Artemida nie jest wyłącznie ofiarą – jest także sprawczynią. Opowiadanie otwiera scena, w której Apollo i Artemida mordują czternaścioro dzieci Niobe. Ma to być kara za chełpienie się urodzeniem większej ilości dzieci niż Leto, matka boskich bliźniąt. Artemida zawahała się – czy kara jest na pewno adekwatna wobec winy? Ale polecenie wykonała – wszystkie dzieci Niobe zginęły z jej i Apolla ręki. Pozostająca zawsze w cieniu brata, starała się spełniać wszystkie jego zachcianki: „Kiedy kazał jej zabić niewierną Koronis, zabiła ją, a potem, nie mogąc sobie znaleźć miejsca z powodu wewnętrznej niewygody, wystrzelała jeszcze pół miasta. Nowy mord nie przyniósł jej ukojenia” (s. 93). Zarazem nigdy nie czuła się równie ważna, jak jej brat. Lis opowiada złożoną historię Artemidy, uwzględniając utratę przyjaciółki, Dafne, zamienionej w drzewo laurowe podczas ucieczki przed Apollem, odejście z Olimpu, opiekę nad lasami i ciężarnymi każdego gatunku, związek z Britomartis, rytuały odprawiane na jej cześć i te, w których jej obecność pomagała. W jej życiorysie pojawia się jedno tajemnicze wydarzenie, po którym Artemida nie jest już taka sama i które próbuje wyprzeć. Postanawia, że żaden mężczyzna już nigdy jej nie posiądzie, a ktokolwiek ma wobec niej erotyczne zamiary, ten ginie z ręki bogini, zwykle straszną śmiercią. Artemida w ujęciu Renaty Lis jest zarazem ofiarą gwałtu, okrutną boginią i mścicielką, czułą opiekunką lasów, zjawiskiem osobnym. Autorka nie tyle oddaje bogini głos, co patrzy na nią z wielu perspektyw, próbując zrozumieć i opowiedzieć tę postać na nowo.

Eurydyka w ujęciu Aleksandry Zbroi skupia w sobie kilka innych postaci. Traci głos, jak Echo, ale nie w wyniku zemsty – Apollo przekazuje jej talent swojemu synowi, Orfeuszowi, a ją samą daje mu za żonę i niemą muzę. Sam głos to jednak nie wszystko – Eurydyka jest także twórczynią tekstów, które wykonuje Orfeusz. Kiedy pod wpływem Nyks odkrywa swoją moc – rzeczywistość jest posłuszna jej słowom, nawet jeśli wyśpiewuje je Orfeusz – przygotowuje poemat o kobietach-ofiarach bogów i mężczyzn, podobnie jak Arachne, twórczyni kobierca, który rozgniewał Atenę. I podobnie jak Persefona, podejmuje decyzję o ucieczce w śmierć, do podziemi. Opowiadanie wyróżnia, poza wlaniem w Eurydykę kilku innych postaci, także język – wartki, pełen gniewu, frustracji, dosadny, ironiczny. Nic dziwnego, że w takim języku Eurydyka odnalazła swoją moc, a w końcu też i głos.

Agnieszka Jelonek przyjrzała się Medei, tworząc zarówno narrację z jej perspektywy, jak i okalający opowiadanie dodatkowy tekst – uwagi producentki do scenariusza serialu telewizyjnego. Dzięki tej ramie opowiadanie zyskuje dodatkowy kontekst – Medea, która „Zawsze! Robi! Co Chce!” (s. 134) kompletnie nie nadaje się na bohaterkę serialu, a uwagi producentki co i rusz przycinają postać do schematu. „Do dyskusji: czy nie za dużo tego zabijania? Widz nie polubi bohaterki, która cały czas kogoś morduje” (s. 148). Cóż, Medea ma najwyraźniej głęboko w Kolchidzie, czy ktoś ją polubi. Wie natomiast, czego chce i nie cofnie się przed niczym. Agnieszka Jelonek nie próbuje jej „uczłowieczać” (ukobiecać?), usprawiedliwiać, pokazywać jej przyjaznego oblicza. Medea. Zawsze. Robi. Co chce.

Ciekawie wypadają także opowieść o Pazyfae Grażyny Plebanek, kobieca opowieść o Odysie Barbary Sadurskiej oraz Kasandra Aleksandry Zielińskiej. Grażyna Plebanek przepisuje mit o Minosie, Pazyfae i Minotaurze, przedstawiając znaną nam wersję historii jako efekt wrogiej propagandy. Pazyfae tak naprawdę jest królową i kapłanką matriarchalnego kultu. Plebanek wspaniale opisała boginiczne tradycje, rządzący Kretą porządek, siłę Bogini. Jednak na matriarchalne państwa zasadzają się wrogie siły Achajów, którzy niosą ze sobą nowy porządek greckich bóstw. W zakończeniu dochodzi do nagłego, mało udanego literacko, przeskoku – starcie Achajów z matriarchalnymi państwami kończy ciemność i tajfun, z którego wyłania się nowy porządek. Zamiast jednak religii Achajów mamy słabo zakamuflowane chrześcijaństwo: „Modlitwy stały się jękiem udręczonego. Przepraszano, biczowano się, błagano o wybaczenie. Nikt już nie tańczył z radości, że żyje, nie uprawiał miłości, nie cieszył się z poczęć, ciąż, narodzin. (…) Kapłani – wyłącznie mężczyźni – rościli sobie monopol na porozumienie z męskim bogiem. Palili na stosach kobiety, które mówiły, że dusze są boginiami, a do rozmowy z bóstwem nie potrzeba pośredników” (s. 181-182). Przeskok ten, choć „ideologicznie słuszny” i podbijający opowieść o matriarchalnej kulturze, jest zbyt skrótowy – tak jakby Achajowie z marszu przynieśli chrześcijaństwo w wersji z późnego średniowiecza lub wczesnej nowożytności. W opowieści Barbary Sadurskiej oglądamy Odysa oczami kobiet – Euryklei, Penelopy i Kirke, a narratorką jest służąca z Itaki. Ten zabieg pozwala nie tylko przyjrzeć się wielkiemu herosowi z różnych perspektyw (i w żadnej nie jawi się jako wielki ani heros – raczej pijany władzą – i nie tylko – egocentryk, awanturnik i okrutnik), ale także spojrzeć na życie pałacowe z perspektywy tej, która nigdy nie ma głosu, dziewki służebnej. Barbara Sadurska poszła o krok dalej niż pozostałe autorki, oddając głos nie bogini czy nimfie, nie królowej, ale zwykłej służącej. Kasandra Aleksandry Zielińskiej jest, rzecz oczywista, postacią tragiczną, ale uzupełnienie historii o krwawe detale związane z wojną i rzezią w połączeniu ze spokojem Kasandry dają bardzo dobry efekt. Jej monolog, wypowiadany tuż przed śmiercią, jest zarazem opisem przepowiedzianych tragedii, jak i pogodzenia się z losem głównej bohaterki.

Niestety, w tomie znajdują się także teksty mniej udane, do których zaliczyć należy przede wszystkim „Rapsodię na temat” Joanny Rudniańskiej poświęconą Jokaście. Jak na ironię, jest to tekst najdłuższy, chociaż mógłby być znacznie krótszy bez najmniejszej straty. Autorka bardzo się gimnastykuje, przenosząc historię Jokasty do „współczesności”, a w każdym razie do różnych alternatywnych wersji współczesności. Teoretycznie eksplorowanie pojęcia rodziny, zwłaszcza w kontekście współczesnych jej przemian, z wykorzystaniem historii Edypa i Jokasty, brzmi jak fantastyczny pomysł. Jednak autorka musi się poważnie natrudzić, żeby nadać oryginalnej opowieści jakieś strzępy sensu w zmienionych warunkach. Przyznajmy, doprowadzenie do tego, że matka sypia ze swoim synem, nieświadoma jego tożsamości, jest karkołomnym wyzwaniem pisarskim. I tę karkołomność, niestety, w każdej z wersji opowieści widać. Ciarki przechodzą po plecach przy takich zdaniach: „Obraz dziecka rozpaczającego po śmierci Rhapsody, wyjącego jak pies, w psiej obroży na szyi, rozwalił mnie. Bo tego, że mój syn jest moim chłopakiem, wciąż nie ogarniałam. Co to ma być, do cholery, tragedia grecka?” (s. 249). Dlaczego, jeśli cała Europa wraca do swoich pogańskich korzeni, a w Australii do wierzeń Aborygenów, to w Polsce stawia się kapliczki Pallas Atenie (tępione zresztą przez Sługi Maryi) (s. 236, 254-255)? Rudniańska zahacza także o temat surogacji i inseminacji, ale konstelacje rodzinne, które jej z tego wychodzą, są wydmuszką – nie widać w nich nic z greckiej tragedii, poza imionami. Trudno także jednoznacznie stwierdzić, co o Jokaście chce czytelnikom powiedzieć autorka. Że była ofiarą dziwnych splotów okoliczności, niezależnie od tego, czy rzecz dzieje się w antycznych Tebach, czy w alternatywnej wersji Warszawy XXI wieku? Na tle pozostałych opowiadań z tomu to trochę mało – choć samego tekstu nadspodziewanie dużo.

Pod względem wizualnym „Ziarno granatu…” nie zawodzi – ilustracje przygotowane przez Izę Dudzik są naprawdę przepiękne. Przygotowanie graficzne jest bardzo staranne, we wspaniałej kolorystyce, co zdecydowanie wyróżnia tę antologię na tle całej oferty książkowej. Nie jest to może najistotniejszy aspekt, ale przyjemnie jest od czasu do czasu poobcować z pięknym przedmiotem.

Podsumowując, „Ziarno granatu…” to zbiór niejednorodny, miejscami ciekawy, jednakże całościowo mniej nowatorski i odkrywczy, niż mogłyby na to wskazywać szumne zapowiedzi wydawców, połączone z niezłą kampanią promocyjną książki (co należy poczytać wydawcy na plus, i to duży). Warto się z nim zapoznać chociażby dla wspaniałej szaty graficznej i kilku niezłych opowiadań – jak w przypadku wielu antologii, całość jest nierówna, ale dla kilku ciekawych tekstów i wyjątkowo udanej grafiki warto poświęcić „Ziarnu granatu…” jeden wieczór.
Ziarno granatu. Mitologia według kobiet”. Wydawnictwo Agora. Warszawa 2022.