Maja Baczyńska, Anna Niestatek,
NIE MOŻEMY ŻYĆ BEZ SZTUKI
A
A
A
Maja Baczyńska: Czy słowa mogą stanowić konkurencję dla muzyki? Kiedy i z jakiego powodu Pani z nich rezygnuje?
Anna Niestatek: Myślę, że to zależy od tego, czy słowa, które współtworzą utwór muzyczny są dla nas zrozumiałe, mają jakiś sens, czy wręcz przeciwnie – nie mają żadnego. Gdyby na chwilę wykasować znaczenia słów, to zobaczylibyśmy, że język mówiony to w rzeczywistości melodie, rytmy, pulsy, akcenty, dokładnie tak, jak w muzyce. Gdy znów „włączymy” znaczenie – zaczynamy intelektualizować, myśleć na temat tego, o czym śpiewa wokalista/wokalistka. Ten utwór przy każdym odsłuchaniu będzie w odbiorze podobny, co oczywiście wcale nie jest niczym złym. Każda z tych „opcji” ma różne strony, ja chciałam nieco poeksperymentować z percepcją słuchacza. Moim zamysłem było aby jak najmniej mu sugerować, aby każdy mógł odbierać muzykę w jak najbardziej intuicyjny sposób na podstawie swoich indywidualnych doświadczeń.
M.B.: Wielką inspirację dla Pani twórczości stanowi otaczający świat, zwłaszcza woda. Dlaczego? W jaki sposób przetwarza Pani tę inspirację na pracę głosem, na muzykę?
A.N.: Woda zainspirowała mnie m.in. ze względu na mnogość swoich stanów skupienia. Ponadto jej spokojna, nieruchoma tafla kryje dla mnie wiele tajemnic, jest czymś niepozornym. Nigdy nie nurkowałam, nie jestem też dobrą pływaczką, co wpływa na to, że świat podwodny jest dla mnie terenem zupełnie nieodkrytym i łatwo jest mi wymyślić sobie na jego temat rozmaite historie. Motywy akwatyczne w literaturze i sztuce mają w sobie także wiele oniryzmu, baśniowości, ulotności. Legendy dotyczące rusałek, syren, opowiadanie o „kobiecie foce” z książki „Biegnąca z wilkami” Clarissy Pinkoli Estés, aż po filozoficzne rozważania dotyczące żywiołów autorstwa filozofa Gastona Bachelarda – to tylko część z inspiracji, które mogą wprowadzić w nastrój, jaki towarzyszył mi podczas tworzenia muzyki na płytę „Voicollages”, na której można usłyszeć te „wodne” kompozycje. Przy produkcji albumu zastosowałam dodatkowo wiele rodzajów pogłosów i innych efektów, wyobrażając sobie przy tym, że dźwięk pod wodą roznosiłby się zapewne w zupełnie inny sposób, bo jest to ogromna, otwarta przestrzeń, dookoła i wewnątrz której mogą dziać się sytuacje nie do końca do wyjaśnienia.
M.B.: Jak dużą rolę w Pani twórczości odgrywa wrażliwość na sztuki wizualne?
A.N.: Nie jestem pewna, czy mogę o sobie powiedzieć, że reaguję w jakiś wyjątkowy sposób na sztuki wizualne. Od zawsze odnajdywały się w puli moich zainteresowań. Jako nastolatka myślałam, że to właśnie sztuki wizualne są definicją sztuki od „A do Z”. Z biegiem lat, podczas których studiowałam muzykę, ochronę dóbr kultury, i uczestniczyłam w rozmaitych wydarzeniach odbywających się w kulturalnym środowisku „MÓZG-u” i Bydgoszczy, zaczęłam nieco inaczej patrzeć na sztukę i inaczej ją odczuwać. Największy wpływ na moje wizualne „znieczulenie” miał chyba rozwój technologii, internetu i social mediów. Ilości obrazów, jakie docierały i docierają do moich oczu, zobojętniły mnie na bodźce wzrokowe. Zdecydowanie ważniejsza stała się dla mnie sztuka gwarantująca jakieś przeżycie, doznanie. Sztuka, która angażuje moją uważność. Doprowadziło mnie to do performance'u i happeningu, co mogłam aktywnie praktykować podczas studiów w gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych oraz w Uniwersytecie Artystycznym im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu.
M.B.: W Pani twórczości pojawiają się także wątki Szekspirowskie. Czy trudno tworzy się muzykę, gdy oczekiwania widowni są w pewien sposób określone? Czy tu nadal istnieje przestrzeń dla twórczego eksperymentu? Przecież Szekspir to jeden z najważniejszych w kulturze dramatopisarzy.
A.N.: Muszę przyznać, że stworzenie muzyki do spektaklu teatralnego było moim marzeniem. Myślę więc, że niezależnie od tego, jaki spektakl by to nie był, po prostu chciałam spróbować, więc podjęłabym się wielu szalonych wyzwań, które pojawiłyby się na mojej drodze. Jeśli chodzi o pracę nad „Monologami z Szekspira”, to na początku, byłam nieco zestresowana tym Szekspirowskim brzemieniem. Niemniej sam reżyser, Artur Romański, po usłyszeniu pierwszych stworzonych przeze mnie utworów, powiedział, że wie, z kim zaczyna współpracę i, że będzie to bardziej coś w stylu festiwalu „Warszawska Jesień”, aniżeli coś popowego. Miałam bardzo dużą swobodę w tworzeniu tej muzyki. Wszystko zależy od zespołu ludzi, w jakim się pracuje i od wzajemnego zaufania. Było to trudne, ale taki trud jest piękny i wpisany w twórczą pracę.
M.B.: Jak postrzega Pani funkcję sztuki w kontekście obecnych trudnych czasów, gdy to zmagamy się z pandemią, wojną, inflacją i na pozór wydawałoby się, że na sztukę nie ma już miejsca, a przynajmniej, że nie jest ona priorytetowa?
A.N.: To bardzo szerokie pytanie. Odpowiedzi zapewne będzie więcej niż jedna. Może zacznę od tego, że „stopień priorytetowości” sztuki w życiu człowieka zależny jest od tego, w jakiej szerokości geograficznej rodzimy się i żyjemy, w jakim środowisku się obracamy, to zależy także od naszych możliwości finansowych oraz zapewne od ogromnej ilości jeszcze innych czynników. Jeśli uczestnik sztuki nie może zaspokoić swoich podstawowych życiowych potrzeb, takich jak np. jedzenie i dach nad głową, to raczej nieczęsto będzie rozmyślać o sztuce i jej wartościach. Z perspektywy artystki mogłabym pokusić się nawet o wątpliwość, czy sztuka kiedykolwiek była priorytetowa dla społeczeństwa. Tak naprawdę, można powiedzieć, że czasy zawsze są dla sztuki (jak i dla innych dziedzin) trudne. Na świecie niestety ciągle gdzieś toczy się wojna, z tą różnicą, że za każdym razem dotyka nas w różnym stopniu. Ale mimo iż ludzie nie traktują sztuki priorytetowo, to ona jednak cały czas ich otacza. Sztuka to przecież rękodzieło, ładne rzeczy, które wyposażają wnętrza naszych domów, a także muzyka z portali streamingowych i radia, filmy na platformach internetowych, telewizja, murale, które zdobią budynki. Sztuka towarzyszy naszemu życiu każdego dnia, lecz często niestety tego nie doceniamy. Mamy to za darmo albo za bezcen. Tylko co by się stało, gdyby pewnego dnia wszystkie te wyżej wymienione rzeczy zniknęły? Cała muzyka, filmy, seriale, książki z internetu i wiele innych. Z tej perspektywy można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że współczesny człowiek... nie może bez sztuki żyć!
M.B.: Ostatnio sporo też mówi się o dostosowywaniu wydarzeń kulturalnych do potrzeb różnej widowni, w tym odbiorców autystycznych. Czy bierze to Pani pod uwagę także w swojej działalności? Czy według Pani koncert należy dopasować do wszystkich odbiorców czy też konkretne wydarzenia kierować do określonych grup widzów?
A.N.: Tak, zauważam takie tendencje. Niedawno dostałam nawet propozycję przeprowadzenia warsztatów muzycznych dla osób niesłyszących! Projekt niestety nie dostał dofinansowania, ale to wspaniałe, że dostępność kultury dla rozmaitych grup odbiorców jest coraz większa, oby tak dalej. Oczywiście, biorę pod uwagę spotkania z osobami o specjalnych potrzebach, do każdego z nich nieco inaczej się przygotowuję. Osoby z autyzmem są bardzo wrażliwe na bodźce, więc muzyka improwizowana mogłaby dawać im ich za dużo, szczególnie, że wiele z tych osób posiada podobno słuch absolutny. Z kolei muzykoterapia, koncerty relaksacyjne, medytacje dźwięku, powtarzalność dźwięków, są podobno czymś przyjemnym dla odbiorców autystycznych, możemy więc spotkać się na koncercie tego rodzaju. Jeżeli chodzi o dopasowywanie wydarzeń do konkretnych grup osób, to uważam, że tak właśnie należy robić. Analogiczną sytuacją jest przygotowywanie się do rozmowy z konkretną osobą, nasze potrzeby wynikające z kontaktu, charakter relacji itp. różnią się w zależności od osoby, z jaką mamy się spotkać.
M.B.: Dotyk. Czym jest? Muzyka jest niedotykalna. A jednak dotyka. Dotyk jest w Pani twórczości istotny. Dotyk i obecność.
A.N.: Zgadza się. Dotyk – szczególnie w ostatnim czasie – był wiodącą częścią moich rozważań, ze względu na stworzenie mojej największej jak dotąd pracy, a więc spektaklu performatywnego pt.„Rytmy somnambulików – włóczęga po studium dotyku”. Genezy tego zainteresowania doszukuję się właśnie w spotkaniu z muzyką, od której wszystko się zaczęło. Zwróćmy uwagę na podobieństwo między zmysłem słuchu i dotyku. Oba te zmysły są dość mocno efemeryczne i teoretycznie „niewidzialne” gołym okiem. Wszystkie pozostałe zmysły działają dopiero wtedy, gdy nastąpi jakiegoś rodzaju dotyk. Dźwięk dotrze do odpowiednich części ucha, potrawa dotknie kubków smakowych itd. Dotyk jest bardzo osobisty, więc poziom trudności w pracy z nim jest zależny od kręgu kulturowego, w jakim działamy. Niewielu z nas wie, że zmysł dotyku jest jednym z najważniejszych, ponieważ odpowiada m.in. za poczucie własnego ciała czy równowagi. Uważam też, że jest powiązany z naszym szóstym zmysłem – intuicją, instynktem, który ma nas chronić przed niebezpieczeństwem. Jest on jednakże przez nas mocno marginalizowany z uwagi na swoją niewidzialność oraz przez różne nadużycia w zakresie jego „prywatności”, szacunku do innego ciała. To piękne medium gwarantujące przeżycie, pozostające w pamięci tak przez swoją nietuzinkowość, jak i namacalność, aspekt realności oraz fizyczności, emocjonalności. W kwestii dźwięku i jego niefizycznej formy, to wbrew pozorom uważam, że ma on swój „materiał”. Jest falą akustyczną, a więc w rzeczywistości dotyka nas w sposób realny, pod postacią wibracji. Gdy jesteśmy na mocno nagłośnionym koncercie, stoimy blisko subwoofera na jakiejś elektronicznej imprezie, duże natężenie dźwięku zamienia się w wibrację, która w wyniku spotkania z naszym ciałem bezsprzecznie nas dotyka. Ponadto muzyka i dźwięki budzą rozmaite emocje, które są mocno powiązane z reakcjami naszego ciała, np. z: rozluźnieniem, napięciem, uciskiem w gardle.
M.B.: Dziękuję za to wyjaśnienie, czuję się zainspirowana. Życzę dalszych sukcesów.
A.N.: Dziękuję.
Anna Niestatek: Myślę, że to zależy od tego, czy słowa, które współtworzą utwór muzyczny są dla nas zrozumiałe, mają jakiś sens, czy wręcz przeciwnie – nie mają żadnego. Gdyby na chwilę wykasować znaczenia słów, to zobaczylibyśmy, że język mówiony to w rzeczywistości melodie, rytmy, pulsy, akcenty, dokładnie tak, jak w muzyce. Gdy znów „włączymy” znaczenie – zaczynamy intelektualizować, myśleć na temat tego, o czym śpiewa wokalista/wokalistka. Ten utwór przy każdym odsłuchaniu będzie w odbiorze podobny, co oczywiście wcale nie jest niczym złym. Każda z tych „opcji” ma różne strony, ja chciałam nieco poeksperymentować z percepcją słuchacza. Moim zamysłem było aby jak najmniej mu sugerować, aby każdy mógł odbierać muzykę w jak najbardziej intuicyjny sposób na podstawie swoich indywidualnych doświadczeń.
M.B.: Wielką inspirację dla Pani twórczości stanowi otaczający świat, zwłaszcza woda. Dlaczego? W jaki sposób przetwarza Pani tę inspirację na pracę głosem, na muzykę?
A.N.: Woda zainspirowała mnie m.in. ze względu na mnogość swoich stanów skupienia. Ponadto jej spokojna, nieruchoma tafla kryje dla mnie wiele tajemnic, jest czymś niepozornym. Nigdy nie nurkowałam, nie jestem też dobrą pływaczką, co wpływa na to, że świat podwodny jest dla mnie terenem zupełnie nieodkrytym i łatwo jest mi wymyślić sobie na jego temat rozmaite historie. Motywy akwatyczne w literaturze i sztuce mają w sobie także wiele oniryzmu, baśniowości, ulotności. Legendy dotyczące rusałek, syren, opowiadanie o „kobiecie foce” z książki „Biegnąca z wilkami” Clarissy Pinkoli Estés, aż po filozoficzne rozważania dotyczące żywiołów autorstwa filozofa Gastona Bachelarda – to tylko część z inspiracji, które mogą wprowadzić w nastrój, jaki towarzyszył mi podczas tworzenia muzyki na płytę „Voicollages”, na której można usłyszeć te „wodne” kompozycje. Przy produkcji albumu zastosowałam dodatkowo wiele rodzajów pogłosów i innych efektów, wyobrażając sobie przy tym, że dźwięk pod wodą roznosiłby się zapewne w zupełnie inny sposób, bo jest to ogromna, otwarta przestrzeń, dookoła i wewnątrz której mogą dziać się sytuacje nie do końca do wyjaśnienia.
M.B.: Jak dużą rolę w Pani twórczości odgrywa wrażliwość na sztuki wizualne?
A.N.: Nie jestem pewna, czy mogę o sobie powiedzieć, że reaguję w jakiś wyjątkowy sposób na sztuki wizualne. Od zawsze odnajdywały się w puli moich zainteresowań. Jako nastolatka myślałam, że to właśnie sztuki wizualne są definicją sztuki od „A do Z”. Z biegiem lat, podczas których studiowałam muzykę, ochronę dóbr kultury, i uczestniczyłam w rozmaitych wydarzeniach odbywających się w kulturalnym środowisku „MÓZG-u” i Bydgoszczy, zaczęłam nieco inaczej patrzeć na sztukę i inaczej ją odczuwać. Największy wpływ na moje wizualne „znieczulenie” miał chyba rozwój technologii, internetu i social mediów. Ilości obrazów, jakie docierały i docierają do moich oczu, zobojętniły mnie na bodźce wzrokowe. Zdecydowanie ważniejsza stała się dla mnie sztuka gwarantująca jakieś przeżycie, doznanie. Sztuka, która angażuje moją uważność. Doprowadziło mnie to do performance'u i happeningu, co mogłam aktywnie praktykować podczas studiów w gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych oraz w Uniwersytecie Artystycznym im. Magdaleny Abakanowicz w Poznaniu.
M.B.: W Pani twórczości pojawiają się także wątki Szekspirowskie. Czy trudno tworzy się muzykę, gdy oczekiwania widowni są w pewien sposób określone? Czy tu nadal istnieje przestrzeń dla twórczego eksperymentu? Przecież Szekspir to jeden z najważniejszych w kulturze dramatopisarzy.
A.N.: Muszę przyznać, że stworzenie muzyki do spektaklu teatralnego było moim marzeniem. Myślę więc, że niezależnie od tego, jaki spektakl by to nie był, po prostu chciałam spróbować, więc podjęłabym się wielu szalonych wyzwań, które pojawiłyby się na mojej drodze. Jeśli chodzi o pracę nad „Monologami z Szekspira”, to na początku, byłam nieco zestresowana tym Szekspirowskim brzemieniem. Niemniej sam reżyser, Artur Romański, po usłyszeniu pierwszych stworzonych przeze mnie utworów, powiedział, że wie, z kim zaczyna współpracę i, że będzie to bardziej coś w stylu festiwalu „Warszawska Jesień”, aniżeli coś popowego. Miałam bardzo dużą swobodę w tworzeniu tej muzyki. Wszystko zależy od zespołu ludzi, w jakim się pracuje i od wzajemnego zaufania. Było to trudne, ale taki trud jest piękny i wpisany w twórczą pracę.
M.B.: Jak postrzega Pani funkcję sztuki w kontekście obecnych trudnych czasów, gdy to zmagamy się z pandemią, wojną, inflacją i na pozór wydawałoby się, że na sztukę nie ma już miejsca, a przynajmniej, że nie jest ona priorytetowa?
A.N.: To bardzo szerokie pytanie. Odpowiedzi zapewne będzie więcej niż jedna. Może zacznę od tego, że „stopień priorytetowości” sztuki w życiu człowieka zależny jest od tego, w jakiej szerokości geograficznej rodzimy się i żyjemy, w jakim środowisku się obracamy, to zależy także od naszych możliwości finansowych oraz zapewne od ogromnej ilości jeszcze innych czynników. Jeśli uczestnik sztuki nie może zaspokoić swoich podstawowych życiowych potrzeb, takich jak np. jedzenie i dach nad głową, to raczej nieczęsto będzie rozmyślać o sztuce i jej wartościach. Z perspektywy artystki mogłabym pokusić się nawet o wątpliwość, czy sztuka kiedykolwiek była priorytetowa dla społeczeństwa. Tak naprawdę, można powiedzieć, że czasy zawsze są dla sztuki (jak i dla innych dziedzin) trudne. Na świecie niestety ciągle gdzieś toczy się wojna, z tą różnicą, że za każdym razem dotyka nas w różnym stopniu. Ale mimo iż ludzie nie traktują sztuki priorytetowo, to ona jednak cały czas ich otacza. Sztuka to przecież rękodzieło, ładne rzeczy, które wyposażają wnętrza naszych domów, a także muzyka z portali streamingowych i radia, filmy na platformach internetowych, telewizja, murale, które zdobią budynki. Sztuka towarzyszy naszemu życiu każdego dnia, lecz często niestety tego nie doceniamy. Mamy to za darmo albo za bezcen. Tylko co by się stało, gdyby pewnego dnia wszystkie te wyżej wymienione rzeczy zniknęły? Cała muzyka, filmy, seriale, książki z internetu i wiele innych. Z tej perspektywy można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że współczesny człowiek... nie może bez sztuki żyć!
M.B.: Ostatnio sporo też mówi się o dostosowywaniu wydarzeń kulturalnych do potrzeb różnej widowni, w tym odbiorców autystycznych. Czy bierze to Pani pod uwagę także w swojej działalności? Czy według Pani koncert należy dopasować do wszystkich odbiorców czy też konkretne wydarzenia kierować do określonych grup widzów?
A.N.: Tak, zauważam takie tendencje. Niedawno dostałam nawet propozycję przeprowadzenia warsztatów muzycznych dla osób niesłyszących! Projekt niestety nie dostał dofinansowania, ale to wspaniałe, że dostępność kultury dla rozmaitych grup odbiorców jest coraz większa, oby tak dalej. Oczywiście, biorę pod uwagę spotkania z osobami o specjalnych potrzebach, do każdego z nich nieco inaczej się przygotowuję. Osoby z autyzmem są bardzo wrażliwe na bodźce, więc muzyka improwizowana mogłaby dawać im ich za dużo, szczególnie, że wiele z tych osób posiada podobno słuch absolutny. Z kolei muzykoterapia, koncerty relaksacyjne, medytacje dźwięku, powtarzalność dźwięków, są podobno czymś przyjemnym dla odbiorców autystycznych, możemy więc spotkać się na koncercie tego rodzaju. Jeżeli chodzi o dopasowywanie wydarzeń do konkretnych grup osób, to uważam, że tak właśnie należy robić. Analogiczną sytuacją jest przygotowywanie się do rozmowy z konkretną osobą, nasze potrzeby wynikające z kontaktu, charakter relacji itp. różnią się w zależności od osoby, z jaką mamy się spotkać.
M.B.: Dotyk. Czym jest? Muzyka jest niedotykalna. A jednak dotyka. Dotyk jest w Pani twórczości istotny. Dotyk i obecność.
A.N.: Zgadza się. Dotyk – szczególnie w ostatnim czasie – był wiodącą częścią moich rozważań, ze względu na stworzenie mojej największej jak dotąd pracy, a więc spektaklu performatywnego pt.„Rytmy somnambulików – włóczęga po studium dotyku”. Genezy tego zainteresowania doszukuję się właśnie w spotkaniu z muzyką, od której wszystko się zaczęło. Zwróćmy uwagę na podobieństwo między zmysłem słuchu i dotyku. Oba te zmysły są dość mocno efemeryczne i teoretycznie „niewidzialne” gołym okiem. Wszystkie pozostałe zmysły działają dopiero wtedy, gdy nastąpi jakiegoś rodzaju dotyk. Dźwięk dotrze do odpowiednich części ucha, potrawa dotknie kubków smakowych itd. Dotyk jest bardzo osobisty, więc poziom trudności w pracy z nim jest zależny od kręgu kulturowego, w jakim działamy. Niewielu z nas wie, że zmysł dotyku jest jednym z najważniejszych, ponieważ odpowiada m.in. za poczucie własnego ciała czy równowagi. Uważam też, że jest powiązany z naszym szóstym zmysłem – intuicją, instynktem, który ma nas chronić przed niebezpieczeństwem. Jest on jednakże przez nas mocno marginalizowany z uwagi na swoją niewidzialność oraz przez różne nadużycia w zakresie jego „prywatności”, szacunku do innego ciała. To piękne medium gwarantujące przeżycie, pozostające w pamięci tak przez swoją nietuzinkowość, jak i namacalność, aspekt realności oraz fizyczności, emocjonalności. W kwestii dźwięku i jego niefizycznej formy, to wbrew pozorom uważam, że ma on swój „materiał”. Jest falą akustyczną, a więc w rzeczywistości dotyka nas w sposób realny, pod postacią wibracji. Gdy jesteśmy na mocno nagłośnionym koncercie, stoimy blisko subwoofera na jakiejś elektronicznej imprezie, duże natężenie dźwięku zamienia się w wibrację, która w wyniku spotkania z naszym ciałem bezsprzecznie nas dotyka. Ponadto muzyka i dźwięki budzą rozmaite emocje, które są mocno powiązane z reakcjami naszego ciała, np. z: rozluźnieniem, napięciem, uciskiem w gardle.
M.B.: Dziękuję za to wyjaśnienie, czuję się zainspirowana. Życzę dalszych sukcesów.
A.N.: Dziękuję.
Fot. Filip Strzelczyk.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |