ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (466) / 2023

Noel Jeżyk,

KATOWICKA HAGIOGRAFIA (MAGDALENA MAJCHER: 'DOKTÓRKA OD FAMILOKÓW')

A A A
„Doktórka od familoków” jest jedną z najbardziej pomysłowych powieści ostatnich lat, bowiem ze szczegółami opisana zostaje w niej prawdziwa historia śląskiej lekarki pediatrii, Jolanty Wadowskiej-Król. Wykorzystano autentyczne opowieści mieszkańców i mieszkanek Szopienic, zachowano nazwy miejsc, w tym ulic, oddano ze szczegółami całą historię wraz z jej tłem społeczno-historycznym. A jest to historia niezwykła, dotycząca katowickich Szopienic i tamtejszej huty, której działalność doprowadziła do skażenia całej okolicy ołowiem, co znowu poskutkowało katastrofalnym pogorszeniem stanu zdrowia mieszkających w okolicy dzieci. Historia została swego czasu przybliżona czytelniczkom i czytelnikom reportaży dzięki książce Michała Jędryki „Ołowiane dzieci” (Krytyka polityczna, 2020). O wyjątkowości „Doktórki...” świadczy także fakt, że autorce udało się poznać osobiście jej bohaterkę (a w tym przypadku oddzielenie bohaterów powieści od postaci historycznych nie jest wykonalne). Książka jest hołdem dla Wadowskiej-Król o hagiograficznym charakterze – autorka dokonała zapisu legendy o życiu świętej, co zresztą niekoniecznie jest zarzutem.

Biorąc jednak do ręki „Doktórkę” musimy mieć świadomość, że dostajemy opowieść skrojoną wedle klasycznego podziału na dobro i zło, gdzie antysystemowa męczennica jest niezłomna, a smok zieje (hutniczym) ogniem prosto z piekła. Sądząc z innych recenzji opublikowanych w Internecie, książka bardzo spodobała się czytelnikom, co może wynikać z gładkiego, potoczystego stylu, który zręcznie maskuje językowe czy historyczne niedociągnięcia, banały, stereotypy itd. Kiedy Wadowską-Król odwiedza najważniejsza profesora pediatrii w regionie, Bożena Heger-Małecka (również postać historyczna), od przemyśleń głównej bohaterki tekst płynnie przechodzi do fragmentu biografii Hager-Małeckiej, który równie dobrze mógłby znaleźć się na Wikipedii. Podobne encyklopedyczne wstawki zaburzają nieco konstrukcję powieści, nadając jej niepotrzebnego i upupiającego wymiaru dydaktycznego.

Także opisy miasta sprawiają wrażenie zaczerpniętych z artykułów „Dziennika Zachodniego” albo z przewodnika turystycznego po postindustrialnym regionie. Quasi-obiektywizm jest tutaj sposobem opisywania rzeczywistości nawet wówczas, gdy mamy do czynienia z niewerbalizowanymi przemyśleniami bohaterów. Te werbalizowane również sprawiają takie wrażenie, na przykład gdy dowiadujemy się od jednej z bohaterek, że „każdemu kto twierdzi, że Polska Rzeczpospolita Ludowa nie jest krajem miodem i mlekiem płynącym, od razu przykleja się łatkę wroga ojczyzny i oskarża go o podburzanie ludu” (s. 43).

Powieść Majcher korzysta z bardzo już wyświechtanych formuł dotyczących budowania postaci śląskich kobiet. Wygląd mieszkanek Szopienic mocno kontrastuje z tym, jak opisywane są lekarki (drobne, zadbane), i o ile ta jukstapozycja potencjalnie mogła zostać wykorzystana do ujawnienia i sproblematyzowania różnic klasowych, zdaje się jedynie powielać stereotyp brzydkiej, grubej i postawnej Ślązaczki („zniszczona życiem wielka, śląska baba”), która w otoczeniu licznych dzieci i męża alkoholika zaprzepaszcza własne pragnienia i ignoruje potrzeby, co sygnalizowane jest przytyciem i utratą dawnej urody. Fragmenty o przemocy domowej i małżeńskich awanturach jedynie pornografizują tragedię, której dotykają, bo wykorzystują cierpienie kobiet do zarysowania dramatycznego tła społecznego dla przedstawionych wydarzeń. Jest łzawo i dramatycznie, ale tylko po to, by postać Wadowskiej-Król wydała się czytelniczkom i czytelnikom jeszcze bardziej magiczna i nierzeczywista, jeszcze bardziej święta.

Miejsca, w których „Doktórka…” świadomie sięga po stereotypizację śląskiej kobiecości, również wydają się pełne niedociągnięć. Czytamy na przykład, że „narzekanie nie leży w naturze śląskiej kobiety” (s. 9). Zdanie to, wyrażone w formie moralnego nakazu, ma ilustrować siłę charakteru i niezależność Ślązaczek, ale nie przystaje do utartego wizerunku, który w zamierzeniu ma przywoływać. Powiedziałbym, że ciosanie kołków na głowie męża to cecha dystynktywna tak zwanej „ślunskij baby”, która przecież rządzi w domu i za kragiel ciągnie chopa z szynku do dom. Te drobne niespójności nie odbierają przyjemności lektury, ale poddają w stan podejrzenia autentyczność śląskiego doświadczenia, na którym bazuje autorka. Jej robotniczy bohaterowie są prości, ubodzy i brudni (co w wykreowanym świecie wydaje się ściśle ze sobą wiązać). W kontekście historycznym jest o tyle ciekawe, że „prostota” nie powinna się z ludem śląskim raczej zbyt łatwo kojarzyć, skoro w XIX wieku właściwie tylko na Śląsku polski ruch narodowy był prawdziwie oddolny, chłopsko-robotniczy, a nie jak w innych rejonach kraju szlachecki i pański, chłopom obcy. W XX wieku Ślązacy niemal przemocowo rzucani byli w wir polityki, czy więc możliwe, by byli tacy prości? A brudni? Gdy moja Babcia przyjechała na Śląsk pod koniec lat 80. (akcja powieści dzieje się niewiele wcześniej), zwracała uwagę na czystość i porządek na (owszem, często ubogich) śląskich podwórzach, które odczytywała jako dowód na przywiązanie regionu do niemieckiego Ordnungu.

Opis PRL-owskiej biedy także wydaje mi się za mało zniuansowany. Dowiadujemy się na przykład, że w „sklepach brakowało wszystkiego” (s. 16), tak jakby kryzys lat 80. dotyczył całego okresu PRL – znów jest to dydaktyczna narracja rodem z podręcznika do historii. Zamartwianie się innej bohaterki, że w opinii lekarki zapewne jest dzieciorobem i patologią, ponieważ ma więcej niż dwoje dzieci, świadczy natomiast o zinternalizowaniu ideologii neoliberalnej, która rozpanoszyła się w Polsce dopiero w latach 90. i była raczej nietypowa dla opisywanego okresu.

W tym miejscu powinno paść słowo klasizm. To ciężkie warunki sprawiają, że ludzie są brudni, prości i ubodzy. Czytamy, że „ciężkie życie sprawiało, że nie zaprzątano sobie tu głowy sprawami higieny czy jakimikolwiek zasadami bezpieczeństwa” (s. 26). Skoro już autorka bierze na siebie zadanie tłumaczenia nam śląskiego świata niczym w czytance na grzecznych dzieci, to chyba mogłaby dodać, skąd się te ciężkie życie wzięło, bo chyba nie samo z siebie? Może nie zaprzątano sobie głowy bezpieczeństwem, bo trzeba było wyrobić normy? Bo ktoś patrzył na ręce i pilnował? I ten ktoś, tak samo jak główna bohaterka, lekarka, był wykształcony i czysty, i, co tu kryć, najczęściej przyjezdny. I w końcu, skoro nie dość powtarzania, że PRL był zły, to może trzeba było gdzieś dodać, że ten PRL tworzyli czyści ludzie w garniturach mieszkający w Warszawie, nie ci brudni, prości, którzy nie raz w historii chwytali za broń lub przystępowali do strajków. Ale w tej powieści ciężkie życie jest chyba po prostu elementem pejzażu, a zły jest tylko PRL – co zresztą musi być prawdą, skoro od 1989 żyjemy na Śląsku w dobrobycie.

Jest i polski patriotyzm. Rodzice głównej bohaterki byli patriotami, a jej ojciec celowo „utrudniał swoim uczniom przechodzenie do niemieckich szkół” (s. 25). Jest to heroizm, być nauczycielem i utrudniać dzieciom i ich rodzicom podejmować decyzje we własnym imieniu, bowiem Niemcy są źli na mocy bycia Niemcami, a Polskość jest wartością samą w sobie, więc kończenie polskiej szkoły jest oczywiście jedyną godną uwagi opcją.

„Doktórka od familoków” może się podobać. Szybko się ją czyta, książka dostarcza wzruszeń, a przy tym została napisana przystępnie i lekko. Majcher niejako proponuje nam żywot świętej, napisany językiem dobra i zła, gdzieś na przecięciu biopolitycznej czystości i brudu. Śląsk jest w tej historii zawarty z konieczności, bo rzecz dzieje się w Szopienicach, dotyczy szopienickich dzieci i szopienickiej huty. Być może Jolanta Wadowska-Król, ta wybitna, zasłużona dla kraju lekarka, powinna była doczekać się trochę innej prozy?
Magdalena Majcher: „Doktórka od familoków".Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2023.