POLIFONIE POGRANICZA (ALEKSANDRA WOJTASZEK: 'FJAKA. SEZON NA CHORWACJĘ')
Siedemnastego maja do „Suliny”, jednej z flagowych serii Czarnego, dołączyła kolejna pozycja: „Fjaka” Aleksandry Wojtaszek. Poszerzyła ona tym samym listę tytułów poświęconych tematyce bałkańskiej w jej obrębie (przypomnijmy, że współtworzą ją dzieła tak ważne jak „Bałkany wyobrażone” Marii Todorovej czy „W stronę Ochrydy” Kapki Kassabovej). Obecność autorki w tym bądź co bądź niepoślednim gronie jest bez dwóch zdań zasłużona. Na stronie wydawnictwa czytamy, że książki publikowane w „Sulinie” „na rozmaite literackie sposoby odkrywają przed czytelnikiem nieznane oblicza fenomenu zwanego Europą”. Ja przyznałabym im raczej inną wartość: pobrzmiewają wielogłosem narracji o (wyobrażonych?) wspólnotach: małych narodach i zamieszkiwanych przez nie małych ojczyznach.
Nie inaczej jest w przypadku „Fjaki”. Z całą pewnością atutem tej książki jest fakt, że Wojtaszek ani razu nie wpada w pułapkę sięgania po skonwencjonalizowane i orientalizujące (oraz, przyznajmy, irytująco banalne) konstrukcje myślowe, za pomocą których zwykliśmy opowiadać losy państw wchodzących w skład byłej Jugosławii. By tak rzec – bałkańskiego kotła ani gwarancji znakomitej pogody nie będzie. Autorka snuje raczej opowieść o opowieści na temat tego, czym jest dziś byt polityczny zwany Chorwacją. Tym, co ukształtowało zbiorową tożsamość jej mieszkańców, była konieczność określenia się wobec trzech postaci: Josipa Broza-Tity (tutaj bez zaskoczeń), Franja Tuđmana (pierwszego prezydenta Republiki Chorwackiej) oraz – Matii Gubeca, przywódcy szesnastowiecznego zrywu antyfeudalnego. W pierwszych latach obecnego stulecia mawiano o Tuđmanie, że od wyroku skazującego w Hadze za przynależność do grupy, która planowała dokonanie czystek etnicznych na muzułmanach, uratowała go śmierć, jednak aktualny chorwacki konsensus nie zezwala na krytykowanie jego osoby i jego polityki (imię eksprezydenta nosi zresztą zagrzebskie lotnisko). Zaś Gubeca, nazywanego „chłopskim królem”, zaczęto wypierać ze zbiorowego imaginarium w latach 90., kiedy uznano, że chłopskie pochodzenie nie licuje z godnością bohatera narodowego. Jego miejsce w chorwackiej historiozofii zajął Tahy (ów feudał, przeciwko któremu buntował się Gubec), podziwiany za działalność antyturecką. „Tahy okazał się lepiej reprezentować nowy ulubiony mit polityków i elit, czyli narrację o nieprzerwanej ciągłości chorwackiej myśli państwowotwórczej” — czytamy w rozdziale „Chorwat – czyli kto?” (s. 203).
Jak to zwykle bywa z terenami pogranicznymi, Chorwacja samym swym jestestwem rzuca wyzwanie mającemu centralizujące ambicje dyskursowi o Europie i europejskości, ale jednocześnie staje się dogodnym przedmiotem opowieści służącym partykularnym interesom politycznym. Kto zechce znaleźć usprawiedliwienie dla konieczności wykonania marszu na Zachód (figury tak doskonale znanej Polakom z własnych doświadczeń), odwoła się do naznaczonej obecnością Włochów historii Istrii, dominującej roli katolicyzmu czy posługiwania się łacińskim alfabetem. Kto z rozrzewnieniem wspomina czasy braterstwa narodów Jugosławii, sięgnie po legendę o przybyciu Słowian na dziewicze plaże Półwyspu Bałkańskiego w siódmym wieku (monumentalnym symbolem jej fałszywości jest starszy o trzy stulecia pałac Dioklecjana w Splicie). Znajdą się argumenty potwierdzające etniczną oraz kulturową odrębność Chorwatów od innych potomków południowych Słowian (vel dzikich Serbów), jak i dowody na istnienie nierozerwalnej, łączącej ich więzi. Aleksandra Wojtaszek stawia sobie za cel dekonstruowanie tych trącających komunałami narracji, co czyni zresztą z wprawą i swadą.
Tytułowa „fjaka” to „pojęcie głęboko dalmatyńskie, określa kondycję ducha, kiedy człowiek pragnie jedynie patrzeć w dal i porzucić jakąkolwiek formę aktywności, rozpuścić się w przestrzeni. Psychofizyczny stan niemożliwego do zaspokojenia pragnienia nicości” (s. 57). W książce nie ma jednak miejsca na słowiańską odmianę południowej nieznośnej lekkości bytu — nie pracują jedynie ci, których posad pozbawiły gwałtownie przemiany systemu ekonomicznego z prywatyzacją na czele. Taki los spotkał byłe pracownice szwalni Kamensko, którym autorka poświęca jeden podrozdział. Młodzi ludzie w sezonie wakacyjnym ruszają do wyczerpującej roboty w hotelach będących pomnikami wszystkich patologii masowej turystyki, napędzanej dodatkowo rozwojem Airbnb-owskiej fazy kapitalizmu. Losy Chorwatów tworzą quasi-mikrokosmos losów wszystkich mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej — obfitują w wiecznie te same historie o wiecznie tych samych (czyli wybitnie niepowtarzalnych) ludzkich tragediach.
„Fjaka” bywa przewodnikiem po kanonie chorwackiej literatury, przestrzenią oddawania głosu tym, których w aspirującym kraju zwykle się go pozbawia, ale i wspaniałą łotrzykowską historią, za pośrednictwem której poznajemy losy Hajduka Split (zaczyna się od awantury w praskiej knajpie!) oraz listę dalmatyńskich przekleństw. Niekiedy wybrzmiewa dającą się lubić dezynwolturą (muszą Państwo wiedzieć, że książka obfituje w godne zapamiętania frazy takie jak „ściana domaga się, aby na niej pisać, twierdzi Barthes, ale ściany na południu Europy wydają się domagać tego bardziej” – s. 93). Jest wreszcie rozliczeniem z nawiedzającymi Chorwację widmami, z którymi sami Chorwaci sami jeszcze nie są gotowi się zmierzyć – jak dziedzictwo ustaszów oraz istnienie założonego przez nich obozu koncentracyjnego na wyspie Tag. „Fjaka” domaga się lektury i zasługuje na estymę. Prywatnie przewiduję, że poradzi sobie co najmniej przyzwoicie w przyszłorocznym konkursie o Nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |