TRANSGRESJE (MAJA HEBAN: 'GODNOŚĆ, PROSZĘ. O TRANSPŁCIOWOŚCI, GNIEWIE I NADZIEI', PAULA SZEWCZYK: 'CIAŁA OBCE. OPOWIEŚCI O TRANSPŁCIOWOŚCI')
A
A
A
Kilka lat temu, gdy byłem w liceum, na początku roku szkolnego dowiedziałem się, że od tego września religii będzie uczył nowy ksiądz. Choć już od dawna nie brałem udziału w tych zajęciach, z czystej ciekawości postanowiłem pójść na lekcję organizacyjną, żeby przekonać się, czy może jednak omija mnie coś ważnego. Po omówieniu kwestii formalnych ksiądz przystąpił do „luźniej rozmowy”, którą najwidoczniej chciał przekonać do siebie młodzież i udowodnić, że nie jest nudziarzem. Gdy jego monolog, miejscami przypominający próbę stand-upu, z jakiegoś powodu zszedł na tematy cyklu miesiączkowego, zrozumiałem, że chyba nie powinienem był tam przychodzić. Mimo tego siedziałem niewzruszony – dopóki prowadzący lekcję, absolutnie rozbawiony i przekonany o swoim kunszcie komediowym, nie zadał pytania: „A wiecie, jak to jest z tą niby Anną Grodzką?” i natychmiast sam sobie odpowiedział – „Przecież to ściema jest. On dalej mieszka z babą”. Nie pamiętam dokładnie, jaką zrobiłem minę, ale musiała być dość wymowna, bo gdy ksiądz odwrócił się w moją stronę, od razu zauważył, że coś jest nie tak, podobnie zresztą jak moi koledzy i koleżanki. Zapytałem, czy mogę wyjść z klasy, bo nie chcę tego słuchać.
Zapewne dzisiaj w takiej sytuacji powiedziałbym coś więcej, a może nawet podszedł do tablicy i rozrysował schemat spektrum seksualności i płciowości. Ale wtedy nie wiedziałem jeszcze wielu rzeczy, a i świadomość społeczna transpłciowości była mniejsza. Jak wielkie zmiany zaszły w ciągu ostatnich kilku lat, widać dobrze w dwóch tegorocznych książkach – wydanym w marcu zbiorze reportaży Pauli Szewczyk „Ciała obce. Opowieści o transpłciowości” oraz wydanym w maju eseju Mai Heban „Godność, proszę. O transpłciowości, gniewie i nadziei”. Omawiam obie pozycje w jednym tekście, co z początku stanowiło decyzję czysto intuicyjną; obie premiery były dość blisko siebie i książki dotyczą tego samego tematu. Po lekturze mam już pewność, że przeczytanie ich naraz jest jak najbardziej trafionym pomysłem, a nawet pomaga w lepszym zrozumieniu zagadnienia. Sprawne pióro Heban i jej ogólne spostrzeżenia dają świetne tło do opowieści z krwi i kości, które przekazuje nam Szewczyk.
Esej Heban jest podzielony na trzy części, których tytuły odpowiadają słowom z podtytułu zbioru, a zakończony zostaje krótkim słownikiem pojęć ważnych dla zrozumienia wywodu. Część pierwsza, „Transpłciowość”, zawiera teksty poświęcone próbom uporania się z niektórymi mitami o tożsamości płciowej oraz opowieściom o własnej drodze autorki. Heban zresztą jest bardzo świadoma ograniczeń, jakie ma jej punkt widzenia, i już na samym początku podkreśla: „Jako binarna transpłciowa kobieta mogę reprezentować wyłącznie własną perspektywę” (s. 8). Widać w tym ostrożność przed zapędami monopolizowania narracji i zrozumienie indywidualności doświadczenia płci w dzisiejszym świecie, a nawet i w pewnym stopniu intersekcjonalne podejście do własnej tożsamości. Nie mniej autorka nie odbiera sobie prawa głosu: „Nie jestem oficjalną przedstawicielką społeczności osób trans, bo taka pozycja nie istnieje, jestem jednak transpłciowa. Nic o nas nie będzie bez nas” (s. 22).
Pierwsza część eseju Heban ma elementy wyrywkowego przedstawiania historii transpłciowości, czyli na przykład zawiera opowieści o berlińskim Instytucie Seksuologicznym Magnusa Hirschfelda, funkcjonującym w okresie Republiki Weimarskiej, oraz o pierwszym poważnym spotkaniu polskiej opinii publicznej z niebinarnością przy okazji dyskusji o działaniach aktywistki Margot w 2020 roku. Oprócz tego autorka przygląda się dyskursowi otaczającemu transpłciowość i uświadamia nam konsekwencje uproszczeń, jakie często przyjmujemy. Dominująca kolokwialne rozumienie transpłciowości metafora bycia osobą „uwiezioną w złym ciele” to według Heban miecz obosieczny, ponieważ „[w]ejście w symboliczną rolę ofiary – niezależnie od tego, że realnie rzeczywiście jesteśmy często ofiarami dyskryminacji – jak najbardziej może być działaniem samozachowawczym. Jego długoterminowym, ale niezamierzonym skutkiem jest upupienie, uczynienie z nas osób polegających na pomocy z zewnątrz i niezdolnych do podejmowania realnych decyzji we własnej sprawie” (s. 50).
Równie ciekawe jest zagadnienie tzw. transmedykalizmu, czyli – jakkolwiek sprzecznie by to nie brzmiało – dość konserwatywnego podejścia do transpłciowości i tranzycji. Przedstawiciele tego zestawu poglądów ogromny nacisk kładą na medyczny aspekt tranzycji, a zwłaszcza diagnozę dysforii płciowej, czyli uczucia wynikającego z dysonansu pomiędzy odczuwaną płcią a faktycznymi cechami ciała osoby transpłciowej. To, jak wskazuje aktywistka, pewnego rodzaju transpłciowy elitaryzm, którego celem jest ścisła kontrola tego, kto może być nazwany osobą trans i do czego ma dążyć (zob. s. 51-52). Nie da się również pominąć wysuwanej przez niektóre osoby trans krytyki sensu istnienia diagnozy dysforii płciowej jako pewnego rodzaju osobnego uczucia w sferze płciowej osób transpłciowych. Filozofka Abigail Thorn słusznie zadaje pytanie, czy osoby cispłciowe (osoby niekwestionujące płci nadanej im przy urodzeniu) nie odczuwają czasem czegoś, co również możemy nazwać dysforią płciową. Czy cis mężczyzna, pomimo prób i wielkiej chęci, niebędący w stanie zapuścić bujnego zarostu, nie może odczuwać momentami, że wygląda „niewystarczająco męsko”? Czy cis kobieta z szerokimi ramionami nie może czasem poczuć, że wygląda „niewystarczająco kobieco” (zob. Thorn 2022)? Nie mówię oczywiście o słuszności takich odczuć, ale o samym fakcie, że mogą zaistnieć w głowach ludzi cispłciowych. Natomiast kiedy takie myśli pojawiają się u osób trans, od razu stwarza się dla nich jednostkę chorobową, jaką jest dysforia. To otwiera bardzo dużo możliwości nadużyć i wykluczenia osób inaczej odczuwających swoją transpłciowość, albo wręcz kontroli nad dostępem do opieki medycznej.
W drugiej części eseju, „Gniewie”, Heban jednocześnie ukonkretnia swoje rozważania, ale i trochę oddala je od nas, przynajmniej w sensie geograficznym. Tutaj skupia się bardziej na ruchu antyaktywistycznym w krajach anglojęzycznych, z największym naciskiem na Wielką Brytanię. Powód takiego przekierowania uwagi argumentuje: „Trans emancypację i nasze problemy można rozważać globalnie. To nie tak, że jako osoby transpłciowe nie mamy w Polsce własnych problemów, więc szukamy ich za granicą – rodzima społeczność trans ma wręcz unikalne przeszkody do pokonania (…)” (s. 105-106). Nie da się ukryć, że strategie wykluczania i dyskryminacji, ale i walki o prawa i równość, mają wiele cech wspólnych, niezależnie od miejsca na świecie. Patrząc na sukcesy emancypacyjne grup mniejszościowych w innych krajach, można próbować zaimplementować podobne mechanizmy na rodzimym podwórku. Nie ukrywam, ja również lubię myśleć o społeczności osób nienormatywnych jako do pewnego stopnia globalnej grupie, połączonej na jakimś bardzo podstawowym poziomie podobnymi doświadczeniami.
Brytyjska transfobia, co szczegółowo opisuje Heban, jest cwana. Oczywiście, że nie można po prostu powiedzieć publicznie „transy to dziwaki”. Żadna osoba, która nie chce zostać wykluczona z mediów, nawet jeśli dokładnie to myśli (a nawet i gorsze rzeczy), nie może sobie pozwolić na tę barbarzyńską bezpośredniość. Ale zawsze można sięgnąć na przykład po znany szlagier, czyli okrzyk „ratujmy dzieci!”. Heban przytacza jeden z najpopularniejszych sposobów na zasiewanie strachu wśród opinii publicznej, czyli podawanie szokującej statystki 4400% – aż o tyle w ciągu dekady w Wielkiej Brytanii zwiększyła się liczba niepełnoletnich osób o metrykalnej płci żeńskiej, chcących poddać się procesowi tranzycji. Matko jedyna, przecież to chyba znaczy, że co druga „dziewczynka” łyka testosteron na śniadanie jak witaminy?! Nie do końca. W 2009 roku takich osób w całej Wielkiej Brytanii było poniżej 100, a w 2019 roku około 2600 (zob. s. 135). Ktoś tu musi nadrobić książki Janiny Bąk, żeby nauczyć się poprawnego stosowania danych statystycznych.
Ten konkretny straszak dotarł w 2021 roku i do Polski, a dokładnie do magazynu „Wolna Sobota”, wydawanego przez „Gazetę Wyborczą”. Przedrukowany tekst z „Die Welt” został pierwotnie opublikowany pod jakże delikatnym i pełnym szacunku tytułem „Utnij piersi, a potem się zobaczy”, ostatecznie jego wersja internetowa nosi teraz tytuł „»Jestem chłopcem, nienawidzę swego ciała«. W ciągu dekady takich dziewczyn przybyło o 4400 procent” i jest ciągle dostępna. „Gazeta Wyborcza”, pomimo protestów środowiska osób transpłciowych, wskazującego na liczne nieprawdziwe informacje w artykule, nie wycofała się z publikacji, broniąc się pluralizmem opinii. Heban, trochę dalej w książce, idealnie podsumowała taką postawę – „Wolność słowa ważniejsza niż człowiek, prawo do otwarcia mordy cenniejsze niż powaga nauki” (s. 186).
Ostatnia część eseju, „Nadzieja”, ma zaledwie klika stron, co samo w sobie jest niezwykle wymowne. W tym momencie widać też, jak wpływa na autorkę bycie otwarcie transpłciową kobietą w mediach: „Chcę zakończyć tę książkę choć trochę pozytywnie i uczynić ją medium nadziei, ale każde zdanie, jakie piszę, naznaczone jest zmęczeniem” (s. 194). Trudno mi sobie wyobrazić, jakiego poziomu dojrzałości emocjonalnej i pewności siebie wymaga napisanie takiej książki jak „Godność, proszę”. I choć widzę zmęczenie autorki przebijające nieśmiało na niektórych stronach publikacji, nie odczuwam żadnego defetyzmu. Za to nadzieja się pojawia: „ Każdy, każda, każde z nas, żyjąc, wspiera resztę z nas swoją wytrwałością. Nasze istnienie jest nadzieją” (s. 201).
Po przewróceniu ostatniej strony „Godność, proszę” od razu otworzyłem zbiór reportaży Pauli Szewczyk „Ciała obce” i przez pierwsze kilkanaście stron trudno mi było wyjść z szoku spowodowanego zmianą nastroju. Eseistyka Heban to erudycyjna, autorefleksyjna i uporządkowana układanka, będąca zaproszeniem do spaceru po aspektach (trans)płciowości. Szewczyk natomiast od pierwszych zdań chwyta osobę czytającą za rękę i biegnie z nią przez zarośla codziennego życia, czasami narzucając mordercze tempo (co nie jest zarzutem). Książka nie została poprzedzona żadnym wstępem, co początkowo mnie zdziwiło, ale im dłużej czytałem, tym bardziej rozumiałem decyzję autorki. Odbieram to jako gest kroku w tył, rezygnacji z próby opanowania tych barwnych historii, których bohaterowie i bohaterki mówią sami za siebie. Szewczyk nie chce narzucać żadnych apriorycznych ram interpretacyjnych, zrezygnowała z w pewnym sensie kolonialnego zabiegu wprowadzenia do życia osób transpłciowych. Nie oznacza to jednak, że zbiór reportaży jest pozbawiony struktury. Całość zastała podzielona na trzy części zatytułowane kolejno „Głowa”, „Ciało” oraz „Serce”. W każdej z nich znajduje się kilka opowieści, w których nacisk jest położony zgodnie z motywem danego elementu reportażu. Po każdej opowieści następuje krótki fragment objaśniający jeden z aspektów transpłciowości, zazwyczaj z wypowiedziami ekspertów i ekspertek.
Nieocenioną wartością książki jest mnogość perspektyw, jakie udało się zebrać obok siebie. Reportażystce „spowiadają się” nie tylko osoby transpłciowe, ale i ich bliscy, rodzice, rodzeństwo, przyjaciele; bohaterzy i bohaterki pochodzą zaś ze zróżnicowanych środowisk. W „Głowie” na pierwszy plan wysuwają się sprawy związane z psychiką, w „Ciele” z fizyczno-medycznymi aspektami tranzycji, a w „Sercu” z uczuciami. Narracja opowieści prowadzona jest w trzeciej osobie, niekiedy autorka opisuje spotkania ze swoimi rozmówcami, ale nigdy nie ujawnia swoich przemyśleń albo ocen sytuacji bądź osób. Wszystko mówią ci, do których należy opowieść. Do tego Szewczyk świetnie potrafi budować napięcie i nawet bawić się narracją. Dwukrotnie – przy historiach Tima, trans chłopaka z doświadczeniem imigranckim, i Stasia, trans chłopaka, którego tranzycji rodzice nie przyjmują do wiadomości – obecny jest dwutorowy sposób opowiadania. Kontrasty między sferami życia, w których te osoby miały możliwość ekspresji własnej płciowości w sposób zgodny z ich uczuciami, a w których nie, prowadziły do gorzkich refleksji.
„Ciała obce” pełne są skrajnych uczuć i doświadczeń. W jednym momencie czujemy beznadzieję nastolatka tkwiącego na przepełnionym oddziale dziecięcego szpitala psychiatrycznego, w którym ulubionym sposobem karania pacjentów jest wystawianie ich materacy na korytarz. W drugim natomiast powala nas bezpośredniość Marty i Marcela pokazujących swoją kolekcję zabawek erotycznych. Rozczula nas matka szyjąca kolorowe bindery (typ bielizny pomagającej zamaskować obecność piersi) dla swojego syna. Rozwściecza nas za to ojciec mówiący synowi „Odstaw hormony, idź do egzorcysty. Poznałem fajnego” (s. 211). Szewczyk nie bała się też włączyć do swojej książki świadectw nie do końca pozytywnych. W części „Głowa” Kinga Tarkiewicz, matka transpłciowej Patrycji, wypowiada wiele raniących słów, łącznie ze stwierdzeniem w ulubionym przez Polaków stylu „jestem tolerancyjny, ale”: „Wydawało nam się z mężem, że jesteśmy otwartymi ludźmi. My akceptujemy inność, mamy różnych znajomych, i osoby homoseksualne, nie mamy z tym problemu, ale inaczej jak cos takiego dotyka nas bezpośrednio” (s. 57). Absolutnie zdenerwowała mnie stwierdzeniem, że jako matka wyobrażała sobie, jak jej dziecko znajdzie żonę, pojawią i pojawią się wnuki, a Patrycja wszystko „zepsuła”: „A teraz mam w głowie myśli: aha, to zostaje tylko starszy syn. A co, jeśli powie, że nie chce mieć dzieci albo że nie może? I nagle takie rzeczy, coś, o czym człowiek całe życie myślał, gdy wkładał energię w wychowywanie dzieci, jakby runęło. Budujesz dom, przychodzi tornado i nie ma. Zdmuchnęło” (s. 60). Tak przedmiotowe traktowanie własnego dziecka trudno mi zrozumieć. Na szczęście historia ta ma szczęśliwe zakończenie – Kinga Tarkiewicz dziś jest aktywistką w stowarzyszeniu „My, rodzice” i sama pomaga innym rodzicom zaakceptować własne dzieci. W jednym z wywiadów Szewczyk nawet powiedziała: „Ona najpierw mówiła rzeczy w stylu: »W ogóle mi nie była potrzebna córka«, »Byliśmy normalną rodziną…«. Sądziłam, że później poprosi, żeby nie uwzględniać w tekście tych słów, ale nazwała je swoją »księgą wstydu«. Wierzyła, że jeśli te fragmenty zostaną, to może inni rodzice jakoś się w tym odnajdą. Wie, że przeszła przemianę, odrobiła lekcję i z nową wiedzą idzie dalej” (Sabak 2023: 53). Takie zapiski przemian również są bardzo potrzebne.
Na początku tekstu przytoczyłem historię o „zabawnym” księdzu, bo trudno mi znaleźć lepszy przykład symbolicznej przemocy wobec osób transpłciowych, jaką widziałem na własne oczy. Historia zakończyła się tak, że kilka dni po tej sytuacji ksiądz poprosił mnie o spotkanie na przerwie. Przeprosił i zapewniał, że nie chciał nikogo urazić. I być może nawet byłbym w stanie mu wtedy uwierzyć – bo naiwność to grzech młodości – gdyby nie rzecz, która wymsknęła mu się pod koniec rozmowy: „Słyszałem, że już dłużej nie chodzisz na religię, więc to nie z mojego powodu teraz przestałeś…”. Bo najważniejsze jest czyste sumienie. Trudno byłoby mi sobie wyobrazić, jak niszczące może być usłyszenie: „Przecież to ściema jest” o własnej tożsamości. Jak bardzo nieznaczące mogą się wtedy wydawać pieczołowicie odkrywane kolejne aspekty własnej psychiki i cielesności. Jaka beznadzieja może ogarnąć osobę, która wie dobrze, że właśnie jednym zdaniem niektórzy chcą przekreślić to, kim jest.
Na szczęście transpłciowość, w całej swej złożoności i różnorodności, nie zniknie przez jedno machnięcie ręką przez kogoś świadomie wybierającego ignorancję. Jestem wdzięczny takim ludziom jak Maja Heban i osoby wypowiadające się w książce Pauli Szewczyk, że mają siłę opowiadać o sobie i swoich przeżyciach, byśmy mogli lepiej je zrozumieć. Książki „Godność, proszę” i „Ciała obce” świetnie uzupełniają się nawzajem. Heban daje nam teoretyczne zaplecze, Szewczyk pokazuje codzienność. Heban trochę odpływa w globalne problemy, Szewczyk sprowadza na ziemię do chłopaka ze śląskiej wsi, którego rodzice chcą wysłać na egzorcyzmy. Heban pokazuje nam siebie, Szewczyk odsuwa się w cień i podaje mikrofon rozmówcom i rozmówczyniom. Wszystko razem łączy się w fascynującą opowieść o niesamowitych transgresjach.
LITERATURA:
Sabak K.: „Zwykłe trudne pytania”. „Replika” 2013, nr 104.
Thorn A. [2022]: „Have we got it wrong on dysphoria?”. https://transwrites.world/have-we-got-it-wrong-on-dysphoria-abigail-thorn-discusses-trans-healthcare/.
Zapewne dzisiaj w takiej sytuacji powiedziałbym coś więcej, a może nawet podszedł do tablicy i rozrysował schemat spektrum seksualności i płciowości. Ale wtedy nie wiedziałem jeszcze wielu rzeczy, a i świadomość społeczna transpłciowości była mniejsza. Jak wielkie zmiany zaszły w ciągu ostatnich kilku lat, widać dobrze w dwóch tegorocznych książkach – wydanym w marcu zbiorze reportaży Pauli Szewczyk „Ciała obce. Opowieści o transpłciowości” oraz wydanym w maju eseju Mai Heban „Godność, proszę. O transpłciowości, gniewie i nadziei”. Omawiam obie pozycje w jednym tekście, co z początku stanowiło decyzję czysto intuicyjną; obie premiery były dość blisko siebie i książki dotyczą tego samego tematu. Po lekturze mam już pewność, że przeczytanie ich naraz jest jak najbardziej trafionym pomysłem, a nawet pomaga w lepszym zrozumieniu zagadnienia. Sprawne pióro Heban i jej ogólne spostrzeżenia dają świetne tło do opowieści z krwi i kości, które przekazuje nam Szewczyk.
Esej Heban jest podzielony na trzy części, których tytuły odpowiadają słowom z podtytułu zbioru, a zakończony zostaje krótkim słownikiem pojęć ważnych dla zrozumienia wywodu. Część pierwsza, „Transpłciowość”, zawiera teksty poświęcone próbom uporania się z niektórymi mitami o tożsamości płciowej oraz opowieściom o własnej drodze autorki. Heban zresztą jest bardzo świadoma ograniczeń, jakie ma jej punkt widzenia, i już na samym początku podkreśla: „Jako binarna transpłciowa kobieta mogę reprezentować wyłącznie własną perspektywę” (s. 8). Widać w tym ostrożność przed zapędami monopolizowania narracji i zrozumienie indywidualności doświadczenia płci w dzisiejszym świecie, a nawet i w pewnym stopniu intersekcjonalne podejście do własnej tożsamości. Nie mniej autorka nie odbiera sobie prawa głosu: „Nie jestem oficjalną przedstawicielką społeczności osób trans, bo taka pozycja nie istnieje, jestem jednak transpłciowa. Nic o nas nie będzie bez nas” (s. 22).
Pierwsza część eseju Heban ma elementy wyrywkowego przedstawiania historii transpłciowości, czyli na przykład zawiera opowieści o berlińskim Instytucie Seksuologicznym Magnusa Hirschfelda, funkcjonującym w okresie Republiki Weimarskiej, oraz o pierwszym poważnym spotkaniu polskiej opinii publicznej z niebinarnością przy okazji dyskusji o działaniach aktywistki Margot w 2020 roku. Oprócz tego autorka przygląda się dyskursowi otaczającemu transpłciowość i uświadamia nam konsekwencje uproszczeń, jakie często przyjmujemy. Dominująca kolokwialne rozumienie transpłciowości metafora bycia osobą „uwiezioną w złym ciele” to według Heban miecz obosieczny, ponieważ „[w]ejście w symboliczną rolę ofiary – niezależnie od tego, że realnie rzeczywiście jesteśmy często ofiarami dyskryminacji – jak najbardziej może być działaniem samozachowawczym. Jego długoterminowym, ale niezamierzonym skutkiem jest upupienie, uczynienie z nas osób polegających na pomocy z zewnątrz i niezdolnych do podejmowania realnych decyzji we własnej sprawie” (s. 50).
Równie ciekawe jest zagadnienie tzw. transmedykalizmu, czyli – jakkolwiek sprzecznie by to nie brzmiało – dość konserwatywnego podejścia do transpłciowości i tranzycji. Przedstawiciele tego zestawu poglądów ogromny nacisk kładą na medyczny aspekt tranzycji, a zwłaszcza diagnozę dysforii płciowej, czyli uczucia wynikającego z dysonansu pomiędzy odczuwaną płcią a faktycznymi cechami ciała osoby transpłciowej. To, jak wskazuje aktywistka, pewnego rodzaju transpłciowy elitaryzm, którego celem jest ścisła kontrola tego, kto może być nazwany osobą trans i do czego ma dążyć (zob. s. 51-52). Nie da się również pominąć wysuwanej przez niektóre osoby trans krytyki sensu istnienia diagnozy dysforii płciowej jako pewnego rodzaju osobnego uczucia w sferze płciowej osób transpłciowych. Filozofka Abigail Thorn słusznie zadaje pytanie, czy osoby cispłciowe (osoby niekwestionujące płci nadanej im przy urodzeniu) nie odczuwają czasem czegoś, co również możemy nazwać dysforią płciową. Czy cis mężczyzna, pomimo prób i wielkiej chęci, niebędący w stanie zapuścić bujnego zarostu, nie może odczuwać momentami, że wygląda „niewystarczająco męsko”? Czy cis kobieta z szerokimi ramionami nie może czasem poczuć, że wygląda „niewystarczająco kobieco” (zob. Thorn 2022)? Nie mówię oczywiście o słuszności takich odczuć, ale o samym fakcie, że mogą zaistnieć w głowach ludzi cispłciowych. Natomiast kiedy takie myśli pojawiają się u osób trans, od razu stwarza się dla nich jednostkę chorobową, jaką jest dysforia. To otwiera bardzo dużo możliwości nadużyć i wykluczenia osób inaczej odczuwających swoją transpłciowość, albo wręcz kontroli nad dostępem do opieki medycznej.
W drugiej części eseju, „Gniewie”, Heban jednocześnie ukonkretnia swoje rozważania, ale i trochę oddala je od nas, przynajmniej w sensie geograficznym. Tutaj skupia się bardziej na ruchu antyaktywistycznym w krajach anglojęzycznych, z największym naciskiem na Wielką Brytanię. Powód takiego przekierowania uwagi argumentuje: „Trans emancypację i nasze problemy można rozważać globalnie. To nie tak, że jako osoby transpłciowe nie mamy w Polsce własnych problemów, więc szukamy ich za granicą – rodzima społeczność trans ma wręcz unikalne przeszkody do pokonania (…)” (s. 105-106). Nie da się ukryć, że strategie wykluczania i dyskryminacji, ale i walki o prawa i równość, mają wiele cech wspólnych, niezależnie od miejsca na świecie. Patrząc na sukcesy emancypacyjne grup mniejszościowych w innych krajach, można próbować zaimplementować podobne mechanizmy na rodzimym podwórku. Nie ukrywam, ja również lubię myśleć o społeczności osób nienormatywnych jako do pewnego stopnia globalnej grupie, połączonej na jakimś bardzo podstawowym poziomie podobnymi doświadczeniami.
Brytyjska transfobia, co szczegółowo opisuje Heban, jest cwana. Oczywiście, że nie można po prostu powiedzieć publicznie „transy to dziwaki”. Żadna osoba, która nie chce zostać wykluczona z mediów, nawet jeśli dokładnie to myśli (a nawet i gorsze rzeczy), nie może sobie pozwolić na tę barbarzyńską bezpośredniość. Ale zawsze można sięgnąć na przykład po znany szlagier, czyli okrzyk „ratujmy dzieci!”. Heban przytacza jeden z najpopularniejszych sposobów na zasiewanie strachu wśród opinii publicznej, czyli podawanie szokującej statystki 4400% – aż o tyle w ciągu dekady w Wielkiej Brytanii zwiększyła się liczba niepełnoletnich osób o metrykalnej płci żeńskiej, chcących poddać się procesowi tranzycji. Matko jedyna, przecież to chyba znaczy, że co druga „dziewczynka” łyka testosteron na śniadanie jak witaminy?! Nie do końca. W 2009 roku takich osób w całej Wielkiej Brytanii było poniżej 100, a w 2019 roku około 2600 (zob. s. 135). Ktoś tu musi nadrobić książki Janiny Bąk, żeby nauczyć się poprawnego stosowania danych statystycznych.
Ten konkretny straszak dotarł w 2021 roku i do Polski, a dokładnie do magazynu „Wolna Sobota”, wydawanego przez „Gazetę Wyborczą”. Przedrukowany tekst z „Die Welt” został pierwotnie opublikowany pod jakże delikatnym i pełnym szacunku tytułem „Utnij piersi, a potem się zobaczy”, ostatecznie jego wersja internetowa nosi teraz tytuł „»Jestem chłopcem, nienawidzę swego ciała«. W ciągu dekady takich dziewczyn przybyło o 4400 procent” i jest ciągle dostępna. „Gazeta Wyborcza”, pomimo protestów środowiska osób transpłciowych, wskazującego na liczne nieprawdziwe informacje w artykule, nie wycofała się z publikacji, broniąc się pluralizmem opinii. Heban, trochę dalej w książce, idealnie podsumowała taką postawę – „Wolność słowa ważniejsza niż człowiek, prawo do otwarcia mordy cenniejsze niż powaga nauki” (s. 186).
Ostatnia część eseju, „Nadzieja”, ma zaledwie klika stron, co samo w sobie jest niezwykle wymowne. W tym momencie widać też, jak wpływa na autorkę bycie otwarcie transpłciową kobietą w mediach: „Chcę zakończyć tę książkę choć trochę pozytywnie i uczynić ją medium nadziei, ale każde zdanie, jakie piszę, naznaczone jest zmęczeniem” (s. 194). Trudno mi sobie wyobrazić, jakiego poziomu dojrzałości emocjonalnej i pewności siebie wymaga napisanie takiej książki jak „Godność, proszę”. I choć widzę zmęczenie autorki przebijające nieśmiało na niektórych stronach publikacji, nie odczuwam żadnego defetyzmu. Za to nadzieja się pojawia: „ Każdy, każda, każde z nas, żyjąc, wspiera resztę z nas swoją wytrwałością. Nasze istnienie jest nadzieją” (s. 201).
Po przewróceniu ostatniej strony „Godność, proszę” od razu otworzyłem zbiór reportaży Pauli Szewczyk „Ciała obce” i przez pierwsze kilkanaście stron trudno mi było wyjść z szoku spowodowanego zmianą nastroju. Eseistyka Heban to erudycyjna, autorefleksyjna i uporządkowana układanka, będąca zaproszeniem do spaceru po aspektach (trans)płciowości. Szewczyk natomiast od pierwszych zdań chwyta osobę czytającą za rękę i biegnie z nią przez zarośla codziennego życia, czasami narzucając mordercze tempo (co nie jest zarzutem). Książka nie została poprzedzona żadnym wstępem, co początkowo mnie zdziwiło, ale im dłużej czytałem, tym bardziej rozumiałem decyzję autorki. Odbieram to jako gest kroku w tył, rezygnacji z próby opanowania tych barwnych historii, których bohaterowie i bohaterki mówią sami za siebie. Szewczyk nie chce narzucać żadnych apriorycznych ram interpretacyjnych, zrezygnowała z w pewnym sensie kolonialnego zabiegu wprowadzenia do życia osób transpłciowych. Nie oznacza to jednak, że zbiór reportaży jest pozbawiony struktury. Całość zastała podzielona na trzy części zatytułowane kolejno „Głowa”, „Ciało” oraz „Serce”. W każdej z nich znajduje się kilka opowieści, w których nacisk jest położony zgodnie z motywem danego elementu reportażu. Po każdej opowieści następuje krótki fragment objaśniający jeden z aspektów transpłciowości, zazwyczaj z wypowiedziami ekspertów i ekspertek.
Nieocenioną wartością książki jest mnogość perspektyw, jakie udało się zebrać obok siebie. Reportażystce „spowiadają się” nie tylko osoby transpłciowe, ale i ich bliscy, rodzice, rodzeństwo, przyjaciele; bohaterzy i bohaterki pochodzą zaś ze zróżnicowanych środowisk. W „Głowie” na pierwszy plan wysuwają się sprawy związane z psychiką, w „Ciele” z fizyczno-medycznymi aspektami tranzycji, a w „Sercu” z uczuciami. Narracja opowieści prowadzona jest w trzeciej osobie, niekiedy autorka opisuje spotkania ze swoimi rozmówcami, ale nigdy nie ujawnia swoich przemyśleń albo ocen sytuacji bądź osób. Wszystko mówią ci, do których należy opowieść. Do tego Szewczyk świetnie potrafi budować napięcie i nawet bawić się narracją. Dwukrotnie – przy historiach Tima, trans chłopaka z doświadczeniem imigranckim, i Stasia, trans chłopaka, którego tranzycji rodzice nie przyjmują do wiadomości – obecny jest dwutorowy sposób opowiadania. Kontrasty między sferami życia, w których te osoby miały możliwość ekspresji własnej płciowości w sposób zgodny z ich uczuciami, a w których nie, prowadziły do gorzkich refleksji.
„Ciała obce” pełne są skrajnych uczuć i doświadczeń. W jednym momencie czujemy beznadzieję nastolatka tkwiącego na przepełnionym oddziale dziecięcego szpitala psychiatrycznego, w którym ulubionym sposobem karania pacjentów jest wystawianie ich materacy na korytarz. W drugim natomiast powala nas bezpośredniość Marty i Marcela pokazujących swoją kolekcję zabawek erotycznych. Rozczula nas matka szyjąca kolorowe bindery (typ bielizny pomagającej zamaskować obecność piersi) dla swojego syna. Rozwściecza nas za to ojciec mówiący synowi „Odstaw hormony, idź do egzorcysty. Poznałem fajnego” (s. 211). Szewczyk nie bała się też włączyć do swojej książki świadectw nie do końca pozytywnych. W części „Głowa” Kinga Tarkiewicz, matka transpłciowej Patrycji, wypowiada wiele raniących słów, łącznie ze stwierdzeniem w ulubionym przez Polaków stylu „jestem tolerancyjny, ale”: „Wydawało nam się z mężem, że jesteśmy otwartymi ludźmi. My akceptujemy inność, mamy różnych znajomych, i osoby homoseksualne, nie mamy z tym problemu, ale inaczej jak cos takiego dotyka nas bezpośrednio” (s. 57). Absolutnie zdenerwowała mnie stwierdzeniem, że jako matka wyobrażała sobie, jak jej dziecko znajdzie żonę, pojawią i pojawią się wnuki, a Patrycja wszystko „zepsuła”: „A teraz mam w głowie myśli: aha, to zostaje tylko starszy syn. A co, jeśli powie, że nie chce mieć dzieci albo że nie może? I nagle takie rzeczy, coś, o czym człowiek całe życie myślał, gdy wkładał energię w wychowywanie dzieci, jakby runęło. Budujesz dom, przychodzi tornado i nie ma. Zdmuchnęło” (s. 60). Tak przedmiotowe traktowanie własnego dziecka trudno mi zrozumieć. Na szczęście historia ta ma szczęśliwe zakończenie – Kinga Tarkiewicz dziś jest aktywistką w stowarzyszeniu „My, rodzice” i sama pomaga innym rodzicom zaakceptować własne dzieci. W jednym z wywiadów Szewczyk nawet powiedziała: „Ona najpierw mówiła rzeczy w stylu: »W ogóle mi nie była potrzebna córka«, »Byliśmy normalną rodziną…«. Sądziłam, że później poprosi, żeby nie uwzględniać w tekście tych słów, ale nazwała je swoją »księgą wstydu«. Wierzyła, że jeśli te fragmenty zostaną, to może inni rodzice jakoś się w tym odnajdą. Wie, że przeszła przemianę, odrobiła lekcję i z nową wiedzą idzie dalej” (Sabak 2023: 53). Takie zapiski przemian również są bardzo potrzebne.
Na początku tekstu przytoczyłem historię o „zabawnym” księdzu, bo trudno mi znaleźć lepszy przykład symbolicznej przemocy wobec osób transpłciowych, jaką widziałem na własne oczy. Historia zakończyła się tak, że kilka dni po tej sytuacji ksiądz poprosił mnie o spotkanie na przerwie. Przeprosił i zapewniał, że nie chciał nikogo urazić. I być może nawet byłbym w stanie mu wtedy uwierzyć – bo naiwność to grzech młodości – gdyby nie rzecz, która wymsknęła mu się pod koniec rozmowy: „Słyszałem, że już dłużej nie chodzisz na religię, więc to nie z mojego powodu teraz przestałeś…”. Bo najważniejsze jest czyste sumienie. Trudno byłoby mi sobie wyobrazić, jak niszczące może być usłyszenie: „Przecież to ściema jest” o własnej tożsamości. Jak bardzo nieznaczące mogą się wtedy wydawać pieczołowicie odkrywane kolejne aspekty własnej psychiki i cielesności. Jaka beznadzieja może ogarnąć osobę, która wie dobrze, że właśnie jednym zdaniem niektórzy chcą przekreślić to, kim jest.
Na szczęście transpłciowość, w całej swej złożoności i różnorodności, nie zniknie przez jedno machnięcie ręką przez kogoś świadomie wybierającego ignorancję. Jestem wdzięczny takim ludziom jak Maja Heban i osoby wypowiadające się w książce Pauli Szewczyk, że mają siłę opowiadać o sobie i swoich przeżyciach, byśmy mogli lepiej je zrozumieć. Książki „Godność, proszę” i „Ciała obce” świetnie uzupełniają się nawzajem. Heban daje nam teoretyczne zaplecze, Szewczyk pokazuje codzienność. Heban trochę odpływa w globalne problemy, Szewczyk sprowadza na ziemię do chłopaka ze śląskiej wsi, którego rodzice chcą wysłać na egzorcyzmy. Heban pokazuje nam siebie, Szewczyk odsuwa się w cień i podaje mikrofon rozmówcom i rozmówczyniom. Wszystko razem łączy się w fascynującą opowieść o niesamowitych transgresjach.
LITERATURA:
Sabak K.: „Zwykłe trudne pytania”. „Replika” 2013, nr 104.
Thorn A. [2022]: „Have we got it wrong on dysphoria?”. https://transwrites.world/have-we-got-it-wrong-on-dysphoria-abigail-thorn-discusses-trans-healthcare/.
Maja Heban: „Godność, proszę. O transpłciowości, gniewie i nadziei.”. Wydawnictwo Krytyki Politycznej. Warszawa 2023.
Paula Szewczyk: „Ciała obce. Opowieści o transpłciowości”. Wydawnictwo Agora. Warszawa 2023.
Paula Szewczyk: „Ciała obce. Opowieści o transpłciowości”. Wydawnictwo Agora. Warszawa 2023.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |