ŚPIEWAJĄC O ŻYCIU, GRAJĄC PUNK ROCKA
A
A
A
Maja Baczyńska: Zacznijmy od początku. Jak narodził się zespół Blizny?
„Rotten”: Jeśli chodzi o Blizny jako Blizny, to zespół powstał niecałe dwa lata temu; chcieliśmy działać pod jakąś konkretną nazwą. Skład był już praktycznie ten, co teraz – jedynie perkusiści się zmieniali, aczkolwiek osobiście uważam, że jedynym byłym pałkerem, którego powinniśmy tu wymienić, jest „Kurczak”, który zagrał z nami pierwszy koncert 15-go października 2022 roku w Pubie Motocyklowym 2KOŁA w Warszawie. Po tym koncercie odszedł i przez jakiś czas szukaliśmy nowego bębniarza, aż przypomniałem sobie, że Bartek „Pumpek” to dobry pałker, który mieszka w Warszawie i gra na perce w zespole Na Zewnątrz. Stwierdziłem, że można zapytać, czy by i z nami nie pograł, nie zaryzykował współpracy (w nieznanej kapeli po debiucie i tylko debiucie). Bartek przyszedł na próbę i na szczęście z nami już został.
Przemek: I mnie kiedyś „Rotten” zapytał, czy nie chciałbym być w kapeli na wokalu. Nigdy nie miałem żadnych przygód związanych z występami na scenie. Zgodziłem się więc tak naprawdę z ciekawości, bo ucieszyła mnie możliwość zrobienia czegoś innego, nowego. Na pierwszą próbę przyszedł też wtedy Piotrek, obecny basista. Marcin (Starcie, Merge Conflict) był w składzie Blizn od początku. Dostałem „nagrywki” z prób i teksty kawałków do nauczenia. Nauczyłem się, no i próba jakoś poszła. A nazwa? No, jak chce się grać nie tylko na próbach, to nazwa musi być! Odbyła się burza mózgów i z kilku propozycji została wyłoniona nazwa Blizny. Odpadła m.in. Rotten Boys, żeby się nie kojarzyła wyłącznie z tekściarzem. Później, po kilku zmianach składu – jak wspominaliśmy - odszedł perkusista, przyszedł nowy, przewinął się jeszcze drugi i trzeci gitarzysta, aż nastąpiła stabilizacja składu z Bartkiem na perkusji, Marcinem na gitarze, Piotrkiem na basie, ze mną na wokalu i „Rottenem” jako autorem wszystkich tekstów.
„Rotten”: Rotten Boys (śmiech). Nawet nie pamiętam tego! Od początku to miał być projekt, gdzie ja będę jedynie pisać teksty, a sprawy muzyczne pozostają w rękach chłopaków!!! Zespół kumpli, nie projekt solowy.
Marcin: Krótko mówiąc wszystko nabrało rozpędu, gdy doszedł Grzesiek „Kurczak” (kiedyś Zepsół, Warsaw Dolls, obecnie w Nameless Creations), a piąty bieg został wrzucony, gdy dołączył do nas właśnie Bartek z Na Zewnątrz.
Bartek: Na pierwszej próbie zagraliśmy kilka kawałków, a na następnej nawet nagraliśmy pierwsze wideo! Niestety styczeń był już mniej aktywny, bo pechowo skręciłem nogę.
Piotr: Tak czy inaczej z mojej perspektywy powstanie zespołu było naprawdę proste. Część muzyków „Rotten” już skądś znał i zaproponował im wspólne granie. Innych brakowało, więc „Rotten” wrzucił kilka postów na Facebooku, w grupach typu „Szukam muzyka”. I tak trafiłem do zespołu i ja. Najciekawsze jest jednak to, że sformowanie zespołu w ten sposób się w ogóle udało. Blizny to mieszanka osobowości i zróżnicowanych umiejętności muzycznych. Niektórzy z nas mają długi staż muzyczny, inni są „w branży” od stosunkowo niedawna (w tym ja). Mimo to udało nam się zgrać.
Bartek: Skład jest konkretny, bo każdy ma pomysły, które wcielamy w życie.
M.B.: W jaki sposób powstają Wasze piosenki?
Przemek: Teksty są napisane przez „Rottena”. Na próbie ktoś zaczyna grać, reszta to podchwytuje i tak zaczyna się muzyka. Nagrywamy próbę, żeby nikt nic nie zapomniał, dopasowujemy tekst do muzy i tyle. Na kolejnych próbach kawałek jest dopracowywany pod względem solówek, przejść itd. Najważniejsze, żeby wszystkim się podobało i wszyscy byli zadowoleni.
Marcin: Zwykle ja albo Piotrek przychodzimy z riffem i na tej podstawie idziemy dalej. Wyjątek stanowią: „Smak patologii” i „Ogień w butelce”, które gotowe przyniósł Grzesiek „Kurczak”. My w zasadzie tylko je zaaranżowaliśmy.
Bartek: Przede wszystkim „Rotten” ma napisanych dużo tekstów, które wybieramy na bieżąco. Gdy Marcin rzuci pierwsze riffy, Piotrek i ja od razu zaczynamy grać.
„Rotten”: Przemek dobiera tekst i do przodu! Czasem się zdarza, że Piotrek nie może być na próbie, ale że mamy zarys kawałka, to go nagrywam, by Piotrek mógł w domu stworzyć partie basowe. Punk rock!
Piotr: Dla mnie właśnie super ważne są teksty „Rottena”. Myślę, że stanowią siłę utworów, bo dzięki temu nie są to kawałki o niczym – to naprawdę szczera i zaangażowana twórczość. A jak tekst jest fajny, to i układanie muzyki do niego idzie gładko. Ja mam taki patent, że myśląc nad partiami basu, zawsze staram się sobie wyobrazić, jakie byłoby ich brzmienie, gdybyśmy grali na jakimś wielkim koncercie – no wiesz, dźwięk o sile tysięcy wat. Jak sobie to wyobrażę, to zawsze mi wychodzi coś prostego, ale mocnego. Bo myślę, że na jakimś stadionie albo innym Pol'and'Rocku ludzie nie chcieliby słuchać finezyjnych „(wygi)basów”, tylko konkretną muzę z silną sekcją rytmiczną. Nie gramy w końcu smooth jazzu.
M.B.: Teksty „Rottena” was inspirują. Sporo w nich życia, przemyśleń na temat rzeczywistości, różnych doświadczeń. „Rotten”, jak to się zaczęło, że zacząłeś pisać, jaka jest Twoja droga do muzyki, co masz za sobą, z jakim przekazem przychodzisz?
„Rotten”: Dla mnie i myślę, że nie tylko dla mnie, tekst w piosence – zwłaszcza punk rockowej – od zawsze był bardzo ważny. Od dziecka pisałem wierszyki, potem otarłem się o kluby poetyckie, między innymi w Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie, chodziłem na wieczorki literackie do warszawskiego Domu Literatury, jak również w klubie Stodoła – takie były moje lata licealne. W SDK wydałem arkusz z wierszami, miałem także publikację w piśmie „Literatura” w latach 90., a wtedy to pismo można było kupić w kioskach RUCHu razem z papierosami, zapalniczką i biletem do autobusu. Po jakimś czasie poznałem ekipę robiącą w Warszawie koncerty, dostałem propozycję publikacji w zinie punkowym, najpierw w „Liberation Zine” (nr 18), następnie w „Ścianie wschodniej” (nr 10), a że byłem już od dawna w klimatach punkowych, to postanowiłem pisać teksty do kawałków punk rockowych.
M.B.: W rezultacie na płytach kilku kapel są twoje teksty. A o czym opowiadają?
„Rotten”: O tym, co we mnie siedzi, co mnie drażni, o moich (często trudnych) doświadczeniach, o patologii, którą mam za sobą. I o tym, co mi na tę chwilę w duszy gra. Dla Blizn piszę proste, zrozumiałe teksty – zbierając ekipę do zespołu, chciałem w ten sposób zamknąć pewien rozdział mojego życia. Jest już zamknięty, owszem, ale chcę go zapisać, bo są tacy, którzy jeszcze mnie niekiedy pytają o stare czasy, a ja nie mam cierpliwości o tym im mówić, niech teksty mówią za mnie. Chociaż w kontekście naszej pierwszej płyty, myślimy w Bliznach o tekstach bardziej zróżnicowanych.
M.B.: „Rotten” pisze dla kilku zespołów, jest w środowisku znany. Czy już można mówić o zjawisku „Rotten bands”, czy właśnie takie określenie tworzy niepotrzebne podziały – ostatecznie to zawarty w tekstach przekaz, muzyka i punk rockowa energia powinny być tu chyba najważniejsze?
Przemek: Raczej nie ma mowy o czymś takim jak „Rotten Bands”. „Rotten” po prostu tworzy różne teksty i jak ktoś chce z nich skorzystać, to autor ma satysfakcję. Takie klasyfikowanie szkodzi – i to bardzo – scenie punkowej. Nikt w kapeli złożonej z kumpli nie chce być przypisywany komuś. Zespół to zespół, a skąd pochodzą teksty czy muzyka, to już inna sprawa.
Marcin: Myślę też, że nie należy tego wszystkiego traktować śmiertelnie poważnie. Punk nie może być zbyt poważny, nawet gdy śpiewa się o rzeczach śmiertelnie poważnych!
M.B.: Ostatnio Blizny zagrały na III Festiwalu Pieśni Zbuntowanej w Opacich Dołach. Atmosfera tego wydarzenia była szczególna, mimo że charakter imprezy był dość kameralny. Na czym polega siła tego festiwalu i w ogóle takich imprez, dlaczego warto w takich miejscach grać, spotykać się, integrować punkowe środowisko?
Przemek: Nie wiem czy impreza była kameralna. Było na niej jednak z kilkaset osób, jak mi się zdaje. Siła festiwali polega przede wszystkim na energii, atmosferze. Można poznać nowych ludzi, spotkać dawno nie widzianych znajomych. W tych czasach człowiek jest zwykle zalatany, więc taki oddech jest bardzo potrzebny. Festiwal Pieśni Zbuntowanej dodatkowo dostarcza adrenaliny, bo w ramach niego jest też przewidziana część konkursowa. To okazja, żeby sprawdzić, jak publika reaguje na to, co tworzysz, co chcesz przekazać. Dla mnie osobiście był to bardzo ważny występ. Jeszcze się stresuję występami publicznymi, praktycznie walczę sam ze sobą przed każdym wyjściem na scenę. Ale z koncertu na koncert jest coraz lepiej.
M.B.: W Opacich Dołach było świetnie, w życiu nie powiedziałabym, że miałeś tremę!
„Rotten”: Poza tym to był nasz pierwszy wyjazdowy koncert i od razu na festiwal, co jest super sprawą! Dla mnie siłą takich wyjazdów jest to, że możemy dać się poznać innym i nawiązać kontakty pod kątem przyszłych koncertów. Jeszcze na marginesie dodam, że i ja organizuję koncerty, wraz z koleżanką Zytą „Wierzbą” Wiśniewską jako Wrecked Sound Gigs, i na festiwalach automatycznie robię research.
Marcin: To nie tylko okazja, by spotkać znajomych z całej Polski, zawrzeć nowe znajomości, poznać ciekawe kapele, ale i... obkupić się w płyty i koszulki, czyli rzecz nie do przecenienia (śmiech).
M.B.: Jasne! Ważna jest też sceneria – kamieniołom w Opacich Dołach (województwo świętokrzyskie) i przyroda wokół robią wrażenie. Świetna miejscówka na festiwal!
Piotr: Festiwal to nie tylko liczba sprzedanych biletów. Fajnie jest, gdy publika czuje klimat i od początku dobrze się bawi. Byłem niedawno na Festiwalu Twórczości Ludowej EtnoBaltica, gdzie widownia to raptem kilkadziesiąt osób, za to na maksa wczuwających się w temat. Tak było i w Opacich Dołach – pomimo faktu, iż graliśmy w piątek wczesnym popołudniem, a więc teoretycznie w słabym „czasie antenowym”, to pod sceną od razu zebrała się może niewielka, ale za to ostro szalejąca publika. I o to chodzi!
M.B.: Jakie są Wasze plany muzyczne na 2023 i 2024 rok?
Marcin: Przychodzi mi na myśl cytat Woody'ego Allena: „jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o twoich planach na przyszłość” (śmiech).
„Rotten”: Właśnie miałem powiedzieć, że planowanie to dla mnie coś, czego wolę unikać. Jeśli chodzi o konkrety, to plany zazwyczaj biorą w łeb, zwłaszcza gdy twierdzę, że coś muszę!
Marcin: A tak serio, to plan jest taki, żeby zrobić materiał na płytę, choć bez ciśnienia. Nie chcemy tak po prostu zebrać kawałki, tylko mieć z czego wybierać, żeby wszystko było spójne stylistycznie. Poza tym chcemy grać koncerty, ponieważ to jest największa frajda w punk rocku – zarówno dla kapel, jak i ludzi, którzy przychodzą na gigi.
Przemek: O tak, chciałbym grać dużo koncertów, bo dzięki temu przełamuję się i coraz lepiej czuję na scenie. Na ten rok mamy zaplanowane na razie dwa koncerty, a trzeci w drodze. W przyszłym znów chcielibyśmy zagrać na jakimś festiwalu.
Piotr: Myślę, że fajnie byłoby pokazać się jakiejś szerszej publiczności. Granie koncertów to super sprawa. Albo na jakimś większym wydarzeniu punkowym, albo gdzieś poza punkową „bańką”, żeby ludzie nas zapamiętali i w przyszłości kojarzyli.
„Rotten”: Będziemy dążyć do tego, by jakoś zaistnieć!
M.B.: Z czym chcielibyście zostawić Waszego odbiorcę, z jakim przekazem, wrażeniem, odczuciem… ?
„Rotten”: Piszę teksty, które zostawiają pole do interpretacji.
Marcin: Ale myślę, że teksty „Rottena” rzeczywiście poruszają dość mroczne rejony ludzkiej egzystencji, choć mogą też dawać siłę i zachęcać do tego, aby walczyć o siebie. Koniec końców przekaz jest motywujący.
Przemek: Z jakim odczuciem chciałbym, żeby wyszedł z koncertu nasz odbiorca? Żeby jemu nasza muzyka sprawiała taką samą frajdę, jak nam!
M.B.: Trzymam kciuki!
„Rotten”: Jeśli chodzi o Blizny jako Blizny, to zespół powstał niecałe dwa lata temu; chcieliśmy działać pod jakąś konkretną nazwą. Skład był już praktycznie ten, co teraz – jedynie perkusiści się zmieniali, aczkolwiek osobiście uważam, że jedynym byłym pałkerem, którego powinniśmy tu wymienić, jest „Kurczak”, który zagrał z nami pierwszy koncert 15-go października 2022 roku w Pubie Motocyklowym 2KOŁA w Warszawie. Po tym koncercie odszedł i przez jakiś czas szukaliśmy nowego bębniarza, aż przypomniałem sobie, że Bartek „Pumpek” to dobry pałker, który mieszka w Warszawie i gra na perce w zespole Na Zewnątrz. Stwierdziłem, że można zapytać, czy by i z nami nie pograł, nie zaryzykował współpracy (w nieznanej kapeli po debiucie i tylko debiucie). Bartek przyszedł na próbę i na szczęście z nami już został.
Przemek: I mnie kiedyś „Rotten” zapytał, czy nie chciałbym być w kapeli na wokalu. Nigdy nie miałem żadnych przygód związanych z występami na scenie. Zgodziłem się więc tak naprawdę z ciekawości, bo ucieszyła mnie możliwość zrobienia czegoś innego, nowego. Na pierwszą próbę przyszedł też wtedy Piotrek, obecny basista. Marcin (Starcie, Merge Conflict) był w składzie Blizn od początku. Dostałem „nagrywki” z prób i teksty kawałków do nauczenia. Nauczyłem się, no i próba jakoś poszła. A nazwa? No, jak chce się grać nie tylko na próbach, to nazwa musi być! Odbyła się burza mózgów i z kilku propozycji została wyłoniona nazwa Blizny. Odpadła m.in. Rotten Boys, żeby się nie kojarzyła wyłącznie z tekściarzem. Później, po kilku zmianach składu – jak wspominaliśmy - odszedł perkusista, przyszedł nowy, przewinął się jeszcze drugi i trzeci gitarzysta, aż nastąpiła stabilizacja składu z Bartkiem na perkusji, Marcinem na gitarze, Piotrkiem na basie, ze mną na wokalu i „Rottenem” jako autorem wszystkich tekstów.
„Rotten”: Rotten Boys (śmiech). Nawet nie pamiętam tego! Od początku to miał być projekt, gdzie ja będę jedynie pisać teksty, a sprawy muzyczne pozostają w rękach chłopaków!!! Zespół kumpli, nie projekt solowy.
Marcin: Krótko mówiąc wszystko nabrało rozpędu, gdy doszedł Grzesiek „Kurczak” (kiedyś Zepsół, Warsaw Dolls, obecnie w Nameless Creations), a piąty bieg został wrzucony, gdy dołączył do nas właśnie Bartek z Na Zewnątrz.
Bartek: Na pierwszej próbie zagraliśmy kilka kawałków, a na następnej nawet nagraliśmy pierwsze wideo! Niestety styczeń był już mniej aktywny, bo pechowo skręciłem nogę.
Piotr: Tak czy inaczej z mojej perspektywy powstanie zespołu było naprawdę proste. Część muzyków „Rotten” już skądś znał i zaproponował im wspólne granie. Innych brakowało, więc „Rotten” wrzucił kilka postów na Facebooku, w grupach typu „Szukam muzyka”. I tak trafiłem do zespołu i ja. Najciekawsze jest jednak to, że sformowanie zespołu w ten sposób się w ogóle udało. Blizny to mieszanka osobowości i zróżnicowanych umiejętności muzycznych. Niektórzy z nas mają długi staż muzyczny, inni są „w branży” od stosunkowo niedawna (w tym ja). Mimo to udało nam się zgrać.
Bartek: Skład jest konkretny, bo każdy ma pomysły, które wcielamy w życie.
M.B.: W jaki sposób powstają Wasze piosenki?
Przemek: Teksty są napisane przez „Rottena”. Na próbie ktoś zaczyna grać, reszta to podchwytuje i tak zaczyna się muzyka. Nagrywamy próbę, żeby nikt nic nie zapomniał, dopasowujemy tekst do muzy i tyle. Na kolejnych próbach kawałek jest dopracowywany pod względem solówek, przejść itd. Najważniejsze, żeby wszystkim się podobało i wszyscy byli zadowoleni.
Marcin: Zwykle ja albo Piotrek przychodzimy z riffem i na tej podstawie idziemy dalej. Wyjątek stanowią: „Smak patologii” i „Ogień w butelce”, które gotowe przyniósł Grzesiek „Kurczak”. My w zasadzie tylko je zaaranżowaliśmy.
Bartek: Przede wszystkim „Rotten” ma napisanych dużo tekstów, które wybieramy na bieżąco. Gdy Marcin rzuci pierwsze riffy, Piotrek i ja od razu zaczynamy grać.
„Rotten”: Przemek dobiera tekst i do przodu! Czasem się zdarza, że Piotrek nie może być na próbie, ale że mamy zarys kawałka, to go nagrywam, by Piotrek mógł w domu stworzyć partie basowe. Punk rock!
Piotr: Dla mnie właśnie super ważne są teksty „Rottena”. Myślę, że stanowią siłę utworów, bo dzięki temu nie są to kawałki o niczym – to naprawdę szczera i zaangażowana twórczość. A jak tekst jest fajny, to i układanie muzyki do niego idzie gładko. Ja mam taki patent, że myśląc nad partiami basu, zawsze staram się sobie wyobrazić, jakie byłoby ich brzmienie, gdybyśmy grali na jakimś wielkim koncercie – no wiesz, dźwięk o sile tysięcy wat. Jak sobie to wyobrażę, to zawsze mi wychodzi coś prostego, ale mocnego. Bo myślę, że na jakimś stadionie albo innym Pol'and'Rocku ludzie nie chcieliby słuchać finezyjnych „(wygi)basów”, tylko konkretną muzę z silną sekcją rytmiczną. Nie gramy w końcu smooth jazzu.
M.B.: Teksty „Rottena” was inspirują. Sporo w nich życia, przemyśleń na temat rzeczywistości, różnych doświadczeń. „Rotten”, jak to się zaczęło, że zacząłeś pisać, jaka jest Twoja droga do muzyki, co masz za sobą, z jakim przekazem przychodzisz?
„Rotten”: Dla mnie i myślę, że nie tylko dla mnie, tekst w piosence – zwłaszcza punk rockowej – od zawsze był bardzo ważny. Od dziecka pisałem wierszyki, potem otarłem się o kluby poetyckie, między innymi w Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie, chodziłem na wieczorki literackie do warszawskiego Domu Literatury, jak również w klubie Stodoła – takie były moje lata licealne. W SDK wydałem arkusz z wierszami, miałem także publikację w piśmie „Literatura” w latach 90., a wtedy to pismo można było kupić w kioskach RUCHu razem z papierosami, zapalniczką i biletem do autobusu. Po jakimś czasie poznałem ekipę robiącą w Warszawie koncerty, dostałem propozycję publikacji w zinie punkowym, najpierw w „Liberation Zine” (nr 18), następnie w „Ścianie wschodniej” (nr 10), a że byłem już od dawna w klimatach punkowych, to postanowiłem pisać teksty do kawałków punk rockowych.
M.B.: W rezultacie na płytach kilku kapel są twoje teksty. A o czym opowiadają?
„Rotten”: O tym, co we mnie siedzi, co mnie drażni, o moich (często trudnych) doświadczeniach, o patologii, którą mam za sobą. I o tym, co mi na tę chwilę w duszy gra. Dla Blizn piszę proste, zrozumiałe teksty – zbierając ekipę do zespołu, chciałem w ten sposób zamknąć pewien rozdział mojego życia. Jest już zamknięty, owszem, ale chcę go zapisać, bo są tacy, którzy jeszcze mnie niekiedy pytają o stare czasy, a ja nie mam cierpliwości o tym im mówić, niech teksty mówią za mnie. Chociaż w kontekście naszej pierwszej płyty, myślimy w Bliznach o tekstach bardziej zróżnicowanych.
M.B.: „Rotten” pisze dla kilku zespołów, jest w środowisku znany. Czy już można mówić o zjawisku „Rotten bands”, czy właśnie takie określenie tworzy niepotrzebne podziały – ostatecznie to zawarty w tekstach przekaz, muzyka i punk rockowa energia powinny być tu chyba najważniejsze?
Przemek: Raczej nie ma mowy o czymś takim jak „Rotten Bands”. „Rotten” po prostu tworzy różne teksty i jak ktoś chce z nich skorzystać, to autor ma satysfakcję. Takie klasyfikowanie szkodzi – i to bardzo – scenie punkowej. Nikt w kapeli złożonej z kumpli nie chce być przypisywany komuś. Zespół to zespół, a skąd pochodzą teksty czy muzyka, to już inna sprawa.
Marcin: Myślę też, że nie należy tego wszystkiego traktować śmiertelnie poważnie. Punk nie może być zbyt poważny, nawet gdy śpiewa się o rzeczach śmiertelnie poważnych!
M.B.: Ostatnio Blizny zagrały na III Festiwalu Pieśni Zbuntowanej w Opacich Dołach. Atmosfera tego wydarzenia była szczególna, mimo że charakter imprezy był dość kameralny. Na czym polega siła tego festiwalu i w ogóle takich imprez, dlaczego warto w takich miejscach grać, spotykać się, integrować punkowe środowisko?
Przemek: Nie wiem czy impreza była kameralna. Było na niej jednak z kilkaset osób, jak mi się zdaje. Siła festiwali polega przede wszystkim na energii, atmosferze. Można poznać nowych ludzi, spotkać dawno nie widzianych znajomych. W tych czasach człowiek jest zwykle zalatany, więc taki oddech jest bardzo potrzebny. Festiwal Pieśni Zbuntowanej dodatkowo dostarcza adrenaliny, bo w ramach niego jest też przewidziana część konkursowa. To okazja, żeby sprawdzić, jak publika reaguje na to, co tworzysz, co chcesz przekazać. Dla mnie osobiście był to bardzo ważny występ. Jeszcze się stresuję występami publicznymi, praktycznie walczę sam ze sobą przed każdym wyjściem na scenę. Ale z koncertu na koncert jest coraz lepiej.
M.B.: W Opacich Dołach było świetnie, w życiu nie powiedziałabym, że miałeś tremę!
„Rotten”: Poza tym to był nasz pierwszy wyjazdowy koncert i od razu na festiwal, co jest super sprawą! Dla mnie siłą takich wyjazdów jest to, że możemy dać się poznać innym i nawiązać kontakty pod kątem przyszłych koncertów. Jeszcze na marginesie dodam, że i ja organizuję koncerty, wraz z koleżanką Zytą „Wierzbą” Wiśniewską jako Wrecked Sound Gigs, i na festiwalach automatycznie robię research.
Marcin: To nie tylko okazja, by spotkać znajomych z całej Polski, zawrzeć nowe znajomości, poznać ciekawe kapele, ale i... obkupić się w płyty i koszulki, czyli rzecz nie do przecenienia (śmiech).
M.B.: Jasne! Ważna jest też sceneria – kamieniołom w Opacich Dołach (województwo świętokrzyskie) i przyroda wokół robią wrażenie. Świetna miejscówka na festiwal!
Piotr: Festiwal to nie tylko liczba sprzedanych biletów. Fajnie jest, gdy publika czuje klimat i od początku dobrze się bawi. Byłem niedawno na Festiwalu Twórczości Ludowej EtnoBaltica, gdzie widownia to raptem kilkadziesiąt osób, za to na maksa wczuwających się w temat. Tak było i w Opacich Dołach – pomimo faktu, iż graliśmy w piątek wczesnym popołudniem, a więc teoretycznie w słabym „czasie antenowym”, to pod sceną od razu zebrała się może niewielka, ale za to ostro szalejąca publika. I o to chodzi!
M.B.: Jakie są Wasze plany muzyczne na 2023 i 2024 rok?
Marcin: Przychodzi mi na myśl cytat Woody'ego Allena: „jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o twoich planach na przyszłość” (śmiech).
„Rotten”: Właśnie miałem powiedzieć, że planowanie to dla mnie coś, czego wolę unikać. Jeśli chodzi o konkrety, to plany zazwyczaj biorą w łeb, zwłaszcza gdy twierdzę, że coś muszę!
Marcin: A tak serio, to plan jest taki, żeby zrobić materiał na płytę, choć bez ciśnienia. Nie chcemy tak po prostu zebrać kawałki, tylko mieć z czego wybierać, żeby wszystko było spójne stylistycznie. Poza tym chcemy grać koncerty, ponieważ to jest największa frajda w punk rocku – zarówno dla kapel, jak i ludzi, którzy przychodzą na gigi.
Przemek: O tak, chciałbym grać dużo koncertów, bo dzięki temu przełamuję się i coraz lepiej czuję na scenie. Na ten rok mamy zaplanowane na razie dwa koncerty, a trzeci w drodze. W przyszłym znów chcielibyśmy zagrać na jakimś festiwalu.
Piotr: Myślę, że fajnie byłoby pokazać się jakiejś szerszej publiczności. Granie koncertów to super sprawa. Albo na jakimś większym wydarzeniu punkowym, albo gdzieś poza punkową „bańką”, żeby ludzie nas zapamiętali i w przyszłości kojarzyli.
„Rotten”: Będziemy dążyć do tego, by jakoś zaistnieć!
M.B.: Z czym chcielibyście zostawić Waszego odbiorcę, z jakim przekazem, wrażeniem, odczuciem… ?
„Rotten”: Piszę teksty, które zostawiają pole do interpretacji.
Marcin: Ale myślę, że teksty „Rottena” rzeczywiście poruszają dość mroczne rejony ludzkiej egzystencji, choć mogą też dawać siłę i zachęcać do tego, aby walczyć o siebie. Koniec końców przekaz jest motywujący.
Przemek: Z jakim odczuciem chciałbym, żeby wyszedł z koncertu nasz odbiorca? Żeby jemu nasza muzyka sprawiała taką samą frajdę, jak nam!
M.B.: Trzymam kciuki!
BLIZNY – punkrockowa kapela, która zadebiutowała w październiku 2022 roku, w skład której aktualnie wchodzą: Przemek (wokal), Marcin (gitara), Piotr (bas), Bartek (perkusja) i „Rotten” (autor tekstów). W maju 2023 roku ukazała się EP-ka zespołu zatytułowana „Blizny”.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |