
EppITAFIUM DLA EFEMERYDY
A
A
A
Kiwi w „akcji” – projekcja trailera filmu „Pokojowa Demonstracja Siły”. Fot. M. Ruszało.
Czym był (czym jest?) fenomen Pięknego Psa? Lokalu tworzonego przez artystów i dla nich. Piękny Pies, mieszczący się w Krakowie na ulicy Św. Jana 18, powstał w 2002 roku, istniał do roku 2006. 29 marca 2007 roku nastąpiło otwarcie nowego Pięknego Psa (Nowego [Pięknego] Psa) na ulicy Sławkowskiej 6. Właścicielem Pięknego Psa jest Krzysztof Chwedczuk znany jako Kiwi, który wcześniej tworzył, czy współtworzył takie miejsca jak Roentgen, Miasto Krakoff czy Klub Kulturalny.
Piękny Pies był ośrodkiem, gdzie krzyżowały się drogi wielu ludzi pracujących w „branży”, ale i – osób spoza artystycznego środowiska miasta. Z miejscem, które uzyskuje status centrum zawsze wiążą się emocje. Wystarczy przyjrzeć się forom internetowym: o Psie ludzie wyrażali się albo niezwykle entuzjastycznie, albo też – mocno pejoratywnie. Znać więc, że Piękny Pies był i to był jakiś.
Dobry właściciel pamięta o urodzinach swego ulubieńca – tak i rokrocznie świętowano urodziny Psa – po raz pierwszy 15 maja 2003 roku. Akcje, performances, koncerty, „koncert w formie performance” (6 lipca 2005 roku: „Powrót siekiery od rdzenia do psa” – formacja „Rdzeń”, wystawy i inne działania mniej lub bardziej „artystowskie”, zaplanowane i spontaniczne. W roku 2003: wystawa fotografii Igora Omuleckiego; w 2004: wystawy fotografii: Izabelli „Degardo” Pajonk; Marty Deskur, Karoliny Kowalskiej i Anny Baumgart – w ramach akcji „Święto Kobiet”, kiedy to wyświetlacz i nalepki zaprezentowała Małgosia Markiewicz, swoje obrusy – Julita Wójcik; pierwsza wystawa – Ryszarda Bobka i Filipa Koniecznego – związana z pismem „Sztukpuk”. W 2005 roku odbyły się performances: Pawła Góreckiego; Sławka Beliny – pokaz performances & wideo „Sceny z życia artystów”; „Trochę w lewo, trochę w prawo. Tango” – Pawła Kwaśniewskiego oraz wystawy: Andrzeja Plichowskiego Ragno („Wesele Ryby”); Piotra Lutyńskiego – wernisaż (10 marca) połączony ze świętowaniem urodzin Kiwiego i Józefa Tomczyka „Kurosawy” – członka „Grupy Ładnie”; Freda Gibelsa („Rodzina patologiczna w Krakowie”) oraz wydarzenie „Słoń Polski Prezydentem [Wielbłąd w Ogrodzie]”. Rok 2006 przyniósł performances: Petera Grzybowskiego „Collective responsibility”; Anne Seagrave; Adama Rzepeckiego „Green Power ostatnią realizację” z serii „The male & the other art” i – „Pokojową Demonstrację Siły – 56”.

Koncert – urodziny Pięknego Psa, 1.06.2006. Fot. M. Ruszało.
„Pokojowa Demonstracja Siły”, która rozpoczęła się o godzinie 18.00, 28 października 2006 roku, miała być swoistego rodzaju hołdem złożonym po pół wieku uczestnikom tak zwanej „Rewolucji 1956 roku”, czyli, jak mówią Węgrzy. os forradalom (23 października – 10 listopada 1956 roku). Ulicami Krakowa przetoczył się, zbudowany przez bywalców Psa, zielony czołg, który wzbudził silne emocje wśród obywateli miasta. Niemalże w rok po „wydarzeniach październikowych”, 17 tego miesiąca, w Nowym Pięknym Psie odbyła się projekcja trailera dokumentu, opowiadającego o tej akcji.
O zdarzeniu i tworzeniu o nim opowieści mówi Wojtek „Rzymciok” Jachymiak, członek grupy „Rdzeń” (Piotr „Mesje” Lutyński, Marek Kozica). Reżyser dokumentu „Pokojowa Demonstracja Siły”.
Monika Ruszało: Wojtku, opowiedz o akcji i Twojej w niej obecności…
Wojtek Jachymiak: Tam się stało coś, co mnie najbardziej kręci w rzeczach „zdarzeniowych”. Czyli , było konkretne zdarzenie, które nie musiało się opowiadać, nikt nie musiał mówić, co ma do przekazania, tylko po prostu chłopy wstały i zaczęły jechać kołami do przodu.. No i to było mocne, nie musiałem pytać: „co ty chcesz?”. Wiadomo było o co chodzi – w sensie samej ideologii, ale tak naprawdę, to się od razu zapomniało. W pierwszym momencie było tak, że jedziemy poprzeć Węgrów – bo to była główna idea. To zostało w tej warstwie, którą gdzieś się miało, ale z tyłu, a do przodu wyszły wszystkie rzeczy związane z silnymi osobowościami. Same silne osobowości spotkały się w czołgu.
To było robione z entuzjazmem, który kamera od razu widziała. Ja nie musiałem szukać miejsc, te miejsca mnie same znajdowały. Stawałem w jakimś miejscu i ktoś już wiedział, że ma tam stanąć. Wiedziałem, że mnie tak ta historia za sobą ciągnie. Tak, że tu nie było potrzeby jakiejś wielkiej kreacji, bo to się działo.
M.R.: Te ścieżki rozwijały się i krzyżowały ze sobą…
W.J.: Tak. Natomiast dobrze, że był szkielet. Tym szkieletem był Budapeszt. Poparcie dla Węgrów. Człowiek nie musi myśleć cały czas o tym, że ma kręgosłup, bo już go po prostu ma. Trzeba mieć dystans nawet do największych tragedii ludzkości. Była akcja poparcia dla Węgrów - idealny pretekst, by poderwać ludzi z krzeseł. Wzięli do ręki piwo, zbudowali czołg, wstali i pojechali. I wtedy – wiadomo – te Węgry były takim elementem, który się przewijał samoczynnie. Górę wzięły mocne osobowości z „Psa”. I to było coś, co mnie przekonywało - było prawdziwe. Nie trzeba było tego ustawiać przez kilka dni. Nie trzeba było znajdować jakiejś formy, która byłaby przerysowana. Były proste rzeczy, które zaskakiwały przez to, że ludzie nie myśleli, tylko działali, jak maszyna, raz dotknięta, toczyła się i toczyła. I ciągnęła za sobą kolejnych ludzi, którzy, uczestnicząc w tym, nie wiedzieli dlaczego, nie pytali… Ale wszyscy otwierali oczy, paszcze i wiedzieli, że to jest to.
M.R.: Przypomnij, kto był głównym pomysłodawcą czołgu…
W.J.: Tomek Bielawka, który pilnował, by akcja zbytnio nie wymknęła się spod kontroli.
M.R.: Oglądając „archiwum” Pięknego Psa, zwróciłam uwagę na to, że Twój wizerunek pojawia się w bodajże jednym zdarzeniu. Wiem natomiast, że towarzyszyłeś tym akcjom – jako rejestrujący. No właśnie – kamerzysty nikt nie filmuje, jest on tym, którego się nie uwiecznia na zdjęciach… Przeźroczystość? Byłeś tam, choć cię, w pewien sposób nie ma.
W.J.: Współtworzyłem z nimi proces filmu – nie ma potrzeby zwielokrotniania procesu kreacji. Gdy wszystko się działo, mogłem uczestniczyć stojąc w tylnym szeregu albo zająć się czymś zupełnie innym – swoją robotą. Abstrakcja tych ludzi, ich przestrzeni zbudowała świat kreacji. To autentyczni, mocni bohaterowie. Lubię takich, oni zmieniają świat.
M.R.: Kto występuje w filmie – kto brał udział w akcji?
W.J.: Kluczowi rozgrywający to: Adam Rzepecki – główny czołgowy, Mesje [Piotr Lutyński – przyp. M.R.] i Ignac Czwartos – konstruktorzy czołgu, Kiwi – mecenas czołgu, Baca [Tomek Bielawka – przyp. autorki] – pomysłodawca czołgu, „pułkownik czołgu” – Tomek Besarabowicz, Fryderyk Lutyński – malarz ścian czołgu, Zenek – główny logistyk transport czołgu… Było ich tam w środku z piętnastu… „stara mafia Kiwiego”, przychodząca do Starego Psa.
M.R.: No właśnie, co jest takiego w Kiwim, że tworzy miejsca, przestrzenie, środowiska?
W.J.: Ma siłę przyciągania ludzi. To jest „prowodyr”, powoduje „kreatywne zamieszanie”.
M.R.: Wróćmy do kwestii czołgu…
W.J.: Czołg połączył mafię Kiwiego, innych ludzi z Krakowa i – dynamit! „Niezidentyfikowane obiekty”, wymyślanie czegoś z niczego… Chociaż był oparty o Budapeszt… Kraków, Pies, czołg… Ludzie byli pozytywni, była energia. Było w tym jakieś dostojeństwo.
To było połączenie krakowskich, hmm… fluidów. Kumulacja w jednym miejscu. Zbierało się przez całe lata: Krzysztofory, Roentgen, Miasto Krakoff…wszyscy szli do Kiwiego…
M.R.: Czy pójdą też do Nowego Psa? „Umarł Pies, niech żyje Pies”?
W.J.: Nowy Pies powstał, bo Stary się sprawdził. Nowy jest większy, bardziej nastawiony na komercję, nie jest tak abstrakcyjny jak stary. Średnia wieku przychodzących jest niższa, choć pojawiają się i „starzy”. Świadomość młodszych jest inna niż pokolenia „zawsze młodego”...
M.R.: Mówiłeś mi, iż sądzisz, że pewne słowa, które padły podówczas, dzięki filmowi mogą stać się – kultowymi…
W.J.: Tworzyły się nowe sformułowania. Mistrzem chwytania sytuacji jest Mesje – mota historię, będąc przeciwko sobie i – za sobą; obraca siebie do góry nogami. Gdy mówi, jest w tym zawsze kopalniana nuta góralskiego filozofa ze „Ślunska”. Nieocenioną rolę odegrał Adam Rzepecki i jego kunszt mistrza ceremonii słów.
W „Czołgu”, ludzie płynęli w potoku słownym, mówiąc rzeczy niepotrzebne, ale jakże potrzebne.
M.R.: W czasie akcji byłeś reżyserem i operatorem…
W.J.: Rola reżysera to złapać lub wygenerować fikcyjnie sceny, których ludzie spontanicznie nie robią. Jeśli zaufają, jesteśmy w stanie wymyślić nową formę. Powstawanie filmu to budowanie procesu. Nie jak akcja – abstrakcja sama w sobie. Film rządzi się prawami widza. Ale z drugiej strony okres postprodukcji to długotrwały czas dla subiektywnego spojrzenia reżysera i – widzów. To tak jakby, widząc spadające jabłko, umieć zobaczyć korzenie z którego wyrosło…
M.R.: Kiedy można spodziewać się premiery filmu?
W.J.: Pod koniec roku – to „realna” data. Ale wymuszą ją sprzyjające okoliczności. Prapremiera odbędzie się w Psie, jeśli bar [przeniesiony ze starego Pięknego Psa – przyp. M.R.] zostanie przerżnięty na pół – to jest warunek. Trzeba go zniekształcić, w nowym miejscu musi być ogień. Taka mała bombka powinna eksplodować… Projekcja będzie też miała miejsce w autobusie – prywatnej galerii Mesjego. Premiera – w kinie lub teatrze. Film będzie trwał około 40 minut.
M.R.: Projekcji trailera towarzyszył koncert grupy „Rdzeń”.
W.J.: To nie koncert, ale – muzykowanie, czysta improwizacja. Nie ma melodii, harmonii, tonacji. Reguły nie są ustalone. Ale dobrze by było, jakby się to zgrywało. Muzyka to nieodłączny element w grupie „Rdzeń” i jej działaniach. Przenikają się one z życiem: jeśli w życiu jest jakieś zafałszowanie, to pojawia się ono też w „Rdzeniu”. Bywało tak, że, jadąc na akcję, budowało się przestrzeń z rzeczy znalezionych na miejscu – a i śmietnik jest pełny „Rdzenia”, wystarczy go dotknąć różdżką artysty.
Grupa „Rdzeń”, 17.10.2007. Fot. M. Ruszało.
„Wszyscy zawsze kończyli w Psie” – zauważa Wojtek, który przez pewien czas pracował w jako barman w starym lokalu. Dziś odchodzi pokolenie „zawsze młodych”, nadchodzi pokolenie młodsze rocznikowo – i chyba tylko w ten sposób. Zmiana nomenklatury klubu jest zmianą uchwytną w płaszczyźnie mowy: wśród ludzi mówi się o Nowym Psie, a nie – Pięknym. To jak gdyby przejście w granicach poziomu parole, a nie langue. Czy owo przejście obrazuje zmianę: od „estetyki” modernistycznej do postmodernistycznej tęsknoty za nowością, przy całej świadomości niemożności jej wygenerowania? Problemy z mianem – pojawiła się także opcja nazwania klubu „Czterdzieści Siedem Ton Piachu”, a więc niejako przewartościowania całości – stanowią ilustrację hybrydyczności, niezdefiniowania nowego lokalu.
Od małej, otwartej przestrzeni starego Psa (ze stolikiem przy oknie wychodzącym na ulicę Św. Jana), do dwóch przestronnych sal wyższego i kazamatów niższego piętra Nowego Psa, który mieści się w oficynie kamienicy. Symulakrem „otwarcia” jest tu przeszklona ściana pierwszej Sali Psa, która wiedzie ku podwórku zamkniętego od góry szklanym (?) dachem, skutecznie zamykającym dostęp do nieba i powietrza. Hermetyczność przestrzeni daje się tu mimowolnie odczuć.
„Najlepsza akcja w Psie” – takie zdanie ma Wojtek o „Pokojowej Demonstracji Siły” – czy była więc ona swoistym zamknięciem pewnego niezwykłego czasu i przestrzeni? Czy continuum jest w ogóle możliwe? A może Pies (Piękny) odrodzi się jak feniks z popiołów? Jak efemeryda, przemijająca szybko, ale mająca zdolność reaktywacji – w sprzyjających warunkach. Aby się o tym przekonać, pozostaje tylko czekać.
Piękny Pies był ośrodkiem, gdzie krzyżowały się drogi wielu ludzi pracujących w „branży”, ale i – osób spoza artystycznego środowiska miasta. Z miejscem, które uzyskuje status centrum zawsze wiążą się emocje. Wystarczy przyjrzeć się forom internetowym: o Psie ludzie wyrażali się albo niezwykle entuzjastycznie, albo też – mocno pejoratywnie. Znać więc, że Piękny Pies był i to był jakiś.
Dobry właściciel pamięta o urodzinach swego ulubieńca – tak i rokrocznie świętowano urodziny Psa – po raz pierwszy 15 maja 2003 roku. Akcje, performances, koncerty, „koncert w formie performance” (6 lipca 2005 roku: „Powrót siekiery od rdzenia do psa” – formacja „Rdzeń”, wystawy i inne działania mniej lub bardziej „artystowskie”, zaplanowane i spontaniczne. W roku 2003: wystawa fotografii Igora Omuleckiego; w 2004: wystawy fotografii: Izabelli „Degardo” Pajonk; Marty Deskur, Karoliny Kowalskiej i Anny Baumgart – w ramach akcji „Święto Kobiet”, kiedy to wyświetlacz i nalepki zaprezentowała Małgosia Markiewicz, swoje obrusy – Julita Wójcik; pierwsza wystawa – Ryszarda Bobka i Filipa Koniecznego – związana z pismem „Sztukpuk”. W 2005 roku odbyły się performances: Pawła Góreckiego; Sławka Beliny – pokaz performances & wideo „Sceny z życia artystów”; „Trochę w lewo, trochę w prawo. Tango” – Pawła Kwaśniewskiego oraz wystawy: Andrzeja Plichowskiego Ragno („Wesele Ryby”); Piotra Lutyńskiego – wernisaż (10 marca) połączony ze świętowaniem urodzin Kiwiego i Józefa Tomczyka „Kurosawy” – członka „Grupy Ładnie”; Freda Gibelsa („Rodzina patologiczna w Krakowie”) oraz wydarzenie „Słoń Polski Prezydentem [Wielbłąd w Ogrodzie]”. Rok 2006 przyniósł performances: Petera Grzybowskiego „Collective responsibility”; Anne Seagrave; Adama Rzepeckiego „Green Power ostatnią realizację” z serii „The male & the other art” i – „Pokojową Demonstrację Siły – 56”.


„Pokojowa Demonstracja Siły”, która rozpoczęła się o godzinie 18.00, 28 października 2006 roku, miała być swoistego rodzaju hołdem złożonym po pół wieku uczestnikom tak zwanej „Rewolucji 1956 roku”, czyli, jak mówią Węgrzy. os forradalom (23 października – 10 listopada 1956 roku). Ulicami Krakowa przetoczył się, zbudowany przez bywalców Psa, zielony czołg, który wzbudził silne emocje wśród obywateli miasta. Niemalże w rok po „wydarzeniach październikowych”, 17 tego miesiąca, w Nowym Pięknym Psie odbyła się projekcja trailera dokumentu, opowiadającego o tej akcji.
O zdarzeniu i tworzeniu o nim opowieści mówi Wojtek „Rzymciok” Jachymiak, członek grupy „Rdzeń” (Piotr „Mesje” Lutyński, Marek Kozica). Reżyser dokumentu „Pokojowa Demonstracja Siły”.
Monika Ruszało: Wojtku, opowiedz o akcji i Twojej w niej obecności…
Wojtek Jachymiak: Tam się stało coś, co mnie najbardziej kręci w rzeczach „zdarzeniowych”. Czyli , było konkretne zdarzenie, które nie musiało się opowiadać, nikt nie musiał mówić, co ma do przekazania, tylko po prostu chłopy wstały i zaczęły jechać kołami do przodu.. No i to było mocne, nie musiałem pytać: „co ty chcesz?”. Wiadomo było o co chodzi – w sensie samej ideologii, ale tak naprawdę, to się od razu zapomniało. W pierwszym momencie było tak, że jedziemy poprzeć Węgrów – bo to była główna idea. To zostało w tej warstwie, którą gdzieś się miało, ale z tyłu, a do przodu wyszły wszystkie rzeczy związane z silnymi osobowościami. Same silne osobowości spotkały się w czołgu.
To było robione z entuzjazmem, który kamera od razu widziała. Ja nie musiałem szukać miejsc, te miejsca mnie same znajdowały. Stawałem w jakimś miejscu i ktoś już wiedział, że ma tam stanąć. Wiedziałem, że mnie tak ta historia za sobą ciągnie. Tak, że tu nie było potrzeby jakiejś wielkiej kreacji, bo to się działo.
M.R.: Te ścieżki rozwijały się i krzyżowały ze sobą…
W.J.: Tak. Natomiast dobrze, że był szkielet. Tym szkieletem był Budapeszt. Poparcie dla Węgrów. Człowiek nie musi myśleć cały czas o tym, że ma kręgosłup, bo już go po prostu ma. Trzeba mieć dystans nawet do największych tragedii ludzkości. Była akcja poparcia dla Węgrów - idealny pretekst, by poderwać ludzi z krzeseł. Wzięli do ręki piwo, zbudowali czołg, wstali i pojechali. I wtedy – wiadomo – te Węgry były takim elementem, który się przewijał samoczynnie. Górę wzięły mocne osobowości z „Psa”. I to było coś, co mnie przekonywało - było prawdziwe. Nie trzeba było tego ustawiać przez kilka dni. Nie trzeba było znajdować jakiejś formy, która byłaby przerysowana. Były proste rzeczy, które zaskakiwały przez to, że ludzie nie myśleli, tylko działali, jak maszyna, raz dotknięta, toczyła się i toczyła. I ciągnęła za sobą kolejnych ludzi, którzy, uczestnicząc w tym, nie wiedzieli dlaczego, nie pytali… Ale wszyscy otwierali oczy, paszcze i wiedzieli, że to jest to.
M.R.: Przypomnij, kto był głównym pomysłodawcą czołgu…
W.J.: Tomek Bielawka, który pilnował, by akcja zbytnio nie wymknęła się spod kontroli.
M.R.: Oglądając „archiwum” Pięknego Psa, zwróciłam uwagę na to, że Twój wizerunek pojawia się w bodajże jednym zdarzeniu. Wiem natomiast, że towarzyszyłeś tym akcjom – jako rejestrujący. No właśnie – kamerzysty nikt nie filmuje, jest on tym, którego się nie uwiecznia na zdjęciach… Przeźroczystość? Byłeś tam, choć cię, w pewien sposób nie ma.
W.J.: Współtworzyłem z nimi proces filmu – nie ma potrzeby zwielokrotniania procesu kreacji. Gdy wszystko się działo, mogłem uczestniczyć stojąc w tylnym szeregu albo zająć się czymś zupełnie innym – swoją robotą. Abstrakcja tych ludzi, ich przestrzeni zbudowała świat kreacji. To autentyczni, mocni bohaterowie. Lubię takich, oni zmieniają świat.
M.R.: Kto występuje w filmie – kto brał udział w akcji?
W.J.: Kluczowi rozgrywający to: Adam Rzepecki – główny czołgowy, Mesje [Piotr Lutyński – przyp. M.R.] i Ignac Czwartos – konstruktorzy czołgu, Kiwi – mecenas czołgu, Baca [Tomek Bielawka – przyp. autorki] – pomysłodawca czołgu, „pułkownik czołgu” – Tomek Besarabowicz, Fryderyk Lutyński – malarz ścian czołgu, Zenek – główny logistyk transport czołgu… Było ich tam w środku z piętnastu… „stara mafia Kiwiego”, przychodząca do Starego Psa.
M.R.: No właśnie, co jest takiego w Kiwim, że tworzy miejsca, przestrzenie, środowiska?
W.J.: Ma siłę przyciągania ludzi. To jest „prowodyr”, powoduje „kreatywne zamieszanie”.
M.R.: Wróćmy do kwestii czołgu…
W.J.: Czołg połączył mafię Kiwiego, innych ludzi z Krakowa i – dynamit! „Niezidentyfikowane obiekty”, wymyślanie czegoś z niczego… Chociaż był oparty o Budapeszt… Kraków, Pies, czołg… Ludzie byli pozytywni, była energia. Było w tym jakieś dostojeństwo.
To było połączenie krakowskich, hmm… fluidów. Kumulacja w jednym miejscu. Zbierało się przez całe lata: Krzysztofory, Roentgen, Miasto Krakoff…wszyscy szli do Kiwiego…
M.R.: Czy pójdą też do Nowego Psa? „Umarł Pies, niech żyje Pies”?
W.J.: Nowy Pies powstał, bo Stary się sprawdził. Nowy jest większy, bardziej nastawiony na komercję, nie jest tak abstrakcyjny jak stary. Średnia wieku przychodzących jest niższa, choć pojawiają się i „starzy”. Świadomość młodszych jest inna niż pokolenia „zawsze młodego”...
M.R.: Mówiłeś mi, iż sądzisz, że pewne słowa, które padły podówczas, dzięki filmowi mogą stać się – kultowymi…
W.J.: Tworzyły się nowe sformułowania. Mistrzem chwytania sytuacji jest Mesje – mota historię, będąc przeciwko sobie i – za sobą; obraca siebie do góry nogami. Gdy mówi, jest w tym zawsze kopalniana nuta góralskiego filozofa ze „Ślunska”. Nieocenioną rolę odegrał Adam Rzepecki i jego kunszt mistrza ceremonii słów.
W „Czołgu”, ludzie płynęli w potoku słownym, mówiąc rzeczy niepotrzebne, ale jakże potrzebne.
M.R.: W czasie akcji byłeś reżyserem i operatorem…
W.J.: Rola reżysera to złapać lub wygenerować fikcyjnie sceny, których ludzie spontanicznie nie robią. Jeśli zaufają, jesteśmy w stanie wymyślić nową formę. Powstawanie filmu to budowanie procesu. Nie jak akcja – abstrakcja sama w sobie. Film rządzi się prawami widza. Ale z drugiej strony okres postprodukcji to długotrwały czas dla subiektywnego spojrzenia reżysera i – widzów. To tak jakby, widząc spadające jabłko, umieć zobaczyć korzenie z którego wyrosło…
M.R.: Kiedy można spodziewać się premiery filmu?
W.J.: Pod koniec roku – to „realna” data. Ale wymuszą ją sprzyjające okoliczności. Prapremiera odbędzie się w Psie, jeśli bar [przeniesiony ze starego Pięknego Psa – przyp. M.R.] zostanie przerżnięty na pół – to jest warunek. Trzeba go zniekształcić, w nowym miejscu musi być ogień. Taka mała bombka powinna eksplodować… Projekcja będzie też miała miejsce w autobusie – prywatnej galerii Mesjego. Premiera – w kinie lub teatrze. Film będzie trwał około 40 minut.
M.R.: Projekcji trailera towarzyszył koncert grupy „Rdzeń”.
W.J.: To nie koncert, ale – muzykowanie, czysta improwizacja. Nie ma melodii, harmonii, tonacji. Reguły nie są ustalone. Ale dobrze by było, jakby się to zgrywało. Muzyka to nieodłączny element w grupie „Rdzeń” i jej działaniach. Przenikają się one z życiem: jeśli w życiu jest jakieś zafałszowanie, to pojawia się ono też w „Rdzeniu”. Bywało tak, że, jadąc na akcję, budowało się przestrzeń z rzeczy znalezionych na miejscu – a i śmietnik jest pełny „Rdzenia”, wystarczy go dotknąć różdżką artysty.

„Wszyscy zawsze kończyli w Psie” – zauważa Wojtek, który przez pewien czas pracował w jako barman w starym lokalu. Dziś odchodzi pokolenie „zawsze młodych”, nadchodzi pokolenie młodsze rocznikowo – i chyba tylko w ten sposób. Zmiana nomenklatury klubu jest zmianą uchwytną w płaszczyźnie mowy: wśród ludzi mówi się o Nowym Psie, a nie – Pięknym. To jak gdyby przejście w granicach poziomu parole, a nie langue. Czy owo przejście obrazuje zmianę: od „estetyki” modernistycznej do postmodernistycznej tęsknoty za nowością, przy całej świadomości niemożności jej wygenerowania? Problemy z mianem – pojawiła się także opcja nazwania klubu „Czterdzieści Siedem Ton Piachu”, a więc niejako przewartościowania całości – stanowią ilustrację hybrydyczności, niezdefiniowania nowego lokalu.
Od małej, otwartej przestrzeni starego Psa (ze stolikiem przy oknie wychodzącym na ulicę Św. Jana), do dwóch przestronnych sal wyższego i kazamatów niższego piętra Nowego Psa, który mieści się w oficynie kamienicy. Symulakrem „otwarcia” jest tu przeszklona ściana pierwszej Sali Psa, która wiedzie ku podwórku zamkniętego od góry szklanym (?) dachem, skutecznie zamykającym dostęp do nieba i powietrza. Hermetyczność przestrzeni daje się tu mimowolnie odczuć.
„Najlepsza akcja w Psie” – takie zdanie ma Wojtek o „Pokojowej Demonstracji Siły” – czy była więc ona swoistym zamknięciem pewnego niezwykłego czasu i przestrzeni? Czy continuum jest w ogóle możliwe? A może Pies (Piękny) odrodzi się jak feniks z popiołów? Jak efemeryda, przemijająca szybko, ale mająca zdolność reaktywacji – w sprzyjających warunkach. Aby się o tym przekonać, pozostaje tylko czekać.
Projekcja zwiastuna filmu „Pokojowa Demonstracja Siły” (reż. W. Jachymiak) w Nowym Psie, Kraków 17 października 2007.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |