ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 października 20 (476) / 2023

Kamila Czaja,

CO W SIECI PISZCZY I JAK TO PRZYCISZYĆ (MAGDALENA BIGAJ: 'WYCHOWANIE PRZY EKRANIE. JAK PRZYGOTOWAĆ DZIECKO DO ŻYCIA W SIECI?')

A A A
Niekoniecznie jestem najodpowiedniejszą osobą od pisania o „Wychowaniu przy ekranie”, jako że z moich dotychczasowych lektur najbliżej rodzicielskiego poradnika byłaby pewnie książka o dzieci… nieposiadaniu („Szczerze o życiu bez dzieci” Edyty Brody). Nie mogłam się jednak oprzeć książce Magdaleny Bigaj, polecanej tak intensywnie poza rodzicielską bańką, aż uwierzyłam, że i dla mnie może to być ciekawa i pożyteczna pozycja. Autorka będąca ekspertką od tematu, na dodatek znającą go „od środka” (zanim zajęła się cyfrową edukacją i higieną, sama pracowała w branży próbującej ludzi do ekranów przywiązać), dawała szansę na wiarygodną publikację. Taką, w której ktoś obawia się „nowego” nie dlatego, że tego czegoś jeszcze nie zna – a dlatego, że zna aż za dobrze i może nam uzasadnić ryzyko poprzez sięganie do poważnym źródeł i bogatych doświadczeń własnych, skoro „w sytuacji, w której mamy do dyspozycji wiedzę z dziedziny neurobiologii oraz rozwoju człowieka, naprawdę bezowocne są dyskusje oparte o wiedzę anegdotyczną i argumenty rodem z działu pomocy technicznej, czyli »u mnie działa«” (s. 61).

„Wychowanie przy ekranie” spełniło moje nadzieje, że wyniosę coś z tej lektury dla mojego własnego życia z urządzeniami ekranowymi, ale też dla pogłębionego myślenia o, choćby, wykorzystaniu ich w edukacji (chociaż to tutaj temat na marginesie). Dostałam też okazję, by podsuwać sprawdzoną wiedzę znajomym rodzicom, bez „dobrych rad” z gatunku „ktoś kiedyś mówił” czy „bo mnie to się wydaje, że”. I chociaż to książka w oczywisty sposób kierowana przede wszystkim właśnie do ludzi, którzy dzieci mają, to i inni – mający do czynienia z edukacją, zaangażowani w wychowanie „z doskoku” bądź po prostu zainteresowani zdobywaniem wiedzy o mózgu, etapach rozwoju, wpływie nowoczesnych technologii, szansach i zagrożeniach związanych z tematem – na zapoznaniu się z tą książką sporo zyskają.

Już we wstępie pojawia się wiele ważnych ustaleń, choćby takie, że lepiej zamieniać termin „świat wirtualny” na „świat internetowy” czy „świat online” (zob. s. 14), żeby nie sprawiać wrażenia, że to jakiś nierealny i nieniosący rzeczywistych konsekwencji obszar. Bigaj przestrzega też: „Żaden człowiek nie ma mózgu, który byłby w stanie sprostać tempu rozwoju nowych technologii, ich mechanizmom i zwiększającemu się napływowi informacji” (s. 11) i uprzedza, że jej książka ma być możliwie prosta i praktyczna, żeby pomóc nam te biedne mózgi chronić. Głosi też zasadę, iż lepiej najpierw poznać pewne tematy szerzej, żeby umiejętnie wdrażać konkretne codzienne praktyki. Same sztywne reguły bez zaplecza nie wystarczą: „W podejściu do korzystania z urządzeń ekranowych i internetu ważniejsze niż twarde wytyczne czy pomiar czasu ekranowego są świadomość wpływu tych wynalazków na nasze zdrowie i umiejętność zastosowania odpowiednich środków, by utrzymać równowagę” (s. 19).

Zaplecza dostarcza część pierwsza „Wychowania przy ekranie”, w której znajdziemy rozważania o mózgu i o higienie cyfrowej. Rozdział pierwszy przypomina, że internet i urządzenia ekranowe działają też na dorosłych, zawiera „Skalę kompulsywnego używania internetu” (tak, zrobiłam, dobrze nie jest, choć przyznaję: bałam się, że wypadnę nawet słabiej…) i robi rzecz może niezbyt miłą, ale niezbędną, „odczarowując” mózg: „(…) właśnie tak warto o mózgu myśleć. Jak o doskonałej maszynie, a nie jakimś mistycznym ciele, w którym zachodzą magiczne procesy sterowane naszą wolą” (s. 33). Jeżeli przyjmie się to do wiadomości, łatwiej będzie zrozumieć dalsze obserwacje, na przykład o tym, że „[n]asz mózg cały obślini się dopaminą na sam widok urządzenia, które może mu dać szybką przyjemność” (s. 40), i o tym, jak działają mechanizmy uzależnienia od ekranów i jak rozpoznawać jego symptomy.

Rozdział drugi, poza przystępną definicją higieny cyfrowej, następnie jeszcze uproszczoną na użytek przekazania wiedzy dzieciom, zawiera choćby cenne dopowiedzenie: „Higiena to zachowania. Nie przekonania, nie plany i chęci, tylko konkretne czyny” (s. 76). Na końcu książki znajduje się powiązany z tym „Test Higieny Cyfrowej” (przeznaczony dla osób dorosłych), a sam rozdział zawiera już kilka konkretnych rad, rozwijanych potem w części drugiej – na przykład: „Wyłączmy wszystkie możliwe powiadomienia” (s. 101), „Nie nośmy telefonów cały czas przy sobie i usuwajmy je z zasięgu wzroku podczas pracy i nauki” (s. 106), „Nie jedzmy w towarzystwie ekranów” (s. 113). Jeżeli komuś wydaje się to mało odkrywcze, niech spróbuje zastosować w praktyce. Wcale nie tak łatwo. Rady są oczywiście cenne, ale w tym rozdziale niezwykle ujęły mnie słowa, które – my, niebędący dziećmi XXI wieku, natomiast mający skłonność do frazy „za moich czasów” – co jakiś czas potrzebujemy usłyszeć: „Bez kitu, gdybyśmy w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych mieli internet i smartfony, na żadnym trzepaku byśmy nie siedzieli (…)” (s. 98).

Mając w pamięci powyższą diagnozę, łatwiej zrozumiemy, że bycie dzieckiem czy osobą nastoletnią dziś różni się od naszych doświadczeń. Z przygotowaniem merytorycznym i mentalnym z części pierwszej lepiej też przyswoimy treści zawarte w części drugiej, gdzie Bigaj omawia zasady higienicznego korzystania z ekranów w przypadku różnych grup wiekowych – dostajemy więc kolejno rozdziały: „Narodziny w sieci”, „Maluchy. Dlaczego twoje dziecko uważa cię za największego fana »Psiego Patrolu«”, „Starszaki. Zabawy na nowym trzepaku”, „Nastolatki. Koniec cyfrowej niewinności”, a każdy podsumowany zostaje zestawem rad. Nie będę tych partii książki obszernie streszczać, polecam samodzielną lekturę i wynotowanie na własną rękę tego, co najciekawsze czy najprzydatniejsze dla danej osoby czy całej rodziny.

Dla mnie interesujące były na przykład rozważania o ciemnych stronach i pożytkach sharentingu – choć nie ukrywam, że trudno skupić się na pozytywach, gdy się przeczyta: „W 2015 roku australijski rząd zlecił badania, z których wynikło, że ponad połowa treści udostępnianych na stronach pedofilskich w tym kraju pochodzi z serwisów społecznościowych” (s. 154). Jeśli chodzi o maluchy, podobało mi się, że przy całym podkreślaniu ważności nie tylko kryterium ilościowego, ale też jakościowego, Bigaj stawia sprawę ostro tam, gdzie badania są jednoznaczne. Bardzo wyraźnie zaznacza więc, że ekrany (higienicznie!) tak, ale dopiero po drugim roku życia. Poznałam też termin phubbing (ignorowanie kogoś, bo zajmujemy się smartfonem) i wreszcie dosadnie ktoś napisał, że „[e]krany nie nadają się do nagradzania i karania” (s. 181), a „[z]akazami najczęściej wzmacniamy (…) tylko chęć ich złamania” (s. 217). Dobrze było też przypomnieć sobie prawdę, której waga wykracza poza cyfrowy temat książki: „Nie wystarczy mieć dane, żeby otrzymać informacje, ani zdobyć informacje, żeby mieć wiedzę, a co więcej, nie każdy, kto ma wiedzę, jest mądry” (s. 213).

Podejrzewam, że niejeden rodzic ucieszy się z zawartych w kolejnych rozdziałach cennych informacji na temat gier i mediów społecznościowych, odkrywając choćby, czemu pozornie stawiające na autentyczność i niewinność BeReal jest niebezpieczniejsze od TikToka. Mniej ucieszy takiego rodzica świadomość istnienia „nudesków” i „softów”, ale to świadomość niezbędna, podobnie jak ta dotycząca patostreamingu. Konieczna jest również wiedza o internetowej przemocy (która w sieci przebiera wprawdzie nowe formy, ale wciąż prowadzi do bardzo realnej krzywdy, na dodatek niosąc się szerzej niż ta „tradycyjna”, z podwórka czy szkolnego korytarza), o masturbacji do sieciowej pornografii, o związkach internetu z niskim poczuciem własnej wartości dzieci i młodzieży. To wszystko trzeba dziś wiedzieć – nie tylko dlatego, że akurat, gdy to piszę, toczy się „Pandora Gate”, chociaż skandal ten tragiczny dowód aktualności przedstawionych przez Bigaj treści. Cenne wydaje mi się też to, że autorka obnaża absurd sytuacji, w której funkcjonujemy, bo przyzwyczailiśmy się traktować jako coś oczywistego „relatywizm moralny współczesnych społeczeństw, które internet nauczył, że jeśli coś ma dużo lajków i się sprzedaje, to jest dobre” (s. 288).

Może nie wszystkie żartobliwe wstawki autorki do mnie trafiały (chociaż bardzo podobała mi się analogia między przetwarzaniem informacji z robieniem figurek z kasztanów [zob. s. 36-37], za ujmujący uważam też fragment: „Z pewnością niejeden z nas przekonał się, że nieużywany język obcy z czasem zostaje przez nas zapomniany. Teraz już wiecie, co jest powodem: wasze synapsy umarły z nudów i zabrały do grobu czasowniki modalne” [s. 174]). Retorycznie, siłą rzeczy, sporo refleksji było kierowanych wprost do rodziców, więc i moje odnalezienie się w tej lekturze nie zawsze było pełne. Jeśli natomiast chodzi o meritum, to coś chyba nie wyszło w kwestii określenia wieku dojrzewania mózgu: „(…) mózg dojrzewa przez pierwsze dwadzieścia osiem lat” (s. 59) a: „Ludzki mózg dojrzewa do około dwudziestego piątego roku życia” (s. 171). Kilkukrotnie miałam ochotę dopytać, na przykład o to, jak pogodzić: „Do cholery, przecież jeśli telefon zadzwoni w plecaku lub kieszeni płaszcza podczas spotkania, to zdążymy go wyjąć i odebrać” z powracającymi zaleceniami, żeby telefon jak najczęściej wyciszać. Wyciszonego raczej nie odbierzemy po pozostawieniu w plecaku czy w kieszeni. Z kolei po przeczytaniu: „Gdy natrafiam w internecie na nienawistne wpisy, zastraszanie, nieprawdziwe wiadomości lub fałszywe profile, zgłaszam to administratorom danej strony lub aplikacji” (s. 121), zastanawiałam się, czy zostaje wtedy jeszcze miejsce na życie poza tym zgłaszaniem, bo ja natykam się na tyle takich przypadków, że brzmi to jak praca 24/7.

Z innych drobnych zastrzeżeń: rozumiem, że przywołanie klasycznego badania z piankami (zob. s. 207-208) miało po prostu pokazać, że sporo się zmieniło i „[u]czenie dzieci samokontroli i odroczonej gratyfikacji jest w dobie nowych technologii piekielnie trudne” (s. 210), jednak ten eksperyment Waltera Mischela sprzed pięciu dekad w ostatnich latach obrósł wątpliwościami dotyczącymi nieuwzględnionych zmiennych, replikowalności wyników, różnic kulturowych i skali wyciągniętych wniosków (zob. m.in. Watts i in. 2018; Yanaoka i in. 2022), co warto by może zasygnalizować chociaż w przypisie. Ryzykowne wydało mi się również zalecenie: „Pamiętaj, że to rodzic podejmuje decyzje o formie korzystania z ekranów przez jego dziecko. Nie pozwól, by decydowali o tym inni ludzie lub presja środowiska” (s. 199). Wprawdzie z kontekstu raczej wynika, że chodzi tu o nieuleganie presji spod znaku „inne dzieci mają” i niepozwalanie na wręczanie dzieciom nieuzgodnionych ekranowych prezentów, ale chyba za łatwo to przekuć w, powodujący dziś nie tylko słuszne zmiany, ale spore problemy upór rodziców, że tylko oni mogą decydować o czymkolwiek – a nie na przykład ekspertki i eksperci (od wirusów, zdrowia psychicznego czy higieny cyfrowej właśnie), co może podkopywać skuteczność edukacji, jaką sama Bigaj prowadzi.

Moje uwagi z dwóch powyższych akapitów dotyczą jednak zaledwie detali, nie umniejszając przekonania o ogromnej przydatności „Wychowania przy ekranie”. W większości sygnalizuję zaledwie niuanse, którymi Bigaj może celowo się nie zajmuje, bowiem, jak zauważa: „W czasach, gdy dzieci giną z powodu udziału w idiotycznej zabawie na TikToku albo kiedy nie wytrzymując presji hejtu w sieci, odbierają sobie życie, naprawdę potrzebujemy używać zrozumiałych kategorii. Na niuansowanie przyjdzie czas później” (s. 44). Zresztą dla chętnych na niuansowanie jest bibliografia na końcu książki.

Póki co sama wyłączyłam ileś powiadomień, staram się nie oglądać seriali przy jedzeniu, rzadziej wpadać w ciągi scrollowania, odkładać telefon poza zasięg wzroku i ręki, kiedy robię coś niewymagającego korzystania z ekranu. I chociaż to może jeszcze niewiele, od czegoś trzeba zacząć. Lepiej późno niż wcale, skoro wcześniej ani naszych rodziców, ani nas w tym zakresie nie edukowano. Jednak dzieci rodziców dzisiejszych, którzy mają do dyspozycji książkę Bigaj, mogą zacząć wcześniej niż później. Mój recenzencki egzemplarz już krąży po znajomych, którzy żywo zainteresowali się moimi napomknieniami o zawartych w publikacji radach i chcą wiedzieć, jak mądrze towarzyszyć swoim dzieciom w wypracowywaniu higieny cyfrowej. I choć to przykład z zakresu kwestionowanych przez autorkę dowodów anegdotycznych, to wyjątkowo pozwolę sobie jednak uznać, że świadczy o dużym zapotrzebowaniu na taki poradnik.

LITERATURA:

Watts T.W., Duncan G.J., Quan H.: „Revisiting the Marshmallow Test: A Conceptual Replication Investigating Links Between Early Delay of Gratification and Later Outcomes”. „Psychological Science” 2018, nr 7. https://doi.org/10.1177/0956797618761661.

Yanaoka K., Michaelson L.E., Guild R.M., Dostart G., Yonehiro J., Saito S., Munakata Y.: „Cultures Crossing: The Power of Habit in Delaying Gratification”. „Psychological Science” 2022, nr 7. https://doi.org/10.1177/09567976221074650.
Magdalena Bigaj: „Wychowanie przy ekranie. Jak przygotować dziecko do życia w sieci?”. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2023.