ZWIERZYĆ SIĘ Z TEGO ŚWIATA (STANISŁAW KALINA JAGLARZ: 'GOŚCIĆ SÓJKI')
A
A
A
Debiutanckie tomiki ustanawiają głos danej osoby autorskiej, pozwalają jej wyraźniej zaistnieć na scenie poetyckiej, ale stanowią również swego rodzaju zapowiedź kolejnych tekstów. W przypadku Stanisława Kaliny Jaglarza, autora „Gościć sójki”, sprawa jest dodatkowo skomplikowana. Poeta został bowiem za ten debiutancki tomik nominowany do tegorocznej Nagrody im. Wisławy Szymborskiej – wespół z osobami, które debiutantami bynajmniej nie są: Maciejem Bobulą, Kamilą Janiak, Jadwigą Maliną i Tomaszem Różyckim. Stąd obecność na liście katowickiego twórcy – najmłodszego z całej piątki – może budzić zdziwienie, ale też przede wszystkim spore nadzieje. Jaglarz bowiem był drugą osobą w historii tej nagrody, która została nominowana za swój debiutancki tom (po Mirosławie Mrozku za „Horyzont zdarzeń” w 2015 roku). Wyróżnienie to położyło więc na barkach poety spory ciężar oczekiwań.
Na początku parę uwag ogólnych. „Gościć sójki” usytuować można w kręgu ekopoezji, do którego należy też Małgorzata Lebda – której echa twórczości wyraźnie rozbrzmiewają u Jaglarza, m.in. w śmierci przenikającej świat przyrody i przełamaniu dualizmu pasywnej natury/aktywnego człowieka. Z umiejscowieniem tematycznym tomiku rezonuje również jego fizyczna forma – książka jest wydana, co należy podkreślić, bardzo estetycznie. Okładka z brązowego papieru, a także środek ozdobione są niezwykle sugestywnymi rysunkami Mariji Babiak, które przedstawiają zderzenie leśnego mikrokosmosu z człowiekiem – zawsze ukazanym fragmentarycznie, w pewnej łączności z naturą. Tomik wyraźnie skupia się na życiu zwierząt (idąc tropem wydawniczych hitów ostatnich lat, można by rzec – sekretnym życiem zwierząt), zderzając wrażliwość spojrzenia na świat natury z brutalnością człowieka. Aktywistyczne zacięcie autora przejawia się wyraźnie w interwencyjności dwóch największych cykli umieszczonych w tomiku – „doliny” oraz „pogranicza”, z których każde jest głosem w innej sprawie. Jaglarz nie skupia się tutaj bowiem jedynie na losie zwierząt – najmocniejszym chyba momentem całego zbioru jest przejście od cyklu „dolina” do „pogranicza”, gdzie autor opisuje los uchodźców przy białoruskiej granicy. To zderzenie gwałtowne i dosadne, służące udzieleniu głosu w poezji kolejnej grupie, która nie ma do niego dostępu.
Przejdźmy do cykli, z jakich składa się tomik. „Dolinę” otwiera „[jest coś więcej…]”, gdzie w opisie życia codziennego lasu zarysowane zostaje podejście Jaglarza do natury i języka – te dwie rzeczy są ze sobą w nieustannym ścisku: „długie kołowanie na brzegu lasu wzbiera ciąg liter” (s. 6), słowa rozkładają się jak grzybnia, leżąc wśród „anagramów roślin” (s. 6). Wiele mówi również warstwa typograficzna wierszy – próżno szukać tu znaków interpunkcyjnych i wielkich liter, jedynymi wyróżnieniami tekstu są linia podkreślająca pierwsze zdania oraz odstępy między kolejnymi wersami, układające je w większe cząstki znaczeniowe – co nieco ułatwia poruszanie się wśród mocno pokawałkowanej frazy Jaglarza. A co ze zwierzętami? Została im poświęcona wyjątkowa uwaga. Wypełniają niemal każdy wiersz, choć nie w oczywisty sposób – opisy ich samych oraz czynności, jakie wykonują, stanowią mniejszość. Poeta stara się raczej wpisać je w cykl życia lasu, wypełniającego tytułową dolinę – mocno zantropomorfizowaną, somatyczną i niespokojną. Zwierzęta dysponują wyjątkową percepcją – „Jest w oku zwierząt przeniesienie światła” (s. 9) – która połączona jest z hulającym w nich żywiole śmierci, jak w wierszu zaczynającym się zdaniem „Kury mają oczy jak kędzierzawy popiół ze spalonych traw” (s. 15) (ptactwo zresztą pojawia się w wierszach często i gęsto).
Niejednokrotnie poeta przygląda się też oczom, w których dopatruje się pomostu do choćby powierzchownego, ale jakiegokolwiek zrozumienia istoty zwierząt. Nie wygląda jednak na to, by podjęte zostały tu próby stworzenia perspektywy nieantropocentrycznego spojrzenia na świat – wydaje się to z gruntu niemożliwe. Ludzki sposób porozumiewania się czy opisu świata nijak się ma do tego zwierzęcego. Jaglarz dostrzega tę odrębność, co uwidacznia się w „plączących się językach nieznanych składni i fleksji” (s. 27) z „[cierpkich włosków…]” czy w wierszu zaczętym od zdania „są w trawach pomieszane mowy i śnieg je wzmacnia” (s. 23). Przyglądanie się poplątanemu językowi natury, nawet jeśli nie prowadzi do spojrzenia poza ludzką perspektywą, tworzy jednak jakąś drobną enklawę dla pomyślenia innego języka niż ten antropocenu – znajduje to swoje potwierdzenie w eskapistycznym zdaniu z wiersza „[rozwarstwia się pora…]”: „zwierzę może być preparatem słowa albo żywicą języka / o gdyby zwierzyć się / w niczym więcej nie zostać” (s. 13). Widać tu chęć ucieczki ze świata ludzkiego w ten zwierzęcy – „zwierzyć się” ma podwójne znaczenie: opowiedzenia komuś o swoich troskach oraz przeobrażenia się w zwierzę.
„Dolinę” łączy z „pograniczem” mniej lub bardziej bezpośredni gest oskarżycielski, w pierwszym przypadku widoczny w obrazach zabitych rękami człowieka zwierząt, skumulowany w mocnej i dosadnej frazie „jałowa jest gaza, którą owijasz skarconą skórę” (s. 20). W otwartym tymi słowami wierszu zarysowana jest sytuacja, w której człowiek karmi i opiekuje się jałówką po to tylko, by na końcu ją zabić. Mleko zwierzęcia jest tutaj porównane do „duszy / której nie mogło / pomieścić ciało” (s. 20) – co naładowane jest sporą dozą egzaltacji, która jednak czemuś służy: przenosi doświadczenia zwierząt na wyższe rejestry, przez co zarzuty kierowane przez Jaglarza do człowieka dźwięczą jeszcze głośniej. Innym razem śmierć jest mocno zmetaforyzowana – w wierszu „[jak płoną oczy]”, zadedykowanym szczurowi, któremu prapradziadek autora wypalił drucikiem oczy, umieranie porównane jest do „wielkiego brzęczenia pszczół w czereśniowych płatkach” (s. 25). Podobnie jak u Lebdy, żywioł śmierci jest inherentnie wpisany w świat natury.
Wiersze z cyklu „pogranicze” opatrzone są datami oraz nazwami miejscowości znajdujących się blisko granicy Polski z Białorusią. Zakres czasowy przypada na koniec jesieni i zimę 2021 roku, gdy miał tam miejsce kryzys migracyjny. Podczas niego, zgodnie z raportem Amnesty International (Amnesty International Polska 2023), wielokrotnie naruszano prawa osób uchodźczych, m.in. stosowano pushbacki (zmuszenie do powrotu przez granicę bez możliwości ubiegania się o azyl) oraz niszczono mienie imigrantów. W wierszach z tego cyklu mają miejsce podobne zabiegi jak wcześniej – metaforyzowanie śmierci (jako snu), pokazanie sił przyrody jako aktywnych („od dawna zwierzęta prowadzą ludzi / ku miejscom niedotkniętym” (s. 46) z wiersza „[znów las…]”) czy wskazywanie na nieodczytywalny język, jakim posługuje się natura („kamień przyjmuje ciepło i litery / a oddaje słowa o zmiennej kondycji” (tamże) z tego samego utworu).
Następuje jednak wyraźna zmiana w nastroju, jest o wiele mroczniej, las stanowi zagrożenie dla człowieka, bo znajdują się w nim obce i nieprzyjazne siły – żołnierze, policjanci czy straż graniczna. Pojawiają się frazy wypowiadane z perspektywy zbiorowości, tzn. jednostek strzegących granicy („musicie stąd odejść ale nie wiemy dokąd / musicie stąd odejść” (s. 44) – „[próba wiatru…]”), mieszkańców wsi („a my wciąż śpimy zmęczeni cudzym marszem” (s. 45) – [od dawna…]), a także samych uchodźców („znów las celuje do nas dzisiaj księżyc odmówił nam twarzy (s. 46)”). Oprócz tego pojawiają się też zdania w pierwszej osobie – w wierszu „[motyle szukają…]” podmiot liryczny mówi: „ten człowiek w lesie ma twarz mojego ojca ściska mi rękę” (s. 48), w „[do niepewności…]” zaś „do niepewności prosta droga lasu od skrytości tropów / nos oddalony a w nim dym i podłoga na której złożysz głowę” (s. 49). Oba cytaty wskazują na silny stosunek emocjonalny do opisywanego losu uchodźców, empatyzowanie z nimi oraz próbę oddania w poezji całej grozy sytuacji, w jakiej się znajdowali. Mnogość ujęć przejawiająca się w cyklu „pogranicze” pokazuje silną chęć nakreślenia opisywanej sytuacji z wielu perspektyw, co ma za zadanie nie tyle zaszokować (choć to trochę też), co wzbudzić empatię oraz współczucie. Wcielenie się w samych uchodźców to najbardziej ryzykowna rzecz, jakiej podejmuje się Jaglarz w tym tomiku – budzi bowiem wątpliwości natury moralnej, grozi popadnięciem w zbytni patos. Poeta wychodzi jednak z tej sytuacji obronną ręką, kierując uwagę nie na same odczucia i myśli kryjących się w lesie osób, a na materię otaczających ich obiektów – odcisków stóp, głośności i kruchości pól kukurydzy uniemożliwiających schronienie się wśród nich. Na końcu zaś akcentuje kruchą cielesność człowieczego ciała – „teraz nagie stopy / nagie odciski które trzeba przebić / nagie życie nie do przebycia” (s. 46).
Wydzielona część tomiku nazwana „bez granic” zawiera pojedynczy wiersz, który osadza sytuację liryczną w przestrzeni miejskiej – „[księżyc jest dziś…]”. Przestrzeń industrialna okazuje się duszna i nieznośna, osobie mówiącej przy korzystaniu z transportu publicznego towarzyszą bowiem przykre objawy somatyczne. Postanawia więc wrócić do lasów i pól – razem z drugą osobą, do której kierowany jest cały utwór. Domknięcie tomiku pokazuje, że rzeczywiście „jest coś więcej” (s. 6) w świecie natury, który mimo swoich zagrożeń i związanej z nim ciasno śmierci może stanowić miejsce schronienia – ucieczkę nie od świata, ale do świata. Projekt poetycki Jaglarza finalnie koncentruje się więc na trzech kwestiach: niezwykle interesującej próbie poetyckiego przedstawienia niepoznawalnego dla człowieka języka, jakim posługuje się przyroda; interwencji w sprawie krzywd wyrządzanym zwierzętom i uchodźcom, oddaniu im głosu, próbie szerokiego nakreślenia ich sytuacji; w końcu zaś pokazaniu eskapistycznej potencjalności świata natury oraz wgłębieniu się w jego procesy. Debiutancki tomik rzeczywiście więc ustanawia głos poety, pokazuje jego pryncypia oraz środki, jakimi lubi się posługiwać. Jaglarz jest przy tym świadom pułapek, w jakie mógłby wpaść, omija je ze swadą i dużą odwagą. Dobrze więc, że w ramach ośrodka dystrybucji prestiżu, jakim jest Nagroda im. Wisławy Szymborskiej, poezja Jaglarza zostanie nieco doświetlona, nawet za sprawą samej nominacji. Z pewnością na to zasługuje.
LITERATURA:
Amnesty International Polska: „Polska: okrucieństwo zamiast współczucia na granicy z Białorusią”. https://tinyurl.com/5n9b2wyv (dostęp: 21.09.2023).
Na początku parę uwag ogólnych. „Gościć sójki” usytuować można w kręgu ekopoezji, do którego należy też Małgorzata Lebda – której echa twórczości wyraźnie rozbrzmiewają u Jaglarza, m.in. w śmierci przenikającej świat przyrody i przełamaniu dualizmu pasywnej natury/aktywnego człowieka. Z umiejscowieniem tematycznym tomiku rezonuje również jego fizyczna forma – książka jest wydana, co należy podkreślić, bardzo estetycznie. Okładka z brązowego papieru, a także środek ozdobione są niezwykle sugestywnymi rysunkami Mariji Babiak, które przedstawiają zderzenie leśnego mikrokosmosu z człowiekiem – zawsze ukazanym fragmentarycznie, w pewnej łączności z naturą. Tomik wyraźnie skupia się na życiu zwierząt (idąc tropem wydawniczych hitów ostatnich lat, można by rzec – sekretnym życiem zwierząt), zderzając wrażliwość spojrzenia na świat natury z brutalnością człowieka. Aktywistyczne zacięcie autora przejawia się wyraźnie w interwencyjności dwóch największych cykli umieszczonych w tomiku – „doliny” oraz „pogranicza”, z których każde jest głosem w innej sprawie. Jaglarz nie skupia się tutaj bowiem jedynie na losie zwierząt – najmocniejszym chyba momentem całego zbioru jest przejście od cyklu „dolina” do „pogranicza”, gdzie autor opisuje los uchodźców przy białoruskiej granicy. To zderzenie gwałtowne i dosadne, służące udzieleniu głosu w poezji kolejnej grupie, która nie ma do niego dostępu.
Przejdźmy do cykli, z jakich składa się tomik. „Dolinę” otwiera „[jest coś więcej…]”, gdzie w opisie życia codziennego lasu zarysowane zostaje podejście Jaglarza do natury i języka – te dwie rzeczy są ze sobą w nieustannym ścisku: „długie kołowanie na brzegu lasu wzbiera ciąg liter” (s. 6), słowa rozkładają się jak grzybnia, leżąc wśród „anagramów roślin” (s. 6). Wiele mówi również warstwa typograficzna wierszy – próżno szukać tu znaków interpunkcyjnych i wielkich liter, jedynymi wyróżnieniami tekstu są linia podkreślająca pierwsze zdania oraz odstępy między kolejnymi wersami, układające je w większe cząstki znaczeniowe – co nieco ułatwia poruszanie się wśród mocno pokawałkowanej frazy Jaglarza. A co ze zwierzętami? Została im poświęcona wyjątkowa uwaga. Wypełniają niemal każdy wiersz, choć nie w oczywisty sposób – opisy ich samych oraz czynności, jakie wykonują, stanowią mniejszość. Poeta stara się raczej wpisać je w cykl życia lasu, wypełniającego tytułową dolinę – mocno zantropomorfizowaną, somatyczną i niespokojną. Zwierzęta dysponują wyjątkową percepcją – „Jest w oku zwierząt przeniesienie światła” (s. 9) – która połączona jest z hulającym w nich żywiole śmierci, jak w wierszu zaczynającym się zdaniem „Kury mają oczy jak kędzierzawy popiół ze spalonych traw” (s. 15) (ptactwo zresztą pojawia się w wierszach często i gęsto).
Niejednokrotnie poeta przygląda się też oczom, w których dopatruje się pomostu do choćby powierzchownego, ale jakiegokolwiek zrozumienia istoty zwierząt. Nie wygląda jednak na to, by podjęte zostały tu próby stworzenia perspektywy nieantropocentrycznego spojrzenia na świat – wydaje się to z gruntu niemożliwe. Ludzki sposób porozumiewania się czy opisu świata nijak się ma do tego zwierzęcego. Jaglarz dostrzega tę odrębność, co uwidacznia się w „plączących się językach nieznanych składni i fleksji” (s. 27) z „[cierpkich włosków…]” czy w wierszu zaczętym od zdania „są w trawach pomieszane mowy i śnieg je wzmacnia” (s. 23). Przyglądanie się poplątanemu językowi natury, nawet jeśli nie prowadzi do spojrzenia poza ludzką perspektywą, tworzy jednak jakąś drobną enklawę dla pomyślenia innego języka niż ten antropocenu – znajduje to swoje potwierdzenie w eskapistycznym zdaniu z wiersza „[rozwarstwia się pora…]”: „zwierzę może być preparatem słowa albo żywicą języka / o gdyby zwierzyć się / w niczym więcej nie zostać” (s. 13). Widać tu chęć ucieczki ze świata ludzkiego w ten zwierzęcy – „zwierzyć się” ma podwójne znaczenie: opowiedzenia komuś o swoich troskach oraz przeobrażenia się w zwierzę.
„Dolinę” łączy z „pograniczem” mniej lub bardziej bezpośredni gest oskarżycielski, w pierwszym przypadku widoczny w obrazach zabitych rękami człowieka zwierząt, skumulowany w mocnej i dosadnej frazie „jałowa jest gaza, którą owijasz skarconą skórę” (s. 20). W otwartym tymi słowami wierszu zarysowana jest sytuacja, w której człowiek karmi i opiekuje się jałówką po to tylko, by na końcu ją zabić. Mleko zwierzęcia jest tutaj porównane do „duszy / której nie mogło / pomieścić ciało” (s. 20) – co naładowane jest sporą dozą egzaltacji, która jednak czemuś służy: przenosi doświadczenia zwierząt na wyższe rejestry, przez co zarzuty kierowane przez Jaglarza do człowieka dźwięczą jeszcze głośniej. Innym razem śmierć jest mocno zmetaforyzowana – w wierszu „[jak płoną oczy]”, zadedykowanym szczurowi, któremu prapradziadek autora wypalił drucikiem oczy, umieranie porównane jest do „wielkiego brzęczenia pszczół w czereśniowych płatkach” (s. 25). Podobnie jak u Lebdy, żywioł śmierci jest inherentnie wpisany w świat natury.
Wiersze z cyklu „pogranicze” opatrzone są datami oraz nazwami miejscowości znajdujących się blisko granicy Polski z Białorusią. Zakres czasowy przypada na koniec jesieni i zimę 2021 roku, gdy miał tam miejsce kryzys migracyjny. Podczas niego, zgodnie z raportem Amnesty International (Amnesty International Polska 2023), wielokrotnie naruszano prawa osób uchodźczych, m.in. stosowano pushbacki (zmuszenie do powrotu przez granicę bez możliwości ubiegania się o azyl) oraz niszczono mienie imigrantów. W wierszach z tego cyklu mają miejsce podobne zabiegi jak wcześniej – metaforyzowanie śmierci (jako snu), pokazanie sił przyrody jako aktywnych („od dawna zwierzęta prowadzą ludzi / ku miejscom niedotkniętym” (s. 46) z wiersza „[znów las…]”) czy wskazywanie na nieodczytywalny język, jakim posługuje się natura („kamień przyjmuje ciepło i litery / a oddaje słowa o zmiennej kondycji” (tamże) z tego samego utworu).
Następuje jednak wyraźna zmiana w nastroju, jest o wiele mroczniej, las stanowi zagrożenie dla człowieka, bo znajdują się w nim obce i nieprzyjazne siły – żołnierze, policjanci czy straż graniczna. Pojawiają się frazy wypowiadane z perspektywy zbiorowości, tzn. jednostek strzegących granicy („musicie stąd odejść ale nie wiemy dokąd / musicie stąd odejść” (s. 44) – „[próba wiatru…]”), mieszkańców wsi („a my wciąż śpimy zmęczeni cudzym marszem” (s. 45) – [od dawna…]), a także samych uchodźców („znów las celuje do nas dzisiaj księżyc odmówił nam twarzy (s. 46)”). Oprócz tego pojawiają się też zdania w pierwszej osobie – w wierszu „[motyle szukają…]” podmiot liryczny mówi: „ten człowiek w lesie ma twarz mojego ojca ściska mi rękę” (s. 48), w „[do niepewności…]” zaś „do niepewności prosta droga lasu od skrytości tropów / nos oddalony a w nim dym i podłoga na której złożysz głowę” (s. 49). Oba cytaty wskazują na silny stosunek emocjonalny do opisywanego losu uchodźców, empatyzowanie z nimi oraz próbę oddania w poezji całej grozy sytuacji, w jakiej się znajdowali. Mnogość ujęć przejawiająca się w cyklu „pogranicze” pokazuje silną chęć nakreślenia opisywanej sytuacji z wielu perspektyw, co ma za zadanie nie tyle zaszokować (choć to trochę też), co wzbudzić empatię oraz współczucie. Wcielenie się w samych uchodźców to najbardziej ryzykowna rzecz, jakiej podejmuje się Jaglarz w tym tomiku – budzi bowiem wątpliwości natury moralnej, grozi popadnięciem w zbytni patos. Poeta wychodzi jednak z tej sytuacji obronną ręką, kierując uwagę nie na same odczucia i myśli kryjących się w lesie osób, a na materię otaczających ich obiektów – odcisków stóp, głośności i kruchości pól kukurydzy uniemożliwiających schronienie się wśród nich. Na końcu zaś akcentuje kruchą cielesność człowieczego ciała – „teraz nagie stopy / nagie odciski które trzeba przebić / nagie życie nie do przebycia” (s. 46).
Wydzielona część tomiku nazwana „bez granic” zawiera pojedynczy wiersz, który osadza sytuację liryczną w przestrzeni miejskiej – „[księżyc jest dziś…]”. Przestrzeń industrialna okazuje się duszna i nieznośna, osobie mówiącej przy korzystaniu z transportu publicznego towarzyszą bowiem przykre objawy somatyczne. Postanawia więc wrócić do lasów i pól – razem z drugą osobą, do której kierowany jest cały utwór. Domknięcie tomiku pokazuje, że rzeczywiście „jest coś więcej” (s. 6) w świecie natury, który mimo swoich zagrożeń i związanej z nim ciasno śmierci może stanowić miejsce schronienia – ucieczkę nie od świata, ale do świata. Projekt poetycki Jaglarza finalnie koncentruje się więc na trzech kwestiach: niezwykle interesującej próbie poetyckiego przedstawienia niepoznawalnego dla człowieka języka, jakim posługuje się przyroda; interwencji w sprawie krzywd wyrządzanym zwierzętom i uchodźcom, oddaniu im głosu, próbie szerokiego nakreślenia ich sytuacji; w końcu zaś pokazaniu eskapistycznej potencjalności świata natury oraz wgłębieniu się w jego procesy. Debiutancki tomik rzeczywiście więc ustanawia głos poety, pokazuje jego pryncypia oraz środki, jakimi lubi się posługiwać. Jaglarz jest przy tym świadom pułapek, w jakie mógłby wpaść, omija je ze swadą i dużą odwagą. Dobrze więc, że w ramach ośrodka dystrybucji prestiżu, jakim jest Nagroda im. Wisławy Szymborskiej, poezja Jaglarza zostanie nieco doświetlona, nawet za sprawą samej nominacji. Z pewnością na to zasługuje.
LITERATURA:
Amnesty International Polska: „Polska: okrucieństwo zamiast współczucia na granicy z Białorusią”. https://tinyurl.com/5n9b2wyv (dostęp: 21.09.2023).
Stanisław Kalina Jaglarz: „Gościć sójki”. Rys. Marija Babiak. Biblioteka Śląska. Katowice 2022 [Ut Pictura Bibliotheca].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |