ŻYCIE (JAK) W BAŚNI (ZAMEK ŚPIĄCY)
A
A
A
Dawno, dawno temu było sobie miasto Putney, którym mądrze i sprawiedliwie rządził łaskawy Król. W sielskiej krainie panował pokój, zaś tętniący życiem port przyciągał kupieckie statki z najróżniejszych stron świata. Niestety, królewskiej parze sen z powiek spędzał fakt, że – mimo najszczerszych chęci – wciąż nie mogli się doczekać narodzin dziecka. Wtedy monarcha postanowił szukać pomocy u Mądrych Wieszczek. Za sześćset talarów Król otrzymał fachową poradę i niezbędne utensylia. Problem w tym, że całą rozmowę podsłuchiwał demon Leeds, który niezwłocznie o wszystkim doniósł Mald: mieszkającej w głębi lasu czarownicy do żywego obrażonej tym, że została pominięta podczas sekretnej eskapady władcy. Nie dziwi zatem, że na chrzciny (oczywiście, nieproszona) Mald przybywa z wyjątkowo paskudnym darem-życzeniem dla małej Medory, która jako piętnastolatka pewnikiem zakuje się w palec wrzecionem i padnie trupem. Szczęśliwie, działanie czaru zostaje złagodzone życzeniem innej matki chrzestnej, zamieniającej widmo nieuchronnej śmierci na stuletni sen.
Co było dalej – dobrze wiemy. Po wielu latach, przez Jeżynową Gęstwinę, przedziera się do zamku dzielny książę Hans, który pocałunkiem budzi Medorę, by razem z ukochaną czym prędzej opuścić Putney, pozostawiając samym sobie skonsternowanych mieszkańców miasta również wracających do rzeczywistości po długiej drzemce. Tymczasem w żmudną podróż wyrusza ciężarna Jain, uciekająca przed swoim brutalnym mężem. Kobieta trafia najpierw do Bremy, a stamtąd udaje się wprost do Putney, gdzie poznaje niesamowitą menażerię (zamieszkującą tytułowy obiekt) ofiarującą bohaterce schronienie, opiekę oraz przyjaźń.
Pomysł na „Zamek Śpiący” zrodził się w głowie Lindy Medley („Justice League America”, „Doom Patrol”, „Deathblow”) – urodzonej w Stockton amerykańskiej scenarzystki, rysowniczki, malarki, inkerki oraz kolorystki – jeszcze w latach 80., natomiast pierwsze epizody wielowątkowego cyklu zadebiutowały w roku 1996. Dekadę później dziewiętnaście rozdziałów rzeczonej serii ukazało się pod szyldem Fantagraphics Books w formie opasłego woluminu, będącego podstawą polskiej edycji tego skądinąd kapitalnego dzieła.
Bo „Zamek Śpiący” to okraszona świetnymi dialogami, szkatułkowa, przezabawna, ale i dająca do myślenia opowieść, w której pierwsze skrzypce grają szare eminencje oraz bohaterowie/bohaterki drugiego i trzeciego planu rodem z popularnych baśni, bajek, legend i podań. Wykorzystując komizm postaci, słowny i sytuacyjny, Medley co rusz gra z oczekiwaniami czytelników/czytelniczek, snując wciągającą już od pierwszych stron narrację o sprawach damsko-męskich, przepracowywaniu traum, egzystencjalnych niepokojach, szukaniu swojej tożsamości oraz własnego miejsca pod słońcem.
Utrzymana w czarno-białej tonacji, licząca ponad 450-stron graficzna powieść swoją iście magiczną siłę oddziaływania zawdzięcza także rewelacyjnej oprawie wizualnej nawiązującej do twórczości Williama Heatha Robinsona i Arthura Rackhama (inspirującego powstanie postaci Boćka Adiutanta, będącego jednym z wielu antropomorficznych zwierząt pojawiających się na kartach tej historii). Przebogata mimika postaci, dopracowane scenerie wydarzeń, nadająca formalnego rozmachu zabawa ze zmiennością planów oraz mnóstwo smaczków, cytatów i aluzji przemycanych w najróżniejszych zakątkach kadrów – to tylko niektóre z walorów tego dzieła wydrukowanego na kremowym offsecie i zamkniętego w twardej oprawie.
Jeśli macie w życzliwej pamięci takie tytuły jak „Baśnie” Billa Willinghama, „Gnat” Jeffa Smitha czy „Donżon” Joanna Sfara i Lewisa Trondheima, to już wiecie, że czym prędzej musicie się udać na „Zamek Śpiący”. I gwarantuję, że nie zaśniecie z nudów. Polecam!
Co było dalej – dobrze wiemy. Po wielu latach, przez Jeżynową Gęstwinę, przedziera się do zamku dzielny książę Hans, który pocałunkiem budzi Medorę, by razem z ukochaną czym prędzej opuścić Putney, pozostawiając samym sobie skonsternowanych mieszkańców miasta również wracających do rzeczywistości po długiej drzemce. Tymczasem w żmudną podróż wyrusza ciężarna Jain, uciekająca przed swoim brutalnym mężem. Kobieta trafia najpierw do Bremy, a stamtąd udaje się wprost do Putney, gdzie poznaje niesamowitą menażerię (zamieszkującą tytułowy obiekt) ofiarującą bohaterce schronienie, opiekę oraz przyjaźń.
Pomysł na „Zamek Śpiący” zrodził się w głowie Lindy Medley („Justice League America”, „Doom Patrol”, „Deathblow”) – urodzonej w Stockton amerykańskiej scenarzystki, rysowniczki, malarki, inkerki oraz kolorystki – jeszcze w latach 80., natomiast pierwsze epizody wielowątkowego cyklu zadebiutowały w roku 1996. Dekadę później dziewiętnaście rozdziałów rzeczonej serii ukazało się pod szyldem Fantagraphics Books w formie opasłego woluminu, będącego podstawą polskiej edycji tego skądinąd kapitalnego dzieła.
Bo „Zamek Śpiący” to okraszona świetnymi dialogami, szkatułkowa, przezabawna, ale i dająca do myślenia opowieść, w której pierwsze skrzypce grają szare eminencje oraz bohaterowie/bohaterki drugiego i trzeciego planu rodem z popularnych baśni, bajek, legend i podań. Wykorzystując komizm postaci, słowny i sytuacyjny, Medley co rusz gra z oczekiwaniami czytelników/czytelniczek, snując wciągającą już od pierwszych stron narrację o sprawach damsko-męskich, przepracowywaniu traum, egzystencjalnych niepokojach, szukaniu swojej tożsamości oraz własnego miejsca pod słońcem.
Utrzymana w czarno-białej tonacji, licząca ponad 450-stron graficzna powieść swoją iście magiczną siłę oddziaływania zawdzięcza także rewelacyjnej oprawie wizualnej nawiązującej do twórczości Williama Heatha Robinsona i Arthura Rackhama (inspirującego powstanie postaci Boćka Adiutanta, będącego jednym z wielu antropomorficznych zwierząt pojawiających się na kartach tej historii). Przebogata mimika postaci, dopracowane scenerie wydarzeń, nadająca formalnego rozmachu zabawa ze zmiennością planów oraz mnóstwo smaczków, cytatów i aluzji przemycanych w najróżniejszych zakątkach kadrów – to tylko niektóre z walorów tego dzieła wydrukowanego na kremowym offsecie i zamkniętego w twardej oprawie.
Jeśli macie w życzliwej pamięci takie tytuły jak „Baśnie” Billa Willinghama, „Gnat” Jeffa Smitha czy „Donżon” Joanna Sfara i Lewisa Trondheima, to już wiecie, że czym prędzej musicie się udać na „Zamek Śpiący”. I gwarantuję, że nie zaśniecie z nudów. Polecam!
Linda Medley: „Zamek Śpiący” („Castle Waiting”). Tłumaczenie: Marceli Szpak i Agnieszka Murawska. Kultura Gniewu. Warszawa 2023.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |