
KOSZMAR BEZRADNOŚCI ('DREAM SCENARIO')
A
A
A
Paul Matthews (Nicolas Cage) to łysiejący wykładowca biologii ewolucyjnej, który nie cieszy się popularnością ani wśród studentów, ani w gronie akademików. Podczas gdy jego dawni koledzy ze studiów odnoszą sukcesy i wydają kolejne publikacje, on nie ma na koncie żadnych wielkich odkryć, a czas spędza na prowadzeniu wykładów dla nieszczególnie skupionych słuchaczy. Nagle w jego życiu zachodzi jednak nieoczekiwana zmiana. Coraz więcej osób mówi mu, że widzi go w swoich snach.
Co robi nawiedzający marzenia senne Paul Matthews? W większości przypadków nic szczególnego. Po prostu sobie chodzi. Nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby tę bierną rolę przyjmował w zwyczajnych okolicznościach. Traf jednak chce, że większość śniących osób widzi go jako obserwatora koszmarnych scen. Kogoś goni potwór, ktoś inny drży w strachu przed trzęsieniem ziemi, a profesor powolnym krokiem zmierza donikąd, w żadnym wypadku nie próbując ratować nikogo z opresji.
Liczba osób, którym śni się Paul Matthews, rośnie w tak szybkim tempie, że sytuacja prędko staje się prawdziwym fenomenem psychologicznym, a sam profesor zdobywa sławę, o której jeszcze kilka tygodni wcześniej nie śmiał marzyć. Rodzi to jednak nie tylko miłe uczucie docenienia, lecz także rozliczne problemy. Dość powiedzieć, że zachowawczy profesor Matthews, który najbardziej na świecie chciałby wydać naukową publikację oraz wolałby pozostać wierny żonie, musi rozważać, czy przyjąć reklamową propozycję od Sprite’a, a także zderzyć się z osobliwymi fantazjami erotycznymi jednej z fanek (swoją drogą próba ich realizacji to jedna z najzabawniejszych scen w całym filmie).
Recenzje „Dream Scenario” na ogół podkreślają satyryczny wymiar filmu. W rzeczy samej, obraz Kristoffera Borgli to błyskotliwy komentarz dotyczący fenomenu sławy – jej narodzin z niczego i równie bezpodstawnego zamierania. Paul Matthews staje się rozpoznawalny nie ze względu na swoje zasługi, lecz wyłącznie dlatego, że w głowie wystarczającej liczby osób powstało zbliżone, czysto urojone wyobrażenie na jego temat. Następnie zaś z tego samego powodu ludzie odwracają się od niego – nie dlatego, że rzeczywiście wyrządził im krzywdę, lecz dlatego, że wyobrażenie o profesorze uległo nagłej zmianie. Czy nie przypomina to mechanizmów medialnych narodzin i śmierci niejednego celebryty?
Na satyrycznym wymiarze nie kończy się jednak potencjał znaczeniowy filmu. „Dream Scenario” to także opowieść o mężczyźnie, którego nieco nudny, ale ułożony i bezpieczny świat rozpada się na jego oczach, a on nie może nic z tym zrobić. Paraliżuje go niemoc, a nawet jeśli bohater zdobywa się na próbę poprawy tej kafkowskiej sytuacji, to przynosi ona wyłącznie katastrofalne skutki. Profesor przeżywa swego rodzaju koszmar bezradności. Scenariusz, który tyle osób wyśniło w swoich głowach, przytrafia się także i jemu, tyle że na jawie. Tym samym Nicolas Cage, którego utarło się kojarzyć z rolami i produkcjami wątpliwej jakości, zyskuje pole do aktorskiego popisu i wychodzi z tego obronną ręką. Wiarygodnie zagrany Matthews ma w sobie coś więcej niż trywialną nieporadność – stan głównego bohatera staje się metaforą niemocy jako stanu egzystencjalnego.
„Dream Scenario” ma też jednak słabsze strony. Choć mogłoby się wydawać, że film o odjechanych marzeniach sennych będzie mieć szybkie, frenetyczne tempo zbliżone do „Być jak John Malkovich” czy „Adaptacji” Spike'a Jonze’a, obraz Borgli toczy się dość powolnym rytmem. Nieczęste sceny o niezdefiniowanym statusie (nie wiemy do końca, czy to prawda, czy jedynie fantazja) przetykane są rozlicznymi, nieco nużącymi rozmowami profesora z jego żoną czy kolegami po fachu. Dominują one zwłaszcza na początku filmu, jeszcze przed wielkimi zmianami, jakie zachodzą u głównego bohatera. Mają one oczywiście w pewien sposób oddawać mało ekscytujący tryb życia Matthewsa, jednak zyskują na tyle dużo miejsca, że nieuchronnie wyhamowują psychodeliczny, surrealistyczny potencjał, który jak najbardziej drzemie w „Dream Scenario”.
Film, który miał szansę stać się nieokiełznanym tripem, zachowuje więc dość bezpieczną konwencję. Nie zapuszcza się za daleko w głąb psychicznych zawiłości, tylko, mimo prób wizualizacji snów, pozostaje ostatecznie na stabilnym gruncie realizmu. Kiedy jest już o krok od wejścia w gąszcz sennego bezsensu, przystaje w progu, przygląda się chwilę z ciekawością, po czym zamyka drzwi i wraca do rzeczywistości. Można odnieść wrażenie, że „Dream Scenario” jest jak sam Matthews. Oczekiwalibyśmy od niego, że wyrwie się z apatii i wkroczy do akcji, jednak on woli po prostu się snuć.
Co robi nawiedzający marzenia senne Paul Matthews? W większości przypadków nic szczególnego. Po prostu sobie chodzi. Nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby tę bierną rolę przyjmował w zwyczajnych okolicznościach. Traf jednak chce, że większość śniących osób widzi go jako obserwatora koszmarnych scen. Kogoś goni potwór, ktoś inny drży w strachu przed trzęsieniem ziemi, a profesor powolnym krokiem zmierza donikąd, w żadnym wypadku nie próbując ratować nikogo z opresji.
Liczba osób, którym śni się Paul Matthews, rośnie w tak szybkim tempie, że sytuacja prędko staje się prawdziwym fenomenem psychologicznym, a sam profesor zdobywa sławę, o której jeszcze kilka tygodni wcześniej nie śmiał marzyć. Rodzi to jednak nie tylko miłe uczucie docenienia, lecz także rozliczne problemy. Dość powiedzieć, że zachowawczy profesor Matthews, który najbardziej na świecie chciałby wydać naukową publikację oraz wolałby pozostać wierny żonie, musi rozważać, czy przyjąć reklamową propozycję od Sprite’a, a także zderzyć się z osobliwymi fantazjami erotycznymi jednej z fanek (swoją drogą próba ich realizacji to jedna z najzabawniejszych scen w całym filmie).
Recenzje „Dream Scenario” na ogół podkreślają satyryczny wymiar filmu. W rzeczy samej, obraz Kristoffera Borgli to błyskotliwy komentarz dotyczący fenomenu sławy – jej narodzin z niczego i równie bezpodstawnego zamierania. Paul Matthews staje się rozpoznawalny nie ze względu na swoje zasługi, lecz wyłącznie dlatego, że w głowie wystarczającej liczby osób powstało zbliżone, czysto urojone wyobrażenie na jego temat. Następnie zaś z tego samego powodu ludzie odwracają się od niego – nie dlatego, że rzeczywiście wyrządził im krzywdę, lecz dlatego, że wyobrażenie o profesorze uległo nagłej zmianie. Czy nie przypomina to mechanizmów medialnych narodzin i śmierci niejednego celebryty?
Na satyrycznym wymiarze nie kończy się jednak potencjał znaczeniowy filmu. „Dream Scenario” to także opowieść o mężczyźnie, którego nieco nudny, ale ułożony i bezpieczny świat rozpada się na jego oczach, a on nie może nic z tym zrobić. Paraliżuje go niemoc, a nawet jeśli bohater zdobywa się na próbę poprawy tej kafkowskiej sytuacji, to przynosi ona wyłącznie katastrofalne skutki. Profesor przeżywa swego rodzaju koszmar bezradności. Scenariusz, który tyle osób wyśniło w swoich głowach, przytrafia się także i jemu, tyle że na jawie. Tym samym Nicolas Cage, którego utarło się kojarzyć z rolami i produkcjami wątpliwej jakości, zyskuje pole do aktorskiego popisu i wychodzi z tego obronną ręką. Wiarygodnie zagrany Matthews ma w sobie coś więcej niż trywialną nieporadność – stan głównego bohatera staje się metaforą niemocy jako stanu egzystencjalnego.
„Dream Scenario” ma też jednak słabsze strony. Choć mogłoby się wydawać, że film o odjechanych marzeniach sennych będzie mieć szybkie, frenetyczne tempo zbliżone do „Być jak John Malkovich” czy „Adaptacji” Spike'a Jonze’a, obraz Borgli toczy się dość powolnym rytmem. Nieczęste sceny o niezdefiniowanym statusie (nie wiemy do końca, czy to prawda, czy jedynie fantazja) przetykane są rozlicznymi, nieco nużącymi rozmowami profesora z jego żoną czy kolegami po fachu. Dominują one zwłaszcza na początku filmu, jeszcze przed wielkimi zmianami, jakie zachodzą u głównego bohatera. Mają one oczywiście w pewien sposób oddawać mało ekscytujący tryb życia Matthewsa, jednak zyskują na tyle dużo miejsca, że nieuchronnie wyhamowują psychodeliczny, surrealistyczny potencjał, który jak najbardziej drzemie w „Dream Scenario”.
Film, który miał szansę stać się nieokiełznanym tripem, zachowuje więc dość bezpieczną konwencję. Nie zapuszcza się za daleko w głąb psychicznych zawiłości, tylko, mimo prób wizualizacji snów, pozostaje ostatecznie na stabilnym gruncie realizmu. Kiedy jest już o krok od wejścia w gąszcz sennego bezsensu, przystaje w progu, przygląda się chwilę z ciekawością, po czym zamyka drzwi i wraca do rzeczywistości. Można odnieść wrażenie, że „Dream Scenario” jest jak sam Matthews. Oczekiwalibyśmy od niego, że wyrwie się z apatii i wkroczy do akcji, jednak on woli po prostu się snuć.
„Dream Scenario”. Scenariusz i reżyseria: Kristoffer Borgli. Obsada: Nicolas Cage , Julianne Nicholson, Michael Cera, Tim Meadows, Dylan Gelula, Dylan Baker. Stany Zjednoczone 2023, 100 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |