W 45 WYKŁADÓW DOOKOŁA BOGA, HONORU I OJCZYZNY (KRZYSZTOF OBREMSKI: 'OD 'BOGURODZICY' PO XXI STULECIE. HISTORIA LITERATURY POLSKIEJ DLA CUDZOZIEMCÓW')
A
A
A
Krzysztof Obremski podjął się zadania nader trudnego, jakim jest zagospodarowanie tej przestrzeni na rynku glottodydaktycznych publikacji, którą najczęściej się pomija. Podręczników do nauczania szeroko pojętej kultury mamy wciąż bardzo mało, część z nich zresztą próbuje (nieraz w sposób bardzo skuteczny) łączyć nauczanie języka z komponentami kulturowymi.
Nauczanie literatury osób nie w pełni (zresztą czym ta pełnia miałaby być) władających językiem polskim, jest więc zagadnieniem, z którym mierzą się wszyscy, którzy kiedykolwiek stanęli przed zadaniem prowadzenia zajęć z literatury.
Nie znam, niestety, dobrej odpowiedzi na pytanie, jak uczyć. Czy upraszczać teksty literackie, dostosowując je do zamyślonego poziomu językowego osób uczących się, czy – przy ostrożnym doborze tekstów – omawiać dzieła w oryginale, posiłkując się rozbudowanymi komentarzami, objaśnieniami gramatyczno-leksykalnymi, przybliżać, na ile się da, kontekst historyczno-kulturowy i dobierać przedstawiane treści do poziomu językowego słuchaczy i słuchaczek. Bliższe jest mi stanowisko drugie, ale wiem też, jak karkołomne i często niemożliwe to zadanie – bo nie wszystkie teksty da się w ten sposób przedstawić (a przynajmniej jeszcze na rynku nie ukazała się publikacja tego typu, choć mocno trzymam kciuki za takie przedsięwzięcia).
Krzysztof Obremski, wykorzystując swoje doświadczenia w nauczaniu literatury studentów/studentek cudzoziemskich („Pomysł zrodził się na podstawie doświadczeń wykładów historii literatury dla studentów chińskich” [s. 11]), postanowił obrać właśnie ten kierunek – nie ma w tomie tekstów uproszczonych, a komentarze są, w istocie, obszerne, głównie te dotyczące historycznych realiów.
Jedną z najważniejszych rzeczy, której nauczyłam się z publikacji UMK, jest to, że chyba nie znam języka polskiego na poziomie B1.2 (taki został zadeklarowany poziom projektowanego/ej odbiorcy/odbiorczyni, który znajdziemy już na okładce). Bardzo to niefortunne, skoro pracuję jako lektorka od jakiegoś czasu i chyba pora przemyśleć życiowe wybory.
Może doprecyzuję, zanim sprowokuję moich pracodawców do zwolnienia mnie – rozumiem treści zawarte w książce, ale momentami stawiają mi opór, więc pozwolę sobie założyć, że osobom uczącym się będzie tym trudniej. Zacznijmy od wymagań, które Europejski System Opisu Kształcenia Językowego stawia słuchaczom/słuchaczkom, aby można było mówić o osiągnięciu poziomu B1. W kontekście publikacji Obremskiego najważniejsza zdaje się biegłość w rozumieniu tekstów pisanych, spójrzmy więc na wymogi dotyczące sprawności czytania (podkreślenia – S.S.): Uczący się powinni (…) „rozumieć ogólną treść prostych tekstów prasowych dotyczących spraw bieżących i znanych im tematów; (…) rozpoznać główne przesłanie i argumenty w przejrzyście skonstruowanym tekście argumentacyjnym dotyczącym znanych im tematów” („Programy nauczania…” 2016: 73).
Czego wymaga się więc na B1.2 w omawianym tomie? Niech przykłady mówią same za siebie: „trudno o takie przesłanki historycznoliterackiego wnioskowania, które pozwalają formułować bezdyskusyjne twierdzenia, stąd też niejako siłą rzeczy należy poprzestawać jedynie na mocnej lub słabiej uzasadnionych hipotezach” (s. 22); „jakie są argumenty za zachowaniem tegoż podziału, a jakie za poniechaniem go?”; „Słowa i nimi współtworzone zdania »Mazurka Dąbrowskiego« są trudne (…), ale to właśnie przecież polski hymn narodowy i dlatego należy zmierzyć się z wyzwaniem nim stanowionym” (s. 117). W innym miejscu natomiast, w razie problemów ze zrozumieniem, zamieszczono fotografię motyla (s. 259), a na stronie 107 – dzwonu, choć zakładam, że jeśli ktoś rozgryzie wyżej przytoczone akrobacje składniowe, to i z niepozornym motylem sobie językowo poradzi, bo to słownictwo z poziomu niższego niż ten, którego wymaga przytoczona ekwilibrystyka słowna.
Oczywiście, objaśnianie nieznanych słów, których w tekstach literackich całe mnóstwo – zakładam, że w „Bogurodzicy” prawie wszystkie… – jest niezbędne, dlatego też pod utworami zamieszczono całe wypisy wyrazów z objaśnieniami, według zasady zapisanej we wstępie: „niekiedy wyjaśnienia tekstu mogą być nawet dłuższe niż on sam, co wynika stąd, że znajomość znaczeń poszczególnych słów to jednak podstawowy warunek czytania ze zrozumieniem” (s. 13). Niestety, łaska objaśnienia nie dotyczy już gramatyki. Prosiłabym więc autora o wyjaśnienie obcokrajowcom fragmentu bajki Ignacego Krasickiego (s. 105): „Dwóch wilków jedno w lesie nadybali jagnię”, jednak nie leksykalne – to znajdziemy pod tekstem – ale gramatyczne. Wbrew temu, że do zrozumienia tekstu potrzebujemy znajomości słownictwa, trudno uciec od komponentu gramatycznego.
Spróbujmy też przyjrzeć się strukturze samej publikacji: „Książka ta zwiera konspekty (szkicowe zarysy) 45 wykładów w porządku chronologicznym, a więc jest pomyślana jako cykl realizowany w ciągu trzech semestrów” (s. 12). Rozumiem, że trzysemestralny kurs ma wyposażyć osoby studiujące w najważniejsze dzieła literatury polskiej. Właśnie dlatego wybrano tu dzieła m.in. Stanisława Konarskiego, Franciszka Ksawerego Dmochowskiego, Władysława Bełzy, Feliksa Konarskiego, ale nie wspomniano o Brunonie Schulzu, Julianie Tuwimie ani Oldze Tokarczuk?
Mam również wrażenie, że przy wyborze tekstów zdecydowano się nie tyle na literaturę polską, co na „literaturę o Polsce”. Bo jak inaczej tłumaczyć dobór tekstów o tak mocnej dominancie – „Katechizm polskiego dziecka”, „Ta, co nie zginęła”, „Żeby Polska była Polską”, „Nie pytaj o Polskę”?
Obcojęzycznym studentom/studentkom trzysemestralny kurs o polskim patriotyzmie na pewno przypadnie do serca i wyjdą z bardzo konkretnym przekonaniem o nas – poniekąd słusznym – że żadne inne sprawy, oprócz narodowych, niewiele nas obchodzą. Bo z jakim przeświadczeniem mają wyjść – czy Konstanty Ildefons Gałczyński naprawdę nie napisał lepszego wiersza niż „Umarł Stalin”? Wisławę Szymborską natomiast reprezentuje „Nienawiść” – i choć to wiersz kanoniczny, to przy pozostałych wyborach tym mocniej zdaje się podkreślać, jaką dominantę przy selekcji tekstów obrano – tak na wszelki wypadek, żeby nikt się nie poczuł lepiej.
Widać, że autorowi, przy całym ciężarze gatunkowym treści, zależało na wprowadzeniu pewnego rodzaju dynamiki – szkoda, że ta pojawia się przez dość przypadkowe i wymuszone wpisanie wykrzykników, m.in. „Wojna i (!) miłość” (s. 228).
Może uciekło mi coś w lekturze, ale w podręczniku znajduje się jedno (!) ćwiczenie (nie licząc pytań otwierających i zamykających rozdział, do których przejdę za chwilę). Czy dotyczy ono interpretacji omawianych dzieł? Próby zmierzenia się z sensami, stworzenia wypowiedzi pisemnej, osobistej impresji? Otóż nie. Brzmi ono: „Porównaj dwa przedstawienia Norwida: tego na fotografii i tego na wawelskiej płaskorzeźbie” (s. 166).
Z rozdziału o „Panu Tadeuszu” nie dowiemy się, kim byli Tadeusz, Telimena czy ks. Robak, ale za to pooglądamy na fotografii „wagę uchylną z odważnikami” (s. 148). Dlaczego akurat to jest tak ważne? Trudno powiedzieć.
Pytania otwierające i zamykające kolejne rozdziały przypominają te, które zadaje się kandydatkom na konkursach piękności – proszę opowiedzieć, jak zaprowadzić pokój na świecie. Przyznaję, że być może moja frustracja wynika z tego, że sama miałabym problem z odpowiedzią na wiele z nich: „Ludzie mówią także wzrokiem. Z jakimi emocjami splatają się ich spojrzenia? Co i jak ciało ludzkie może mówić?” (s. 71), „Jakich reform potrzebuje współczesny świat? Poszczególne kontynenty? Konkretne państwa?” (s. 96), „Rozum i emocje – jakie proporcje między nimi wydają się optymalne?”, „Dlaczego szczyty wysokich gór są takimi miejscami, które sprzyjają myślom o samym sobie i o świecie?” (s. 155), „Największe miasta świata – jakie było oraz jest ich znaczenie? Jakie są kierunki ich przemian?” (s. 182). Największa szkoda, że pytania te nie dotyczą tekstów, przy których zostały zamieszczone, za to operują na takim poziomie ogólności.
Moją ulubioną częścią książki jest jednak rozdział ostatni, obejmujący zagadki ludowe i literackie, który ma pewnie w zamiarze przynieść rozluźnienie po nielekkich przejściach z omawianymi utworami. Bez kolejnych cytowań powiem, że mnie wytchnienia nie przyniosły.
Propozycja kanonu przedstawiona przez Obremskiego jest powtórzeniem dokładnie tego, z czym tak wielu uczących próbuje walczyć. Nie sprowadzajmy literatury polskiej do bogoojczyźnianych odezw, bo chyba sami nie chcemy tak o niej myśleć. Robimy tym krzywdę sobie, a także uczącym się osobom, które – zrażone piętrzącymi się trudnościami i niezjadliwą martyrologią – nie zechcą sięgnąć po coś, co mogłoby im opowiedzieć inną Polskę, a także nich samych.
Tak podana literatura polska, jestem o tym przekonana, się nie obroni. Nie porwie znękanych słuchaczy/słuchaczek, nie przemówi sama sobą. Nasze fantazje o tym, że pasaż z „Pana Tadeusza”, z drobnym komentarzem leksykalnym, porwie serca studentów/studentek i zachwyci, bo Adam Mickiewicz wielkim poetą był, to dowód odrealnienia i chyba pychy. Bo jak ma zachwycać, skoro nie zachwyca – kiedy z Mickiewiczowskich zdań zrobimy równanie do podstawienia wypisanych ze słownika słówek.
Tak podana literatura ma szansę sfrustrować i z uczących się zrobić smutnych, skonfundowanych Stańczyków – jak ten wybrany na okładkę. Ta się świetnie wydawnictwu udała.
LITERATURA:
„Programy nauczania języka polskiego jako obcego. Poziomy A1-C1”. Red. I. Janowska, E. Lipińska, A. Rabiej, A. Seretny, P. Turek. Kraków 2016.
Nauczanie literatury osób nie w pełni (zresztą czym ta pełnia miałaby być) władających językiem polskim, jest więc zagadnieniem, z którym mierzą się wszyscy, którzy kiedykolwiek stanęli przed zadaniem prowadzenia zajęć z literatury.
Nie znam, niestety, dobrej odpowiedzi na pytanie, jak uczyć. Czy upraszczać teksty literackie, dostosowując je do zamyślonego poziomu językowego osób uczących się, czy – przy ostrożnym doborze tekstów – omawiać dzieła w oryginale, posiłkując się rozbudowanymi komentarzami, objaśnieniami gramatyczno-leksykalnymi, przybliżać, na ile się da, kontekst historyczno-kulturowy i dobierać przedstawiane treści do poziomu językowego słuchaczy i słuchaczek. Bliższe jest mi stanowisko drugie, ale wiem też, jak karkołomne i często niemożliwe to zadanie – bo nie wszystkie teksty da się w ten sposób przedstawić (a przynajmniej jeszcze na rynku nie ukazała się publikacja tego typu, choć mocno trzymam kciuki za takie przedsięwzięcia).
Krzysztof Obremski, wykorzystując swoje doświadczenia w nauczaniu literatury studentów/studentek cudzoziemskich („Pomysł zrodził się na podstawie doświadczeń wykładów historii literatury dla studentów chińskich” [s. 11]), postanowił obrać właśnie ten kierunek – nie ma w tomie tekstów uproszczonych, a komentarze są, w istocie, obszerne, głównie te dotyczące historycznych realiów.
Jedną z najważniejszych rzeczy, której nauczyłam się z publikacji UMK, jest to, że chyba nie znam języka polskiego na poziomie B1.2 (taki został zadeklarowany poziom projektowanego/ej odbiorcy/odbiorczyni, który znajdziemy już na okładce). Bardzo to niefortunne, skoro pracuję jako lektorka od jakiegoś czasu i chyba pora przemyśleć życiowe wybory.
Może doprecyzuję, zanim sprowokuję moich pracodawców do zwolnienia mnie – rozumiem treści zawarte w książce, ale momentami stawiają mi opór, więc pozwolę sobie założyć, że osobom uczącym się będzie tym trudniej. Zacznijmy od wymagań, które Europejski System Opisu Kształcenia Językowego stawia słuchaczom/słuchaczkom, aby można było mówić o osiągnięciu poziomu B1. W kontekście publikacji Obremskiego najważniejsza zdaje się biegłość w rozumieniu tekstów pisanych, spójrzmy więc na wymogi dotyczące sprawności czytania (podkreślenia – S.S.): Uczący się powinni (…) „rozumieć ogólną treść prostych tekstów prasowych dotyczących spraw bieżących i znanych im tematów; (…) rozpoznać główne przesłanie i argumenty w przejrzyście skonstruowanym tekście argumentacyjnym dotyczącym znanych im tematów” („Programy nauczania…” 2016: 73).
Czego wymaga się więc na B1.2 w omawianym tomie? Niech przykłady mówią same za siebie: „trudno o takie przesłanki historycznoliterackiego wnioskowania, które pozwalają formułować bezdyskusyjne twierdzenia, stąd też niejako siłą rzeczy należy poprzestawać jedynie na mocnej lub słabiej uzasadnionych hipotezach” (s. 22); „jakie są argumenty za zachowaniem tegoż podziału, a jakie za poniechaniem go?”; „Słowa i nimi współtworzone zdania »Mazurka Dąbrowskiego« są trudne (…), ale to właśnie przecież polski hymn narodowy i dlatego należy zmierzyć się z wyzwaniem nim stanowionym” (s. 117). W innym miejscu natomiast, w razie problemów ze zrozumieniem, zamieszczono fotografię motyla (s. 259), a na stronie 107 – dzwonu, choć zakładam, że jeśli ktoś rozgryzie wyżej przytoczone akrobacje składniowe, to i z niepozornym motylem sobie językowo poradzi, bo to słownictwo z poziomu niższego niż ten, którego wymaga przytoczona ekwilibrystyka słowna.
Oczywiście, objaśnianie nieznanych słów, których w tekstach literackich całe mnóstwo – zakładam, że w „Bogurodzicy” prawie wszystkie… – jest niezbędne, dlatego też pod utworami zamieszczono całe wypisy wyrazów z objaśnieniami, według zasady zapisanej we wstępie: „niekiedy wyjaśnienia tekstu mogą być nawet dłuższe niż on sam, co wynika stąd, że znajomość znaczeń poszczególnych słów to jednak podstawowy warunek czytania ze zrozumieniem” (s. 13). Niestety, łaska objaśnienia nie dotyczy już gramatyki. Prosiłabym więc autora o wyjaśnienie obcokrajowcom fragmentu bajki Ignacego Krasickiego (s. 105): „Dwóch wilków jedno w lesie nadybali jagnię”, jednak nie leksykalne – to znajdziemy pod tekstem – ale gramatyczne. Wbrew temu, że do zrozumienia tekstu potrzebujemy znajomości słownictwa, trudno uciec od komponentu gramatycznego.
Spróbujmy też przyjrzeć się strukturze samej publikacji: „Książka ta zwiera konspekty (szkicowe zarysy) 45 wykładów w porządku chronologicznym, a więc jest pomyślana jako cykl realizowany w ciągu trzech semestrów” (s. 12). Rozumiem, że trzysemestralny kurs ma wyposażyć osoby studiujące w najważniejsze dzieła literatury polskiej. Właśnie dlatego wybrano tu dzieła m.in. Stanisława Konarskiego, Franciszka Ksawerego Dmochowskiego, Władysława Bełzy, Feliksa Konarskiego, ale nie wspomniano o Brunonie Schulzu, Julianie Tuwimie ani Oldze Tokarczuk?
Mam również wrażenie, że przy wyborze tekstów zdecydowano się nie tyle na literaturę polską, co na „literaturę o Polsce”. Bo jak inaczej tłumaczyć dobór tekstów o tak mocnej dominancie – „Katechizm polskiego dziecka”, „Ta, co nie zginęła”, „Żeby Polska była Polską”, „Nie pytaj o Polskę”?
Obcojęzycznym studentom/studentkom trzysemestralny kurs o polskim patriotyzmie na pewno przypadnie do serca i wyjdą z bardzo konkretnym przekonaniem o nas – poniekąd słusznym – że żadne inne sprawy, oprócz narodowych, niewiele nas obchodzą. Bo z jakim przeświadczeniem mają wyjść – czy Konstanty Ildefons Gałczyński naprawdę nie napisał lepszego wiersza niż „Umarł Stalin”? Wisławę Szymborską natomiast reprezentuje „Nienawiść” – i choć to wiersz kanoniczny, to przy pozostałych wyborach tym mocniej zdaje się podkreślać, jaką dominantę przy selekcji tekstów obrano – tak na wszelki wypadek, żeby nikt się nie poczuł lepiej.
Widać, że autorowi, przy całym ciężarze gatunkowym treści, zależało na wprowadzeniu pewnego rodzaju dynamiki – szkoda, że ta pojawia się przez dość przypadkowe i wymuszone wpisanie wykrzykników, m.in. „Wojna i (!) miłość” (s. 228).
Może uciekło mi coś w lekturze, ale w podręczniku znajduje się jedno (!) ćwiczenie (nie licząc pytań otwierających i zamykających rozdział, do których przejdę za chwilę). Czy dotyczy ono interpretacji omawianych dzieł? Próby zmierzenia się z sensami, stworzenia wypowiedzi pisemnej, osobistej impresji? Otóż nie. Brzmi ono: „Porównaj dwa przedstawienia Norwida: tego na fotografii i tego na wawelskiej płaskorzeźbie” (s. 166).
Z rozdziału o „Panu Tadeuszu” nie dowiemy się, kim byli Tadeusz, Telimena czy ks. Robak, ale za to pooglądamy na fotografii „wagę uchylną z odważnikami” (s. 148). Dlaczego akurat to jest tak ważne? Trudno powiedzieć.
Pytania otwierające i zamykające kolejne rozdziały przypominają te, które zadaje się kandydatkom na konkursach piękności – proszę opowiedzieć, jak zaprowadzić pokój na świecie. Przyznaję, że być może moja frustracja wynika z tego, że sama miałabym problem z odpowiedzią na wiele z nich: „Ludzie mówią także wzrokiem. Z jakimi emocjami splatają się ich spojrzenia? Co i jak ciało ludzkie może mówić?” (s. 71), „Jakich reform potrzebuje współczesny świat? Poszczególne kontynenty? Konkretne państwa?” (s. 96), „Rozum i emocje – jakie proporcje między nimi wydają się optymalne?”, „Dlaczego szczyty wysokich gór są takimi miejscami, które sprzyjają myślom o samym sobie i o świecie?” (s. 155), „Największe miasta świata – jakie było oraz jest ich znaczenie? Jakie są kierunki ich przemian?” (s. 182). Największa szkoda, że pytania te nie dotyczą tekstów, przy których zostały zamieszczone, za to operują na takim poziomie ogólności.
Moją ulubioną częścią książki jest jednak rozdział ostatni, obejmujący zagadki ludowe i literackie, który ma pewnie w zamiarze przynieść rozluźnienie po nielekkich przejściach z omawianymi utworami. Bez kolejnych cytowań powiem, że mnie wytchnienia nie przyniosły.
Propozycja kanonu przedstawiona przez Obremskiego jest powtórzeniem dokładnie tego, z czym tak wielu uczących próbuje walczyć. Nie sprowadzajmy literatury polskiej do bogoojczyźnianych odezw, bo chyba sami nie chcemy tak o niej myśleć. Robimy tym krzywdę sobie, a także uczącym się osobom, które – zrażone piętrzącymi się trudnościami i niezjadliwą martyrologią – nie zechcą sięgnąć po coś, co mogłoby im opowiedzieć inną Polskę, a także nich samych.
Tak podana literatura polska, jestem o tym przekonana, się nie obroni. Nie porwie znękanych słuchaczy/słuchaczek, nie przemówi sama sobą. Nasze fantazje o tym, że pasaż z „Pana Tadeusza”, z drobnym komentarzem leksykalnym, porwie serca studentów/studentek i zachwyci, bo Adam Mickiewicz wielkim poetą był, to dowód odrealnienia i chyba pychy. Bo jak ma zachwycać, skoro nie zachwyca – kiedy z Mickiewiczowskich zdań zrobimy równanie do podstawienia wypisanych ze słownika słówek.
Tak podana literatura ma szansę sfrustrować i z uczących się zrobić smutnych, skonfundowanych Stańczyków – jak ten wybrany na okładkę. Ta się świetnie wydawnictwu udała.
LITERATURA:
„Programy nauczania języka polskiego jako obcego. Poziomy A1-C1”. Red. I. Janowska, E. Lipińska, A. Rabiej, A. Seretny, P. Turek. Kraków 2016.
Krzysztof Obremski: „Od »Bogurodzicy« po XXI stulecie. Historia literatury polskiej dla cudzoziemców”. Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Toruń 2023 [seria: Polski z Kopernikiem].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |