PISAĆ CIĄGLE TĘ SAMĄ POWIEŚĆ (ANNIE ERNAUX: 'CIAŁA')
A
A
A
Zacznijmy od oczywistości: na francuskim rynku wydawniczym nigdy nie ukazał się zbiór taki jak „Ciała”. Składają się nań trzy pomniejsze teksty, które publikowane były w sporych odstępach czasu. Są to kolejno: „Zdarzenie” („L’Événement” – pierwotnie ukazało się w 2000 roku), „Pamięć dziewczyny” („Mémoire de fille” – 2016) i „Młody mężczyzna” („Le jeune homme” – 2022). Zebranie ich w całość jest zatem gestem tłumaczki (czy redaktorów), gestem zresztą jak najbardziej usprawiedliwionym – poszczególne części korespondują ze sobą, niekiedy bezpośrednio odwołując się do wydarzeń opisanych w innym opowiadaniu wchodzącym w skład zbioru. Na przykład szpital Hôtel-Dieu ze „Zdarzenia” oglądamy przez okno mieszkania bohatera „Młodego mężczyzny”. To prowadzi nas do drugiej oczywistości: Annie Ernaux tworzy wyłącznie prozę autobiograficzną (a konkretnie szczególny jej typ, dla którego ukuto nawet określenie l’autosociobiographie, w którym opowiadanie prywatnej historii staje się przyczynkiem do opisywania historii społecznej), przekuwając osobiste doświadczenia, swą cielesność i pamięć w materię tekstu.
W tym sensie książki Ernaux stanowią modelową wręcz realizację tego, co Hélène Cixous określiła mianem écriture féminine – takiego tworzenia literatury, które zrezygnowało z fantazjowania o odcieleśnionym podmiocie i, dzięki temu, zdolne jest do kontestowania fallogocentrycznych narracji (Cixous 1993). Stawki tego pisania, zwłaszcza w przypadku „Zdarzenia”, są polityczne – autorka opisuje w nim własne doświadczenie pokątnie dokonywanej terminacji ciąży. Rzecz dzieje się w 1963 roku, na osiem lat przed publikacją słynnego „Manifestu 343” oraz na dwanaście lat przed tym, gdy w życie weszła ostatecznie „La loi Veil”, ustawa depenalizująca aborcję we Francji. Echem powraca tutaj tak ważny dla wszystkich książek Ernaux temat przynależności klasowej (oraz klasowego awansu) oraz ekonomicznego usytuowania. Czterysta franków dla fabrykantki aniołków trzeba w tej opowieści pożyczyć, a w szpitalu znosić w milczeniu lekarskie obelgi zarezerwowane dla motłochu. „Nie jestem hydraulikiem” („Zdarzenie”, s. 64) mówi bohaterce chirurg mający wykonać zabieg łyżeczkowania. Wkrótce zresztą się zreflektuje: „Przyszedł stażysta z poprzedniej nocy. Wyglądał na zakłopotanego. Myślałam, że wstydzi się tego, że na sali operacyjnej źle mnie potraktował. Wstydziłam się za niego. Nie miałam racji. Jak przekonałam się jeszcze tego wieczora, zrobiło mu się głupio, że nic o mnie nie wiedząc, potraktował studentkę literaturoznawstwa jak robotnicę z przędzalni albo sklepową z Monoprixa. […] Pielęgniarka na nocnym dyżurze, siwowłosa kobieta, wróciła do mojego pokoju i w milczeniu stanęła przy moim łóżku. […] Szepnęła do mnie karcąco: »Wczoraj wieczorem dlaczego nie powiedziała pani doktorowi, że jest taka jak on?«. Po kilku sekundach wahania zrozumiałam, że chciała przez to powiedzieć: z jego świata. O tym, że jestem studentką, dowiedział się dopiero po zabiegu, pewnie z mojej legitymacji ubezpieczeniowej. Pielęgniarka naśladowała zaskoczenie stażysty: »Do licha, czemu mi nie powiedziała, no czemu?«, jakby sama była zgorszona moją postawą” („Zdarzenie„, s. 65–66).
Uważam, że w całym pisarstwie Ernaux najlepsze, a jednocześnie najbardziej oddziałujące na emocjonalność czytelnika są właśnie te momenty, w których rozpoznaje ona i nazywa klasową przemoc, niezależnie od tego, czy przyjmuje ona formę upokarzania dziecka, które nie potrafi wyzbyć się wyniesionego z domu akcentu, czy też stosowanie odmiennych standardów wobec „swoich” i „nie swoich” pacjentek. Sądzę także, że właśnie w tych fragmentach ujawnia się skala talentu autorki. Pisze o nich z dużą dozą wyczucia i subtelności, których nie sposób przypisać coraz liczniejszym epigonom różnorodnych opowieści o awansie. Osiągnięcie tego rezultatu ułatwia zapewne fraza pisarki, oddana zresztą w polszczyźnie precyzyjnie przez Agatę Kozak. Zdania są krótkie, pozbawione leksykalnej ornamentyki, czasami zbliżają się po prostu do opisu fizjologicznego. Słowem, styl, który autorka sama określiła mianem „płaskiego pisania” (écriture plate) (Ernaux 1984, s. 24),, co zostało w polskiej edycji „Miejsca” wyłożone jako „pisanie beznamiętne” (Ernaux 2022, s. 16), zostaje tutaj, z sukcesem, wykorzystany do opisywania tego, w jaki sposób system społeczny krępuje kobiece ciało. Surowy pisarski sznyt kontrastuje z wrażliwością na wszechobecną przemoc.
„Zdarzenie” konfrontuje nas ze szczególnym aspektem klasowej nierówności: penalizacja aborcji uderza najsilniej w kobiety z klasy ludowej i proletariackiej. Przekonanie to zostanie zresztą wyrażone wprost. Ta sama pielęgniarka, o której mowa była przed chwilą, na odchodne zwraca się do Annie słowami: „Przynajmniej ma pani spokój”, co sama autorka podsumowuje następująco: „Było to jedyne słowo pocieszenia, jakie oferowano mi w Hôtel-Dieu, a zawdzięczałam je być może nie tyle kobiecej solidarności, ile raczej pogodzeniu »maluczkich« z tym, że »ci na górze« mogą stawać ponad prawem” („Zdarzenie”, s. 66). Literatura staje się medium, w którym niesprawiedliwości świata, takie jak opisana powyżej, można zadenuncjować. Dlatego też pisanie traktuje Ernaux śmiertelnie poważnie. Nie ma tu raczej naiwnej wiary w to, że książki mogą zmieniać świat, w mocy jest jednak imperatyw: pisać, by wywoływać dyskomfort: „Wymazałam jedynie poczucie winy, jakie kiedykolwiek odczuwałam w związku z tym zdarzeniem: to właśnie, że mi się zdarzyło, a ja nic z nim nie zrobiłam. Jakby to był dar otrzymany i roztrwoniony. Bo poza wszystkimi społecznymi i psychologicznymi przyczynami tego, co przeżyłam, jednej rzeczy jestem pewna bardziej niż czegokolwiek: to zdarzyło mi się po to, żebym zdała z tego sprawę. Być może prawdziwy cel mojego życia jest tylko taki: niechby moje ciało, moje odczucia i myśli stały się pisaniem, a to znaczy czymś zrozumiałym i powszechnym, a moje istnienie rozpuściło się całkowicie w głowach i w życiu innych” („Zdarzenie”, s. 73).
Kolejne opowiadanie tomu, „Pamięć dziewczyny”, stanowi z kolei studium kobiecego wstydu. Ernaux opowiada w nim o „dziewczynie z 1958” – osiemnastoletniej sobie, która po raz pierwszy wyjechała z domu bez rodziców jako kolonijna opiekunka. Jak zwykle w jej twórczości, autorka ukazuje ciągłość między tym, co osobiste, a tym, co kolektywne (przyspieszony kurs dojrzewania odbywa się w tu w atmosferze narodowego wzmożenia powodowanego rychłą utratą statusu państwa kolonialnego). Opisywanie raczej żenujących, a przynajmniej niesatysfakcjonujących seksualnych debiutów łączy się w „Pamięci dziewczyny” nierozerwalnie z niezorientowaniem niewystarczająco obytej osoby. „Dziewczyna z 1958” jest irytująca, irytująca w ów szczególny, pensjonarski sposób, w którym nie rozumie się seksualnych kontekstów relacji, w które się wikła. To niezrozumienie idzie z kolei w parze z brakiem otrzaskania w kwestiach politycznych: „Również tego lata tysiące poborowych wyjechało przywracać porządek w Algierii. […] Pisali dziesiątki listów o dżeblach, o douarach, o niepiśmiennych Arabach, którzy po stu latach okupacji nie mówili po francusku. Wysyłali zdjęcia w szortach, z uśmiechem na twarzy, z kolegami na tle suchego, skalistego krajobrazu. Wyglądali jak harcerze na obozie, można by pomyśleć, że są na wakacjach. Dziewczęta o nic nie pytały, tak jakby »starcia« i »zasadzki«, o których donosiły gazety i radio, dotyczyły kogoś innego, nie ich. Uważały za naturalne, że spełniają swój męski obowiązek i że, jak głosiły plotki, potrzebowali kozy przywiązanej do palika do zaspokojenia swoich potrzeb fizycznych” („Pamięć dziewczyny”, s. 84).
Ernaux podejmuje w tym opowiadaniu próbę zarysowania społecznych nastrojów końcówki lat 50., zapowiadających nieubłaganie mającą nadejść kontrkulturową i seksualną rewolucję kolejnej dekady. Nie znajdziemy tu jednak prostej apologii erotycznej wolności. Ta, jak boleśnie przekona się bohaterka, utowarawia kobiece ciało i służy przede wszystkim tym, którzy i tak cieszą się w systemie społecznym większą swobodą (no, zgadnijcie komu). Umiejętność nieskrępowanego poruszania się w obrębie nowych społecznych standardów dotyczy raczej tych bardziej otrzaskanych. Próba dostosowania się do owych standardów przez dziewczęta z małych miast skazana jest w najlepszym razie na śmieszność. Dlatego też w „Pamięci dziewczyny” miłosne odrzucenie skutkuje popadnięciem w kompulsywne i bulimiczne odruchy. Istnieje także korelacja między zaburzeniami odżywiania i niewiarą we własną potencję intelektualną: lata naznaczone ich doświadczeniem przypadają na okres największego zwątpienia w możliwość osiągnięcia przez bohaterkę akademickiego sukcesu.
„Pamięć dziewczyny”, zresztą tak samo jak pozostałe opowiadania tomu, są blisko ciała. Dlatego też powrót do równowagi psychicznej bohaterki zapowiada fizjologiczny sygnał – powrót miesiączki, której próżno było wyczekiwać podczas przeciągających się okresów niejedzenia. Myślę, że Ernaux nieprzypadkowo zdecydowała się w tekście napomknąć o tym, że pierwszy rękopis opowiadania został spalony. „Mémoire de fille” dołącza tym samym do długiej listy spisanych kobiecą ręką świadectw o kobiecym cierpieniu i szaleństwie, które miały przepaść w płomieniach. Motyw to stary jak świat (albo przynajmniej stary jak patriarchalny kapitalizm) – wywrotowy tekst o kobiecej seksualności i kobiecej fizjologii musi spłonąć, tym razem z inicjatywy matki „przekonanej, że w ten sposób przyczyni się do mojego ocalenia w sferze społecznej, bo niszczy ślady złego prowadzenia się” („Pamięć dziewczyny”, s. 128).
Annie Ernaux zdaje się nieustannie i od nowa spisywać tę samą opowieść: o klasowej dystynkcji, potrzebie przynależności, o dumie i wstydzie, cielesności krępowanej przez surowy obyczaj gaullistowskiej Francji i, wreszcie, o kronikarskiej pasji próbującej wszystko to ocalić od zapomnienia. Wszyscy ci, którzy mają za sobą lekturę którejś z pozostałych powieści autorki, bez trudu odnajdą ślady tych wątków i w „Ciałach”. Mam jednak wrażenie, że najnowszej, przynajmniej z punktu widzenia polskiego rynku wydawniczego, książce otrzymujemy dokument z epoki znacznie bardziej zniuansowany. Łatwo było współczuć bohaterce „Bliskich” znajdującej się w tym przykrym zakleszczeniu między światem, z którego rozpaczliwie próbuje się wydostać, i światem, który nie pozwala zapomnieć o tym, że ta ucieczka nigdy nie może się w pełni dokonać. W „Ciałach” przedstawia się czytelnikowi postać, którą trudniej jest polubić. Taką, która bywa egzaltowana i irytująca („Pamięć dziewczyny”) albo nawet wyrachowana: w ostatnim i najkrótszym opowiadaniu zbioru pt. „Młody mężczyzna” bohaterka wchodzi w związek ze znacznie młodszym od siebie mężczyzną, o którym pisze, że „Trzydzieści lat temu nawet bym na niego nie spojrzała. Nie chciałam wtedy chłopaka, u którego mogłabym rozpoznać oznaki mojego ludowego pochodzenia” („Młody mężczyzna, s. 222). „Ciała” stanowią fascynujący (bo wywołujący nieraz konsternację) zapis kobiecej metamorfozy, której tłem są coraz szybciej następujące przemiany samej Francji. Proza Ernaux uwodzi swą przenikliwością i prostotą frazy. Polskim czytelnikom życzę, by kolejne jej teksty zostały rychło przetłumaczone na polszczyznę. Polskim czytelniczkom – autonomii, o którą jej teksty się upominają.
LITERATURA:
Cixous H.: „Śmiech Meduzy”. Przeł. A. Nasiłowska. „Teksty Drugie” 1993, nr 4/5/6 (22/23/24).
Ernaux A.: „Miejsce”. W: Eadem: „Bliscy”. Przeł. A. Kozak. Wołowiec 2022.
Ernaux A.: „La Place”. Éditions Gallimard, Paris 1984.
W tym sensie książki Ernaux stanowią modelową wręcz realizację tego, co Hélène Cixous określiła mianem écriture féminine – takiego tworzenia literatury, które zrezygnowało z fantazjowania o odcieleśnionym podmiocie i, dzięki temu, zdolne jest do kontestowania fallogocentrycznych narracji (Cixous 1993). Stawki tego pisania, zwłaszcza w przypadku „Zdarzenia”, są polityczne – autorka opisuje w nim własne doświadczenie pokątnie dokonywanej terminacji ciąży. Rzecz dzieje się w 1963 roku, na osiem lat przed publikacją słynnego „Manifestu 343” oraz na dwanaście lat przed tym, gdy w życie weszła ostatecznie „La loi Veil”, ustawa depenalizująca aborcję we Francji. Echem powraca tutaj tak ważny dla wszystkich książek Ernaux temat przynależności klasowej (oraz klasowego awansu) oraz ekonomicznego usytuowania. Czterysta franków dla fabrykantki aniołków trzeba w tej opowieści pożyczyć, a w szpitalu znosić w milczeniu lekarskie obelgi zarezerwowane dla motłochu. „Nie jestem hydraulikiem” („Zdarzenie”, s. 64) mówi bohaterce chirurg mający wykonać zabieg łyżeczkowania. Wkrótce zresztą się zreflektuje: „Przyszedł stażysta z poprzedniej nocy. Wyglądał na zakłopotanego. Myślałam, że wstydzi się tego, że na sali operacyjnej źle mnie potraktował. Wstydziłam się za niego. Nie miałam racji. Jak przekonałam się jeszcze tego wieczora, zrobiło mu się głupio, że nic o mnie nie wiedząc, potraktował studentkę literaturoznawstwa jak robotnicę z przędzalni albo sklepową z Monoprixa. […] Pielęgniarka na nocnym dyżurze, siwowłosa kobieta, wróciła do mojego pokoju i w milczeniu stanęła przy moim łóżku. […] Szepnęła do mnie karcąco: »Wczoraj wieczorem dlaczego nie powiedziała pani doktorowi, że jest taka jak on?«. Po kilku sekundach wahania zrozumiałam, że chciała przez to powiedzieć: z jego świata. O tym, że jestem studentką, dowiedział się dopiero po zabiegu, pewnie z mojej legitymacji ubezpieczeniowej. Pielęgniarka naśladowała zaskoczenie stażysty: »Do licha, czemu mi nie powiedziała, no czemu?«, jakby sama była zgorszona moją postawą” („Zdarzenie„, s. 65–66).
Uważam, że w całym pisarstwie Ernaux najlepsze, a jednocześnie najbardziej oddziałujące na emocjonalność czytelnika są właśnie te momenty, w których rozpoznaje ona i nazywa klasową przemoc, niezależnie od tego, czy przyjmuje ona formę upokarzania dziecka, które nie potrafi wyzbyć się wyniesionego z domu akcentu, czy też stosowanie odmiennych standardów wobec „swoich” i „nie swoich” pacjentek. Sądzę także, że właśnie w tych fragmentach ujawnia się skala talentu autorki. Pisze o nich z dużą dozą wyczucia i subtelności, których nie sposób przypisać coraz liczniejszym epigonom różnorodnych opowieści o awansie. Osiągnięcie tego rezultatu ułatwia zapewne fraza pisarki, oddana zresztą w polszczyźnie precyzyjnie przez Agatę Kozak. Zdania są krótkie, pozbawione leksykalnej ornamentyki, czasami zbliżają się po prostu do opisu fizjologicznego. Słowem, styl, który autorka sama określiła mianem „płaskiego pisania” (écriture plate) (Ernaux 1984, s. 24),, co zostało w polskiej edycji „Miejsca” wyłożone jako „pisanie beznamiętne” (Ernaux 2022, s. 16), zostaje tutaj, z sukcesem, wykorzystany do opisywania tego, w jaki sposób system społeczny krępuje kobiece ciało. Surowy pisarski sznyt kontrastuje z wrażliwością na wszechobecną przemoc.
„Zdarzenie” konfrontuje nas ze szczególnym aspektem klasowej nierówności: penalizacja aborcji uderza najsilniej w kobiety z klasy ludowej i proletariackiej. Przekonanie to zostanie zresztą wyrażone wprost. Ta sama pielęgniarka, o której mowa była przed chwilą, na odchodne zwraca się do Annie słowami: „Przynajmniej ma pani spokój”, co sama autorka podsumowuje następująco: „Było to jedyne słowo pocieszenia, jakie oferowano mi w Hôtel-Dieu, a zawdzięczałam je być może nie tyle kobiecej solidarności, ile raczej pogodzeniu »maluczkich« z tym, że »ci na górze« mogą stawać ponad prawem” („Zdarzenie”, s. 66). Literatura staje się medium, w którym niesprawiedliwości świata, takie jak opisana powyżej, można zadenuncjować. Dlatego też pisanie traktuje Ernaux śmiertelnie poważnie. Nie ma tu raczej naiwnej wiary w to, że książki mogą zmieniać świat, w mocy jest jednak imperatyw: pisać, by wywoływać dyskomfort: „Wymazałam jedynie poczucie winy, jakie kiedykolwiek odczuwałam w związku z tym zdarzeniem: to właśnie, że mi się zdarzyło, a ja nic z nim nie zrobiłam. Jakby to był dar otrzymany i roztrwoniony. Bo poza wszystkimi społecznymi i psychologicznymi przyczynami tego, co przeżyłam, jednej rzeczy jestem pewna bardziej niż czegokolwiek: to zdarzyło mi się po to, żebym zdała z tego sprawę. Być może prawdziwy cel mojego życia jest tylko taki: niechby moje ciało, moje odczucia i myśli stały się pisaniem, a to znaczy czymś zrozumiałym i powszechnym, a moje istnienie rozpuściło się całkowicie w głowach i w życiu innych” („Zdarzenie”, s. 73).
Kolejne opowiadanie tomu, „Pamięć dziewczyny”, stanowi z kolei studium kobiecego wstydu. Ernaux opowiada w nim o „dziewczynie z 1958” – osiemnastoletniej sobie, która po raz pierwszy wyjechała z domu bez rodziców jako kolonijna opiekunka. Jak zwykle w jej twórczości, autorka ukazuje ciągłość między tym, co osobiste, a tym, co kolektywne (przyspieszony kurs dojrzewania odbywa się w tu w atmosferze narodowego wzmożenia powodowanego rychłą utratą statusu państwa kolonialnego). Opisywanie raczej żenujących, a przynajmniej niesatysfakcjonujących seksualnych debiutów łączy się w „Pamięci dziewczyny” nierozerwalnie z niezorientowaniem niewystarczająco obytej osoby. „Dziewczyna z 1958” jest irytująca, irytująca w ów szczególny, pensjonarski sposób, w którym nie rozumie się seksualnych kontekstów relacji, w które się wikła. To niezrozumienie idzie z kolei w parze z brakiem otrzaskania w kwestiach politycznych: „Również tego lata tysiące poborowych wyjechało przywracać porządek w Algierii. […] Pisali dziesiątki listów o dżeblach, o douarach, o niepiśmiennych Arabach, którzy po stu latach okupacji nie mówili po francusku. Wysyłali zdjęcia w szortach, z uśmiechem na twarzy, z kolegami na tle suchego, skalistego krajobrazu. Wyglądali jak harcerze na obozie, można by pomyśleć, że są na wakacjach. Dziewczęta o nic nie pytały, tak jakby »starcia« i »zasadzki«, o których donosiły gazety i radio, dotyczyły kogoś innego, nie ich. Uważały za naturalne, że spełniają swój męski obowiązek i że, jak głosiły plotki, potrzebowali kozy przywiązanej do palika do zaspokojenia swoich potrzeb fizycznych” („Pamięć dziewczyny”, s. 84).
Ernaux podejmuje w tym opowiadaniu próbę zarysowania społecznych nastrojów końcówki lat 50., zapowiadających nieubłaganie mającą nadejść kontrkulturową i seksualną rewolucję kolejnej dekady. Nie znajdziemy tu jednak prostej apologii erotycznej wolności. Ta, jak boleśnie przekona się bohaterka, utowarawia kobiece ciało i służy przede wszystkim tym, którzy i tak cieszą się w systemie społecznym większą swobodą (no, zgadnijcie komu). Umiejętność nieskrępowanego poruszania się w obrębie nowych społecznych standardów dotyczy raczej tych bardziej otrzaskanych. Próba dostosowania się do owych standardów przez dziewczęta z małych miast skazana jest w najlepszym razie na śmieszność. Dlatego też w „Pamięci dziewczyny” miłosne odrzucenie skutkuje popadnięciem w kompulsywne i bulimiczne odruchy. Istnieje także korelacja między zaburzeniami odżywiania i niewiarą we własną potencję intelektualną: lata naznaczone ich doświadczeniem przypadają na okres największego zwątpienia w możliwość osiągnięcia przez bohaterkę akademickiego sukcesu.
„Pamięć dziewczyny”, zresztą tak samo jak pozostałe opowiadania tomu, są blisko ciała. Dlatego też powrót do równowagi psychicznej bohaterki zapowiada fizjologiczny sygnał – powrót miesiączki, której próżno było wyczekiwać podczas przeciągających się okresów niejedzenia. Myślę, że Ernaux nieprzypadkowo zdecydowała się w tekście napomknąć o tym, że pierwszy rękopis opowiadania został spalony. „Mémoire de fille” dołącza tym samym do długiej listy spisanych kobiecą ręką świadectw o kobiecym cierpieniu i szaleństwie, które miały przepaść w płomieniach. Motyw to stary jak świat (albo przynajmniej stary jak patriarchalny kapitalizm) – wywrotowy tekst o kobiecej seksualności i kobiecej fizjologii musi spłonąć, tym razem z inicjatywy matki „przekonanej, że w ten sposób przyczyni się do mojego ocalenia w sferze społecznej, bo niszczy ślady złego prowadzenia się” („Pamięć dziewczyny”, s. 128).
Annie Ernaux zdaje się nieustannie i od nowa spisywać tę samą opowieść: o klasowej dystynkcji, potrzebie przynależności, o dumie i wstydzie, cielesności krępowanej przez surowy obyczaj gaullistowskiej Francji i, wreszcie, o kronikarskiej pasji próbującej wszystko to ocalić od zapomnienia. Wszyscy ci, którzy mają za sobą lekturę którejś z pozostałych powieści autorki, bez trudu odnajdą ślady tych wątków i w „Ciałach”. Mam jednak wrażenie, że najnowszej, przynajmniej z punktu widzenia polskiego rynku wydawniczego, książce otrzymujemy dokument z epoki znacznie bardziej zniuansowany. Łatwo było współczuć bohaterce „Bliskich” znajdującej się w tym przykrym zakleszczeniu między światem, z którego rozpaczliwie próbuje się wydostać, i światem, który nie pozwala zapomnieć o tym, że ta ucieczka nigdy nie może się w pełni dokonać. W „Ciałach” przedstawia się czytelnikowi postać, którą trudniej jest polubić. Taką, która bywa egzaltowana i irytująca („Pamięć dziewczyny”) albo nawet wyrachowana: w ostatnim i najkrótszym opowiadaniu zbioru pt. „Młody mężczyzna” bohaterka wchodzi w związek ze znacznie młodszym od siebie mężczyzną, o którym pisze, że „Trzydzieści lat temu nawet bym na niego nie spojrzała. Nie chciałam wtedy chłopaka, u którego mogłabym rozpoznać oznaki mojego ludowego pochodzenia” („Młody mężczyzna, s. 222). „Ciała” stanowią fascynujący (bo wywołujący nieraz konsternację) zapis kobiecej metamorfozy, której tłem są coraz szybciej następujące przemiany samej Francji. Proza Ernaux uwodzi swą przenikliwością i prostotą frazy. Polskim czytelnikom życzę, by kolejne jej teksty zostały rychło przetłumaczone na polszczyznę. Polskim czytelniczkom – autonomii, o którą jej teksty się upominają.
LITERATURA:
Cixous H.: „Śmiech Meduzy”. Przeł. A. Nasiłowska. „Teksty Drugie” 1993, nr 4/5/6 (22/23/24).
Ernaux A.: „Miejsce”. W: Eadem: „Bliscy”. Przeł. A. Kozak. Wołowiec 2022.
Ernaux A.: „La Place”. Éditions Gallimard, Paris 1984.
Annie Ernaux: „Ciała”. Przeł. Agata Kozak. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2023.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |