ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lipca 13 (493) / 2024

Michał Łukowicz,

KOCHAĆ KINO JAK QUENTIN (QUENTIN TARANTINO: 'SPEKULACJE O KINIE')

A A A
Myślę, że w przypadku tej książki przybliżanie sylwetki autora mogę sobie darować, ponieważ trudno o bardziej znanego filmowca niż Quentin Tarantino. Amerykański reżyser jest bez wątpienia jedną z ikon popkultury, rozpoznawalną niemal pod każdą szerokością geograficzną i wciąż mającą niemały wpływ na kształt współczesnej kultury. Dowód tego mieliśmy choćby niedawno i na naszym poletku – w związku z nagrodzonym Złotymi Lwami na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni „Kosem” Pawła Maślony (na podstawie scenariusza Michała A. Zielińskiego), którego część recenzentów od razu – mniej lub bardziej słusznie – przyrównywała do estetyki twórcy „Pulp Fiction”. Do Polski jeszcze wrócimy, tymczasem przenieśmy się do słonecznej Kalifornii…

W ostatnich latach, chcąc być może odsunąć w czasie swój rzekomo ostatni – dziesiąty w karierze film, Tarantino zajmuje się literaturą. 2021 przyniósł książkową wersję „Pewnego razu… w Hollywood”, natomiast rok później na amerykańskich półkach sklepowych pojawił się tom esejów o kinie „Cinema Speculation”. Na polskie tłumaczenie tej ostatniej publikacji musieliśmy czekać prawie dwa lata.

„Spekulacje o kinie” rozpoczynają się długim autobiograficznym esejem „Mały Q ogląda potężne filmy”. Głównym bohaterem tej części jest oczywiście sam autor, który nie mając jeszcze dziesięciu lat, regularnie uczęszcza wraz ze swoją matką Connie i ojczymem Curtem do kina Tiffany Theater położonego przy Sunset Boulevard w Los Angeles. Oczywiście, to, co jest tam wówczas wyświetlane, nie należy do tzw. kina familijnego. Pierwszy seans, który Tarantino opisuje, to pokaz filmu „Joe” (1970, reż. John G. Avildsen), kończący się brutalną egzekucją córki głównego bohatera. Siedmioletniemu przyszłemu reżyserowi nie dane było jednak zobaczyć krwawego finału, ponieważ… zasnął. Na szczęście zaraz potem wyświetlono komedię „Gdzie jest tatuś?” (1970, reż. Carl Reiner), której mały Q w zasadzie nie zrozumiał, ale i tak bawił się na niej przednio (wespół z widownią wybuchającą raz za razem śmiechem). I tak właśnie zaczyna się prywatna, kinofilska mitologia Quentina Tarantino. Dzieciak chodzi z rodzicami na filmy niekoniecznie dla niego przeznaczone i obserwuje dorosłych, próbując odgadnąć, dlaczego ta lub inna scena albo postać dostarczają widzom tylu emocji. Z biegiem czasu mały Q coraz więcej rozumie i zaczyna nawet kwestionować decyzje reżyserskie w oglądanych przez siebie dziełach (na przykład zupełnie nie rozumie, jaki powód stał za zastąpieniem sceny śmierci Butcha Cassidy’ego i Sundance’a Kida stopklatką, która przeszła do historii kina [1969, reż. George Roy Hill]).

Ulubiona rozrywka matki sprawiła, że przyszły autor „Wściekłych psów” szybko zdobył szacunek wśród koleżanek i kolegów: „Ponieważ pozwalano mi oglądać filmy dla dorosłych, rówieśnicy uważali mnie za nadzwyczaj wyrafinowanego i dojrzałego” (s. 20). Co ciekawe, pięćdziesiąt lat starszy Tarantino jest absolutnie przekonany, że było się czym szczycić – dodaje bowiem za chwilę: „I słusznie: przecież zaliczałem najambitniejsze kino najwspanialszej ery Hollywood” (s. 20). Jest w tych dwóch zdaniach coś, co wydaje się kluczowe do zrozumienia konceptu stojącego za omawianą książką (jak również coś, co może pomóc w lepszym zrozumieniu twórczości Tarantino). Otóż, kino dla autora „Pulp Fiction” jest nie tylko medium dostarczającym wspaniałej rozrywki, ale również wielką współczesną mitologią pełną bogów (reżyserzy), herosów (gwiazdy), romansów, konfliktów i związanych z nimi (a także tworzonych przez nich) historii/mitów (powstałych i niedoszłych filmów). Tarantino z ogromną pasją rzuca tytułami, nazwiskami, opisami fabuł, a także zakulisowymi plotkami, i nie da się wyczuć w jego słowach ani grama fałszywej bądź popisowej erudycji. Trudno też nie uwierzyć, że jeżeli chodzi o kino – nadal ma entuzjazm siedmiolatka.

Oprócz autobiograficznego eseju otwierającego i wieńczącego tom tekstu opisującego postać Floyda – o wiele starszego przyjaciela Quentina z dawnych lat – książka zbudowana jest z kilkunastu artykułów, które przybliżają filmowe fascynacje autora z końcówki lat 60. i kolejnej dekady. Jest więc m.in. tekst o „Bullicie” (1968, reż. Peter Yates) z magnetycznym Steve’em McQueenem i trzymającym w napięciu pościgiem samochodowym, jest analiza wyreżyserowanej przez jednego z ulubionych reżyserów Tarantino, Sama Peckinpaha, „Ucieczka gangstera” (1972) z kontrowersyjną rolą Ali MacGraw. Są też oczywiście artykuły wokół dzieł przedstawicieli tzw. „filmowych szczeniaków” (określenie Michaela Pye’a [s. 168]) czyli Briana De Palmy, Paula Schradera, Petera Bogdanovicha czy Martina Scorsese. Autor portretuje wybrane przez siebie postacie i filmy na rzetelnie naszkicowanym tle epoki (np. bardzo interesująca jest teza Tarantino, że główny bohater „Brudnego Harry’ego” [1971, reż. Don Siegel,] grany przez Clinta Eastwooda, jest odpowiedzią na lęki starszych Amerykanów, którzy nie umieli pogodzić się z nową obyczajowością lat 70. [zob. s. 59-61]), przez co, jak już zostało zaznaczone, w tekście roi się od nieoczywistych nazwisk i tytułów. Dzięki temu możemy naprawdę zrozumieć wyjątkowość niektórych klasycznych pozycji w historii kina, ale także odkryć kinofilskie perełki, które nie miały szczęścia zapisać się w zbiorowej pamięci tak dobrze jak „Taksówkarz” (1976, reż. Martin Scorsese) czy „Ucieczka z Alcatraz” (1979, reż. Don Siegel).

Autor „Kill Billa” stara się spoglądać na każdy z analizowanych tekstów filmowych równocześnie jako naiwny widz (co wynika również z tego, że najczęściej analiza połączona jest ze wspomnieniem pierwszego odbioru) i filmowiec-rzemieślnik. Dzieli się zatem swoimi odczuciami z seansu, ale próbuje również, nomen omen, pospekulować, np. dlaczego w roli Sporta – alfonsa z „Taksówkarza” – zdecydowano się obsadzić Harveya Keitela, a nie jakiegoś czarnoskórego aktora, który mógłby uwiarygodnić świat przedstawiony, albo jak wyglądałaby historia Travisa Bickle’a, gdyby wyreżyserował ją Brian De Palma (o tym zagadnieniu jest nawet odrębny tekst). Kinofilska pasja Tarantino pozwala mu odkrywać w poszczególnych realizacjach elementy dla zwykłego widza niewidoczne – na przykład fakt, że twórczość De Palmy jest w zasadzie przedłużeniem reżyserskich strategii i sztuczek Alfreda Hitchcocka, a niektóre scenariusze Paula Schradera („Taksówkarz” i „Dwa światy” [1979, reż. Paul Schrader]) są wariacjami na temat „Poszukiwaczy” (1956) Johna Forda.

Z lektury „Spekulacji o kinie” można wiele się nauczyć nie tylko o Hollywood lat 70., ale także o kinie samego Quentina Tarantino. Autor zresztą nie ukrywa, że filmy i reżyserzy, o których pisze, w jakimś – mniejszym lub większym stopniu – ukształtowały go jako artystę. Dowiedzieć się zatem możemy o tym, skąd u twórcy „Jackie Brown” taki pociąg do przemocy na ekranie (inspiracją jest zarówno Sam Peckinpah, jak i poniekąd Connie – matka reżysera: „Quentin, bardziej martwię się o to, że zaczniesz oglądać wiadomości telewizyjne. Film to film, na pewno ci nie zaszkodzi” [s. 20]), a także skąd wzięły się pomysły na niektóre filmowe rozwiązania, pomysły, postacie (tutaj najciekawszym źródłem inspiracji okazuje się chłopak przyjaciółki matki Quentina – Floyd, niedoszły scenarzysta i fan blaxploitation).

Najwłaściwszą formą odbioru (dającą przypuszczalnie najwięcej satysfakcji) byłoby, moim zdaniem, zafundowanie sobie do każdego omówienia/każdej spekulacji seansu omawianego filmu. Dzięki temu pewne niuanse fabularne czy obsadowe podnoszone przez Tarantino staną się czytelniejsze. Chociaż, jak już wspominałem, mimo bycia „na świeżo” z omawianym filmem i tak, raz za razem, w poszukiwaniu kolejnych nazwisk i tytułów, najprawdopodobniej sięgać trzeba będzie po internet.

Właśnie w związku z tym ogromem filmowych informacji dla niektórych czytelniczek i czytelników książka ta może być niełatwym wyzwaniem. Dostajemy tutaj bowiem strumień świadomości prawdziwego filmowego geeka, który nie przejmuje się tym, że nie wszyscy mają w jednym palcu wszystkie amerykańskie slashery z lat 70. Można też odnieść wrażenie, że Tarantino wraca czasem do pewnych wątków, a niektóre sądy powtarza, jakby zapominał, że wcześniej wspominał już o danym temacie. Ale te drobne potknięcia są jednak do wybaczenia (lub przeoczenia) z powodu wartkiej, entuzjastycznej narracji i ciętego, naprawdę niegrzecznego dowcipu (Quentin absolutnie nie gryzie się w język – no chyba, że pisze o „Panu Robercie De Niro”). Na koniec trzeba jeszcze docenić świetne tłumaczenie Jana Dzierzgowskiego, który zarówno po tej pozycji, jak i brawurowym tłumaczeniu „Oscarowych wojen” Michaela Schulmana staje prawdziwym translatorskim ekspertem od amerykańskiego kina.

Jeżeli macie pewność bądź chociaż podejrzenia, że jesteście kinofilami – czytajcie „Spekulacje o kinie”. Z całą pewnością będą one nie tylko niezwykłą frajdą, pretekstem do nadrobienia kilku (lub kilkunastu) klasycznych pozycji kina amerykańskiego, ale także ogromną lekcją tego, jak można kochać kino. Lektura tego tomu esejów pomoże też zrozumieć, że mistrz kinowej postmoderny miał również swoje (jakże liczne!) inspiracje, więc frazy „w stylu Tarantino” czy „Tarantino po polsku” niekoniecznie są zawsze najbardziej adekwatne.
Quentin Tarantino: „Spekulacje o kinie”. Przeł. Jan Dzierzgowski. Wydawnictwo Marginesy. Warszawa 2024.