ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lipca 13 (493) / 2024

Patryk Szaj,

ARANŻOWANIE PRZETRWANIA (EWA BIŃCZYK: 'USPOŁECZNIANIE ANTROPOCENU. EKOWERWA I EKOLOGIZOWANIE EKONOMII')

A A A
Utrata przyszłości

Gdy w latach 30. XX wieku Simon Kuznets opracował miarę nazwaną produktem krajowym brutto (PKB), przestrzegał, że nigdy nie powinna się ona stać uniwersalnym wskaźnikiem dobrobytu. Amerykańsko-białoruski ekonomista podkreślał, że po pierwsze PKB uwzględnia jedynie działalność gospodarczą podlegającą monetyzacji („gubi” więc całe spektrum działań niezmonetyzowanych, takich jak np. darmowa praca reprodukcyjna), a po drugie nie bierze pod uwagę społecznych (dziś dodalibyśmy również: środowiskowych) kosztów wzrostu. W 1944 roku podczas konferencji w Bretton Woods światowi przywódcy zrobili jednak dokładnie to, przeciw czemu oponował Kuznets: uznali PKB za oficjalny wskaźnik postępu ekonomicznego. Kilkanaście lat później, w 1960 roku, najbogatsze kraje globalnej Północy utworzyły Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), która za swój cel, obowiązujący do dziś, uznała podtrzymywanie trwałego, jak najwyższego wzrostu gospodarczego. Neoliberalne reformy lat 70. tylko ten cel utwierdziły, doprowadzając do ostatecznego wywyższenia interesów kapitału ponad interesy państwa. W ich toku wymuszono także liberalizację gospodarek tzw. krajów rozwijających się. Skutkiem tego różnice majątkowe pomiędzy globalną Północą a globalnym Południem są dziś cztery razy większe niż bezpośrednio przed procesami dekolonizacji (zob. Hickel 2021: 129-136).

Tak oto narodził się „wzrościzm” – ideologia wzrostu za wszelką cenę, który nie służy niczemu poza samym sobą. Ewa Bińczyk czyni ów model – nazywany często „biznesem jak zwykle” (business as usual) – punktem wyjścia swoich rozważań poświęconych uspołecznianiu antropocenu. Trudno się temu dziwić, gdyż jest to model doprawdy katastrofalny: doprowadził do bezprecedensowego planetarnego kryzysu ekologiczno-klimatycznego, uprzywilejowuje zasobożerny i wysokoemisyjny styl życia 20% najbogatszych ludzi zamieszkujących kraje OECD, sprzyja narastaniu nieprzyzwoitych nierówności społecznych, wywołuje impas polityki klimatycznej i prośrodowiskowej, ułatwia monopolizację rynku przez monstrualne międzynarodowe korporacje, rozdyma do niebotycznych rozmiarów sektor finansowy (zob. s. 192-194).

Bińczyk przekonuje, że wzrościzm stał się dyskursem hegemonicznym antropocenu, uwewnętrznionym nie tylko na poziomie oficjalnych polityk państwowych, ale także na poziomie jednostkowym, w naszym konsumpcyjnym stylu życia i zauroczeniu ideologią menadżerską. Jednocześnie trwanie tego systemu polityczno-ekonomicznego równa się „gwarancji zapaści” (s. 130-132). To za jego sprawą antropocen jawi się jako epoka destrukcji ludzkiej i pozaludzkiej przyszłości – nieodwracalnych, nagłych, gwałtownych zmian w funkcjonowaniu systemów planetarnych. Autorka „Uspołeczniania antropocenu” zauważa przy tym, że epoka człowieka jest nazbyt często naturalizowana i odpolityczniana przez badających ją przyrodoznawców. Opowiadają oni bowiem o sprawczości człowieka, wielkim wymieraniu czy przekraczaniu granic planetarnych tak, jakby dla powyższych procesów nie istniały alternatywy. Skutkiem tego paradoksalnie sprzyjają „poznawczej inercji wyobrażeniowej”, skazującej nas na „niemożność pomyślenia takiej przyszłości, która nie byłaby kopią teraźniejszości” (s. 135).

Na przekór tym tendencjom Bińczyk przekonuje, że inna przyszłość wciąż jest możliwa. Jej aranżowaniem zajmuje się ekonomia ekologiczna, czyli zespół heterodoksyjnych (niegłównonurtowych) idei ekonomicznych, które starają się dostosować nauki ekonomiczne do realiów XXI wieku. Co istotne, ekologizowanie ekonomii nie polega na zwykłej korekcie business as usual, ale na formułowaniu alternatywnych propozycji systemowych. Nie zadowala się rozwiązaniami technologicznymi, kalkulacyjnymi czy geoinżynieryjnymi, a dekarbonizację rozumie jako szeroką zmianę społeczno-kulturową – modyfikację priorytetów, praktyk społecznych i przekonań ontologicznych wychodzącą naprzeciw podwójnemu wyzwaniu: dążeniu do sprawiedliwości społecznej oraz uwzględnieniu więcej-niż-ludzkiej sieci współzależności. Wszystko to staje się tematem kolejnej po „Epoce człowieka. Retoryce i marazmie antropocenu” przełomowej pozycji Ewy Bińczyk „Uspołecznianie antropocenu. Ekowerwa i ekologizowanie ekonomii”. I jeśli o poprzedniej książce toruńskiej filozofki pisałem, że w Polsce dramatycznie brakowało dotąd takiej publikacji, to o najnowszym tomie mogę powiedzieć podobnie: znów wyprzedza on rodzimą humanistykę, zaopatrując nas w szereg zagadnień, bez których nie sposób kontynuować akademicką i publiczną debatę nad wyzwaniami naszych czasów.

W stronę ekonomii ekologicznej

Ekonomia ekologiczna wpisuje ludzkie praktyki gospodarcze w procesy biofizyczne. Jako rozwijająca się od lat 70. XX wieku transdyscyplinarna dziedzina bada współzależności i współewolucję systemów naturalnych, gospodarek oraz społeczeństw i podchodzi sceptycznie nie tylko do neoliberalnego business as usual, ale także do szeregu idei, które Jason W. Moore nazywa „zieloną arytmetyką” (2021), takich jak finansowa wycena usług ekosystemowych, zrównoważony rozwój czy wiara w innowacje technologiczne. Na pierwszy plan w książce Bińczyk wysuwają się koncepcje dewzrostu, czyli selektywnego wystudzania wzrostu gospodarczego, zwłaszcza w najbardziej szkodliwych społecznie i ekologicznie branżach, na rzecz redystrybucji bogactwa oraz inwestycji w pożyteczne i zwiększające dobrobyt sektory.

Niezależnie od tego, jak poszczególne osoby argumentują pożytki z dewzrostu – np. Jason Hickel stwierdza, że „moglibyśmy osiągnąć wszystkie (…) cele społeczne w odniesieniu do każdego człowieka na Ziemi przy mniejszym PKB niż wytwarzamy obecnie. Wystarczyłoby zainwestować w dobra publiczne i bardziej sprawiedliwie dzielić dochód oraz życiowe szanse” (Hickel 2021: 237) – wszystkie, łącznie z autorką „Uspołeczniania antropocenu”, zgadzają się co do jednego: odejście od wzrostu gospodarczego tak czy owak jest nieuniknione. Kapitałowi bowiem „kończy się Ziemia” – nie sposób w nieskończoność stosować praktyk ekstraktywistycznych na planecie o ograniczonej wydolności. Właściwą stawką ekonomii ekologicznej, a także grą, o jaką toczy się „uspołecznianie antropocenu” w ujęciu Bińczyk, jest jednak to, czy przestaniemy rosnąć w sposób planowy, czy też w sposób niekontrolowany i katastrofalny.

Do opcji „slower by design, not disaster” należą np. Peter Victor czy Giorgos Kallis. Bińczyk omawia zwłaszcza koncepcje tego pierwszego. Kanadyjski ekonomista przekonuje, że „zaprojektowanie społeczeństw, gospodarek i sektora finansowego, które nie byłyby zależne od ciągłego wzrostu, jest pragmatyczne, racjonalne i nieuniknione” (s. 38), a także prezentuje różne modele wystudzania wzrostu przy jednoczesnym zachowaniu dobrobytu, zatrudnienia, popytu i globalnej stabilności gospodarczej. Autorka „Uspołeczniania antropocenu” przytacza jednak również o wiele mniej optymistyczne („trzeźwiące”) prognozy Timothy’ego Crownshawa i jego współpracowników. Ich zdaniem współczesne systemy polityczne są zbyt złożone, by sprostać wyzwaniom gospodarki niskoemisyjnej. Do załamania wzrostu z pewnością dojdzie, będzie to jednak proces katastrofalny, pogłębiający ludzką nędzę, degradację ekologiczną i destabilizację ładu międzynarodowego, aż po demontaż liberalnych demokracji.

Toruńska filozofka inwestuje całą swą energię intelektualną w przekonanie, że planowe zmniejszenie planetarnych gospodarek przy jednoczesnym zwiększeniu jakości ludzkiego i pozaludzkiego życia wciąż jest możliwe. Dlatego w „Uspołecznianiu antropocenu” regularnie powracają takie sformułowania jak „ekowerwa”, „bojkot marazmu” czy „aranżowanie przetrwania”. Liczba stanowisk, które przytacza Bińczyk, dowodzi, że w naukach społecznych rzeczywiście dokonuje się szeroko zakrojony ruch przezwyciężania uwiądu wyobraźni i bojkotowania marazmu antropocenu. Dzięki jej książce poznajemy m.in. projekty Tima Jacksona, Kate Raworth, Jonathana Symonsa, Alfa Hornborga czy Bronisława Szerszynskiego i Nigela Clarka.

Jackson, autor niedawno przetłumaczonej przez samą Bińczyk i Janusza Grygieńcia książki „Postwzrost. Życie po kapitalizmie” (2024), skłania do stwierdzenia, że panujący obecnie „zdrowy rozsądek” nie jest ani „zdrowy”, ani „rozsądny”. Podobnie jak inni zwolennicy dewzrostu wskazuje on zarówno na „przestrzelenie” ekologiczne (ciągły wzrost kosztem życia planetarnego), jak i na nieprzyzwoitość superbogactwa nielicznych. W miejsce obecnego systemu proponuje własną utopię społeczną opartą na równowadze (symbiotyczne współbycie ze światem), dobrobycie (wolność i równość, poczucie sensu), przepływie (stabilność psychiczna) i wytwarzaniu (kreatywność niepoddana subsumpcji pod kapitał).

Raworth zasłynęła z koncepcji „ekonomii obwarzanka”, dobrze przyjętej również w Polsce (zob. Bendyk i in. 2023). Model ten zakłada zapewnienie wszystkim ludziom godnych warunków przetrwania (podstawa społeczna) przy jednoczesnym „zmieszczeniu się” w granicach planetarnych, czyli punktach krytycznych systemu Ziemi, których przekroczenie najpewniej spowoduje gwałtowną i nieprzewidywalną zmianę ekologiczno-klimatyczną (zob. Rockström i in. 2009) (pułap ekologiczny). Według Raworth da się to osiągnąć przy zachowaniu (szczegółowo omawianych przez Bińczyk) 11 zasad: respektowania granic planetarnych, dbałości o tkankę społeczną, wspierania różnorodności gospodarki, doceniania pracy opiekuńczej i reprodukcyjnej, rozsądnego korzystania z mechanizmów rynkowych, sprzyjania rozkwitowi dóbr wspólnych, odpowiedzialnych działań państwa, służebności sektora finansowego, wskazywania biznesowi celów zgodnych z dobrem wspólnym, dbania o sprawiedliwość handlu oraz kontrolowania władzy.

Bińczyk omawia także bardzo ciekawą autorską wersję ekomodernizmu zaproponowaną przez Symonsa. W przeciwieństwie do innych ekomodenistów – technoentuzjastycznych piewców „dobrego antropocenu” – Symons przyznaje w swoim projekcie istotną rolę państwu jako jedynemu aktorowi zdolnemu zaradzić podwójnemu celowi: dekarbonizacji gospodarek przy jednoczesnym zadbaniu o redystrybucję środków. Znajdujemy się tu więc jak najdalej od neoliberalnej wiary pozostałych ekomodernistów w mechanizmy wolnorynkowe, zwłaszcza że autor „Ecomodernism” pozytywnie ocenia regulacje państwowe, dowodząc, że bynajmniej nie ograniczają one innowacji, ale – przeciwnie – sprzyjają jej. Niemniej jednak także propozycja Symonsa może budzić pewne wątpliwości, gdyż dopuszcza on rozwiązania geoinżynieryjne, stawia też trudny do wcielenia postulat „radykalnych ograniczeń ludzkiej wolności w zakresie zużycia energii, transportu, konsumpcji czy też w sferze produkcji” (s. 97).

Wśród bohaterów „Uspołeczniania antropocenu” znajduje się także Hornborg, który krytykując idee posthumanistyczne, upatruje przyczynę kryzysu klimatycznego w uniwersalnie wymienialnym pieniądzu (to właśnie cyrkulacja pieniądza jest jego zdaniem źródłem eksploatacji ludzi i nie-ludzi), zaś jako rozwiązanie problemu proponuje bezwarunkowy dochód podstawowy wypłacany w lokalnej, niewymienialnej walucie. Bińczyk omawia również ideę planetarnej myśli społecznej zaproponowaną przez Clarka i Szerszynskiego, którzy z kolei – odwrotnie niż Hornborg – pozytywnie odnoszą się do posthumanistycznej ontologii relacyjnej oraz myślenia w skali geologicznej, uwzględniającego dalekie konsekwencje ludzkich działań. Gwoli ścisłości należy dodać, że zarówno wobec Hornborga, jak i wobec Clarka oraz Szerszynskiego autorka formułuje szereg zastrzeżeń.

Elementem wspólnym wszystkich koncepcji omawianych w „Uspołecznianiu antropocenu” wydaje się odejście od „przestrzelenia” planetarnego (nieprzekraczanie pułapu ekologicznej „wyporności” planety) przy jednoczesnej dbałości o sprawiedliwość społeczną (redystrybucja). Wyłania się z nich, jak za Raworth określa to autorka, ekonomiczna wersja przysięgi Hipokratesa zamykająca się w czterech punktach: działaniu w służbie dobrobytu ludzkości i rozkwitu sieci życia, respektowaniu autonomii wspólnot, zachowywaniu ostrożności w strategiach działania i pracowaniu z pokorą sprzyjającą dostrzeganiu alternatywnych perspektyw i narzędzi (zob. s. 72).

Niewątpliwą zaletą książki Bińczyk jest to, że prezentuje ona szeroką panoramę idei ekonomicznych na miarę XXI wieku. Moneta ta ma jednak także drugą stronę: przy tak rozległym obrazie gubią się nieraz niuanse, stosowana przez poszczególnych ekonomistów i ekonomistki argumentacja, a zwłaszcza przytaczane przez nich wyliczenia. Przykładowo, Hickel czy Raworth robią naprawdę dużo, żeby pokazać, że ich propozycje się „spinają” – mamy wystarczająco środków, narzędzi i (mimo wszystko) czasu, żeby wcielić je w życie. U toruńskiej filozofki mapowanie ekonomii ekologicznej odbywa się czasem kosztem tych „twardych” danych, więc osobie, która chciałaby zweryfikować poszczególne pomysły, pozostaje sięgnięcie do źródeł.

Czy nam się uda?

Ambicją Ewy Bińczyk jest wzbudzenie „ekowerwy” równoważącej apokaliptyczne nastroje antropocenu. „Aranżowanie przetrwania” ma na celu nie tylko uwolnienie wyobraźni i zaprojektowanie niekatastroficznych scenariuszy przyszłości, ale także natchnięcie nas wiarą, że owa inna przyszłość wciąż jest możliwa. Autorka „Uspołeczniania antropocenu” ważną rolę w tym procesie przypisuje uniwersytetom, które mają spełniać podwójne, paradoksalne zadanie: uczciwie konfrontować nas z wymieraniem, a jednocześnie podtrzymywać trudną, nienaiwną nadzieję. O ciężarze tego zadania świadczy „fatalistyczne” stanowisko Jema Bendella, który próbując zmierzyć się z realiami zmian klimatycznych, doszedł do wniosku, że zapaść cywilizacyjna jest nieunikniona i jedyne, co nam pozostało, to „głęboko” się do niej adaptować (zob. Bendell 2018). Choć Bińczyk dystansuje się wobec tego ujęcia, to jej książka niewątpliwie również oscyluje między „planowanym” wystudzaniem wzrostu a nieuniknionym, samoistnym załamaniem systemu polityczno-ekonomicznego, w jakim żyjemy. Dlatego, jak mi się zdaje, należy trzeźwo zidentyfikować przeszkody, jakie stoją nam na drodze do „uspołecznienia” antropocenu.

Zacząć można od filozofii Herberta Marcusego, którą autorka zestawia z koncepcją kapitałocenu Jasona W. Moore’a. Kapitalizm, stwierdzał Marcuse, produkuje „euforię w nieszczęściu” (s. 76), nieustannie wytwarzając nowe pragnienia i pozwalając jedynie na ich chwilowe, powierzchowne zaspokojenie. W ten sposób pochwytuje nas w sidła swej przemocy symbolicznej, sprawiając – jak to ujął kilkadziesiąt lat później Mark Fisher – że „na poziomie pragnienia [wszyscy jesteśmy zanurzeni] w bezlitosnej maszynie Kapitału” (2020: 26). Właśnie tu tkwi jedno ze źródeł marazmu antropocenu opisywanego przez Bińczyk w jej poprzedniej książce. Choć trudno nam się do tego przyznać, pragniemy własnego zniewolenia: od najnowszych modeli smartfonów, przez egzotyczne produkty na półkach supermarketów, po coraz więcej kontentu w platformach streamingowych.

Wraz z logiką systemu nakazującą mu rosnąć w nieskończoność z pewnością przyczynia się to do braku poczucia sprawczości obywateli i obywatelek, a także stosowania fałszywych, kontrskutecznych rozwiązań „prośrodowiskowych”. Cała dotychczasowa „walka” ze zmianami klimatu odbywa się bowiem w imię ocalania istniejącego systemu, a nie jego głębokiej transformacji. Jest tak, jakby kapitalizm nie potrafił wykonać pracy żałoby po sobie samym, zamiast tego wciąż „targując się” z katastrofą. Fisher tłumaczył to faktem, że kapitalistyczna zasada rzeczywistości może funkcjonować tylko pod warunkiem stłumienia Realnego – „niereprezentowalnego X, traumatyczej pustki”, którą autor „Realizmu kapitalistycznego” utożsamiał z katastrofą środowiskową: „katastrofa środowiskowa w późnym kapitalizmie istnieje tylko jako pewnego rodzaju simulacrum, jej rzeczywiste konsekwencje są zbyt traumatyczne, żeby mogły być zasymilowane przez system” (Fisher 2020: 31-32). Na podobne kwestie z nieco innej, postkolonialnej perspektywy, zwraca uwagę Dipesh Chakrabarty (2024), pisząc o uzasadnionym roszczeniu krajów globalnego Południa do wysokoemisyjnej modernizacji, która stoi w oczywistej sprzeczności z planetarnymi wyzwaniami klimatycznymi.

Dlatego stwierdzenie, że zwolennicy i zwolenniczki ekowerwy „stanowią dzisiaj ogromną większość” (s. 188), wydaje mi się nieco na wyrost. Losy Europejskiego Zielonego Ładu (uznawanego przez Bińczyk za pionierski program wychodzący naprzeciw zaleceniom ekspertów) czy błyskawiczny powrót do business as usual po pandemii COVID-19 skłaniają mnie do stwierdzenia, że jest zgoła inaczej. Pytanie brzmi więc: jakie warunki musiałyby zaistnieć, żeby wcielić idee ekonomii ekologicznej w życie? W tym kontekście moją ostrożną nadzieję budzi proponowana przez toruńską filozofkę koncepcja społecznych punktów krytycznych/przełomowych, nawiązująca do pojęcia punktów przełomowych stosowanego m.in. w klimatologii. Nazywa ono sytuację, gdy w danym systemie dochodzi do przesilenia uruchamiającego kaskadę nieodwracalnych transformacji, wytrącających system z dotychczasowego stanu.

Bińczyk próbuje zidentyfikować tego rodzaju społeczne „perturbacje, których nagromadzenie wytrąci wreszcie gospodarczy oraz polityczny business as usual z równowagi” (s. 217). W tym kontekście wspomina o napaści Rosji na Ukrainę jako o ostatecznej kompromitacji systemu opartego na paliwach kopalnych i nierównościach, w nakładaniu sankcji na rosyjskich oligarchów upatruje szansę na odejście od plutokracji i kolonizującej naszą wyobraźnię ideologii menadżerskiej, wreszcie wieszczy zaprzestanie inwestowania przez sektor finansowy w paliwa kopalne (zwłaszcza węgiel kamienny), które stają się tzw. aktywami osieroconymi. O ile tego rodzaju pojedyncze zmiany nie doprowadzą do przesilenia społecznego, o tyle ich kumulacja rzeczywiście ma szansę „przewrócić stołek”. Pytanie jednak, czy siły kapitału – zbyt duże, by upaść – na to pozwolą. Innymi słowy, czy społeczne punkty przełomowe obejdą się np. bez nieposłuszeństwa obywatelskiego/ekologicznego. Ciekawe, że autorka nie wspomina o tym ostatnim, wydaje się bowiem, że to właśnie takie grupy jak (niemające dobrej prasy) Ostatnie Pokolenie w znacznej mierze zajmują się dziś „aranżowaniem przetrwania”. Nieposłuszeństwo obywatelskie/ekologiczne nie przypadkiem stało się też jednym z głównych bohaterów innych książek poświęconych uspołecznianiu antropocenu. Wymienić tu można prace Andreasa Malma („How to Blow Up a Pipeline”, 2021), Tomasza Markiewki („Zmienić świat raz jeszcze”, 2021) czy Przemysława Czaplińskiego, Joanny B. Bednarek i Dawida Gostyńskiego („O jeden las za daleko”, 2019).

Inny problem, który zarysowuje się w „Uspołecznianiu antropocenu”, dotyczy posthumanizmu. Pisząc o roli uniwersytetu w czasach antropocenu, autorka wspomina nie tylko o konfrontowaniu z wymieraniem i podtrzymywaniu nadziei, ale także o jednoczesnej krytyce kapitalizmu i antropocentryzmu. Raz po raz napomyka też o spleceniu ludzi i nie-ludzi, o sprawczości nie-ludzi, o współpracy międzygatunkowej czy o hybrydycznych sieciach relacji. W książce Bińczyk dochodzi jednak w tym względzie do pewnego – jak mi się zdaje, charakterystycznego dla całego dyskursu antropocenu – pęknięcia. Aprobatywne nawiązania do myśli Anny Tsing, Donny Haraway czy Brunona Latoura skontrastowane zostają z powtarzaną za Alfem Hornborgiem krytyką posthumanizmu jako „marnotrawieniem energii intelektualnej” (s. 108). Rzecz jasna toruńska filozofka ma rację, że „bez przekonujących przykładów autodociekliwości planety retoryka tego typu sprowadza się do pustosłowia i wiedzie do zaprzepaszczenia energii intelektualnej autorów i czytelników” (s. 167). Dodajmy też, że w paru miejscach dystansuje się ona od samego Hornborga. Wydaje mi się jednak, że autor „Nature, Society and Justice in the Anthropocene” nieuczciwie identyfikuje stawkę posthumanizmu (podobnie, według mnie równie nieuczciwie, odnosi się do posthumanizmu Clive Hamilton [zob. 2017: 36-75]).

Nakreślony powyżej problem sprowadza się do pytania: czy w warunkach „pilności” wyzwań antropocenu jest już za późno, byśmy stali się postludzcy? Posthumaniści i posthumanistki przekonują, że nie tylko wciąż możemy, ale musimy to zrobić. Wbrew popularnej retoryce antropocen nie jest bowiem po prostu epoką, w której ludzka sprawczość „przekroczyła wielkie siły przyrody” (Steffen, Crutzen, McNeill 2007), ale epoką, w której owa „ludzka” sprawczość splata się z licznymi czynnikami pozaludzkimi, wywołując nieprzewidziane, emergentne efekty. Określiłbym to jako argument ontologiczny: człowiek przynależy do hybrydycznych sieci relacji i bez rzeczywistego uświadomienia sobie tej współzależności trudno będzie uzyskać społeczną akceptację dla koniecznych (radykalnych) zmian systemowych.

Obok argumentu ontologicznego istnieje oczywiście również argument etyczny. Antropocen to bowiem także epoka, w której ocalanie przyszłości „człowieka” nazbyt często odbywa się po trupach istot pozaludzkich. Symptomatyczny jest tu podtytuł słynnego artykułu Johana Rockströma i współpracujących z nim osób na temat dziewięciu granic planetarnych, który głosi: „W poszukiwaniu bezpiecznej przestrzeni operacyjnej dla ludzkości” (Rockström J. i in.: 2009) – tak jakby Ziemię zamieszkiwał tylko ten jeden gatunek zwierząt (dodajmy, że koncepcji granic planetarnych można też postawić niewygodne pytania polityczne [zob. Moore 2023]). Pytanie, czy naprawdę zależy nam na ocalaniu przyszłości, w której ludzie będą czuli się bezpiecznie, ale stare binaryzmy natury i kultury pozostaną nienaruszone?

Pozornie odeszliśmy dość daleko od ekonomii ekologicznej. Sami autorzy i autorki omawianych przez toruńską filozofkę koncepcji przekonują jednak, że nie będzie dewzrostu, ekonomii obwarzanka czy życia po kapitalizmie, jeśli uspołecznianie antropocenu nie obejmie nie-ludzi. Nie przypadkiem Jason Hickel kończy swoją książkę „Mniej znaczy lepiej” rozdziałem o tym, że „wszystko jest połączone”, w którym dowodzi, że postwzrost to nie tylko projekt ekonomiczny, ale i ontologiczny (zob. 2021: 329-375). Jak sądzę, Ewa Bińczyk przyznałaby mu rację.

LITERATURA:

Bendell J.: „Głęboka adaptacja. Mapa nawigacyjna katastrofy klimatycznej”. Przeł. A. Wierzba, P. Szaj. https://lifeworth.com/DeepAdaptation-pl.pdf.

Bendyk E. i in.: „Obwarzanek po polsku”. Warszawa 2023.

Chakrabarty D.: „Humanistyka w czasach antropocenu”. Red. E. Domańska, M. Sugiera. Kraków 2023.

Fisher M.: „Realizm kapitalistyczny”. Przeł. O. Karalus. Warszawa 2020.

Hamilton C.: „Defiant Earth: The Fate of Humans in the Anthropocene”. Crows Nest 2017.

Hickel J.: „Mniej znaczy lepiej. O tym, jak odejście od wzrostu gospodarczego ocali świat”. Przeł. J.P. Listwan. Kraków 2021.

Jackson T.: „Postwzrost. Życie po kapitalizmie”. Przeł. E. Bińczyk, J. Grygieńć. Toruń 2024.

Malm A.: „How to Blow Up a Pipeline: Learning to Fight in a World on Fire”. London-New York 2021.

Markiewka T.: „Zmienić świat raz jeszcze. Jak wygrać walkę o klimat”. Warszawa 2021.

Moore J.W.: „Wstęp”. Przeł. P. Szaj. W: „Antropocen czy kapitałocen? Natura, historia i kryzys kapitalizmu”. Red. J.W. Moore. Poznań 2021.

Moore J.W.: „Nasz kapitałogeniczny świat. Kryzysy klimatyczne, polityka klasowa i projekt ucywilizowania”. Przeł. P. Szaj. „AUPC. Studia Poetica” 2023, t. 11.

„O jeden las za daleko. Nieposłuszeństwo ekologiczne w Polsce”. Red. P. Czapliński, J.B. Bednarek, D. Gostyński. Warszawa 2019.

Rockström J. i in.: „Planetary Boundaries: Exploring the Safe Operating Space for Humanity”. „Ecology and Society” 2009, nr 2 (14). https://ecologyandsociety.org/vol14/iss2/art32/.

Steffen W., Crutzen P., McNeill J.: „The Anthropocene: Are Humans Now Overwhelming the Great Forces of Nature?”. „Ambio” 2007, t. 36, nr 8.
Ewa Bińczyk: „Uspołecznianie antropocenu. Ekowerwa i ekologizowanie ekonomii”. Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Toruń 2024 [seria: Polityka w kulturze].