SIĘGAJĄC KORZENI, WYTYCZAJĄC NOWE ŚCIEŻKI
A
A
A
Tegoroczny Festiwal Muzyki Filmowej zbiegł się w czasie z wydarzeniem szczególnie istotnym z perspektywy polskiej kultury i historii muzyki i filmu w ogóle – bo tak należy traktować odejście po długiej chorobie Jana A.P. Kaczmarka, zdobywcy Oscara za film „Marzyciel” (2004). Wydaje się to szalenie symboliczne, zwłaszcza że sam Kaczmarek zdążył przekazać prośbę, aby publicznie pożegnał go Robert Piaskowski, Dyrektor Artystyczny FMF. W ten sposób w dniu rozstrzygnięcia konkursu na Polską Ścieżkę Dźwiękową Roku odbył się także pogrzeb wybitnego nestora kompozycji. Z uwagi na ceremonię odwołano w południe część zaplanowanych w ramach Forum Audiowizualnego FMF paneli dyskusyjnych. Wszystko po to, aby w uroczystości mogło uczestniczyć jak najwięcej polskich i zagranicznych gości. Jeszcze tego samego wieczoru podczas „polskiej gali” w ICE Kraków Robert Piaskowski po rozmowie z wdową, Aleksandrą Twardowską-Kaczmarek, ogłosił, że od przyszłego roku festiwalowa oferta wsparcia młodych kompozytorów się rozszerzy. Bonus będzie dotyczył twórców nagrodzonych z kolei w konkursie Young Talent Award FMF. Nagroda główna zostanie wzbogacona o stypendium im. Jana A.P. Kaczmarka, które ma obejmować współpracę z prestiżowymi ośrodkami na świecie. To zarazem kontynuacja idei Kaczmarka zapoczątkowanej przez niego w Instytucie Rozbitek i poprzez zainicjowany niegdyś Transatlantyk Film Festival – idei łączenia młodych kompozytorów z uznanymi już profesjonalistami, wymiany europejsko-amerykańskiej, zapraszania międzynarodowych gwiazd do Polski.
Od dawna Roberta Piaskowskiego i Jana A.P. Kaczmarka łączyły podobne wartości i cele. Pozostaje pytanie, co dalej z pozostałymi inicjatywami Kaczmarka, takimi, jak pionierski konkurs muzyki improwizowanej na fortepianie na żywo do filmu – Transatlantyk Instant Composition Contest. Konkurs wyłonił onegdaj m.in. tegorocznego gościa FMF, jednocześnie przyjaciela festiwalu, Aleksandra Dębicza. Miejmy nadzieję, że przyszłość przyniesie odpowiedź i na to pytanie, tymczasem cieszy fakt, że branża dzięki wieloletnim działaniom Roberta Piaskowskiego i całej krakowskiej ekipy oraz ich sprzymierzeńców rokrocznie zaprasza swoich fanów do celebracji święta muzyki, jakim jest FMF.
Dziś śmiało można powiedzieć, że FMF to światowe centrum muzyki filmowej. Pokazy filmów z muzyką na żywo (tym razem z okazji 20-lecia produkcji był to „Król lew” ze studia Walta Disneya), dyskusje, koncerty. W tym roku partnerem FMF było m.in. Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej „Manggha”, gdzie odbył się koncert „John Williams for three” w wykonaniu tria z Los Angeles. To bodaj pierwsze zaadaptowanie na zespół kameralny słynnych tematów filmowych Williamsa (autora muzyki do przeszło stu filmów, laureata pięciu Oscarów i zdobywcy pięćdziesięciu dwóch nominacji). Projekt wyprodukował związany z FMF – Robert Townson, na flecie zagrała Sara Andon (również wielokrotna gościni festiwalu), na wiolonczeli Cecilia Tsan, a na fortepianie nagradzany Simone Pedroni, zarazem autor transkrypcji. Eksperyment bardzo ciekawy i wykonany z lekkością i pasją, choć zdawało się, że to jeszcze „work in progress”. Jakby cały ciężar festiwalowych przygotowań spoczął przede wszystkim na barkach Orkiestry Filharmonii Krakowskiej pod dyrekcją Katarzyny Tomali-Jedynak i znakomitych solistów (m.in. Dorota Miśkiewicz, Maria Pomianowska, Karolina Skrzyńska, Kasia Gacek-Duda, Bart Pałyga, SVAHY czy polsko-ukraińska Zazula) zaangażowanych do wykonania dzień wcześniej wspominanej już Polish Gali.
Koncerty galowe FMF co roku odbywają się pod innym hasłem, co budzi sporo emocji. Tym razem na warsztat wzięto inspiracje tradycją w muzyce filmowej, stąd też podtytuł „Modern Roots”. Wysłuchaliśmy suit orkiestrowych na bazie tematów z „Chłopów” (2023) czy Netflixowego remake'u „Znachora” (2023). Nomen omen, to właśnie „Znachor” został okrzyknięty Polską Ścieżką Dźwiękową Roku. Rzeczywiście, muzyka autorstwa Pawła Lucewicza doskonale łączy wątki dramatyczne z lirycznymi, do tego zgrabnie wzbogaca obraz filmowy o ludowe konteksty, całkowicie wciągając nas w świat bohaterów. To zupełnie nowa odsłona znanej i kochanej opowieści, a decyzja o wydaniu soundtracku daje nadzieję, że polski rynek powoli się otwiera na uzupełnienie promocji tytułów kinowych (i jak widać nie tylko) o płyty z muzyką filmową. Na koncercie wybrzmiała też suita orkiestrowa oparta na tematach z gry „Blacktail”. Co ciekawe, warsztatowo Arkadiusz Reikowski z pewnością przewyższa Łukasza „L.U.C.-a” Rostkowskiego, a przecież to właśnie po utworze tego drugiego publiczność wstała. Coś jest takiego w ścieżce do „Chłopów”, że oddaje pierwotne instynkty, jakimi rządzi się odmalowana na ekranie społeczność. I mimo utyskiwań środowiska muzyków tradycyjnych, etno-techno Rostkowskiego świetnie współgra z obrazem i oddaje intencje twórców, zmysłowość i rytualizm, którymi ta adaptacja aż bucha. Podobnie na gali – Rostkowski rozbił system i zrobił show, których jednych zniesmaczyło, drugich zachwyciło. Ukazało to też różnicę pomiędzy – słusznie tu przypomnianymi – kompozycjami z bardziej kameralnych lub starszych filmów, jak „Bejbis” z muzyką Marka Napiórkowskiego czy „Ferdydurke” i „Potajemny ślub” z muzyką utytułowanego Stanisława Syrewicza. Tamta muzyka była wysmakowana, wysublimowana. Obecnie mamy rozmach, przepych. Gdzieś pośrodku plasuje się suita Jerzego Rogiewicza z muzyką do serialu „1670”. I tylko pozostaje pytanie, czy byłoby inaczej, gdybyśmy tego wieczoru usłyszeli jeszcze muzykę takich kompozytorów-filmowców, jak Marzena Majcher, Hubert Zemler czy Karolina Rec, którzy wymykają się wszelkim kategoriom, łącząc wykonawstwo i zmysł eksperymentatora z procesem twórczym. Tak czy inaczej „Polish Gala: Modern Roots” nasyciła bogactwem wrażeń, olśniła profesjonalizmem wykonania i pomysłowością twórców. Otworzyła też pole do dyskusji na temat różnych perspektyw, jakie pozostają nieodzowne przy tworzeniu filmów. Inaczej myśli o warstwie wizualno-muzycznej reżyser, inaczej kompozytor, jeszcze inaczej muzykolog, filmoznawca i, oczywiście, kinoman czy meloman. I nawet tę samą scenę można w muzyce odmiennie nasycić emocjami – Rostkowski w finale „Chłopów” postawił na szaleństwo i zwierzęceość tłumu, nad którymi nie sposób zapanować, zaś laureat Young Talent Award FMF, Hernan Castro Fioravanti z Argentyny, którego pracę również tego wieczoru zaprezentowano, na dramat jednostki, cichą rozpacz Jagny zlinczowanej przez mieszkańców rodzimej wsi. Porównanie ze sobą tych dwóch tak różnych ujęć tego samego wątku to jedna z najpiękniejszych lekcji kina w kontekście rozmowy o roli muzyki w nim. I aż szkoda, że nie można było wysłuchać propozycji pozostałych laureatów, ich nazwiska z pewnością także warto by było zapamiętać.
Od dawna Roberta Piaskowskiego i Jana A.P. Kaczmarka łączyły podobne wartości i cele. Pozostaje pytanie, co dalej z pozostałymi inicjatywami Kaczmarka, takimi, jak pionierski konkurs muzyki improwizowanej na fortepianie na żywo do filmu – Transatlantyk Instant Composition Contest. Konkurs wyłonił onegdaj m.in. tegorocznego gościa FMF, jednocześnie przyjaciela festiwalu, Aleksandra Dębicza. Miejmy nadzieję, że przyszłość przyniesie odpowiedź i na to pytanie, tymczasem cieszy fakt, że branża dzięki wieloletnim działaniom Roberta Piaskowskiego i całej krakowskiej ekipy oraz ich sprzymierzeńców rokrocznie zaprasza swoich fanów do celebracji święta muzyki, jakim jest FMF.
Dziś śmiało można powiedzieć, że FMF to światowe centrum muzyki filmowej. Pokazy filmów z muzyką na żywo (tym razem z okazji 20-lecia produkcji był to „Król lew” ze studia Walta Disneya), dyskusje, koncerty. W tym roku partnerem FMF było m.in. Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej „Manggha”, gdzie odbył się koncert „John Williams for three” w wykonaniu tria z Los Angeles. To bodaj pierwsze zaadaptowanie na zespół kameralny słynnych tematów filmowych Williamsa (autora muzyki do przeszło stu filmów, laureata pięciu Oscarów i zdobywcy pięćdziesięciu dwóch nominacji). Projekt wyprodukował związany z FMF – Robert Townson, na flecie zagrała Sara Andon (również wielokrotna gościni festiwalu), na wiolonczeli Cecilia Tsan, a na fortepianie nagradzany Simone Pedroni, zarazem autor transkrypcji. Eksperyment bardzo ciekawy i wykonany z lekkością i pasją, choć zdawało się, że to jeszcze „work in progress”. Jakby cały ciężar festiwalowych przygotowań spoczął przede wszystkim na barkach Orkiestry Filharmonii Krakowskiej pod dyrekcją Katarzyny Tomali-Jedynak i znakomitych solistów (m.in. Dorota Miśkiewicz, Maria Pomianowska, Karolina Skrzyńska, Kasia Gacek-Duda, Bart Pałyga, SVAHY czy polsko-ukraińska Zazula) zaangażowanych do wykonania dzień wcześniej wspominanej już Polish Gali.
Koncerty galowe FMF co roku odbywają się pod innym hasłem, co budzi sporo emocji. Tym razem na warsztat wzięto inspiracje tradycją w muzyce filmowej, stąd też podtytuł „Modern Roots”. Wysłuchaliśmy suit orkiestrowych na bazie tematów z „Chłopów” (2023) czy Netflixowego remake'u „Znachora” (2023). Nomen omen, to właśnie „Znachor” został okrzyknięty Polską Ścieżką Dźwiękową Roku. Rzeczywiście, muzyka autorstwa Pawła Lucewicza doskonale łączy wątki dramatyczne z lirycznymi, do tego zgrabnie wzbogaca obraz filmowy o ludowe konteksty, całkowicie wciągając nas w świat bohaterów. To zupełnie nowa odsłona znanej i kochanej opowieści, a decyzja o wydaniu soundtracku daje nadzieję, że polski rynek powoli się otwiera na uzupełnienie promocji tytułów kinowych (i jak widać nie tylko) o płyty z muzyką filmową. Na koncercie wybrzmiała też suita orkiestrowa oparta na tematach z gry „Blacktail”. Co ciekawe, warsztatowo Arkadiusz Reikowski z pewnością przewyższa Łukasza „L.U.C.-a” Rostkowskiego, a przecież to właśnie po utworze tego drugiego publiczność wstała. Coś jest takiego w ścieżce do „Chłopów”, że oddaje pierwotne instynkty, jakimi rządzi się odmalowana na ekranie społeczność. I mimo utyskiwań środowiska muzyków tradycyjnych, etno-techno Rostkowskiego świetnie współgra z obrazem i oddaje intencje twórców, zmysłowość i rytualizm, którymi ta adaptacja aż bucha. Podobnie na gali – Rostkowski rozbił system i zrobił show, których jednych zniesmaczyło, drugich zachwyciło. Ukazało to też różnicę pomiędzy – słusznie tu przypomnianymi – kompozycjami z bardziej kameralnych lub starszych filmów, jak „Bejbis” z muzyką Marka Napiórkowskiego czy „Ferdydurke” i „Potajemny ślub” z muzyką utytułowanego Stanisława Syrewicza. Tamta muzyka była wysmakowana, wysublimowana. Obecnie mamy rozmach, przepych. Gdzieś pośrodku plasuje się suita Jerzego Rogiewicza z muzyką do serialu „1670”. I tylko pozostaje pytanie, czy byłoby inaczej, gdybyśmy tego wieczoru usłyszeli jeszcze muzykę takich kompozytorów-filmowców, jak Marzena Majcher, Hubert Zemler czy Karolina Rec, którzy wymykają się wszelkim kategoriom, łącząc wykonawstwo i zmysł eksperymentatora z procesem twórczym. Tak czy inaczej „Polish Gala: Modern Roots” nasyciła bogactwem wrażeń, olśniła profesjonalizmem wykonania i pomysłowością twórców. Otworzyła też pole do dyskusji na temat różnych perspektyw, jakie pozostają nieodzowne przy tworzeniu filmów. Inaczej myśli o warstwie wizualno-muzycznej reżyser, inaczej kompozytor, jeszcze inaczej muzykolog, filmoznawca i, oczywiście, kinoman czy meloman. I nawet tę samą scenę można w muzyce odmiennie nasycić emocjami – Rostkowski w finale „Chłopów” postawił na szaleństwo i zwierzęceość tłumu, nad którymi nie sposób zapanować, zaś laureat Young Talent Award FMF, Hernan Castro Fioravanti z Argentyny, którego pracę również tego wieczoru zaprezentowano, na dramat jednostki, cichą rozpacz Jagny zlinczowanej przez mieszkańców rodzimej wsi. Porównanie ze sobą tych dwóch tak różnych ujęć tego samego wątku to jedna z najpiękniejszych lekcji kina w kontekście rozmowy o roli muzyki w nim. I aż szkoda, że nie można było wysłuchać propozycji pozostałych laureatów, ich nazwiska z pewnością także warto by było zapamiętać.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |