ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 grudnia 23 (95) / 2007

Łukasz Iwasiński,

OSZIBARACK

A A A
Wydany 3 lata temu album „Moshi Moshi” formacji Oszibarack wyznaczył nowy standard w krajowym elektronicznym popie. Wrocławianie swymi unikalnymi piosenkami, łączącymi wiele muzycznych tradycji – od ewidentnie tanecznych, po awangardowe – dowiedli, że rodzimi producenci nie muszą mieć kompleksów wobec reszty świata, zarówno w wymiarze pomysłowości, jak i warsztatu. Na początku przyszłego roku ukaże się nowa płyta grupy, pt. „Plim Plum Plam”. O swej pracy i fascynacjach opowiadają: Agim (pomysłodawca, lider projektu) oraz Patrisia (wokalistka, autorka tekstów)



Łukasz Iwasiński: Obok Oszibaracka jesteście zaangażowani w inne przedsięwzięcia, powiedzcie o nich kilka słów.

Patrisia: Obok Oszibaracka współtworzę zespół Husky, jestem didżejką i udźwiękawiam spektakle w teatrze we Wrocławiu. Muzyka to moja miłość. Mogę ją jeść łyżkami. Cały czas odkrywam dla siebie nowe przestrzenie, choć jest ich wiele, każda jest inna i każda jest dla mnie ważna.

Agim: Jeżeli chodzi o mnie, Oszibarack jest zdecydowanie priorytetowym przedsięwzięciem. To moje dziecko, pomysł, który zrodził się parę lat temu w mojej głowie przy współudziale Tomka, Dogla i Zmazika. Patrycja dołączyła do nas chwilę później. Co do projektów pobocznych, to ostatnio bardzo dużo pracowałem z innymi artystami jako producent i współtwórca. Pomagałem Novice przy jej epce „Finaly”. Jestem współautorem, wraz z L.u.c.`iem, utworu, pt. „Fotosynteza”, który znalazł się na ostatniej płycie Kanału Audytywnego. Zresztą po części czuję się cichym promotorem ich albumu „Neurofotoreceptoreplotyka jako magia bytu”. Gdy usłyszałem ich wstępne demo, byłem pod wielkim wrażeniem i postanowiłem namówić Bodka Pezdę na wydanie tego materiału pod szyldem oficyny 2-47 rec. Produkowałem też ostatnią płytę zespołu NOT. Wraz z Magierą z Kodexu współprodukowałem album żydowskiej pieśniarki Niny Stiller. Ta płyta jest osobliwym mariażem tradycji żydowskiej i szeroko pojętej muzyki elektronicznej. Współprodukowałem też część materiału z ostatniej płyty Husky (głównie wokale, ponieważ Patrycja, zdaje się, lubi ze mną pracować (śmiech)). Uczestniczyłem również w pracach produkcyjno-realizatorskich przy ostatniej płycie Agressivy 69 i Kodexu.

Ł.I.: Rozumiem więc, że nie nudziliście się od czasu wydania „Moshi Moshi”?

Agim: Tak jak już wspomniałem, przez ostatnie trzy lata miałem napięty kalendarz jako producent.

Patrisia: Nagrałam drugą płytę z zespołem Husky; zagraliśmy także trasę koncertową. Udźwiękowiłam i zaśpiewałam w spektaklu Teatru Współczesnego we Wrocławiu pt. „Historia przypadku” i odwiedziłam wyspę, na której zawsze chciałam wylądować...

Ł.I.: Patrycjo, o ile wiem wielkim poważaniem darzysz Billie Holliday. Skąd ta estyma? Potrafisz wskazać jakieś inne, równie znaczące dla ciebie osobowości – ze świata muzyki, ale także szerzej – sztuki i kultury?

Patrisia: Uwielbiam czarne głosy – te wszystkie jazzujące damy: Billie Holliday, Nina Simone, Ella Fitzerald – one mają taką niesamowita swobodę w śpiewaniu, interpretowaniu, każde słowo ma wielkie znaczenie. Nawet samo zaśpiewane przez Ninę Simone „thank you” przy pianinie ma wielka siłę i serce drży z napięcia. Nie starczyłoby tu miejsca na wszystkich, których słucham z namiętnością, wspomnę jeszcze o Arvo Parcie, który dotyka mnie najgłębiej. On mówi, że zanim się chwyci za instrument dobrze jest popatrzeć na bawiące się dziecko! Z przyjemnością słucham też polskich Pustek, Robotobiboka, NOT i Kanału Audytywnego. Czekam na ich nowe płyty.

Agim: Tak, Pati ma rację: Nina Simone, Shirley Bassey, Arheta Franklin – one są takie szalenie ludzkie, prawdziwe, ich głosy niosą w sobie tyle emocji, że dostaję gęsiej skórki. Słucham mnóstwo muzyki, począwszy od współczesnej, neo-punka, po taneczne dźwięki we wszelkich odmianach. Zawsze towarzyszył mi duch eksperymentatora, co nie zmienia faktu, że lubię flirt z dobrym popem. Nie zamykam się przed różnymi gatunkami. Inspiruje mnie wszystko to, co niesie w sobie szczere emocje i nie jest pozbawione inteligencji. Na pewno są twórcy, którzy wywarli na mnie szczególny wpływ, tacy jak: Kraftwerk, David Bowie, Brian Eno, Stockhausen czy Laurie Anderson. Namiętnie też śledzę poczynania niemieckiej i japońskiej sceny niezależnej. Ostatnio inspiruje mnie Burial, dubstepowe klimaty czy Deadbeat. Oprócz muzyki zawsze fascynował mnie film: Fellini, Antonioni, Jenuet i Caro, Polański, Jarmush. Sztuka to Jean Michel Basquiat, Eric Drooker, Chagall. Literatura to zdecydowanie Philip Dick, Kurt Vonnegut, Abe Kobo czy wspaniały Ryszard Kapuściński.


Ł.I.: A co z polskimi twórcami? – pytam, bo w dość szerokim dziale „influances” na Waszym myspace, nie widzę żadnych rodzimych nazw. Czyżby nie było na naszej scenie muzyków pokrewnych Wam estetycznie, mentalnie albo prostu wartych uwagi? Patrisia wskazała już kilka bliskich jej nazw.

Agim: Dostrzegamy ogromny potencjał polskich twórców. Sam śledzę i wyszukuję ciekawe projekty. Mieliśmy akurat to szczęście, że w tym samym czasie tworzyliśmy, inspirując się w jakiś sposób wzajemnie. Mam na myśli choćby wrocławską scenę. Jestem dumny z takich zespołów jak: Kanał Audytywny, Luc, Husky, Robotobibok, Skalpel, Milooopa, którzy współtworzą scenę wrocławską, z której się wywodzimy. Przyjaźnimy się, pomagamy sobie, chodzimy napić się wina (śmiech). Cenię bardzo scenę łódzką, bliską mi dzięki takim zespołom jak choćby NOT czy CKOD. Na Śląsku dzieją się ciekawe rzeczy, hoćby Mik Musik.! Scena gdańska z Pink Freud, Loco Star czy Bunio – fajny typ, nietuzinkowy. Cenię również Novikę, jej ostatni album jest naprawdę dobry.

Ł.I.: Jak wygląda Wasz proces twórczy, macie jakieś sprawdzone metody?

Agim: Cały koncept rodzi się w mojej głowie, poprzedzony naszymi wspólnymi rozmowami na temat tego co chcielibyśmy osiągnąć. Są to często luźne rozmowy z Patrycją, Tomkiem i Zmazikiem, które dają zalążek koncepcji. Uwielbiamy wkręcać się w autoironiczne historie, co pomaga nam złapać dystans. W przypadku nowej płyty miałem jeszcze większą kontrolę nad wszystkim jako twórca i producent. Patrycja czasem dostaje ode mnie zalążki utworów, a czasem jest to skończona kompozycja od a do z, do której wyczarowuje swe unikalne słowa – nadając dźwiękom większej treści i siły. Fascynujące jest to, że potrafimy się wzajemnie zaskakiwać. Ten moment konfrontacji jest niesamowity. W czasie kiedy Patrycja pracuje nad tekstem, wraz z Tomkiem i Zmazikeim staramy się pracować nad aranżacjami w moim studio (Sir Brick Gecon).
Patrisia: Najlepiej pracuje mi się w samotności. Lubię mieć swoją przestrzeń. Potem przynoszę pomysły do studia i z drżeniem serca je wyśpiewuję. Czasem zostajemy przy moim pomyśle, a czasem ten szkic dopiero nabiera rumieńców w czasie pracy w studio.

Ł.I.: Nie miałem jeszcze okazji usłyszeć nowej płyty – opowiedzcie o niej. Jak przebiegały prace? Czym różni się od debiutu?

Patrisia: Płyta nosi tytuł „Plim Plum Plam”. Będzie bardziej energetyczna i piosenkowa. Mimo, że będzie różnić się od „Moshi Moshi” na pewno zostanie zachowany oszibarakowy język. Jednak ci, którzy znają pierwszy album będą trochę zaskoczeni.

Agim: Prace nad płytą trwały trzy lata z dużymi przerwami spowodowanymi moimi zobowiązaniami produkcyjnymi i ze względu na Patrycję, która jest człowiekiem-orkiestrą. Mieliśmy napisanych około 30 kompozycji, z czego 12 pojawi się na płycie. Pierwszy singiel nosi tytuł „Toss your Lasso”. Zależało nam, żeby nie powielać tego, co zrobiliśmy na „Moshi Moshi” przy jednoczesnym zachowaniu naszej tożsamości. Źródłem inspiracji była dla nas twórczość Glenna Millera, Joplina, czy surf rock z lat 60. z Beach Boys i The Pyramids na czele. Oczywiście wszystko to podane z przymrużeniem oka. Na koncertach odkryliśmy drzemiące w nas olbrzymie pokłady energii i chcieliśmy to zawrzeć na płycie. Pojawili się goście – w jednym utworze zaśpiewał Jason Flower z Kanady, zagrał Tomek Ziętek (Pink Freud, Loco Star) i wrocławscy filharmonicy. Brzmi patetycznie, ale patosu nie będzie. Kręci nas wszystko to, co daje nietuzinkowy wyraz. Patrycja odkryła samą siebie na nowo. Odnalazła nowe pokłady swoich możliwości wokalnych, rozwija się, co nas jako zespół nakręciło i dodało wiatru.

Ł.I.: Co zamierzacie robić po wydaniu płyty?

Patrisia: Grać dużo koncertów i odwiedzić jeszcze nie jeden raz boski Budapeszt – to moje marzenie.

Agim: Na pewno będzie trasa koncertowa. Planujemy wydać koncert na DVD. Pojawią się dwa wideoklipy. Rusza nowa strona www, która przez jakiś czas była zawieszona. Pracujemy też z wytwórnią nad możliwością wydania materiału poza granicami kraju. Myślimy o rynku węgierskim, czeskim, Austrii, być może niemieckim. Są też prowadzone rozmowy w Kanadzie. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Gramy tam koncerty i jesteśmy dobrze przyjmowani, a to daje nam bodziec do tego, żeby próbować sił na obcym rynku, zwłaszcza, że nasza muzyka ma kosmopolityczny wymiar.

Ł.I.: Dziękuję za rozmowę.