ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 sierpnia 15-16 (495-496) / 2024

Kamila Czaja,

TRAUMĘ ZA ROGI? (MONIKA MUSKAŁA: 'RONDO RODEO')

A A A
Monika Muskała, uznana tłumaczka literatury niemieckojęzycznej, dramatopisarka, autorka zasłużenie głośnej parę lat temu, a dziś nieustająco wartej przypominania książki „Między Placem Bohaterów a Rechnitz. Austriackie rozliczenia” (2016), zadebiutowała prozatorsko. „Rondo Rodeo”, utrzymane w konwencji powieści drogi, to historia wielowarstwowa i pod wieloma względami dojrzała, chociaż mam wątpliwości, czy jest wydarzeniem na taką miarę, jaką sugerują niektóre z pierwszych recenzji. Nie wątpię natomiast, że to interesujący, obiecujący debiut, który pewnie wychwalałabym bardziej, gdyby nie oczekiwania wynikające nie tylko z kojarzenia autorki z wybitną prozą, którą przekłada, ale i ze wspomnianym „Między…”, które zrobiło na mnie ogromne wrażenie.

Powieść drogi, ale – jak to z powieściami drogi bywa – pod wieloma względami drogi jako pretekstu. Mąż (pisarz) i żona (fotografka) na zlecenie francuskiej gazety podróżują po Stanach Zjednoczonych początku XXI wieku i, jak zauważa Justyna Sobolewska: „Podróż staje się wiwisekcją ich związku, który rozpada się jak ta Ameryka, przez którą jadą” (Sobolewska 2024). Łapałam się jednak na tym, że właśnie sceny z samochodowego poznawania konserwatywnej, słabo uczęszczanej, midwestowej Ameryki angażowały mnie mocniej niż cała ta „wiwisekcja”. Udaje się Muskale zarysować, nawet jeśli chwilami nieprzyjemnie potwierdzając stereotypy, linie podziału na amerykańskie i europejskie („Utopia i melancholia – oto wasza kultura. Tutaj jesteśmy pragmatyczni” [s. 274]). Motele, stacje benzynowe, bary, farmy, tablice przy drodze, religijni patrioci, kowboje, rdzenna ludność odcięta od korzeni, rodeo i inne specyficzne formy rywalizacji – a to wszystko w cieniu wojny w Zatoce, na którą Stany wysłały „swoich chłopców”, podczas gdy Francja, z której pochodzi Ben, nie rozumie tej konieczności, tak oczywistej dla „każdego prawdziwego Amerykanina”. 

Te obrazki, dialogi, na dodatek umieszczone w kontekście robienia zdjęć, budziły we mnie skojarzenia z tegorocznym filmem „Civil War” Alexa Garlanda. Muskała zdaje się pokazywać, że zalążki klęski, którą poprzez medialne przekazy możemy obserwować w jej eskalacji agresji i upadku mitów, a którą reżyser ujął w formie, wcale nie aż tak nierealnej, dystopijnej fikcji (dla mnie zbyt łopatologicznej, ale wiem, że zdania się podzielone), wychodziły na wierzch już w Stanach Zjednoczonych sprzed dwóch dekad. Z wprost wygłaszanymi przekonaniami o wielkości Ameryki zagrożonej wyłącznie przez „obcych”, o starotestamentowej wykładni świata i dowodzeniu swoich racji (łatwo dostępną) bronią. Po prostu ujawniały się w miejscach, na które nikt specjalnie nie zwracał uwagi, nie nadawały się do Hollywood ani na Broadway. 

Powieść sięga też głębiej do niechlubnej historii USA, z konsekwencjami wyprawy Lewisa i Clarka włącznie. Jeśli pojawiają się rozpoznawalne symbole, to zdemaskowane, jak „Mount Rushmore, góra zgwałcona dynamitem w patriotycznym zapędzie” (s. 233). Miejscami te amerykańskie obrazki, w tak silnej kumulacji, budziły mój opór, ale świadczy on chyba o sukcesie Muskały. Mój bunt wynikał bowiem z dorastania w fałszywym micie, który pisarka z premedytacją rozbija. Na szczęście – chociaż nie dla Europy – „Rondo Rodeo” w cierpkich zderzeniach międzykulturowych obnaża również starokontynentalne marazmy, hipokryzje i snobizmy, dostaje się więc obu stronom, co chociaż częściowo osłabia wrażenie, że narratorka-bohaterka powieści jest niczym Obeliks i tylko z grzeczności nie mówi głośno: „Ale głupi ci Amerykanie!”. 

Narratorka-bohaterka ma zresztą swoje liczne problemy, więc na Stany patrzy gorzko nie tylko przez obiektyw, ale i przez swój psychiczny filtr. Miał być ratunek dla związku – jest rozpad. Miało być przez lata unikane skonfrontowanie się z miejscem, dla którego ojciec zostawił rodzinę – jest coraz trudniejsza do uniknięcia konfrontacja z własnymi iluzjami na temat tejże rodziny. I nie odmawiam powieści tego, że wszystkie te warstwy – Ameryka wczoraj i dziś, artystyczne małżeństwo wczoraj i dziś, sama bohaterka wczoraj i dziś – zgrabnie się tu łączą. Chciałabym tylko, żeby ludzie, którym stale towarzyszymy, byli w lekturze ciekawsi niż epizody, w których uczestniczą i które zostawiają. Dość rozpaczliwy seks, gry w zdrady, które wymknęły się spod kontroli i przestały być grami, niemożność zbudowania związku wobec nieradzenia sobie z traumą opuszczenia w dzieciństwie przez ojców, wobec wywodzenia się z różnych światów odmiennie odczuwany kosmopolityzm, inne podejście do wyzwań, nierównowaga sił… 

Chyba rozumiem, co Muskała próbuje osiągnąć, doceniam złożoność niejasności: „Kto kogo opuszcza? – oto jest pytanie. Kto komu pozwala odejść?” (s. 166), małżeńskiej frustracji i komunikacyjnych zakłóceń („– Za długo ze sobą jesteśmy – powiedział. Twierdził potem, że ja to powiedziałam” [s. 10]). Jednak nawet nie sięgając po kanon światowej literatury o rozpadzie związku, a po prostu będąc świeżo po odkrywanej w Polsce z opóźnieniem książce „Mała czarna i perły” Helen Weinzweig, nie mogę się pozbyć wrażenia, że tam inna popularna konwencja powieściowa pozwoliła głębiej wejść w uwikłanie bohaterki w przeszłość oraz jej konsekwencje dla damsko-męskich. W rodzinnej warstwie, z której wynikałoby, w uproszczeniu, że odejście ojca i picie matki nie pozwoliły narratorce-bohaterce prawdziwie dojrzeć, ma „Rondo Rodeo” swoje momenty („Bredziliśmy wszyscy: ona w delirium, on w listach, ja na jawie” [s. 144]), ale oczekiwałam, że czymś się mocniej wyróżni.

Tym, co pozwala ożywić nieco wszystkie warstwy powieści, jest nałożenie kolejnej: zapośredniczenia przez słowo i obraz, pisanie i fotografowanie. Metafory, znane nazwiska i koncepcje, geneza zajęcia się sztuką, praktyka literacka i fotograficzna – to pozwala na urozmaicenie psychologicznych, społecznych, kulturowych diagnoz, które bez tego nie zawsze wypadają same w sobie oryginalne. Nie bez powodu jednym z moich ulubionych, o ile nie wręcz ulubionym fragmentem „Rondo Rodeo” jest element powieści w powieści (zob. s. 118-138), gdzie Ben „podkręca” na użytek pisanej książki spotkanie towarzyskie dwóch par. W opisanej scenie są i konflikty małżeńskie, i zderzenia amerykańskości z europejskością, i pokazanie znaczenia przeszłości. Tragikomiczne sytuacje i dialogi dwóch małżeństw wypadają świetnie, a komizm idealnie miesza się tu z tematami poważnymi, jak w tym dialogu Bena z dawnym kolegą i jego żoną: „– (…) w Europie stwierdzono, że literatura piękna po Auschwitz jest niemożliwa. / – Poezja – poprawiam – poezja jest niemożliwa. / – Jakiś zakaz? – pyta Sue. / – Przyzwoitość chyba” (s. 129). 

Interesujących kontekstów i interpretacji dotyczących samej powieści, ale także wiedzy na różne doskonale znane Muskale tematy (jak inne książkowe podróże po Ameryce czy nurty niemieckojęzycznej prozy) dostarcza spotkanie autorskie w Najlepszej Księgarni, prowadzone przez Sobolewską. Tyle że mam poczucie, że niektóre poruszane tam tematy powinny się mocniej w tej książce same bronić i bez objaśnień. Wspomniana krytyczka bardzo „Rondo Rodeo” chwali, podobnie zresztą jak Wojciech Szot (zob. 2024). Większy sceptycyzm wyrażono w podcaście „Nowego Tygodnika Kulturalnego”, gdzie podjęto temat „łatwości” metafor, powierzchowności wizji USA, doceniając ewentualnie sprawność pisania Muskały, ale nie głębię. Ja pewnie sytuowałabym się bliżej środka (niczym Midwest?). 

Dostrzegam warstwy, które przekonują mniej, niż powinny (głównie te prywatne), i frazy, które można było sobie darować. Czytając: „Nie mogę spać. Stoję w oknie. Spływam po szybie z deszczem” (s. 74), słyszę polskie przeboje pop lat 90., a wobec diagnozy: „My też wciąż jedziemy, wciąż naprzód, przed siebie. Nie da się powstrzymać czasu” (s. 249), mam niepochlebne myśli o jej banalności. A równocześnie doceniam samo udane sprzęgnięcie tylu poziomów opowieści, rozmach wszak objętościowo niewielkiej książki, świeżość scenerii dla mniej świeżych konfliktów, udane wykorzystanie „pisania w pisaniu”… Ostatecznie wciągnął mnie ten amerykańsko-polsko-austriacko-francuski przewodnik po wielopłaszczyznowym, mikro- i makro-, indywidualnym i zbiorowym, historycznym i bieżącym uwikłaniu w przemoc. Tę widoczną z polami bitew i krwawymi rytuałami, ale i tę psychiczną, podskórną, trudniejszą do uświadomienia samej sobie. Przewodnik po świecie chwiejnym, tam gdzie „[k]ubki jednorazowe. Ludzie też” (s. 163) i gdzie szczęście, raczej nie tylko hodowlanych kurczaków, o których w tym fragmencie mowa, mierzy się następująco: „– A po czym poznajesz, że są szczęśliwe? – pytam. / – Bo nie zdychają – mówi Greg” (s. 204).

LITERATURA:

„Monika Muskała | »Rondo Rodeo«”. https://www.facebook.com/najlepszaksiegarnia/videos/986166809369902.

„Nowy Tygodnik Kulturalny Podcast #051”. https://vod.warszawa.pl/kultura,32305/nowy-tygodnik-kulturalny-odcinki,44435/odcinek-51,S01E51,45687?t=uRj5.

Sobolewska J.: „W środku niczego. Recenzja książki: Monika Muskała, »Rondo Rodeo«”. https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/ksiazki/2260005,1,recenzja-ksiazki-monika-muskala-rondo-rodeo.read. 18.06.2024.

Szot W. [2024]: „Książka tygodnia – »Rondo Rodeo«. Recenzja”. https://www.empik.com/pasje/ksiazka-tygodnia-rondo-rodeo-recenzja,134840,a. 20.06.2024
 

Monika Muskała: „Rondo Rodeo”. Nisza. Warszawa 2024.