ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 sierpnia 15-16 (495-496) / 2024

Magdalena Piotrowska-Grot,

NA MARGINESACH KOBIECOŚCI (DIDIER ERIBON: 'ŻYCIE, STAROŚĆ I ŚMIERĆ KOBIETY Z LUDU')

A A A
Starość – nieunikniona, trudna, tabuizowana, przede wszystkim jednak generalizowana. A przecież nie jest taka sama dla każdej osoby: inna w przypadku kobiet i mężczyzn, nieprzewidywalna w swoim przebiegu (dla jednych łaskawa pod względem zdrowotnym, dla innych nieustannie przeplatana fizycznymi i mentalnymi utrudnieniami). Przesuwamy jej granice, próbujemy oszukać, walczymy z wykluczeniem osób senioralnych, jednocześnie obawiając się momentu, w którym to my przekroczymy ten próg wiekowy, rzadko jednak zadajemy pytanie – czy starość, a właściwie jakość jej przebiegu, zdeterminowana jest społecznym pochodzeniem (nie mam tu na myśli kwestii ekonomicznych, te są bowiem w kontekście starości niezwykle istotne i niejednokrotnie problematyczne). Didier Eribon zadaje nie tylko to pytanie – pokazuje nam, jak starzeje się i umiera jego matka, „kobieta z ludu”, uświadamiając osobom czytającym także inną, niezwykle ważną kwestię. Nawet samotna starość nie toczy się w całkowitym odosobnieniu, wpływa na wszystkich wokół, nawet, a może szczególnie, na te osoby, które odwracają od niej wzrok. 

Konteksty

Tytuł nowej książki autora „Powrotu do Reims” okazuje się mylący, to nie jest jedynie „Życie, starość i śmierć kobiety z ludu”, to niezwykle ciekawa opowieść syna, który próbuje poznać i zrozumieć swoją matkę dopiero pod koniec jej życia. To także społeczne studium kobiecości widzianej oczami mężczyzny, kobiecości specyficznej, bo przynależącej do określonej (niezwykle charakterystycznej) grupy społecznej, ukazanej przede wszystkim z perspektywy relacji, zależności kobiet od mężczyzn i specyficznego systemu wartości. Co unaocznia się w kontekście pytania, dlaczego matka nie odeszła od mężczyzny, którego nie kochała, który ją upokarzał i zdradzał: „Moja matka, która była wtedy sprzątaczką, cofnęła się przed trudnościami, jakie by ją czekały, gdyby postanowiła zamieszkać w innym miejscu: jak dać sobie radę samej, z dwojgiem dzieci (nie mieliśmy jeszcze dziesięciu lat). Zostawić wszystko za sobą, znaleźć mieszkanie, co miesiąc zarabiać dość dużo pieniędzy, żeby opłacić czynsz i móc nas utrzymać. »Jak miałabym to zrobić?« (…). Dlaczego później do tego nie wróciła? Miała dwoje innych dzieci, urodzonych osiem i czternaście lat po mnie, i to w pewien sposób utrwalało jej stan uzależnienia. Poza tym bała się, że będzie musiała zaczynać wszystko od zera: »Ciężko pracowaliśmy, żeby mieć trochę wygód«, przez co rozumiała dobra materialne, do których posiadania dążyli tak długo: stół w jadalni i kredens na wysoki połysk, kanapę ze skaju, fronty kuchennych szafek w laminacie, telewizor itd. A »gdybym odeszła, wszystko bym straciła«” (s. 43-44). 

W przytoczonych rozważaniach nie chodzi jednak o przywiązanie do, zdobytych z takim trudem, materialnych dóbr, które w oczywisty sposób stanowią jedynie próbę osłodzenia życia kobiet z ludu. Cytat ten pokazuje nam przede wszystkim, że pewne rozwiązania dostępne dla jednych kobiet, dla innych były całkowicie nieosiągalne, a walka o wolność mogła stanowić wyrok, nędzę i odrzucenie społeczne, na które te nie były w stanie się zgodzić. Wielość feminimów, graniczne linie emancypacji to bowiem także kwestie związane z klasą, do której te kobiety przynależały, ze wszystkimi, niezawinionymi, konsekwencjami tej przynależności, czy w konsekwencji – uzależnienia. Książka wpisuje się więc w nurt popularnych w ostatnim czasie biografii grup społecznych, do których zaliczyć można „Chłopki” Joanny Kuciel-Frydryszak czy emitowany niedawno w kinach włoski film „Jutro będzie nasze” Paoli Cortellesi. Eribon opowiada, ale także odzyskuje pewien zagubiony w gąszczu uogólnień i niedopowiedzeń, niezwykle istotny fragment współczesnej historii, podkreślając nie tylko jej złożoność i wieloaspektowość, ale także upominając się o podmiotowość sporej grupy kobiet (w pewnym sensie wciąż) wykluczanych nie tylko z życia, ale także narracji historyczno-społecznej

Eribon, tak jak w poprzedniej książce, powraca do obrazów dzieciństwa i młodości: przemocowego ojca, nieakceptującego nieheteronormatywności swojego syna, uwięzionego w stereotypowym myśleniu o świecie, do nieco sennego, ale pełnego ważkich historii indywidualnych Reims, do rozważań natury filozoficznej i społeczno-politycznej, ale przede wszystkim – powraca do wspomnień o swojej matce, z różnych etapów jej życia. Historia ostatnich miesięcy życia matki staje się impulsem nie tylko do obserwacji i wysnuwania wniosków o procesie starzenia się, ale przede wszystkim do powrotu do grupy społecznej, z której autor, jak sam pisze, „zdezerterował”, a do której wciąż powraca i w pewnym stopniu nieprzerwanie przynależy. Powrót do rodzinnego miasteczka to bowiem w tej publikacji także powrót do robotniczej i rewolucyjnej historii Francji, tym ciekawiej książka wybrzmiewa w kontekście politycznych przemian współczesnej (francuskiej i europejskiej) sceny politycznej. Autor daje nam wgląd nie tylko w biografię prywatną, ale także w biografię zbiorowości, przy okazji oferując niezwykle bogate wskazówki bibliograficzne.

Dom dla starości 

Starość staje się w omawianej książce katalizatorem – wymusza na synu konfrontację z prawdą o kobiecości, cielesności i śmiertelności własnej matki, a przede wszystkim z samotnością tej starości. To właśnie ograniczenia ciała i zdrowotne problemy wynikające z wieku sprawiają, że dzieci decydują się na umieszczenie matki w domu opieki – dla jej bezpieczeństwa, ale także, by nieco ukoić swoje sumienia. Eribon analizuje retorykę towarzyszącą tego typu zdarzeniom – truizmy zapewnień, że tak będzie bezpieczniej, że w ośrodku będzie danej osobie dobrze, że będzie się ją często odwiedzać. Wszystko to stanowić ma próbę oswojenia sytuacji patowej – matka odmawia bowiem zamieszkania bliżej dzieci i wnuków, nie chce rozstawać się z miejscem, bliscy zaś nie mogą lub nie chcą przemodelować całego swojego dotychczasowego życia. Kompromis, na który ostatecznie wszyscy się decydują, jest jednak nie tylko ograniczeniem wolności, jest – kolejny raz – odebraniem bohaterce podmiotowości i możliwości samostanowienia. Starość jawi się jako coś, co ogranicza nie tylko cieleśnie, ale także społecznie. Nie potrafimy się z nią mierzyć, odbiera wolność (zarówno osobom senioralnym, jak i ich opiekunom), dlatego szukamy dla niej miejsca odosobnienia, co w końcu doprowadza do unifikacji – wszystkie osoby starsze mieszkające w domach opieki wyglądają i zachowują się, według autora, dokładnie tak samo, podporządkowując się panującym w instytucji zasadom. 

Jest to więc opowieść także o relacjach – złożonych, konfliktowych, bolesnych. Eribon pisze o rozbitym habitusie, wielokrotnie powracając do różnic pomiędzy nim a jego rodzeństwem, ojcem, matką. Świat, który go ukształtował, naznaczony trudem, pracą fizyczną, marksizmem, nieprzekraczalnymi zasadami, to jednocześnie świat, który jemu i jego pokoleniu umożliwił społeczny awans. Swoją drogą trudno nie dostrzec w tym kontekście analogii pomiędzy opisywaną przez autora Francją a Polską lat 80. i 90., czy w ogóle Wschodnią Europą, co czyni jego prywatną opowieść jeszcze bardziej uniwersalną i zrozumiałą dla odbiorców i odbiorczyń spoza omawianego kręgu społecznego, a jednocześnie cały czas Eribonowi udaje się zachować miejsce dla osobnych, indywidualnych opowieści. 

Jak zaznaczyłam już wcześniej, starość kobiet stanowi jedynie katalizator wielu wymiarów przedstawianej opowieści. Nadal jednak pozostaje jej centralnym punktem. Opowieść o starych kobietach, czy właściwie oddanie im w pewien sposób głosu, to opowieść grupy wykluczanej, marginalizowanej, pozbawianej pełni społecznych praw, dlatego też w książce tak często padają słowa wolność i niezależność. Jednocześnie Eribon znów nie przepuści okazji, żeby dokonać analizy wybranego problemu społecznego – sposobu działania, niedostępności i braków w personelu instytucji zwanych domami starców, domami opieki czy domami spokojnej starości. Dom to jednak słowo-oszustwo, trudno wyobrazić sobie możliwość zadomowienia się w takim miejscu – pozbawionym wyrazu, pełnym identycznych pokoików o wyblakłych kolorach ścian, niemożliwych do wygodnego zagospodarowania, uniemożliwiających zadomowienie, a przede wszystkim – przejściowych. Oczekiwanie na wolny pokój to jednocześnie oczekiwanie na czyjąś śmierć, w kolejce zaś czekają już następne rodziny, wmawiające sobie, że to właśnie najlepsze, podyktowane troską, rozwiązanie, a jednocześnie trawione przez wyrzuty sumienia (także kulturowo wypracowywane i pielęgnowane – na zasadzie pokoleniowej winy, wedle której kiedyś nie pozbywano się osób starych, ale nie dopowiada się, że pozostający w wielopokoleniowym domu seniorzy i seniorki niejednokrotnie nie byli traktowani jak równe i równi członkowie rodziny lub, pomimo swoich ograniczeń, często pozostawali/stawali się przemocowi, powoli wyniszczając fizycznie i psychicznie swoich opiekunów). Eribon przypomina nam więc, że starość wciąż pozbawiona jest domu – godnego miejsca i systemowych rozwiązań w trosce o wszystkie osoby, których ona dotyka – a więc nie tylko seniorów, seniorki, ale także całe rodziny.

Wolność/wykluczenie

Wracając jednak do głównej bohaterki opowieści (choć do tego, o kim właściwie jest ta opowieść, odniosę się jeszcze później): starość oznacza ponowną utratę wolności i niezależności – nie jest to spowodowane tylko miejscem, do którego wymagająca opieki kobieta musi się udać, ale także zdradą ze strony ciała. Jak pisze Damian Michałowski: „Ciało jako przeszkoda nie oznacza tylko sytuacji choroby i starości, niedołęstwa czy niepełnosprawności, ale oznacza najpierw przeszkodę jako coś, co jest przygodne, skończone, a także co podległe jest prawom natury, determinizmem biologicznym, automatyzmowi zachowań, słowem – czemuś, co jest niezależne od mojej woli, co sytuuje się poza mną, poza możliwością kontroli, sterowania, wpływu (Michałowski 2010: 216).

Ograniczenia ciała to więc pierwszy poziom utraty wolności. W przypadku opisywanej historii matki nie to jest jednak najbardziej dramatyczne. Osierocona dziewczyna, która szybko staje się służącą, później żoną, matką, pracownicą, doświadcza pełni niezależności dopiero po odejściu męża: „Po śmierci ojca moja matka odczuła pewną ulgę, nie tylko dlatego, że choroba Alzheimera, na którą cierpiał od wielu lat, a potem długi pobyt w specjalistycznej klinice, gdzie odwiedzała go co dzień, była dla niej, chociaż go nie kochała, długą, niemającą końca próbą, ale również i zwłaszcza dlatego, że po raz pierwszy od czasu ślubu, gdy miała dwadzieścia lat, była sama i wolna, nie musiała nikomu się tłumaczyć z tego, co robi, mówi, myśli, na co patrzy… Przez pewien czas korzystała z tej odnalezionej niezależności, a potem na jej drodze pojawiły się kolejne przeszkody ograniczające jej swobodę ruchów, trudności związane z wiekiem i utratą sił. Słuchając ich rozmowy, miałem nieodparte wrażenie, że jej gościni poczuła to samo, kiedy jej mąż trafił do domu opieki: nareszcie wolna!” (s. 38). Starość jednak i zdrada starzejącego się ciała po kilku latach tę wolność znów jej odbierają. To życie, którego, jak pisze Eribon, bohaterka nie jest w stanie znieść, jej wola walki i życia słabnie, w końcu kobieta umiera. Wolność i osobność jawią się w tej książce jako wartości najwyższe, życie, które pozbawia nas podmiotowości, nie jest prawdziwym życiem, bez względu na to, w jaki sposób zostaje nam ona odebrana.

Choć dominantą narracyjną jest historia życia i odchodzenia matki, to Eribon czyni ze swojej książki tak naprawdę studium grupy wykluczonej społecznie – dyskryminacji nie tylko kobiet, ale szczególnego marginalizowania kobiet starszych. To jednak przede wszystkim próba zrozumienia tej grupy, pokazanie wielowarstwowych uzależnień i przekonań społecznych, które odbierały wolność kobietom „z ludu”, a jednocześnie sprawiały, że one same odmawiały tej wolności innym, próbując znaleźć coś, co je wyróżnia czy czyni lepszymi od innych: „Ale gdy ci, którzy należeli do dyskryminowanej czy piętnowanej mniejszości, mający dotąd w sferze publicznej (polityka, media, kultura…) status praktycznie niewidzialnych, stają się bardziej widoczni, a zwłaszcza gdy ich wizerunek nie odpowiada już przekonaniu o ich niższości i odbiega od stereotypów, wywołuje to wrogą reakcję ze strony większości, tych, którzy dominują i widzą, że ich hegemonia jest kwestionowana i naruszana. »Jesteśmy atakowani przez gejów«, ubolewała w latach dziewięćdziesiątych reakcyjna francuska polityczka podczas debaty na temat prawnego uznania par jednopłciowych. W gruncie rzeczy moja matka żywiła podobne uczucia do Czarnych. Ona też czuła się »atakowana«” (s. 190). Powracamy więc do opisywanych przez autora relacji, nie tylko rodzinnych, ale także społecznych uwikłań, które wpływają na jakość życia i światopogląd całych grup czy narodów. Warto w tym miejscu docenić płynność tłumaczenia, a także uwzględnienie form inkluzyjnych, choć tu brakuje nieco konsekwencji, zwłaszcza w kontekście feminatywów czy określeń stosowanych wobec osób o odmiennym pochodzeniu etnicznym.

Można zastanawiać się, czy Didier Eribon jest w stanie opowiedzieć tę historię – niezaprzeczalnie nie zachowuje bowiem obiektywizmu i jedynie przytacza historię matki, nie mogąc już udzielić jej głosu bezpośrednio. Jednocześnie właśnie ten głos dla niej odzyskuje, ma wgląd w środowisko i wszystkie uwarunkowania, które ją kształtowały, a jego wiedza w zakresie nauk społecznych sprawia, że autor swobodnie przechodzi od indywidualnej historii do pogłębionej analizy klasy robotniczej, zachowując równowagę pomiędzy tymi perspektywami przez cały czas. Jest to także opowieść człowieka, który przepracowuje żałobę, rozstaje się i rozlicza z utratą (matki, świata z którego pochodzi, pewnego etapu we własnym życiu).

LITERATURA:

Eribon D.: „Powrót do Reims”. Przeł. M. Ochab. Kraków 2019.

Michałowski D.: „Ciało jako to, co inne, na drodze poszukiwania sobości w filozofii Paula Ricoeura”. W: „Terytorium i peryferia cielesności. Ciało w dyskursie filozoficznym”. Red. A. Kiepas, E. Struzik. Katowice 2010.
 

Didier Eribon: „Życie, starość i śmierć kobiety z ludu”. Przeł. Jacek Giszczak. Wydawnictwo Karakter. Kraków 2024.