ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 września 18 (498) / 2024

Paulina Zięciak,

HISTORIA SZTUKI BEZ MĘŻCZYZN - CZY JEST NAM POTRZEBNA? (KATY HESSEL: 'HISTORIA SZTUKI BEZ MĘŻCZYZN')

A A A
„W październiku 2015 roku pojechałam na targi sztuki i zdałam sobie sprawę, że żadne z tysięcy eksponowanych tam dzieł nie zostało stworzone przez kobietę. Pomyślałam wtedy: czy potrafię wymienić z pamięci, chociażby dwadzieścia artystek? Choćby dziesięć sprzed 1950 roku? Choćby jedną  sprzed połowy XIX wieku? Nie. Czyżbym widziała historię sztuki z męskiej perspektywy? Ewidentnie.” (s. 9)  – tak rozpoczyna swoją opowieść zatytułowaną „Historia sztuki bez mężczyzn” Katy Hessel – historyczka i kuratorka sztuki, autorka instagramowego profilu @thegreatwomenartists.

Od razu podjęłam rzuconą przez Hessel rękawicę i zaczęłam w swojej głowie odpowiadać na postawione przez nią pytania: Łempicka, Boznańska, Stryjeńska, Bilińska, Muter, Rudzka-Cybis, Kobro, Delaunay, Morisot, Abakanowicz, Pinińska-Bereś, Kozyra, Kulik, Lach-Lachowicz, Kahlo, Gonczarowa, Abramović, Modersohn-Becker, Szapocznikow, Jarema.

Choć udało mi się wymienić dwadzieścia nazwisk, to można zauważyć, że moje odpowiedzi padły według pewnego „klucza”. Po pierwsze, prawie wszystkie wymienione przeze mnie artystki działały w XX wieku. Żeby odpowiedzieć na trzecie pytanie, do ich grona musiałabym dodać dobrze mi znaną, wczesnobarokową malarkę Artemisię Gentileschi, która od kilku lat cieszy się ogromną popularnością i zostało jej przywrócone należne miejsce w kanonie sztuki, a także pochodzącą ze Szwajcarii Angelikę Kauffmann, również często przywoływaną w ramach pisania o kobietach w sztuce. Jednak, bez dłuższego zastanowienia, byłyby to tylko te dwa nazwiska.

Po drugie, na mojej liście są głównie polskie artystki. O części z nich wspomina się na zajęciach z historii sztuki XIX i XX wieku, prace wielu są eksponowane w polskich muzeach i galeriach. Osobiście miałam przyjemność w swojej pracy dyplomowej poruszać temat polskich kobiet-artystek przełomu XIX i XX wieku, dlatego fundamentalną dla mnie pozycją była napisana przez prof. dr hab. Joannę Sosnowską książka „Poza kanonem. Sztuka polskich artystek 1880–1939” (2003). Jedna z nielicznie dostępnych wtedy o tej tematyce i jednocześnie dobrze systematyzująca wiedzę z tego zakresu.

Po trzecie, niestety, część tych nazwisk od razu przywołuje na myśl figurę jakiegoś artysty-mężczyzny. Bo kto, wspominając Katarzynę Kobro, nie pomyśli o Władysławie Strzemińskim? Wymieni Zofię Kulik bez Przemysława Kwieka? Kto zna Marię Pinińską-Bereś, a nie zna Jerzego Beresia? Hannę Rudzką-Cybis bez Jana Cybisa albo Sonię Delaunay bez męża Roberta? Nawet w biografiach tak wielkich, znanych na całym świecie indywidualności jak Frida, pojawia się Diego Rivera. Zapytam przewrotnie, czy to działa również w drugą stronę? Gdy mówimy o Tadeuszu Kantorze, myślimy w tym samym momencie o Marii Stangret? Największą miarą sukcesu kobiety-artystki jest, gdy w jej nocie biograficznej nie pada hasło: „żona/córka słynnego artysty”.

Biorąc pod uwagę, że pytania Hessel były z tak zwanej „mojej działki”, a i tak odpowiedziałam na nie dość schematycznie, to co z osobami bez historyczno-artystycznego wykształcenia? Autorka zapytała o artystki Brytyjczyków i „trzydzieści procent respondentów nie potrafi wymienić więcej niż trzech nazwisk. W grupie obejmującej ludzi w wieku od osiemnastu do dwudziestu czterech lat osiemdziesiąt trzy procent odpowiadających nie potrafiło wymienić nawet trzech artystek, a więcej niż połowa badanych stwierdziła, że w szkole nie uczyli ich o żadnych kobietach uprawiających sztukę” (s. 10).

Skoro w szkole nie uczą nas o artystkach, to może w muzeach dowiemy się o nich czegoś więcej? Jednak „wyniki badań opublikowane w 2019 roku pokazują, że osiemdziesiąt siedem procent dzieł sztuki w zbiorach osiemnastu największych muzeów amerykańskich stworzyli mężczyźni […]. Obecnie dzieła artystek stanowią tylko jeden procent londyńskiej National Gallery” (s. 10). Po przytoczeniu tych danych chyba nie ma wątpliwości, że odpowiedź na tytułowe pytanie powinna być twierdząca: tak, potrzebujemy, aby takie pozycje jak „Historia sztuki bez mężczyzn” pojawiały się na księgarskich półkach.

Oczywiście znajdą się jakieś głosy sprzeciwu. Bo jak można pisać o renesansie, nie wspominając o Leonardzie da Vinci? Omawiać impresjonizm bez słowa o Claudzie Monecie? Myślę jednak, że o tych artystach napisane zostało już tak wiele, że dziś z czystym sumieniem możemy się skupić tylko na sztuce artystek.

W ostatnich latach temat HER-storii został nieco spopularyzowany. Ukazało się wznowienie legendarnego dla tego tematu eseju „Dlaczego nie było wielkich artystek?” Lindy Nochlin, w 2021 na półkach zagościły „Polki na Montparnassie” Sylwii Zientek, a ostatnio „Histeria sztuki: niemy krzyk obrazów” Sonii Kiszy. Są to publikacje patrzące na historię sztuki z zupełnie innej (kobiecej) perspektywy i na pewno warto się z nimi zapoznać.

Czego dowiadujemy się z książki Hessel? Jest to przekrojowe, dość standardowe, spojrzenie na historię sztuki, ale z niestandardowej strony, bo z perspektywy działalności artystek. Narracja jest poprowadzona chronologicznie, a autorka operuje przyjętym podziałem na okresy w sztuce, rozpoczynając od renesansu, a kończąc na współczesności, czyli w latach 20. XXI wieku.

Poza rozdziałami dotyczącymi najbardziej oczywistych etapów w dziejach sztuki, pojawiają się mniej oczywiste, jak sztuka queerowa, sztuka spirytystyczna, ruch czarnej sztuki, afrofuturyzm, ceramika rdzennych amerykanek.

Widać też, że autorka nie ogranicza się tylko do sztuki zachodnioeuropejskiej, ewentualnie z wątkami wschodnioeuropejskimi i amerykańskimi, o których najczęściej pisze się w tego typu pozycjach, ale omawia sztukę kobiet z całego świata – znajdziemy tu drzeworyt japoński, meksykański renesans, pejzaż amerykański, sztukę Brazylii lat 20., sztukę aborygenów. Jest tu też coś więcej niż tylko malarstwo i rzeźba, bo znajdziemy informację o fotografii (artystycznej i reportażowej), architekturze, performance, ceramice, tkaninie artystycznej, nowych technologiach, video art. Omówiony został też temat aktywistek.

Tak obszerny zakres tematów ma swoje wady i zalety. Z jednej strony można odnieść wrażenie, że wszystkie wątki w sztuce światowej zostały tutaj omówione, z drugiej, co dość oczywiste,  są pewne ograniczenia techniczne – takie jak objętość książki. Musi być ogromnym wyzwaniem pomieścić tak wiele wątków na niespełna 500 stronach, więc nie można uniknąć pewnej skrótowości. Jest to jednak więcej, niż do tej pory w zakresie promocji sztuki kobiet, szczególnie tej dawnej i niezachodnioeuropejskiej, zostało zrobione.

Na pewno „Historia sztuki bez mężczyzn” jest pozycją, która dobrze systematyzuje podstawową wiedzę o sztuce kobiet, przywołuje wiele mało znanych, lub znanych tylko zaangażowanym w ten temat, nazwisk, a co najważniejsze skłania do własnych, indywidualnych, poszukiwań. Uświadamia, jak temat sztuki kobiet jest rozległy i ile wątków można w nim jeszcze podjąć.

Na koniec wspomnę jeszcze o polskich akcentach, które w owej publikacji się znalazły. Wśród  tak ogromnego grona artystek z całego świata i ze wszystkich dziedzin artystycznych Hessel umieściła kilka cenionych na całym świecie Polek. W książce nie mogło zabraknąć: Tamary Łempickiej, Magdaleny Abakanowicz i Aliny Szapocznikow. Malarki, twórczyni tkaniny artystycznej i rzeźbiarki. To wspaniała reprezentacja polskich kobiet-artystek w publikacji, która została okrzyknięta bestsellerem „Sunday Times” i „New York Times”, a także została książką roku Waterstones. 
 

Katy Hessel: „Historia sztuki bez mężczyzn”. Przeł. Małgorzata Glasenapp. Wydawnictwo Marginesy. Warszawa 2024.