MĘŻCZYŹNI, KTÓRZY NIENAWIDZĄ KOBIET (FRANTIŠEK ŠMEHLÍK: 'USŁYSZEĆ ŚPIEW JELENI')
A
A
A
Książkę „Usłyszeć śpiew jeleni” Františka Šmehlíka otwiera naprawdę mocne zdanie: „Wczesnym, chłodnym rankiem, kilka godzin po tym, jak młoda dziewczyna wpuściła do swojego domu potwora, przebudził się Honza Jungman” (s. 9). I nie jest to czcza obietnica jakości, bo dalsze zdania, akapity, rozdziały powieść też ma naprawdę udane, a ewentualne krytyczne uwagi okazują się nieznaczące w planie całości.
Jesienią 2016 roku brutalne morderstwo młodej kobiety wprowadza chaos w życie wsi Helašná w Beskidzie Śląsko-Morawskim. Śledczy z Ostrawy nie narzekają na brak osób do przesłuchania w tej pięknie położonej osadzie, co pozwala sportretować specyficzne sąsiedzkie relacje. Mieszkająca blisko lasu gromadka, pozornie żyjąca zgodnie (może poza znanym wszystkim konfliktem profesjonalnego muzyka z lokalnym grajkiem) i radośnie spędzająca czas w karczmie – jak skomentuje jeden z policjantów: „Wygląda na to, że wczoraj schlała się dosłownie cała wieś” (s. 82) – szybko okaże się powiązana siecią skomplikowanych zależności, skłonna do plotek o daleko idących konsekwencjach, a do tego podatna na uprzedzenia wobec wszystkiego, co „inne”. Uprzedzenia mające w wizji Šmehlíka odbicie w skali makro: w czeskiej polityce reagującej na krwawą zbrodnię typowym oskarżaniem mniejszości (osoby wiernie śledzące serię Czeskie Krymi mogą przypomnieć sobie, że pozorną otwartość czeskiego społeczeństwa pokazywała też Iva Procházková w „Roznegliżowanych”). Co istotne, powieść Šmehlíka w sposób niełopatologiczny, ale wyraźnie ustawia się po stronie prześladowanych, pokazując, że nawet jeśli osoby z uciskanych grup robią coś złego lub nieprzemyślanego, nie świadczy to źle o całych grupach. I często stanowi efekt presji społecznej i wstydu zinternalizowanego z powodu przekazów płynących z otoczenia.
Šmehlík w ogóle pisze empatycznie. Już w prologu widać, że potrafi postawić się w sytuacji małego dziecka, z jego nadziejami, lękami i niemożnością trafnego zinterpretowania zdarzeń, które nie powinny mieć miejsca w świecie kilkulatka. Potem ta umiejętność pokazywania odmiennych perspektyw przydaje się pisarzowi w różnicowaniu ostrawskich śledczych. Każdy z nich, od pewnego siebie – nie zawsze słusznie – i bardzo medialnego szefa, przez poszczególnych stałych członków zespołu, po dopiero zaczynającego służbę w tym gronie Romana, jest inny, zarówno w metodach pracy, jak w życiu prywatnym i w poglądach. O ile wydaje mi się, że Petra i Davida poznajemy nieco za słabo, o tyle w zaledwie jednym kryminalnym tomie autorowi udało się naprawdę wielowymiarowo pokazać Aleša i Václava, nie zapominając też o daniu kilku lekcji życia „nowemu”. Roman będzie musiał bowiem zrewidować sporo przekonań, z którymi trafił do wydziału.
Ten portret męskiego świata komendy (Andrea z IT to daleki plan) oraz relacji policjantów z bliskimi sprawia, że obok wątków kryminalnych i sygnalizowanych w nich problemów społecznych na niewypowiedziany wprost, ale ważny temat „Usłyszeć śpiew jeleni” wyrastają współczesne warianty i przeobrażenia męskości. Jest tu inspektor Lada, który „z zasady nie ufa kobietom. Zbyt dobrze poznał zbyt wiele z nich” (s. 318), są „silni mężczyźni” z tradycyjnymi przekonaniami na temat ról płciowych, jest pozornie nowocześniejszy Roman, który jednak, próbując zainteresować sobą jedną ze świadkiń, popełnia gafę za gafą. Wyróżnia się Václav w relacji z żoną, ale on też nie od razu wie, jak mądrze i wrażliwie reagować, wciąż się uczy. W książce kilka razy cytuje Vladimíra Holana: „To, co nie drży, nie jest mocne” – i słowa te pasują do wielu poruszonych w kryminale kwestii, ale najmocniej uderzały mnie właśnie w kontekście realnych i pożądanych męskości. Równocześnie, chociaż kobiety w „Usłyszeć śpiew jeleni” są ofiarami lub drugoplanowymi składnikami wątków głównych bohaterów, to Šmehlík stara się, by nie były bezradne i by nie udawały, że podobają im się pewne męskie zachowania i komentarze.
W tej powieści nie jest jednak nieustająco mrocznie i poważnie. Autor proponuje trafne, często zabawne scenki z życia komendy. Nie brakuje też rozładowujących napięcie żartów (i nie liczę tych pokazujących środowiskowy seksizm). Na przykład pytanie do kompozytora, czy aby na pewno potrzebował pseudonimu artystycznego, żeby się wyróżnić, spointowane zostaje odkryciem, że naprawdę nazywa się on Jan Novák (zob. s. 42). A znalezienie w domu piłkarza i jego narzeczonej narkotyków Roman ironicznie komentuje: „Myślała, że chodzi z przyszłym Maradoną. (…) I rzeczywiście chodziła” (s. 53).
Kryminalne aspekty pierwszej wydanej po polsku książki Šmehlíka kupuję bez zastrzeżeń (mając świadomość, że ten poziom brutalności i wątki zahaczające o znaną frazę „mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” mogą być dla niektórych czytających trudne do udźwignięcia). Jest wiele wyrazistych postaci po obu stronach śledczej machiny, a gdy strony te się spotykają – podczas przesłuchań – pisarz naprawdę pokazuje swoje umiejętności. Wątków tu sporo, ale dobrze się splatają, a sprytnie rozsiane ślady łączą się w przekonującą opowieść. Nieco mniej oryginalności widzę w tym, jak autor prezentuje kwestie prywatne bohaterów, zwłaszcza tę dotyczącą „podrywu” Romana, ale nadal jest na tyle dobrze, że nie psuje to lekturowego doświadczenia.
„Usłyszeć śpiew jeleni” to kryminał równocześnie literacki, z odniesieniami do innych książek, i brutalny, z drastycznymi opisami. Empatyczny w przyjmowaniu różnych perspektyw i bezwzględny w pokazywaniu ciemnych stron ludzkiej natury. Przede wszystkim to jednak książka niezwykle wciągająca i po prostu jakoś tak naturalnie napisana, pozbawiona, częstej w literaturze gatunkowej, sztuczności opisów i dialogów. Jeśli dodać, że Šmehlík napisał ją, mając lat dwadzieścia trzy (na końcu widnieje data 2018), i wydał trzy lata później (a debiutował nawet wcześniej, w 2015, zbiorem opowiadań), można tylko podziwiać, zazdrościć i zastanawiać się, jak ten autor się rozwinął, skoro tak dobrze radził sobie już wtedy. Skoro to za późniejszą od „Usłyszeć…” powieść „Šelma” otrzymał nagrodę Magnesia Litera w kategorii kryminalnej, zakładam, że może być jeszcze lepiej. I chętnie uwierzę, jak – mam nadzieję – zobaczę, w polskiej wersji językowej.
Jesienią 2016 roku brutalne morderstwo młodej kobiety wprowadza chaos w życie wsi Helašná w Beskidzie Śląsko-Morawskim. Śledczy z Ostrawy nie narzekają na brak osób do przesłuchania w tej pięknie położonej osadzie, co pozwala sportretować specyficzne sąsiedzkie relacje. Mieszkająca blisko lasu gromadka, pozornie żyjąca zgodnie (może poza znanym wszystkim konfliktem profesjonalnego muzyka z lokalnym grajkiem) i radośnie spędzająca czas w karczmie – jak skomentuje jeden z policjantów: „Wygląda na to, że wczoraj schlała się dosłownie cała wieś” (s. 82) – szybko okaże się powiązana siecią skomplikowanych zależności, skłonna do plotek o daleko idących konsekwencjach, a do tego podatna na uprzedzenia wobec wszystkiego, co „inne”. Uprzedzenia mające w wizji Šmehlíka odbicie w skali makro: w czeskiej polityce reagującej na krwawą zbrodnię typowym oskarżaniem mniejszości (osoby wiernie śledzące serię Czeskie Krymi mogą przypomnieć sobie, że pozorną otwartość czeskiego społeczeństwa pokazywała też Iva Procházková w „Roznegliżowanych”). Co istotne, powieść Šmehlíka w sposób niełopatologiczny, ale wyraźnie ustawia się po stronie prześladowanych, pokazując, że nawet jeśli osoby z uciskanych grup robią coś złego lub nieprzemyślanego, nie świadczy to źle o całych grupach. I często stanowi efekt presji społecznej i wstydu zinternalizowanego z powodu przekazów płynących z otoczenia.
Šmehlík w ogóle pisze empatycznie. Już w prologu widać, że potrafi postawić się w sytuacji małego dziecka, z jego nadziejami, lękami i niemożnością trafnego zinterpretowania zdarzeń, które nie powinny mieć miejsca w świecie kilkulatka. Potem ta umiejętność pokazywania odmiennych perspektyw przydaje się pisarzowi w różnicowaniu ostrawskich śledczych. Każdy z nich, od pewnego siebie – nie zawsze słusznie – i bardzo medialnego szefa, przez poszczególnych stałych członków zespołu, po dopiero zaczynającego służbę w tym gronie Romana, jest inny, zarówno w metodach pracy, jak w życiu prywatnym i w poglądach. O ile wydaje mi się, że Petra i Davida poznajemy nieco za słabo, o tyle w zaledwie jednym kryminalnym tomie autorowi udało się naprawdę wielowymiarowo pokazać Aleša i Václava, nie zapominając też o daniu kilku lekcji życia „nowemu”. Roman będzie musiał bowiem zrewidować sporo przekonań, z którymi trafił do wydziału.
Ten portret męskiego świata komendy (Andrea z IT to daleki plan) oraz relacji policjantów z bliskimi sprawia, że obok wątków kryminalnych i sygnalizowanych w nich problemów społecznych na niewypowiedziany wprost, ale ważny temat „Usłyszeć śpiew jeleni” wyrastają współczesne warianty i przeobrażenia męskości. Jest tu inspektor Lada, który „z zasady nie ufa kobietom. Zbyt dobrze poznał zbyt wiele z nich” (s. 318), są „silni mężczyźni” z tradycyjnymi przekonaniami na temat ról płciowych, jest pozornie nowocześniejszy Roman, który jednak, próbując zainteresować sobą jedną ze świadkiń, popełnia gafę za gafą. Wyróżnia się Václav w relacji z żoną, ale on też nie od razu wie, jak mądrze i wrażliwie reagować, wciąż się uczy. W książce kilka razy cytuje Vladimíra Holana: „To, co nie drży, nie jest mocne” – i słowa te pasują do wielu poruszonych w kryminale kwestii, ale najmocniej uderzały mnie właśnie w kontekście realnych i pożądanych męskości. Równocześnie, chociaż kobiety w „Usłyszeć śpiew jeleni” są ofiarami lub drugoplanowymi składnikami wątków głównych bohaterów, to Šmehlík stara się, by nie były bezradne i by nie udawały, że podobają im się pewne męskie zachowania i komentarze.
W tej powieści nie jest jednak nieustająco mrocznie i poważnie. Autor proponuje trafne, często zabawne scenki z życia komendy. Nie brakuje też rozładowujących napięcie żartów (i nie liczę tych pokazujących środowiskowy seksizm). Na przykład pytanie do kompozytora, czy aby na pewno potrzebował pseudonimu artystycznego, żeby się wyróżnić, spointowane zostaje odkryciem, że naprawdę nazywa się on Jan Novák (zob. s. 42). A znalezienie w domu piłkarza i jego narzeczonej narkotyków Roman ironicznie komentuje: „Myślała, że chodzi z przyszłym Maradoną. (…) I rzeczywiście chodziła” (s. 53).
Kryminalne aspekty pierwszej wydanej po polsku książki Šmehlíka kupuję bez zastrzeżeń (mając świadomość, że ten poziom brutalności i wątki zahaczające o znaną frazę „mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” mogą być dla niektórych czytających trudne do udźwignięcia). Jest wiele wyrazistych postaci po obu stronach śledczej machiny, a gdy strony te się spotykają – podczas przesłuchań – pisarz naprawdę pokazuje swoje umiejętności. Wątków tu sporo, ale dobrze się splatają, a sprytnie rozsiane ślady łączą się w przekonującą opowieść. Nieco mniej oryginalności widzę w tym, jak autor prezentuje kwestie prywatne bohaterów, zwłaszcza tę dotyczącą „podrywu” Romana, ale nadal jest na tyle dobrze, że nie psuje to lekturowego doświadczenia.
„Usłyszeć śpiew jeleni” to kryminał równocześnie literacki, z odniesieniami do innych książek, i brutalny, z drastycznymi opisami. Empatyczny w przyjmowaniu różnych perspektyw i bezwzględny w pokazywaniu ciemnych stron ludzkiej natury. Przede wszystkim to jednak książka niezwykle wciągająca i po prostu jakoś tak naturalnie napisana, pozbawiona, częstej w literaturze gatunkowej, sztuczności opisów i dialogów. Jeśli dodać, że Šmehlík napisał ją, mając lat dwadzieścia trzy (na końcu widnieje data 2018), i wydał trzy lata później (a debiutował nawet wcześniej, w 2015, zbiorem opowiadań), można tylko podziwiać, zazdrościć i zastanawiać się, jak ten autor się rozwinął, skoro tak dobrze radził sobie już wtedy. Skoro to za późniejszą od „Usłyszeć…” powieść „Šelma” otrzymał nagrodę Magnesia Litera w kategorii kryminalnej, zakładam, że może być jeszcze lepiej. I chętnie uwierzę, jak – mam nadzieję – zobaczę, w polskiej wersji językowej.
František Šmehlík: „Usłyszeć śpiew jeleni”. Przeł. Anna Radwan-Żbikowska. Wydawnictwo Afera. Wrocław 2024 [seria: Czeskie Krymi].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |