ODZYSKIWANIE I BUDOWANIE - ŻYDOWSKA/POLSKA HISTORIA (AGNIESZKA DOBKIEWICZ: 'POŻYDOWSKIE. NIEWYGODNA PAMIĘĆ')
A
A
A
Żydowskie ślady – w literaturze, sztuce, rodzinnych historiach, w miastach, na cmentarzach, w miejscach pamięci i tych, które upamiętnienia się nie doczekały – nasza codzienność jest nimi przepełniona, ale widoczne są wciąż dla nielicznych. Pominę jednak to, że ta, dla wielu niewygodna, dla innych niepotrzebna, przeszłość wyraziście pobrzmiewa w społeczno-politycznej teraźniejszości, zwłaszcza w słowach tych, którzy tak bardzo boją się napływu ludności niepolskiego pochodzenia, wyimaginowanego zagrożenia dla tradycji i wartości, realnego zagrożenia wojennym konfliktem. Boją się tak bardzo, że nie tylko zapominają o wartości ludzkiego życia, zapominają o przeszłości.
Znikające istnienia
Polska przeszłość pełna jest właśnie śladów wielokulturowości, czasami owocnych, innym razem trudnych relacji, ale na tej różnorodności – której jako naród chyba nigdy nie nauczyliśmy się doceniać i „praktykować” – polega jej piękno. Tyle że piękno, które zamieniono w piekło, staje się tym, co groźne i wypierane. Może właśnie dlatego o Żydach mówi się w kontekście przeszłości, wielokrotnie nie łącząc obrazów i zdarzeń z realnymi osobami, które mijamy na ulicach, z którymi pracujemy, przyjaźnimy się. To w dużej mierze pozostałość wojenna i czasów powojennych, przemilczeń wymuszonych, ale też wygodnych, przemilczeń, które zwalniały z odpowiedzialności lub pozwalały przetrwać utratę i ból, milczały bowiem obie strony. Kiedy zaś nie milczano, dochodziło do konfliktów i przemocy. Sejmowe wydarzenia grudnia 2023 roku, konflikt zbrojny w Strefie Gazy, wszystkie te sytuacje zdradzają nie tylko niewiedzę, ale obnażają, często właśnie z niej wynikający, antysemityzm, lęk przed krytyczną dyskusją i przemilczenia.
Trudno jednak milczeć całkowicie w kraju, w którym ludność żydowska stanowiła przed wojną znaczącą część populacji (według danych zamieszczonych na stronie Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN,3 miliony osób, czyli około 10% ogółu ludności, choć warto pamiętać, że nie była to ludność rozproszona po całym kraju, zdecydowanie inne proporcje dotyczyły miast, inne wsi), a która później właściwie zniknęła. Polska została wyzwolona, ale nie było już Żydów (pozostało 220 tysięcy Żydów i Żydówek, a po suchym pogromie w roku 1968wyjechało z kraju jeszcze 13 tysięcy osób pochodzenia żydowskiego). W Warszawie czy w Łodzi, w Krakowie, w Lublinie i w Kielcach opustoszały całe dzielnice, w mniejszych ośrodkach zniknęły bezpowrotnie całe sztetle. Rażącą pustkę niejednokrotnie zabudowywano, milczano, zapominano. Zapewne łatwiej było zapomnieć (a także wybaczyć sobie i swoim przodkom), biorąc pod uwagę działania propagandowe – najpierw prowadzone przez nazistów, później przez partię komunistyczną, choć nic nie może usprawiedliwić polskiego antysemityzmu, którego historia trwa, mniej więcej, od XVI wieku. Jak zauważa jeden z rozmówców Pawła Piotra Reszki: „Język, którym się posługujemy, też pomaga ukryć prawdziwa naturę rzeczy. Pełen eufemizmów pozwala działanie niemoralne obrócić w działanie moralnie neutralne. (…) Ale przecież z moralności wyłączone było nie tylko przeszukiwanie zwłok. W czasie okupacji i po niej wyłączeni byli z niej Żydzi, cała grupa etniczno-religijna. Zabić Żyda nie było działaniem złym, tylko obojętnym moralnie” (Reszka 2019: 81).
Wszystko, co wydarzyło się w tym czasie, złożyło się na to, że kiedy Polki i Polacy pytani są o osoby pochodzenia żydowskiego, w ramach badań prowadzonych nad raportem „Kogo widzą Polacy, kiedy widzą Żyda”, okazuje się, że Żydzi to dla większości osób w Polsce: „nieobecni, grupa społeczna, obecnie niewidzialna, przynależna do przeszłości. (…) Dla części: Żydzi jako społeczność niecodzienna, pojawiająca się odświętnie, na określone okazje (np. wycieczki Żydów do miejsc pamięci). Brak codziennej, zwyczajnej, sąsiedzkiej obecności” („Kogo widzą Polacy…” 2023). Oczywiście widać też w społeczeństwie chęć poznania przeszłości, zrozumienia tej trudnej relacji, a nawet naprawienia jej, ale dotyczy to mniejszości, głównie osób młodych, co akurat wydaje się zjawiskiem pozytywnym, znaczyłoby, że z każdym pokoleniem polski antysemityzm będzie słabnąć, choć napisy na murach i komentarze w sieci świadczą o tym, że droga do równowagi w tym zakresie jest bardzo daleka.
Zatrzeć, zamalować, zapomnieć
Choć nie jest to jednoznaczny objaw antysemityzmu, przemilczenie i zacieranie śladów żydowskich – z historii i przestrzeni, to nie tylko wynik niewiedzy, często stanowi działanie celowe, jakby słowo „Żyd” i wszystko, co z nim związane, wywołać miało serię negatywnych zdarzeń, jakby było czymś zakazanym.
Pokazuje to w swojej najnowszej książce Agnieszka Dobkiewicz. „Pożydowskie. Niewygodna pamięć” to historia odzyskiwania śladów, miejsc i opowieści oraz narracja o tym, czym ich zacieranie może skutkować. To ważny głos wśród działań, które mają na celu wypełnienie białych plam w polskiej historii.
Autorka pisze nie tylko o Żydach – o miastach, w których dziś ich nie ma, o koszernych toruńskich piernikach, które znamy wszyscy, nie znając ich historii, o fundamentach polskiej nauki, polskiej wyobraźni i architektury, która, kiedy komuś jest tak wygodnie, nie jest żydowska. Nie chodzi o to, żeby izolować osoby pochodzenia żydowskiego i polskiego, ale o to, by pamiętać, że owa polskość właśnie w oparciu o dialog i różnorodność powstała.
Dobkiewicz przytacza historię fundatora polskiej wyobraźni, niezwykle istotnego (nie tylko) dla mojej generacji rysownika Jana Marcina Szancera, a właściwie poświęconej mu krakowskiej wystawy z 2021 roku. Sam Szancer, ochrzczony, zasymilowany Żyd, do swojego pochodzenia nie przyznawał się po wojnie, nie przyznawał się do swoich korzeni także w swojej biografii. Jego żydostwo miało pozostać nienazwane, choć jest w pewien sposób obecne w jego sztuce, w jego opowieści, jedynie oddalone, w ramach wewnętrznej emigracji. Tak mówi o wystawie ówczesny dyrektor Żydowskiego Muzeum Galicja, Jakub Nowakowski: „(…) pojawiła się u nas pani, która za punkt honoru obrała udowodnienie nam, że Szancer Żydem nie był. Przynosiła dokumenty, rozrysowała jego pochodzenie. Ale to nie zmienia faktu, ze Szancer te korzenie żydowskie miał. Ona nie chce się z tym pogodzić. A ta żydowskość miała znaczenie” (s. 197). Oczywiście, Szancer sam nie afiszował się ze swoim pochodzeniem, co było w powojennej Polsce dość zrozumiałe, ale narracja wykluczenia żydowskości dotyczy także tych wielkich twórców, którzy w ogóle tego nie chcieli i otwarcie deklarowali swoje pochodzenie, jak Julian Tuwim czy Jan Brzechwa. To twórcy powszechnie znani, ich dzieła omawiane są w szkołach, recytowane wciąż przez dzieci w całym kraju. Temu, że byli Żydami i co to tak naprawdę oznacza, nie poświęca się właściwie w podręcznikach miejsca.
Autorka książki przytacza kolejne historie – Stanisława Lema, chałki, którą można dziś kupić w każdej piekarni, „singerki” – maszyny do szycia, cmentarza na Pakoszu i zniszczonego pierwszego pomnika upamiętniającego ofiary pogromu kieleckiego czy aktu spalenia Statutu Kaliskiego. Książka jest więc wynikiem wielu poszukiwań, podróży, dociekania. Pokazuje podstawy, na których wyrastaliśmy, zaznacza te historie, które odebrano zarówno Żydom i Żydówkom, jak i Polkom, Polakom.
To, co jednak przeszkadza w tej książce, to pojawiająca się miejscami infantylizacja opowieści, zamieniająca ją w nieco płaczliwy melodramat o przeszłości. W wyniku tych zabiegów wybrana początkowo forma przekazu, która powinna pozostać świadectwem dramatyzmu i bestialstwa, zdaje się złagodzona. Dyskusyjna będzie też metoda uzupełniania narracji autorskim wyobrażeniem, elementami prawdopodobnymi, ale niemożliwymi do zweryfikowania. Oczywiście, fikcja o Holokauście powstaje i bywa przedsięwzięciem bardzo udanym, ale od książki, która stanowi reprezentację literatury faktu, opartej na reporterskich poszukiwaniach, osoba czytająca ma prawo wymagać pozostania w tej konwencji. Dopowiadanie zakrawać może bowiem na pewną formę zawłaszczania historii. Nie są to wielkie ingerencje – nadawanie kształtu fabularyzowanego opowiadania relacji o pogromie kieleckim czy historii Leo Laskera i Mosesa Cendera może się komuś wydać gestem uczłowieczenia, opowiedzenia zdarzeń przez pryzmat emocji, nie zaś faktów (do których nie mamy pełnego dostępu). Odbiór tych fragmentów może być zróżnicowany, a ja daleka jestem od wyrokowania, jak należy pisać o tych zdarzeniach, zaznaczam to jednak jako swego rodzaju kontrowersję.
Podobnie może razić zabieg infantylizacji historii, na przykład w przypadku Szancera. Historia zacierania żydowskiej tożsamości rysownika przeplatana jest fragmentami baśni „Królowa śniegu”, którą ilustrował artysta. Rozumiem założenie tego zabiegu – metaforyczną historię o ludzkim złu i zimnym sercu, które uratować mogą dobroć i niewinność, ale jest to wymieszanie porządku, stanowiące swego rodzaju nadużycie. Gdyby tych fragmentów w książce nie było, historia mogłaby inspirować osoby czytające do własnych przemyśleń, poszukiwań śladów żydowskości w twórczości artysty. Dobkiewicz, trochę za nas, interpretuje tę historię, odbierając nam czytelniczą samodzielność w tym zakresie. Podobnie razić mogą watki osobiste – to, czy autorka lubi tę twórczość czy nie i jak zmienia się jej stosunek do literatury Lema w trakcie odkrywania jego historii, nie jest dla nas wiedzą istotną czy potrzebną. Rozdział poświęcony tożsamości pisarza nie dotyczy bowiem recepcji jego twórczości, tym bardziej nie powinno być w nim miejsca na osobiste wyznania (które, uogólnione, pojawiają sie już we wstępie).
Odzyskiwanie
Niezaprzeczalnie jednak temat, który podjęła Agnieszka Dobkiewicz w swojej książce, wymaga kontynuacji i dalszych badań, bo jest to odzyskiwanie nie tylko historii polskich Żydów, ale Polski w ogóle. Na szczęście kolejne stowarzyszenia i fundacje coraz częściej podejmują takie działania. Mam na myśli zarówno duże instytucje: Żydowski Instytut Historyczny, Żydowskie Muzeum Galicja, Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, jak i mniejsze, lub mniej znane, instytucje i inicjatywy: Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi, wydarzenia organizowane przez Muzeum Górnośląskie, Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce czy Instytut Mieczysława Wajnberga, z najnowszym projektem ratowania pożydowskiej kamienicy przy ul. Żelaznej 66 w Warszawie.
Wszystkie działania i inicjatywy podejmowane przez te instytucje mają na celu ocalanie pamięci o polskich Żydach, ratowanie polsko-żydowskiego dziedzictwa. To oczywiście krople w morzu potrzeb, wynikających z wieloletnich zaniedbań i zniszczeń. Konieczne i wciąż zbyt pobieżnie wspierane nie tylko przez media czy środki publiczne, ale przede wszystkim zbyt mało istotne dla ogółu społeczeństwa. Oczywiście jest to głębszy problem, rysujący się na tle głębokiego kryzysu polskiej kultury, nie zmniejsza to jednak znaczenia i potrzeby tych działań.
Może początkiem tej zmiany jest uświadomienie osobom spoza „bańki” tych najbardziej zainteresowanych, że kiedy jedzą chałkę, mijają ślady po mezuzach czy słyszą o aktach wandalizmu na żydowskich cmentarzach, to obcują z pożydowskim – z polsko-żydowską tradycją i historią, z przeszłością i teraźniejszością nas wszystkich.
LITERATURA:
„Powojnie: historia społeczności żydowskiej w Polsce po 1945 roku – materiały edukacyjne” [opis kontekstu historycznego, towarzyszący wystawie „Obcy w domu. Wokół Marca ‘68”]. https://www.polin.pl/pl/system/files/attachments/wstep_kontekst_historyczny_0.pdf.
ReszkaP.P.: „Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota”. Warszawa 2019.
„Kogo widzą Polacy, kiedy widzą Żyda? Raport z badań realizowanych przez Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN”. Red. M.Napiórkowski. Warszawa 2023.
Znikające istnienia
Polska przeszłość pełna jest właśnie śladów wielokulturowości, czasami owocnych, innym razem trudnych relacji, ale na tej różnorodności – której jako naród chyba nigdy nie nauczyliśmy się doceniać i „praktykować” – polega jej piękno. Tyle że piękno, które zamieniono w piekło, staje się tym, co groźne i wypierane. Może właśnie dlatego o Żydach mówi się w kontekście przeszłości, wielokrotnie nie łącząc obrazów i zdarzeń z realnymi osobami, które mijamy na ulicach, z którymi pracujemy, przyjaźnimy się. To w dużej mierze pozostałość wojenna i czasów powojennych, przemilczeń wymuszonych, ale też wygodnych, przemilczeń, które zwalniały z odpowiedzialności lub pozwalały przetrwać utratę i ból, milczały bowiem obie strony. Kiedy zaś nie milczano, dochodziło do konfliktów i przemocy. Sejmowe wydarzenia grudnia 2023 roku, konflikt zbrojny w Strefie Gazy, wszystkie te sytuacje zdradzają nie tylko niewiedzę, ale obnażają, często właśnie z niej wynikający, antysemityzm, lęk przed krytyczną dyskusją i przemilczenia.
Trudno jednak milczeć całkowicie w kraju, w którym ludność żydowska stanowiła przed wojną znaczącą część populacji (według danych zamieszczonych na stronie Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN,3 miliony osób, czyli około 10% ogółu ludności, choć warto pamiętać, że nie była to ludność rozproszona po całym kraju, zdecydowanie inne proporcje dotyczyły miast, inne wsi), a która później właściwie zniknęła. Polska została wyzwolona, ale nie było już Żydów (pozostało 220 tysięcy Żydów i Żydówek, a po suchym pogromie w roku 1968wyjechało z kraju jeszcze 13 tysięcy osób pochodzenia żydowskiego). W Warszawie czy w Łodzi, w Krakowie, w Lublinie i w Kielcach opustoszały całe dzielnice, w mniejszych ośrodkach zniknęły bezpowrotnie całe sztetle. Rażącą pustkę niejednokrotnie zabudowywano, milczano, zapominano. Zapewne łatwiej było zapomnieć (a także wybaczyć sobie i swoim przodkom), biorąc pod uwagę działania propagandowe – najpierw prowadzone przez nazistów, później przez partię komunistyczną, choć nic nie może usprawiedliwić polskiego antysemityzmu, którego historia trwa, mniej więcej, od XVI wieku. Jak zauważa jeden z rozmówców Pawła Piotra Reszki: „Język, którym się posługujemy, też pomaga ukryć prawdziwa naturę rzeczy. Pełen eufemizmów pozwala działanie niemoralne obrócić w działanie moralnie neutralne. (…) Ale przecież z moralności wyłączone było nie tylko przeszukiwanie zwłok. W czasie okupacji i po niej wyłączeni byli z niej Żydzi, cała grupa etniczno-religijna. Zabić Żyda nie było działaniem złym, tylko obojętnym moralnie” (Reszka 2019: 81).
Wszystko, co wydarzyło się w tym czasie, złożyło się na to, że kiedy Polki i Polacy pytani są o osoby pochodzenia żydowskiego, w ramach badań prowadzonych nad raportem „Kogo widzą Polacy, kiedy widzą Żyda”, okazuje się, że Żydzi to dla większości osób w Polsce: „nieobecni, grupa społeczna, obecnie niewidzialna, przynależna do przeszłości. (…) Dla części: Żydzi jako społeczność niecodzienna, pojawiająca się odświętnie, na określone okazje (np. wycieczki Żydów do miejsc pamięci). Brak codziennej, zwyczajnej, sąsiedzkiej obecności” („Kogo widzą Polacy…” 2023). Oczywiście widać też w społeczeństwie chęć poznania przeszłości, zrozumienia tej trudnej relacji, a nawet naprawienia jej, ale dotyczy to mniejszości, głównie osób młodych, co akurat wydaje się zjawiskiem pozytywnym, znaczyłoby, że z każdym pokoleniem polski antysemityzm będzie słabnąć, choć napisy na murach i komentarze w sieci świadczą o tym, że droga do równowagi w tym zakresie jest bardzo daleka.
Zatrzeć, zamalować, zapomnieć
Choć nie jest to jednoznaczny objaw antysemityzmu, przemilczenie i zacieranie śladów żydowskich – z historii i przestrzeni, to nie tylko wynik niewiedzy, często stanowi działanie celowe, jakby słowo „Żyd” i wszystko, co z nim związane, wywołać miało serię negatywnych zdarzeń, jakby było czymś zakazanym.
Pokazuje to w swojej najnowszej książce Agnieszka Dobkiewicz. „Pożydowskie. Niewygodna pamięć” to historia odzyskiwania śladów, miejsc i opowieści oraz narracja o tym, czym ich zacieranie może skutkować. To ważny głos wśród działań, które mają na celu wypełnienie białych plam w polskiej historii.
Autorka pisze nie tylko o Żydach – o miastach, w których dziś ich nie ma, o koszernych toruńskich piernikach, które znamy wszyscy, nie znając ich historii, o fundamentach polskiej nauki, polskiej wyobraźni i architektury, która, kiedy komuś jest tak wygodnie, nie jest żydowska. Nie chodzi o to, żeby izolować osoby pochodzenia żydowskiego i polskiego, ale o to, by pamiętać, że owa polskość właśnie w oparciu o dialog i różnorodność powstała.
Dobkiewicz przytacza historię fundatora polskiej wyobraźni, niezwykle istotnego (nie tylko) dla mojej generacji rysownika Jana Marcina Szancera, a właściwie poświęconej mu krakowskiej wystawy z 2021 roku. Sam Szancer, ochrzczony, zasymilowany Żyd, do swojego pochodzenia nie przyznawał się po wojnie, nie przyznawał się do swoich korzeni także w swojej biografii. Jego żydostwo miało pozostać nienazwane, choć jest w pewien sposób obecne w jego sztuce, w jego opowieści, jedynie oddalone, w ramach wewnętrznej emigracji. Tak mówi o wystawie ówczesny dyrektor Żydowskiego Muzeum Galicja, Jakub Nowakowski: „(…) pojawiła się u nas pani, która za punkt honoru obrała udowodnienie nam, że Szancer Żydem nie był. Przynosiła dokumenty, rozrysowała jego pochodzenie. Ale to nie zmienia faktu, ze Szancer te korzenie żydowskie miał. Ona nie chce się z tym pogodzić. A ta żydowskość miała znaczenie” (s. 197). Oczywiście, Szancer sam nie afiszował się ze swoim pochodzeniem, co było w powojennej Polsce dość zrozumiałe, ale narracja wykluczenia żydowskości dotyczy także tych wielkich twórców, którzy w ogóle tego nie chcieli i otwarcie deklarowali swoje pochodzenie, jak Julian Tuwim czy Jan Brzechwa. To twórcy powszechnie znani, ich dzieła omawiane są w szkołach, recytowane wciąż przez dzieci w całym kraju. Temu, że byli Żydami i co to tak naprawdę oznacza, nie poświęca się właściwie w podręcznikach miejsca.
Autorka książki przytacza kolejne historie – Stanisława Lema, chałki, którą można dziś kupić w każdej piekarni, „singerki” – maszyny do szycia, cmentarza na Pakoszu i zniszczonego pierwszego pomnika upamiętniającego ofiary pogromu kieleckiego czy aktu spalenia Statutu Kaliskiego. Książka jest więc wynikiem wielu poszukiwań, podróży, dociekania. Pokazuje podstawy, na których wyrastaliśmy, zaznacza te historie, które odebrano zarówno Żydom i Żydówkom, jak i Polkom, Polakom.
To, co jednak przeszkadza w tej książce, to pojawiająca się miejscami infantylizacja opowieści, zamieniająca ją w nieco płaczliwy melodramat o przeszłości. W wyniku tych zabiegów wybrana początkowo forma przekazu, która powinna pozostać świadectwem dramatyzmu i bestialstwa, zdaje się złagodzona. Dyskusyjna będzie też metoda uzupełniania narracji autorskim wyobrażeniem, elementami prawdopodobnymi, ale niemożliwymi do zweryfikowania. Oczywiście, fikcja o Holokauście powstaje i bywa przedsięwzięciem bardzo udanym, ale od książki, która stanowi reprezentację literatury faktu, opartej na reporterskich poszukiwaniach, osoba czytająca ma prawo wymagać pozostania w tej konwencji. Dopowiadanie zakrawać może bowiem na pewną formę zawłaszczania historii. Nie są to wielkie ingerencje – nadawanie kształtu fabularyzowanego opowiadania relacji o pogromie kieleckim czy historii Leo Laskera i Mosesa Cendera może się komuś wydać gestem uczłowieczenia, opowiedzenia zdarzeń przez pryzmat emocji, nie zaś faktów (do których nie mamy pełnego dostępu). Odbiór tych fragmentów może być zróżnicowany, a ja daleka jestem od wyrokowania, jak należy pisać o tych zdarzeniach, zaznaczam to jednak jako swego rodzaju kontrowersję.
Podobnie może razić zabieg infantylizacji historii, na przykład w przypadku Szancera. Historia zacierania żydowskiej tożsamości rysownika przeplatana jest fragmentami baśni „Królowa śniegu”, którą ilustrował artysta. Rozumiem założenie tego zabiegu – metaforyczną historię o ludzkim złu i zimnym sercu, które uratować mogą dobroć i niewinność, ale jest to wymieszanie porządku, stanowiące swego rodzaju nadużycie. Gdyby tych fragmentów w książce nie było, historia mogłaby inspirować osoby czytające do własnych przemyśleń, poszukiwań śladów żydowskości w twórczości artysty. Dobkiewicz, trochę za nas, interpretuje tę historię, odbierając nam czytelniczą samodzielność w tym zakresie. Podobnie razić mogą watki osobiste – to, czy autorka lubi tę twórczość czy nie i jak zmienia się jej stosunek do literatury Lema w trakcie odkrywania jego historii, nie jest dla nas wiedzą istotną czy potrzebną. Rozdział poświęcony tożsamości pisarza nie dotyczy bowiem recepcji jego twórczości, tym bardziej nie powinno być w nim miejsca na osobiste wyznania (które, uogólnione, pojawiają sie już we wstępie).
Odzyskiwanie
Niezaprzeczalnie jednak temat, który podjęła Agnieszka Dobkiewicz w swojej książce, wymaga kontynuacji i dalszych badań, bo jest to odzyskiwanie nie tylko historii polskich Żydów, ale Polski w ogóle. Na szczęście kolejne stowarzyszenia i fundacje coraz częściej podejmują takie działania. Mam na myśli zarówno duże instytucje: Żydowski Instytut Historyczny, Żydowskie Muzeum Galicja, Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, jak i mniejsze, lub mniej znane, instytucje i inicjatywy: Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi, wydarzenia organizowane przez Muzeum Górnośląskie, Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce czy Instytut Mieczysława Wajnberga, z najnowszym projektem ratowania pożydowskiej kamienicy przy ul. Żelaznej 66 w Warszawie.
Wszystkie działania i inicjatywy podejmowane przez te instytucje mają na celu ocalanie pamięci o polskich Żydach, ratowanie polsko-żydowskiego dziedzictwa. To oczywiście krople w morzu potrzeb, wynikających z wieloletnich zaniedbań i zniszczeń. Konieczne i wciąż zbyt pobieżnie wspierane nie tylko przez media czy środki publiczne, ale przede wszystkim zbyt mało istotne dla ogółu społeczeństwa. Oczywiście jest to głębszy problem, rysujący się na tle głębokiego kryzysu polskiej kultury, nie zmniejsza to jednak znaczenia i potrzeby tych działań.
Może początkiem tej zmiany jest uświadomienie osobom spoza „bańki” tych najbardziej zainteresowanych, że kiedy jedzą chałkę, mijają ślady po mezuzach czy słyszą o aktach wandalizmu na żydowskich cmentarzach, to obcują z pożydowskim – z polsko-żydowską tradycją i historią, z przeszłością i teraźniejszością nas wszystkich.
LITERATURA:
„Powojnie: historia społeczności żydowskiej w Polsce po 1945 roku – materiały edukacyjne” [opis kontekstu historycznego, towarzyszący wystawie „Obcy w domu. Wokół Marca ‘68”]. https://www.polin.pl/pl/system/files/attachments/wstep_kontekst_historyczny_0.pdf.
ReszkaP.P.: „Płuczki. Poszukiwacze żydowskiego złota”. Warszawa 2019.
„Kogo widzą Polacy, kiedy widzą Żyda? Raport z badań realizowanych przez Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN”. Red. M.Napiórkowski. Warszawa 2023.
Agnieszka Dobkiewicz: „Pożydowskie. Niewygodna pamięć”. Wydawnictwo Znak Koncept. Kraków 2024.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |