ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 grudnia 23 (503) / 2024

Tomasz Murczenko,

ŻYJĄC W PIEKLE ('DZIEWCZYNA Z IGŁĄ')

A A A
Ciężkie i zamglone powietrze, którego zapach składa się z fabrycznych wyziewów oraz zgniłej wody spływającej wybrukowaną ulicą. Wraz z wiatrem w szyby starej kamienicy uderzają pył i wszelki brud, który był zdolny się unieść. Oblepia ją, jak prawie każdego, kto na zewnątrz zmierza w sobie tylko znanym kierunku. Niewielu ludzi widać, wychodzą jedynie w godzinach zakończenia zmiany w zakładach szwalniczych. Wówczas całe tabuny, nie odzywając się do siebie, wracają do małych i zimnych mieszkanek, na które ich ledwo stać. Tak wygląda świat stworzony przez Magnusa von Horna w jego najnowszym filmie „Dziewczyna z igłą”, do którego scenariusz napisał wraz z Line Langebek Knudsen.

Naszym oczom ukazuje się Kopenhaga z okresu I wojny światowej. Miejsce nieprzyjazne, szczególnie dla osób, którym życie nie oszczędziło niemiłych niespodzianek. Ludzie sprawiają wrażenie surowych, a także nieprzyjaznych. Czy w kimkolwiek została jeszcze empatia? Liczyć na wsparcie innych byłoby raczej uznane za utopijne. Tak przynajmniej twórcy filmu zaprezentowali rzeczywistość, w której jako główną bohaterkę umieścili samotną młodą kobietę, Karoline (Vic Carmen Sonne). Poznajemy ją w początkowej scenie, kiedy obmywa ciało w misce. Jak się zaraz okaże, jest to ostatnia kąpiel w niewielkim lokum. Zostaje z niego wyrzucona przez właściciela za niepłacenie czynszu. Na ten jej nie stać z pensji szwaczki w manufakturze, gdzie pracuje od wyjazdu męża, Petera (Besir Zeciri), na front Wielkiej Wojny.

Postać obrazuje losy tysięcy kobiet w industrialnej Europie okresu I wojny światowej. Osadzenie historii akurat w stolicy Danii nie zmywa jej uniwersalności. Historia mogłaby mieć miejsce czy to w Londynie, czy w Hamburgu, czy w Łodzi. Szacuje się, że wojna pochłonęła 8,5 miliona istnień, a ponad 21 milionów żołnierzy zostało rannych. Wiele na ten temat zrobiono filmów, napisano książek, ale czy przy tym tak samo często myślano o rodzinach ofiar walk na froncie? Co mogła zrobić samotna kobieta, kiedy na utrzymanie pozostała jej niewielka pensja z fabryki? A jeśli w tym czasie na świecie pojawiło się dziecko? Odpowiedzią na pytania są losy Karoline.

Historię zaprezentowano w sposób niezwykle ponury i przygnębiający. Prawie wszystkie napotkane przez główną bohaterkę postacie wykazują się wobec niej brakiem współczucia. Są zainteresowane wyłącznie swoimi sprawami, a los samotnej kobiety ich nie interesuje. Od nikogo nie można oczekiwać pomocy, bo większość sama jej potrzebuje. I tak widzimy tułaczkę Karoline z jednego miejsca w drugie. Scenariusz jest jednocześnie mocną, jak i słabą stroną filmu. Niewątpliwie należy docenić spójność całości. Elementy łączą się ze sobą w sposób przyczynowo-skutkowy, są osadzone w zrozumiałym dla widza miejscu i czasie. Pomimo wielowątkowości, film ogląda się w sposób zrozumiały. Co ciekawe, główny wątek „Dziewczyny z igłą” zaczyna się mniej więcej w połowie historii. Taki interesujący zabieg buduje swojego rodzaju suspens, a widza zmusza do dokładniejszego analizowania obrazu.

Fabułę zbudowano w interesujący sposób. Płynnie przechodzi od dramatu obyczajowego, do romansu, a następnie kryminału i horroru. Może się wydawać, że to zbyt wiele jak na jeden tytuł, natomiast tutaj w sposób niezwykle zgrabny wykorzystano cechy gatunków, jednocześnie nie czyniąc żadnego z nich przodującym. Kiedy Karoline nawiązuje romans z właścicielem szwalni, Jørgenem (Joachim Fjelstrup), widzimy jej szczęście i szczerość ukochanego. Niestety, różnice klasowe dość szybko dają o sobie znać i kobieta ląduje samotna na ulicy, bez pracy i w ciąży. Musi sobie poradzić w społeczeństwie, gdzie nikt nie zamierza bezinteresownie pomagać. Dlatego wraca do oszpeconego na wojnie męża.

Odniosłem wrażenie, że Magnus van Horn oraz Line Langebek Knudsen chcieli w jednym filmie umieścić zbyt wiele wątków. Objawia się to częstym skakaniem od jednego wydarzenia do drugiego. I chociaż przedstawione są one w sposób spójny i interesujący, to często sprowadzają się zaledwie do jednej sceny. Finalnie tworzy to problem ze zrozumieniem całości filmu. Można się zastanawiać, czy za tym stało jakieś przesłanie, czy twórcy chcieli wyłącznie przedstawić historię kobiety w ciężkich czasach. Jak wspomniałem na początku, dla mnie to przede wszystkim film obrazujący cierpienie kobiet w przemysłowej Europie podczas I wojny światowej. Wątków wprowadzono natomiast o wiele więcej i gdybym chciał je wszystkie zinterpretować, tekst byłby o wiele dłuższy. W „Dziewczynie z igłą” poruszono m.in. problem traumy wojennej, wyzysku w pracy, różnic klasowych, dostępu do aborcji, chciwości czy przemocy wobec dzieci. Mnogość tematów pozostawia pewien niedosyt i lekkie niezrozumienie.

Pisząc o tym filmie, nie sposób nie poruszyć kwestii wspaniałych zdjęć Michała Dymka. Stateczne i oszczędne kadry niesamowicie budują klimat realizacji. W połączeniu z czarno-białą kolorystyką tworzą fotograficzne ujęcia, z których wyziewają ponury obraz wybrukowanej ulicy otoczonej brzydkimi kamienicami, pusty pokój zabrudzony ptasimi odchodami czy wnętrze fabryki pełne szwaczek w jednakowych strojach. Te kadry wyraźnie odwołują się do stylistyki kina niemego, nie tylko poprzez konkretne umiejscowienie kamery, ale i grę cieniem. Jedna ze scen stanowi odtworzenie historycznego nagrania braci Lumière Wyjście robotników z fabryki”, natomiast w większości kadrów widać sięganie do tradycji niemieckiego ekspresjonizmu, w tym takich tytułów jak „Nosferatu” czy „Zmęczona śmierć”. Na szczególną uwagę zasługują ujęcia budujące momenty grozy. Ma to miejsce m.in. w scenie, kiedy mąż Karoline wraca do domu z frontu. Dzięki odpowiedniemu wykorzystaniu cieni, nie widzimy w pełni twarzy postaci, ale wiemy, że coś z nią jest nie tak. Dopiero po chwili okazuje się, że Peter nosi protezę. Podobnie moment nakrycia przez Karoline sklepikarki stojącej nad studzienką jest wyjątkowo upiorny, dzięki zastosowaniu metody POV.

„Dziewczyna z igłą” niewątpliwie różni się od poprzednich produkcji Magnusa van Horna, np. podjętą tematyką, umiejscowieniem akcji oraz warstwą wizualną. Mamy tutaj konkretne miasto i czas, a nawet odwołanie do prawdziwej postaci historycznej, Dagmar (Trine Dyrholm), dzieciobójczyni z Kopenhagi. Estetycznie tytuł stoi bardzo wysoko, na co niewątpliwie wpływa scenografia, ale przede wszystkim efekt ten zapewniają zdjęcia. Całość oglądało mi się dobrze, jednak w pewnym momencie poczułem, że film chce przekazać zbyt dużo. W niecałych dwóch godzinach próbowano umieścić zbyt wiele wątków i składowych historii jednej kobiety – co na poziomie fabuły jest spójne, jednak buduje zbyt szeroką perspektywę jak na ograniczony czas projekcji. Niemniej, „Dziewczyna z igłą” to produkcja warta uwagi. Mam nadzieję, że Magnus van Horn będzie szedł dalej w tym kierunku, wykorzystując do swoich realizacji polskie zasoby filmowe (aktorów, scenerię, filmowców itd.).
„Dziewczyna z igłą”. Reżyseria: Magnus von Horn. Scenariusz: Line Langebek Knudsen, Magnus von Horn. Obsada: Vic Carmen Sonne, Trine Dyrholm, Besir Zeciri, Tessa Hoder. Zdjęcia: Michał Dymek. Dania, Polska, Szwecja 2024, 115 min.