
KRĘĆ SIĘ KRĘĆ WRZECIONO/WIĆ SIĘ TOBIE, WIĆ (PAULINA KLIMAŃSKA-NOWAK: 'KĄDZIEL')
A
A
A
„Kądziel” – pęk włókien lnu, wełny lub konopi do przędzenia – to słowo, którego współcześnie używamy najczęściej albo w wyrażeniu „po kądzieli”, oznaczającym krewnych ze strony matki, albo w kontekście badań kultury ludowej i przemysłu włókienniczego. Paulina Klimańska-Nowak, dotychczas publikująca krótkie formy literackie na łamach „Śląska”, wybrała je na tytuł swojej debiutanckiej powieści, która ukazała się w wydawnictwie Moc Media we wrześniu tego roku. To tytuł znaczący i wieloznaczny, świetnie dobrany, bo skupia w sobie wątki tej misternie skonstruowanej opowieści. To saga o czterech pokoleniach kobiet splecionych w relacji po kądzieli: o Teresie (prababce), Aleksandrze (babce), Marii (matce) i Lenie, która za moment również ma urodzić córkę. Ich stosunki naznaczone są doświadczeniem przemocy wobec kobiet, niespełnieniem, wtłaczaniem w role społeczne i domowe, a w konsekwencji – brakiem ciepła i czułości między matkami i córkami. Motyw nici pojawia się w powieści także dosłownie – każda z kobiet przejawia zdolności i umiejętności haftowania, koronkarstwa, szycia, i to właśnie te uzdolnienia stają się dla nich nierzadko motorem rozmyślań o tym, kim się czują jako kobiety w zmieniających się warunkach społecznych.
Streszczając tę opowieść, łatwo temat zbanalizować, tym bardziej, że przez ostatnie lata kobiece narracje i przepisywanie historii przez pryzmat dziejów rodziny to częste zjawisko literackie. Klimańska-Nowak stworzyła jednak skomplikowany i zniuansowany obraz świata, przetykając główną intrygę, w której najważniejsze zdaje się być przekazywanie traum kolejnym pokoleniom, wątkami związanymi z wykształceniem, diagnostyką i leczeniem chorób psychicznych, kościołem czy transformacją ekonomiczną. Autorka wplata w fabułę obecne w badaniach socjologicznych i literaturze faktu obserwacje o niewidzialnej i nieodpłatnej pracy kobiet: opiekuńczej, reprodukcyjnej, domowej, unikając publicystycznego fałszu. Każda postać jest tu przemyślana, opleciona mapą kontaktów rodzinnych i społecznych, dzięki czemu czytelniczka czuje, że wchodzi w samodzielny, kompletny ekosystem.
Godny uznania jest wysiłek, jaki autorka włożyła w odtworzenie realiów części historycznych powieści. Każda bohaterka – i towarzyszące jej drugoplanowe i poboczne postaci – ma swój język, właściwy dla czasu i miejsca akcji. Przestrzenie opisane są z dbałością o szczegóły wystroju wnętrz, to samo tyczy się strojów i przedmiotów codziennego użytku przywoływanych z etnograficzną dokładnością. Dzięki temu czytelniczka dostaje dane pozwalające wyobrazić sobie jak najpełniej światy, w których przyszło żyć antenatkom Leny. To wartość nie tylko ze względu na badawczą rzetelność Klimańskiej-Nowak, ale też ze względu na kształtowanie konfliktu między babką, matką, córką – zmieniająca się rzeczywistość jest również czynnikiem, który sprawia, że między pokoleniami brakuje porozumienia. Jak mówić o rzeczach, zdarzeniach, zjawiskach, bez (wspólnego) języka, który je opisuje? Jak nazywać uczucia, dążenia, pragnienia, nie mając słów, które byłyby zrozumiałe dla obu stron? „Kądziel” uzmysławia, jak bardzo przemiany kulturowe ostatniego wieku utrudniały komunikację między członkiniami rodziny, i tak już obciążonej trudnymi doświadczeniami.
Szczególnie ciekawy wydaje mi się lejtmotyw fotografii, który pojawia się już w zawiązaniu akcji: „Stało na kuchennym stole oparte o prosty szklany wazon. Śledziło każdy jej krok. Niewielkie wydrukowane zdjęcie, zwyczajny prostokątny kartonik, a niósł ze sobą tyle znaczeń. Nie była w stanie wziąć do ręki tej czarno-białej fotografii. […] Brakowało jej sil, by sprostać temu w pojedynkę” (s. 8). Zdjęcia w „Kądzieli” pojawiają się różne – są oczywiście stare, analogowe odbitki na papierze w rodzinnych albumach i pudłach z pamiątkami, są zdjęcia w przestrzeni social mediów, są wydruki ciążowego USG. Pisarka umiejętnie wykorzystuje to, jak każdy z tych typów fotografii funkcjonuje w rodzinie i społeczeństwie, jakie działania inspiruje, jakie ukryte informacje koduje pod pozorem obiektywnego „zdejmowania” rzeczywistości. Dla mnie, badaczki dyskursów o fotografii, to zdecydowanie największy atut powieści, bo Klimańska-Nowak pokazuje, że nie tylko literatura jest jej medium opowiadania. Narracja zresztą ma nieco fotograficzny charakter – fragmentaryczny, skupia się na wybranych wydarzeniach z życiorysów czterech bohaterek, które w całość ułożyć musi już sobie czytelniczka. Gdybym miała wskazać słabszą część powieści, to byłaby to nie tyle ta fragmentaryczność właśnie, co zbyt mała ilość tych „widoków” – książka ma niewiele ponad 300 stron, a saga z pewnością mogłaby być dłuższa i bardziej rozbudowana.
W bogatym, zróżnicowanym języku „Kądzieli” odbijają się echem zarówno nurty współczesnego powieściopisarstwa, przede wszystkim tego spod znaku Julii Fiedorczuk, Joanny Bator czy Jakuba Małeckiego i Ignacego Karpowicza, ale też klasyka polskiej literatury, w której odnajdujemy bohaterki niepełne, odczuwające bolesny brak i pustkę: Eliza Orzeszkowa, Gabriela Zapolska, Maria Dąbrowska czy Maria Kuncewiczowa. Debiutantka łączy tu zapewne – zgaduję – własne doświadczenia czytelnicze i znajomość prądów literackich, takich jak choćby literatura małych ojczyzn (w „Kądzieli” w wątki historyczne osadzone są w okolicach Konina) z przefiltrowaną przez prozatorską wyobraźnię debatą o kobiecych wyborach, świadomym macierzyństwie i odmowie przyjmowania tradycyjnych ról. Świetnie wychodzą w powieści fragmenty zbliżające się do monologów wewnętrznych postaci, płynnie włączone w partie opisowe. Dialogów jest niewiele, a trochę szkoda, ponieważ dzięki nim jeszcze mocniej wybrzmiewają indywidualne rysy każdej bohaterki i bohatera.
„Pewnie nigdy się nie dowiedzą, dlaczego mama była tak nieszczęśliwa. […] Lena mogła się tylko tego domyślać, analizować różne scenariusze i próbować zrozumieć. Nie ofiaruje mamie nowego życia, ale była w stanie zrobić jedno – odpuścić. Pozwolić sobie na własną drogę, błędy, upadki i na szczęście” (s. 311) – czytamy pod koniec „Kądzieli”. Ten fragment chyba najlepiej definiuje wyobrażoną osobę czytającą powieść. Celowo nie piszę tu „czytelniczka”, ponieważ uważam, iż herstoria Klimańskiej-Nowak może być frapująca dla odbiorcy każdej płci. Dla każdego, kto zastanawia się nad przeszłością, ale równocześnie otwiera się na przyszłość, chcąc przerwać te nici, które niosą ból i przemoc, a tkać dalej te, które świadczą o pamięci i zakorzenieniu w swojej historii.
Streszczając tę opowieść, łatwo temat zbanalizować, tym bardziej, że przez ostatnie lata kobiece narracje i przepisywanie historii przez pryzmat dziejów rodziny to częste zjawisko literackie. Klimańska-Nowak stworzyła jednak skomplikowany i zniuansowany obraz świata, przetykając główną intrygę, w której najważniejsze zdaje się być przekazywanie traum kolejnym pokoleniom, wątkami związanymi z wykształceniem, diagnostyką i leczeniem chorób psychicznych, kościołem czy transformacją ekonomiczną. Autorka wplata w fabułę obecne w badaniach socjologicznych i literaturze faktu obserwacje o niewidzialnej i nieodpłatnej pracy kobiet: opiekuńczej, reprodukcyjnej, domowej, unikając publicystycznego fałszu. Każda postać jest tu przemyślana, opleciona mapą kontaktów rodzinnych i społecznych, dzięki czemu czytelniczka czuje, że wchodzi w samodzielny, kompletny ekosystem.
Godny uznania jest wysiłek, jaki autorka włożyła w odtworzenie realiów części historycznych powieści. Każda bohaterka – i towarzyszące jej drugoplanowe i poboczne postaci – ma swój język, właściwy dla czasu i miejsca akcji. Przestrzenie opisane są z dbałością o szczegóły wystroju wnętrz, to samo tyczy się strojów i przedmiotów codziennego użytku przywoływanych z etnograficzną dokładnością. Dzięki temu czytelniczka dostaje dane pozwalające wyobrazić sobie jak najpełniej światy, w których przyszło żyć antenatkom Leny. To wartość nie tylko ze względu na badawczą rzetelność Klimańskiej-Nowak, ale też ze względu na kształtowanie konfliktu między babką, matką, córką – zmieniająca się rzeczywistość jest również czynnikiem, który sprawia, że między pokoleniami brakuje porozumienia. Jak mówić o rzeczach, zdarzeniach, zjawiskach, bez (wspólnego) języka, który je opisuje? Jak nazywać uczucia, dążenia, pragnienia, nie mając słów, które byłyby zrozumiałe dla obu stron? „Kądziel” uzmysławia, jak bardzo przemiany kulturowe ostatniego wieku utrudniały komunikację między członkiniami rodziny, i tak już obciążonej trudnymi doświadczeniami.
Szczególnie ciekawy wydaje mi się lejtmotyw fotografii, który pojawia się już w zawiązaniu akcji: „Stało na kuchennym stole oparte o prosty szklany wazon. Śledziło każdy jej krok. Niewielkie wydrukowane zdjęcie, zwyczajny prostokątny kartonik, a niósł ze sobą tyle znaczeń. Nie była w stanie wziąć do ręki tej czarno-białej fotografii. […] Brakowało jej sil, by sprostać temu w pojedynkę” (s. 8). Zdjęcia w „Kądzieli” pojawiają się różne – są oczywiście stare, analogowe odbitki na papierze w rodzinnych albumach i pudłach z pamiątkami, są zdjęcia w przestrzeni social mediów, są wydruki ciążowego USG. Pisarka umiejętnie wykorzystuje to, jak każdy z tych typów fotografii funkcjonuje w rodzinie i społeczeństwie, jakie działania inspiruje, jakie ukryte informacje koduje pod pozorem obiektywnego „zdejmowania” rzeczywistości. Dla mnie, badaczki dyskursów o fotografii, to zdecydowanie największy atut powieści, bo Klimańska-Nowak pokazuje, że nie tylko literatura jest jej medium opowiadania. Narracja zresztą ma nieco fotograficzny charakter – fragmentaryczny, skupia się na wybranych wydarzeniach z życiorysów czterech bohaterek, które w całość ułożyć musi już sobie czytelniczka. Gdybym miała wskazać słabszą część powieści, to byłaby to nie tyle ta fragmentaryczność właśnie, co zbyt mała ilość tych „widoków” – książka ma niewiele ponad 300 stron, a saga z pewnością mogłaby być dłuższa i bardziej rozbudowana.
W bogatym, zróżnicowanym języku „Kądzieli” odbijają się echem zarówno nurty współczesnego powieściopisarstwa, przede wszystkim tego spod znaku Julii Fiedorczuk, Joanny Bator czy Jakuba Małeckiego i Ignacego Karpowicza, ale też klasyka polskiej literatury, w której odnajdujemy bohaterki niepełne, odczuwające bolesny brak i pustkę: Eliza Orzeszkowa, Gabriela Zapolska, Maria Dąbrowska czy Maria Kuncewiczowa. Debiutantka łączy tu zapewne – zgaduję – własne doświadczenia czytelnicze i znajomość prądów literackich, takich jak choćby literatura małych ojczyzn (w „Kądzieli” w wątki historyczne osadzone są w okolicach Konina) z przefiltrowaną przez prozatorską wyobraźnię debatą o kobiecych wyborach, świadomym macierzyństwie i odmowie przyjmowania tradycyjnych ról. Świetnie wychodzą w powieści fragmenty zbliżające się do monologów wewnętrznych postaci, płynnie włączone w partie opisowe. Dialogów jest niewiele, a trochę szkoda, ponieważ dzięki nim jeszcze mocniej wybrzmiewają indywidualne rysy każdej bohaterki i bohatera.
„Pewnie nigdy się nie dowiedzą, dlaczego mama była tak nieszczęśliwa. […] Lena mogła się tylko tego domyślać, analizować różne scenariusze i próbować zrozumieć. Nie ofiaruje mamie nowego życia, ale była w stanie zrobić jedno – odpuścić. Pozwolić sobie na własną drogę, błędy, upadki i na szczęście” (s. 311) – czytamy pod koniec „Kądzieli”. Ten fragment chyba najlepiej definiuje wyobrażoną osobę czytającą powieść. Celowo nie piszę tu „czytelniczka”, ponieważ uważam, iż herstoria Klimańskiej-Nowak może być frapująca dla odbiorcy każdej płci. Dla każdego, kto zastanawia się nad przeszłością, ale równocześnie otwiera się na przyszłość, chcąc przerwać te nici, które niosą ból i przemoc, a tkać dalej te, które świadczą o pamięci i zakorzenieniu w swojej historii.
Paulina Klimańska-Nowak: „Kądziel”. Moc Media. Warszawa 2024.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |