TONY LEVIN
A
A
A
“Stick Man”. Papa Bear Records, 2007.
Mistrz magii pięciu, sześciu i… dwunastu strun! Piąta płyta autorska jednego z bardziej wyrazistych, znakomitych basistów, jakich wydał świat. Tony Levin to artysta mobilny (w ostatnich latach grał w King Crimson i jako basista w zespole Petera Gabriela), kreatywny (komponuje w KC, współtworzy projekt Liquid Trio Experiment) i… ciągle mało popularny w Polsce. Dzięki temu krążkowi wielu z Was będzie mogło usłyszeć dźwięki, jakich nie da się zagrać na gitarze czy gitarze basowej. Oto „Stick Man”.
Dzięki stick, Levin może dać upust swoim niepohamowanym emocjom. Nawet grając na sześciostrunowym basie, nie można wydobyć tak szerokiej skali, jaką daje stick. Dzięki możliwościom tego instrumentu, w połączeniu np. z elektroniką, powstaje wielowymiarowy obraz muzyczny, który trudno zaszufladkować jednoznacznie do nurtu progresywnego. Są też wrażenia wizualne. Bowiem Chapman Stick prezentuje się wyjątkowo efektownie, niemal futurystycznie. Równie efektywnie sprawdza się zarówno w studio, jak i na scenie. I można to, a nawet trzeba zobaczyć, choćby w nagraniach wideo King Crimson. Mimo iż coraz więcej muzyków sięga po stick, Tony Levin ciągle należy do ścisłej czołówki dzięki własnemu, niepowtarzalnemu stylowi, którym zachwycał się sam twórca instrumentu – Emmett Chapman. Levin z kolei przyznaje, że sesja, której owocem jest „Stick Man”, poszerzyła jego muzyczne horyzonty i wyznaczyła kolejne cele w twórczości. Niewątpliwie będzie to nowy kurs, który tylko wzbogaci jego dotychczasowy dorobek artystyczny.
Prawie godzinę tyle trwa podróż do krainy stick mana. Powrót z niej będzie raczej mozolny z racji meandrów i pętli, jakimi jest okraszony album Levina. Dla niektórych słuchaczy przebrnięcie przez pewne kompozycje będzie zapewne nie lada wyczynem. Zatem na początek proponuje przystawkę z utworów nr 4, 6 i 9 – kolejno: „Slow Glide”, „Not Just Another Pretty Bass” i „In Her Locket”. W pierwszym rewelacyjne glissando i niemal wyszeptany tekst przez głównego twórcę albumu (jeden z trzech kawałków zawierających słowa – reszta to kompozycje instrumentalne). „Not Just…” to… przebój (?), który tak szybko wpada w ucho, że trudno oprzeć się wrażeniu, że już gdzieś słyszało się go. „In Her Locket” koi najbardziej zszargane nerwy – basową „pościelą” Levina, subtelnymi kroplami perkusji Pata Mastelotto i czułymi objęciami klawiszów Scotta Schorra. Wśród wielu zapętlonych kaskad w utworach zdarzają się takie chwile, które mogłyby trwać wiecznie, jak w „Metro”. Wspomniałem już o koneksjach z King Crimson i proszę, na płycie mamy jednego z pałkerów (Mastelotto), jest też kompozycja jakby wyjęta z twórczości Karmazynowego Króla – „The Gorgon Sisters Have a Chat”. A na zakończenie kołysanka dla niegrzecznych dzieci – „Dark Blues”. Takich dźwięków nie powstydziłby się Tim Burton.
Szkoda tylko, że nie będzie trasy promocyjnej „Stick Man”. Levin tłumaczy to w prosty sposób: „Musiałbym m.in. stworzyć nowy skład na potrzeby tournee. Obecnie w zespole mam dwóch klawiszowców i gitarę. Żeby zagrać materiał z płyty potrzebny byłby kolejny stick, ale wtedy zrezygnowałbym z klawiszy i gitary”. Szkoda. Może jednak usłyszymy go w przyszłym roku, gdzieś, w jakimś zakątku świata, grającego nie tylko materiał z tej interesującej płyty, ale też z pozostałych czterech. Może też będą jakieś bonusy… choćby nieśmiertelny „Elephant Talk”.
Dzięki stick, Levin może dać upust swoim niepohamowanym emocjom. Nawet grając na sześciostrunowym basie, nie można wydobyć tak szerokiej skali, jaką daje stick. Dzięki możliwościom tego instrumentu, w połączeniu np. z elektroniką, powstaje wielowymiarowy obraz muzyczny, który trudno zaszufladkować jednoznacznie do nurtu progresywnego. Są też wrażenia wizualne. Bowiem Chapman Stick prezentuje się wyjątkowo efektownie, niemal futurystycznie. Równie efektywnie sprawdza się zarówno w studio, jak i na scenie. I można to, a nawet trzeba zobaczyć, choćby w nagraniach wideo King Crimson. Mimo iż coraz więcej muzyków sięga po stick, Tony Levin ciągle należy do ścisłej czołówki dzięki własnemu, niepowtarzalnemu stylowi, którym zachwycał się sam twórca instrumentu – Emmett Chapman. Levin z kolei przyznaje, że sesja, której owocem jest „Stick Man”, poszerzyła jego muzyczne horyzonty i wyznaczyła kolejne cele w twórczości. Niewątpliwie będzie to nowy kurs, który tylko wzbogaci jego dotychczasowy dorobek artystyczny.
Prawie godzinę tyle trwa podróż do krainy stick mana. Powrót z niej będzie raczej mozolny z racji meandrów i pętli, jakimi jest okraszony album Levina. Dla niektórych słuchaczy przebrnięcie przez pewne kompozycje będzie zapewne nie lada wyczynem. Zatem na początek proponuje przystawkę z utworów nr 4, 6 i 9 – kolejno: „Slow Glide”, „Not Just Another Pretty Bass” i „In Her Locket”. W pierwszym rewelacyjne glissando i niemal wyszeptany tekst przez głównego twórcę albumu (jeden z trzech kawałków zawierających słowa – reszta to kompozycje instrumentalne). „Not Just…” to… przebój (?), który tak szybko wpada w ucho, że trudno oprzeć się wrażeniu, że już gdzieś słyszało się go. „In Her Locket” koi najbardziej zszargane nerwy – basową „pościelą” Levina, subtelnymi kroplami perkusji Pata Mastelotto i czułymi objęciami klawiszów Scotta Schorra. Wśród wielu zapętlonych kaskad w utworach zdarzają się takie chwile, które mogłyby trwać wiecznie, jak w „Metro”. Wspomniałem już o koneksjach z King Crimson i proszę, na płycie mamy jednego z pałkerów (Mastelotto), jest też kompozycja jakby wyjęta z twórczości Karmazynowego Króla – „The Gorgon Sisters Have a Chat”. A na zakończenie kołysanka dla niegrzecznych dzieci – „Dark Blues”. Takich dźwięków nie powstydziłby się Tim Burton.
Szkoda tylko, że nie będzie trasy promocyjnej „Stick Man”. Levin tłumaczy to w prosty sposób: „Musiałbym m.in. stworzyć nowy skład na potrzeby tournee. Obecnie w zespole mam dwóch klawiszowców i gitarę. Żeby zagrać materiał z płyty potrzebny byłby kolejny stick, ale wtedy zrezygnowałbym z klawiszy i gitary”. Szkoda. Może jednak usłyszymy go w przyszłym roku, gdzieś, w jakimś zakątku świata, grającego nie tylko materiał z tej interesującej płyty, ale też z pozostałych czterech. Może też będą jakieś bonusy… choćby nieśmiertelny „Elephant Talk”.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |