EXPLODING STAR ORCHESTRA
A
A
A
Chicago, obok Nowego Orleanu i Nowego Jorku, należy do najważniejszych punktów na jazzowej mapie USA. To właśnie tam dzieją się moim zdaniem najciekawsze rzeczy w ramach leciwego gatunku, którego śmierć już niejednokrotnie ogłaszano. Owszem, Nowy Jork to muzyczna potęga, ale po niezwykle aktywnych latach 90. ubiegłego wieku, tamtejsza scena nieco spuściła z tonu (choć w muzycznym podziemiu nadal dzieje się tam bardzo dużo). Tymczasem w Chicago jazz niezmiennie ma się bardzo dobrze, na dodatek wciąż zdarzają się tam rzeczy nowe, rozszerzające język gatunku, niekoniecznie poprzez mieszanie go z innymi rodzajami muzyki, jak w eklektycznym nowojorskim tyglu. Od wielu już lat jedną z najważniejszych postaci odpowiedzialnych za ciągłą świeżość chicagowskiej sceny jest Rob Mazurek. Kompozytor, kornecista i muzyk elektroniczny, lider licznych formacji, przede wszystkim znany z projektu Chicago Underground o wielu wcieleniach (od duetu po orkiestrę), nie ustaje w poszukiwaniach nowych form wyrazu. Nagrywa i występuje z przeróżnymi składami akustycznymi, solowo tworzy muzykę elektroniczną, powołuje ciągle do życia nowe projekty.
Choć ostatnio Mazurek mieszka w Brazylii, to zdołał w Chicago zrealizować wydaną w styczniu 2007 płytę, która wydaje mi się jedną z najlepszych tego roku propozycji jazzowych. Mam na myśli album “We Are From Somewhere Else” grupy Exploding Star Orchestra. Ta kilkunastoosobowa grupa o potężnym brzmieniu nagrała album, którego tytuł i ogólna koncepcja nawiązują do kosmicznej muzyki wielkiego Sun Ra, przy czym jest to hołd jak najbardziej twórczy, z charakterystycznym dla Mazurka szerokim wachlarzem środków wyrazu oraz jego świetnymi, prostymi i potężnymi tematami. Kiedy dowiedziałem się, że będzie okazja posłuchać tej muzyki na koncertach w Polsce, moja radość była ogromna.
Organizacja trasy koncertowej dla pełnego składu tak dużej grupy jest ogromnym wyzwaniem logistycznym i finansowym. W Polsce zespół pojawił się w składzie ograniczonym do sekstetu, w którego składzie poza Robem Mazurkiem (kornet), Jasonem Ajemianem (kontrabas), Jasonem Adasiewiczem (wibrafon) oraz Mike Reedem (perkusja) znalazło się miejsce dla dwóch polskich muzyków: Artura Majewskiego (trąbka) oraz Jakuba Suchara (perkusja). Przypuszczam, że ich znajomość z Mazurkiem sięga kilku lat wstecz, kiedy ten wraz z Chadem Taylorem występował w Polsce jako Chicago Underground Duo. We Wrocławiu koncert otwierała formacja Robotobibok, w której na co dzień grają Majewski i Suchar. Można się tylko cieszyć, że to doświadczenie zaowocowało wspólnym graniem! Podczas koncertów towarzyszył muzykom jeszcze jeden artysta, prawdziwy człowiek renesansu, muzyk, filmowiec i plastyk Raymond Salvatore Harmon, który zajmował się ich oprawą wizualną. Polska część trasy koncertowej rozpoczęła się 2 grudnia we Wrocławiu, w kolejne dni artyści odwiedzili Warszawę, Łódź (2 dni, dwa koncerty) oraz na koniec Kraków.
Krakowski koncert, który miał miejsce w Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej Mangha, był szczególny, ponieważ odbył się w ramach inauguracji jubileuszowej, 10 edycji Festiwalu Kina Niemego. Z tej okazji organizatorzy postanowili rozpocząć projekcje festiwalowe od filmu, który rozpoczynał pierwszą edycję imprezy, czyli „Rozkoszy Gościnności” („Our Hospitality”) Bustera Keatona z 1923 roku. Tak więc w pierwszej części koncertu Exploding Star Orchestra tworzyła na żywo improwizowaną ścieżkę dźwiękową do filmu, który mimo swoich lat wciąż autentycznie bawi. Coraz częściej stare nieme filmy są wyświetlane z muzyką na żywo graną przez jak najbardziej współczesnych wykonawców, którzy z dużą przyjemnością podejmują tego typu wyzwania. Jak to zwykle bywa i tym razem zespół nie próbował w żaden sposób stylizować muzyki na lata dwudzieste, z grubsza poruszając się w ramach własnej estetyki, swobodniej jednak organizując materiał dźwiękowy niż podczas dalszej części koncertu.
Po projekcji nastąpiła przerwa na reorganizację sceny, po czym odbył się normalny, pełnowymiarowy koncert. W dwóch setach znalazły się kompozycje z debiutanckiej płyty zespołu, jak również kilka nowych utworów, które zapewne znajdą się na albumie mającym się ukazać na początku lutego 2008. Przearanżowane na sekstet znane utwory zyskały, jak mi się wydaje nieco luźniejszy i bardziej rozimprowizowany charakter, ponieważ każdy z muzyków miał więcej przestrzeni dla siebie niż w kontekście dużego, bigbandowego składu. Mimo wszystko wciąż muzyka była ujęta w ścisłe ramy kompozycji Mazurka i jego charakterystyczne, czasem wręcz błyskotliwe tematy, stanowiły ich bazę. Przy dwóch perkusjach w składzie, nie dziwi, że muzyka miała bardzo solidną bazę rytmiczną. Można powiedzieć że perkusiści dobrze się uzupełniali, nigdy sobie nie przeszkadzając, ale też oczywiście nie ograniczając się do prostego dublowania swoich partii. Rytmiczną podstawę uzupełniał świetnie brzmiący kontrabas Ajemiana, podczas gdy wibrafon Adasiewicza spełniał bardziej funkcje kolorystyczne, melodyczne, czasem również akcentując tematy, ze swoim długim wybrzmiewaniem pięknie wypełniał przestrzeń w średnich i wysokich rejestrach. Trąbka Majewskiego i kornet lidera unosiły się ponad potężną podstawą tworzoną przez resztę grupy, posuwając muzyczną akcję do przodu. Bardzo podobały mi się wizualizacje Harmona, który stojąc z boku sceny miksował na żywo niezwykle spójne stylistycznie, abstrakcyjne obrazy. Geometryczne wzory w żywych, mocnych kolorach, przenikające się i pulsujące, wyświetlane były na dużym ekranie za plecami muzyków ale częściowo również na ich twarzach, co przypominało nieco zrealizowane niedawno wspólnie z Harmonem DVD grupy Chicago Underground Trio „Chronicle”. Wyraźnie widać było, że artysta wie co robi, w pełni panuje nad obrazem, który utrzymany był konsekwentnie w raz obranej stylistyce, wciąż w jej ramach zaskakując nowymi formami i barwami.
Widownia na krakowskim koncercie dopisała, zapewne w sporej części składała się z publiczności Festiwalu Kina Niemego. Tym bardziej cieszy, że muzycy zostali tak dobrze przyjęci, być może zyskując również nowych fanów. Ci zaś, którzy jak ja byli tam ze względu na muzykę, na pewno byli usatysfakcjonowani. Pozostaje czekać na nową płytę, która już za kilka tygodni trafi w nasze ręce, oraz – miejmy nadzieję – na kolejne wizyty Roba Mazurka w Polsce, z tym samym lub z innym muzycznym projektem.
Choć ostatnio Mazurek mieszka w Brazylii, to zdołał w Chicago zrealizować wydaną w styczniu 2007 płytę, która wydaje mi się jedną z najlepszych tego roku propozycji jazzowych. Mam na myśli album “We Are From Somewhere Else” grupy Exploding Star Orchestra. Ta kilkunastoosobowa grupa o potężnym brzmieniu nagrała album, którego tytuł i ogólna koncepcja nawiązują do kosmicznej muzyki wielkiego Sun Ra, przy czym jest to hołd jak najbardziej twórczy, z charakterystycznym dla Mazurka szerokim wachlarzem środków wyrazu oraz jego świetnymi, prostymi i potężnymi tematami. Kiedy dowiedziałem się, że będzie okazja posłuchać tej muzyki na koncertach w Polsce, moja radość była ogromna.
Organizacja trasy koncertowej dla pełnego składu tak dużej grupy jest ogromnym wyzwaniem logistycznym i finansowym. W Polsce zespół pojawił się w składzie ograniczonym do sekstetu, w którego składzie poza Robem Mazurkiem (kornet), Jasonem Ajemianem (kontrabas), Jasonem Adasiewiczem (wibrafon) oraz Mike Reedem (perkusja) znalazło się miejsce dla dwóch polskich muzyków: Artura Majewskiego (trąbka) oraz Jakuba Suchara (perkusja). Przypuszczam, że ich znajomość z Mazurkiem sięga kilku lat wstecz, kiedy ten wraz z Chadem Taylorem występował w Polsce jako Chicago Underground Duo. We Wrocławiu koncert otwierała formacja Robotobibok, w której na co dzień grają Majewski i Suchar. Można się tylko cieszyć, że to doświadczenie zaowocowało wspólnym graniem! Podczas koncertów towarzyszył muzykom jeszcze jeden artysta, prawdziwy człowiek renesansu, muzyk, filmowiec i plastyk Raymond Salvatore Harmon, który zajmował się ich oprawą wizualną. Polska część trasy koncertowej rozpoczęła się 2 grudnia we Wrocławiu, w kolejne dni artyści odwiedzili Warszawę, Łódź (2 dni, dwa koncerty) oraz na koniec Kraków.
Krakowski koncert, który miał miejsce w Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej Mangha, był szczególny, ponieważ odbył się w ramach inauguracji jubileuszowej, 10 edycji Festiwalu Kina Niemego. Z tej okazji organizatorzy postanowili rozpocząć projekcje festiwalowe od filmu, który rozpoczynał pierwszą edycję imprezy, czyli „Rozkoszy Gościnności” („Our Hospitality”) Bustera Keatona z 1923 roku. Tak więc w pierwszej części koncertu Exploding Star Orchestra tworzyła na żywo improwizowaną ścieżkę dźwiękową do filmu, który mimo swoich lat wciąż autentycznie bawi. Coraz częściej stare nieme filmy są wyświetlane z muzyką na żywo graną przez jak najbardziej współczesnych wykonawców, którzy z dużą przyjemnością podejmują tego typu wyzwania. Jak to zwykle bywa i tym razem zespół nie próbował w żaden sposób stylizować muzyki na lata dwudzieste, z grubsza poruszając się w ramach własnej estetyki, swobodniej jednak organizując materiał dźwiękowy niż podczas dalszej części koncertu.
Po projekcji nastąpiła przerwa na reorganizację sceny, po czym odbył się normalny, pełnowymiarowy koncert. W dwóch setach znalazły się kompozycje z debiutanckiej płyty zespołu, jak również kilka nowych utworów, które zapewne znajdą się na albumie mającym się ukazać na początku lutego 2008. Przearanżowane na sekstet znane utwory zyskały, jak mi się wydaje nieco luźniejszy i bardziej rozimprowizowany charakter, ponieważ każdy z muzyków miał więcej przestrzeni dla siebie niż w kontekście dużego, bigbandowego składu. Mimo wszystko wciąż muzyka była ujęta w ścisłe ramy kompozycji Mazurka i jego charakterystyczne, czasem wręcz błyskotliwe tematy, stanowiły ich bazę. Przy dwóch perkusjach w składzie, nie dziwi, że muzyka miała bardzo solidną bazę rytmiczną. Można powiedzieć że perkusiści dobrze się uzupełniali, nigdy sobie nie przeszkadzając, ale też oczywiście nie ograniczając się do prostego dublowania swoich partii. Rytmiczną podstawę uzupełniał świetnie brzmiący kontrabas Ajemiana, podczas gdy wibrafon Adasiewicza spełniał bardziej funkcje kolorystyczne, melodyczne, czasem również akcentując tematy, ze swoim długim wybrzmiewaniem pięknie wypełniał przestrzeń w średnich i wysokich rejestrach. Trąbka Majewskiego i kornet lidera unosiły się ponad potężną podstawą tworzoną przez resztę grupy, posuwając muzyczną akcję do przodu. Bardzo podobały mi się wizualizacje Harmona, który stojąc z boku sceny miksował na żywo niezwykle spójne stylistycznie, abstrakcyjne obrazy. Geometryczne wzory w żywych, mocnych kolorach, przenikające się i pulsujące, wyświetlane były na dużym ekranie za plecami muzyków ale częściowo również na ich twarzach, co przypominało nieco zrealizowane niedawno wspólnie z Harmonem DVD grupy Chicago Underground Trio „Chronicle”. Wyraźnie widać było, że artysta wie co robi, w pełni panuje nad obrazem, który utrzymany był konsekwentnie w raz obranej stylistyce, wciąż w jej ramach zaskakując nowymi formami i barwami.
Widownia na krakowskim koncercie dopisała, zapewne w sporej części składała się z publiczności Festiwalu Kina Niemego. Tym bardziej cieszy, że muzycy zostali tak dobrze przyjęci, być może zyskując również nowych fanów. Ci zaś, którzy jak ja byli tam ze względu na muzykę, na pewno byli usatysfakcjonowani. Pozostaje czekać na nową płytę, która już za kilka tygodni trafi w nasze ręce, oraz – miejmy nadzieję – na kolejne wizyty Roba Mazurka w Polsce, z tym samym lub z innym muzycznym projektem.
Exploding Star Orchestra. Koncert w Krakowie. Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej Mangha, 6 grudnia 2007.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |