ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (510) / 2025

Beata Brol,

BREAKDANCE W SZKOLE DYREKTORA PIÓRKOWSKIEGO ('FERDYDURKE', REŻ. ADAM SAJNUK)

A A A
W grudniu 2024 roku w Teatrze Miejskim w Gliwicach odbyła się premiera nowej adaptacji „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza. Jako tekst należący do kanonu polskiej literatury oraz lektur szkolnych, Ferdydurke” jest dziełem znanym i głęboko zakorzenionym w naszej kulturze. Adam Sajnuk w swej inscenizacji z wielką biegłością urzeczywistnia wizję Gombrowicza na scenie, choć uwspółcześnia tekst i korzysta z nowoczesnych środków przekazu. Ubiera bohaterów w dresy, daje im do rąk smartfony, e-papierosy i wsadza do „gęb” język młodzieży.

Na scenie występuje liczny zespół aktorski. W roli głównej oglądamy Łukasza Kaczmarka, który wciela się w postać Józia. Gombrowiczowski Józio zmaga się z kryzysem egzystencjalnym, zostaje upupiony przez profesora Pimkę, a następnie wysłany do szkoły dyrektora Piórkowskiego. Kaczmarek oddaje zwykłość i prostotę swego bohatera, czym wyróżnia się na tle barwnej galerii innych postaci. Taka interpretacja co prawda pozwala widzowi utożsamić się z Józiem, jednak jego obecność na scenie mogłaby być bardziej wyrazista, zwłaszcza w zestawieniu z grupą tak kontrastowych postaci, jak Miętus (Mariusz Galilejczyk), Syfon (Maciej Karbowski), Gałkiewicz (Kornel Sadowski), Kopyrda (Cezary Jabłoński) czy Zuta (Klaudia Cygoń-Majchrowska). Maciej Karbowski w roli Syfona jest bardzo przekonującym chłopięciem, stawiającym na tradycyjne wartości, który nie chce się dać uświadomić Miętusowi.  Dzięki kreacjom aktorskim bardzo silnie odczuwamy konflikt obu postaci – napięcie między nimi jest niemal namacalne. Zarówno Karbowski, jak i Galilejczyk świetnie wchodzą w role, ukazując widzowi Gombrowiczowski spór między chłopiętami a chłopakami. Unaoczniony zostaje też bardzo interesujący aspekt postaci Zuty (w tej roli Klaudia Cygoń-Majchrowska) – jednocześnie wyzwolonej, nowoczesnej, odrzucającej społeczne schematy, a z drugiej strony zmagającej się z wewnętrznym konfliktem między byciem dziewczęciem a młodą, wyzwoloną kobietą (przykładem tego rozdźwięku jest scena w piżamie typu kigurumi, która trafnie oddaje tę dwoistość). Świetna aktorsko jest też scena w mieszkaniu u Młodziaków, kiedy to Joanna Młodziakowa (Aleksandra Wojtysiak) policzkuje raz za razem profesora Pimkę (Adam Krawczuk) oraz Kopyrdę. Złość Młodziakowej jest niezwykle wyraźna, a nauczyciel i uczeń stoją wręcz pokornie i poddają się tej złości. Podobny wybuch emocji postaci następuje w scenie jedzenia bodajże makaronu ryżowego pałeczkami (co ma podkreślić oczywiście nowoczesność Młodziaków), który finalnie ląduje na stole, scenie i wszystkim dookoła. 

Do tej adaptacji w sposób interesujący zostały wplecione smartfony. W pomyśle tym nie widać sztuczności, a wręcz przeciwnie – ciekawie zagrana została scena rozmowy między Zutą a Kopyrdą, prowadzona przez wiadomości tekstowe, do których widz nie ma dostępu. Pewnym rozczarowaniem w tej interpretacji „Ferdydurke” jest natomiast skrótowe potraktowanie wątku poszukiwania parobka przez Miętusa – w spektaklu nie docieramy nawet do Bolimowa. Pozostawia to pewien niedosyt, przez co rodzi się pragnienie ujrzenia trzeciego aktu, choć spektakl i tak jest dość długi.

Jednym z elementów gliwickiej adaptacji powieści Gombrowicza, którego nie sposób pominąć, jest ruch sceniczny. Odgrywa on kluczową rolę w dynamizowaniu przedstawienia oraz budowaniu kontrastów między postaciami i grupami postaci. Leszek Bzdyl, odpowiedzialny za choreografię, wykorzystuje imponujące umiejętności aktorów wcielających się w role chłopców uczęszczających do szkoły dyrektora Piórkowskiego (Rafał Karnicki, Patryk Sojka, Mikołaj Froń, Piotr Serafin, Kacper Kotras oraz Dawid Russek), jak również Klaudii Cygoń-Majchrowskiej w roli Zuty. Nowi koledzy z klasy Józia wplatają w swoje ruchy elementy zaawansowanej choreografii tanecznej, charakterystycznej dla breakdance'u. Z kolei Zuta po raz pierwszy pojawia się na scenie utrzymując się na szczycie rury do pole dance, co wyraźnie zaznacza jej nowoczesność i wyzwolenie. Sposób użycia tego elementu skonsultowano z Magdalenę Ziemiańską. Warto również wspomnieć o wykorzystaniu elementów scenografii do inicjowania ruchu scenicznego. Jeżdżące krzesła, będące częścią „wystroju” klasy, wprowadzają niezwykłą dynamikę, umożliwiając nowe formy ruchu oraz doskonale kreując przestrzeń szkolną. Jednym z najbardziej zapadających w pamięć momentów spektaklu jest scena pojedynku na miny między Syfonem a Miętusem, podczas którego widzowie mogą podziwiać komediową mimikę Galilejczyka oraz rekonstrukcję charakterystycznych gestów kojarzonych z polską historią i kulturą w wykonaniu Karbowskiego. Syfon przedstawia Rejtana i naśladuje gesty charakterystyczne dla papieża Polaka. Kreatywność twórców spektaklu w tej scenie zasługuje na szczególne uznanie. Ogromne gratulacje należą się zespołowi aktorskiemu, który w tak doskonały sposób zrealizował wizję Bzdyla.

Świat na scenie kreują ruchome elementy scenografii, które w zależności od potrzeb zmieniają się w pokój trzydziestoletniego Józia, szkołę lub mieszkanie Młodziaków. Bardzo cieszy mnie fizyczna, namacalna scenografia, z którą aktorzy swobodnie wchodzą w interakcję – wspinając się po drzewie, wskakując na podwieszaną kanapę czy dołączając swoją twórczość do kolekcji graffiti na ścianie, co współgra z omówioną wcześniej koncepcją choreograficzną. Za scenografię oraz kostiumy w spektaklu odpowiada Katarzyna Adamczyk, która z dużą sprawnością wprowadza widza do szkoły dyrektora Piórkowskiego. Dzięki kostiumom nie ma wątpliwości, z kim widz ma do czynienia na scenie. Jako postać z zewnątrz Józio wyróżnia się na tle reszty uczniów – nosi zwykły t-shirt, spodnie i buty, akcentujące jego status everymana, „upupionego” wbrew swojej woli, a następnie z powrotem wciągniętego w życie uczniowskie. Uczniowie, choć stanowią pozornie jednolitą grupę, zachowują indywidualne cechy wyrażone poprzez kostiumy. Ich stroje – o wyrazistych kolorach – nawiązują do „streetwearu” lat dziewięćdziesiątych, co aktualizuje treść utworu Gombrowicza czyniąc ją bardziej przystępną dla współczesnego widza. Syfon jest dobrze ubrany – nosi marynarkę, podczas gdy reszta grupy preferuje bluzy lub duże sportowe t-shirty. Jednocześnie kolorystyka jego stroju pozwala zidentyfikować go jako członka grupy, w przeciwieństwie do Józia, który do niej nie należy. Ciekawym przykładem charakteryzowania postaci poprzez kostiumy jest również Kopyrda – indywidualny styl nadaje mu skórzana kurtka założona na nagi tors i ciemne okulary, jednak jego spodnie i buty są spójne z kostiumami pozostałych uczniów, co pozwala zachować wspólny wizualny front. Kopyrda wspaniale dopełnia wizerunek Zuty, która na początku spektaklu występuje w stroju umożliwiającym wykonywanie ruchów tanecznych związanych z pole dance, a później pojawia się w stylizacji przypominającej wariację na temat stylu e-girl. Mimo że między kostiumami Zuty i Kopyrdy brak wizualnej spójności, to jednak dopełniają się one wzajemnie. Nie można pominąć ubioru Joanny Młodziakowej – błyszczące kostiumy jednoznacznie podkreślają jej nowoczesność oraz odrzucenie tradycji.

O ile całość spektaklu i scenariusza można określić jako udaną, o tyle trudno uznać za taką próbę wprowadzenia do przedstawienia języka młodzieżowego (a właściwie listy wszystkich nominowanych słów do plebiscytu na Młodzieżowe Słowo Roku 2024 organizowanego przez Państwowe Wydawnictwo Naukowe). Słowa te zostały włożone w usta Zuty Młodziakówny, by podkreślić jej nowoczesność, jednak ich nagromadzenie w jednym monologu czy też dialogu pozornym (prowadzi rozmowę przez telefon) zamiast oddawać oryginalność jej postaci, w pewien sposób ją infantylizuje. W efekcie trudno odczytywać tę postać poważnie. Oczywiście, infantylizacja Zuty nie jest zła sama w sobie, ponieważ unaocznia wspomniany wcześniej konflikt wewnętrzny, jednak w scenie, w której widz powinien postrzegać bohaterkę jako młodą, wyzwoloną kobietę, zabieg ten staje się elementem zakłócającym spójność tej kreacji. Obawiam się, że włączenie języka młodzieżowego do spektaklu bez narażania się na śmieszność jest bardzo trudnym wyzwaniem dla twórców, którzy chcieliby mówić do młodzieży. Problem polega na samej naturze tego języka – jest to forma komunikacji wewnętrznej danej grupy społecznej. W momencie, gdy ktoś spoza tej grupy zaczyna się nim posługiwać, bardzo często staje się to sztuczne. Warto docenić próbę, jaką podejmuje Sajnuk, jednak nie można uznać jej za udaną. Do młodzieży można mówić mądrym, prostym językiem – ona naprawdę to zrozumie.

Ferdydurke” Sajnuka to spektakl, który – mimo pewnych słabszych elementów – warto zobaczyć ze względu na bogatą warstwę wizualną, jak również znakomite kreacje aktorskie. Twórcy sprawnie łączą nowoczesną choreografię, przemyślane kostiumy, scenografię oraz nawiązania do współczesności, nadając całości wyjątkowy charakter. Skróty fabularne, jak pominięcie poszukiwań parobka przez Miętusa, pozostawiają pewien niedosyt, ale spektakl inspiruje do refleksji nad tym, co jeszcze można by rozwinąć. Chętnie zobaczyłbym próbę wprowadzenia na scenę Filidora i Filiberta, co mogłoby dopełnić wizję Gombrowicza. Mimo to Sajnuk wraz z jego zespołem pokazują, że Gombrowicz na scenie wciąż angażuje publiczność i prowokuje do dialogu o tradycji, nowoczesności czy kondycji człowieka. To spektakl, który nie tylko odświeża klasykę, ale także zachęca widza do twórczej dyskusji z jej treścią.
Witold Gombrowicz: „Ferdydurke”. Reżyseria: Adam Sajnuk. Muzyka: Michał Lamża. Scenografia i kostiumy: Katarzyna Adamczyk. Choreografia: Leszek Bzdyl. Premiera: 7.12.2024, Teatr Miejski w Gliwicach.