ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (521) / 2025

Martyna Ptak,

'I MY TAK SERIO ŻYLIŚMY?' ('EDDINGTON')

A A A
Zdarza się nam pomyśleć, że żyjemy w absurdalnej rzeczywistości, od której bardzo często próbujemy uciec poprzez konsumowanie dalekich od niej treści. Szczególne znaczenie miało to podczas pandemii, w której atakowani nagłówkami o kolejnych tragediach i zamknięci w czterech ścianach coraz bardziej dawaliśmy się pochłonąć ekranom i znajdującym się na nich kolorowym, migoczącym treściom. Każdy próbował przeprocesować obcą sytuację na swój własny sposób, ale zwykle tak, by unikać bezpośredniego nazywania samego zjawiska. Łatwo było się zirytować na zapętlający się wokół dyskurs. Wielu z nas nie chciało być częścią statystyk i przedmiotem badań – nie chcieliśmy czuć się częścią historii, w której braliśmy udział wbrew swojej woli. Media również unikały dosłownego ukazywania covidu w swoich produkcjach. Bohaterowie w dziełach osadzonych w naszych czasach pozostawali zdrowi i uśmiechnięci. Tego w końcu potrzebowała widownia. Minęło już jednak parę lat, a efekt pandemii pozostaje wciąż widoczny. Teraz, gdy próbujemy ruszyć bardziej do przodu, pojawia się film, który postanawia jak żaden dotychczas przenieść nas o parę lat wstecz. Czy w końcu pora, by obśmiać tę trudną i niedaleką dla nas rzeczywistość? Jeśli tak, jak to zrobić, by nie wypadało nietaktownie?

„Eddington” to fikcyjne miasteczko w Ameryce, w którym rozgrywa się akcja filmu osadzona w 2020 roku. Kluczową postacią dla rozwoju fabuły jest chory na astmę szeryf Joe Cross (Joaquin Phoenix), który sprzeciwia się nakazowi noszenia maseczek. Motywowany swoją frustracją i potrzebą zmian oraz zapewniający, że żaden wirus nie przedostał się do miasta, mężczyzna postanawia kandydować na stanowisko burmistrza. Jego oponentem w wyborach jest aktualnie sprawujący tę funkcję Ted Garcia (Pedro Pascal), który opowiada się za noszeniem masek.

Tak naprawdę to wyłącznie wyjściowy opis fabuły, która w rzeczywistości jest bogata w mniej i bardziej znaczące wątki i pełna ukrytej bądź niemalże komicznie wyeksponowanej symboliki. Reżyser próbuje w jak najlepszy sposób skondensować chaos ówczesności. Przypomina to trochę proces przeglądania social mediów w tamtych czasach: trudne wieści przeplatane z zabawnymi tańcami czy przepisami na kawę na TikToku. Niedoskonały i niepokojący balans między humorem a tragedią. Film Ariego Astera przeplata bowiem prawdziwe wydarzenia (np. zabójstwo George’a Floyda i protesty wokół Black Lives Matter) z wykreowaną mitologią miasta. Oglądamy, jak fikcyjni bohaterowie reagują na rzeczy, o których my sami czytaliśmy. Rozpoznajemy w tych postaciach pewne archetypy zachowań. Może nas bawić, jak przypominają ludzi z naszej rzeczywistości – ich ówczesne zmartwienia i dyskusje. Jest to nieco surrealistyczne uczucie, ale twórca dokłada starań, by stworzyć tak absurdalną wersję 2020 roku, żeby jak najmniej nas „zdołować”, a spróbować nadać jej rozrywkowy walor. Samo miasto zdaje się wyglądać jak zatrzymane w czasie, jedynymi elementami wskazującymi na to, że znajdujemy się we współczesności, są obecność telefonów i sama pandemia. Eddington ma wzbudzać skojarzenia z odludnymi, pustynnymi miasteczkami z westernów. Film również utrzymany jest w westernowej konwencji, w której jednakże poza faktyczną bronią palną dodatkowym narzędziem obrony i zbrodni staje się telefon, a kulką w głowę kończącą pojedynek – internetowe ośmieszenie.

Bohater grany przez Phoenixa jest niemalże wyjęty ze starych kowbojskich filmów – nienaganny stróż prawa, obrońca tradycyjnych wartości, działający zawsze zgodnie ze swoimi przekonaniami. W narracji „Eddigtona” staje się jednak antybohaterem i nie dzieje się to poprzez gloryfikowanie drugiej strony, a raczej przez to, że taki typ postaci w 2020 roku jest już przestarzały. Joe nie potrafi dopasować się do zmieniającej się rzeczywistości, a jego odpowiedzą na niewiedzę jest przemoc. Kiedy ktoś wymierza mu metaforyczną kulkę, nadszarpując jego reputację w internecie, on odpowiada prawdziwą. Mit białego i prawego szeryfa bohatera już dawno został obśmiany, a Aster zdaje się tu kopać leżącego. Obśmiewając ten motyw, nie zapomina jednak dodać Crossowi człowieczeństwa, a widzom pokazać, jak prawdziwie nieporadny jest protagonista we wszelkich innych polach życiowych: próbując zrozumieć swoją straumatyzowaną i zagubioną żonę (Emma Stone) czy musząc radzić sobie z uzależnioną od teorii spiskowych teściową (Deirdre O’Connell). Szeryf jako postać z niedzisiejszą mentalnością pozwala wejść we współczesny świat z odpowiednim dystansem.

„Eddington” mimo swojej małomiasteczkowości jest historią z rozmachem. Mimo że znajdujemy się nieustannie w jednej lokalizacji, sam świat wydaje się o wiele większy i bardziej znaczący przez obecność w nim mediów. Reżyser dokładnie rozumie, jak w trafny i satyryczny sposób przedstawiać nastroje panujące wówczas w internecie. Nawet najdziwaczniejsze elementy wypadają wiarygodnie, bo wiemy, że w sieci jest miejsce na wszystko. Przy czym moim zdaniem film nie próbuje odtworzyć tego, jak okres pandemii wyglądał, ale to, jak go odczuwaliśmy. Malutkie Eddington mieści w sobie tyle absurdalnych wydarzeń, jak gdyby miało być dla widzów kapsułą równie niedorzecznego czasu. Robi to jednak w sposób, który nie chce rozdrapać najgłębszych ran, a raczej zjednoczyć nas w minionym szaleństwie.
„Eddington” Reżyseria: Ari Aster. Scenariusz: Ari Aster. Obsada: Joaquin Phoenix, Pedro Pascal, Luke Grimes, Deirdre O’Connell, Michael Ward, Emma Stone, Austin Butler. Gatunek: western/ czarna komedia. Produkcja: USA, Finlandia 2025, 149 min.