I TYLKO TA MGŁA...
A
A
A
Londyn, rok 1811. W kościele św. Mateusza została popełniona potworna zbrodnia. Ginie młoda dziewczyna, Rachel York. Gwiazda londyńskich scen została zaszlachtowana cienką bronią, jaką arystokraci chowają w swych laseczkach. Morderstwo zostało popełnione w afekcie – świadczyć o tym mogą liczne głębokie cięcia na szyi pięknej aktorki. Jakby tego było mało, konająca Rachel zostaje zgwałcona... Kto mógł popełnić tak ohydną zbrodnię? Wszystkie tropy prowadzą do nie posiadającego najlepszej reputacji wśród londyńskiej śmietanki towarzyskiej Sebastiana St. Cyr, wicehrabiego Devlinu. Jednak, jak to zwykle w kryminałach bywa, to nie podejrzany jest mordercą. Dowiedzie tego nie, jak głosi nota na okładce, sędzia pokoju sir Henry Lovejoy, lecz sam oskarżony, którego ściga cała londyńska policja.
„Czego boją się anioły”, debiutancka powieść C.S. Harris, stanowić może doskonały przykład utworu, który idealnie wpisuje się w konwencję i wypełnia wszystkie jej wymogi. Mamy więc zbrodnię i szeroki krąg podejrzanych, brudną aferę o charakterze politycznym oraz możnych próbujących ją zatuszować. Mamy jednak przede wszystkim bohatera – mściciela, który sam rozwiązuje zagadkę, by oczyścić się z zarzutów. Choć w oczach society Sebastian jawi się jako drań, lowelas i hulaka, w rzeczywistości to chętnie ukrywający się pod skorupą pozorów, obdarzony najszlachetniejszymi przymiotami oraz niezwykłymi zdolnościami bohater. Nic dziwnego zatem, że czytelnik od samego początku kibicuje szlachetnemu, aczkolwiek (o czym dowiadujemy się trakcie lektury) nieszlachetnie urodzonemu dziedzicowi potężnego rodu. Razem z nim przemierzamy więc budzące strach zaułki East End czy Covent Garden, jak i wnętrza wystawnych arystokratycznych domów, pracownię włoskiego malarza i nielegalne prosektorium. Pomysł wprowadzenia ostatniego z wymienionych wątków zasługuje zresztą na szersze omówienie. Na polecenie Sebastiana bowiem hieny cmentarne współpracujące z jego niezawodnym kompanem z czasów wojny w Portugalii – lekarzem opiumistą – wykradają z grobowca ciało Rachel. Irlandczyk zaś wykonuje sekcję zwłok. I choć jej wyniki nie są w pełni zadowalające (wszak przygotowanie ciała do pochówku powoduje zatarcie wielu śladów), udzielają one Sebastianowi kluczowych wskazówek. Prowadzenie takich praktyk w XIX wiecznej Europie było nie tylko niebezpieczne, lecz także niezwykle dochodowe. Jak zatem dawała sobie radę szajka „zmartwychwstańców”? „Skoczny Jack wylądował obok chłopca, wyciągnął z kieszeni nóż i płynnym, wyćwiczonym ruchem zaczął ciąć i rozdzierać jej suknię. Sebastian chwycił go za ramię. – Co robisz? – Skoczny Jack splunął do jamy. Jego blade oczy zalśniły w ciemności. – Nie ma zakazu nosić zwłok po ulicach. Ale możesz zarobić siedem lat na Botany Bay, jak cię przyłapią z umarlakiem w trumiennych łachach”.
W kryminale C.S. Harris znajdziemy jednak całe mnóstwo ciekawszych niż Skoczny Jack postaci. Autorka, prezentując nam galerię londyńskich bohaterów, stara się jak może, by nie wypadły one sztampowo i schematycznie. Owe starania w miażdżącej większości przypadków zostają zwieńczone sukcesem. Najlepszym tego przykładem jest kreacja Toma – małego ulicznika, który próbuje okraść Sebastiana. Tak niefortunnie zaczęta znajomość okazuje się najlepszą rzeczą, jaka spotyka ukrywającego się hrabiego. Z kolei dzięki wprowadzeniu na karty powieści żywej i barwnej postaci małego wywiadowcy i pomocnika autorka przemyca, dalekie na szczęście od trącącego banałem sentymentalizmu, refleksje na temat tzw. dzieci ulicy.
Jednak najbardziej zajmującą postacią ze wszystkich jest zamordowana Rachel York. Kim była? Skrzywdzonym przez „szanowanych obywateli” dzieckiem? Utalentowaną aktorką o wątpliwej reputacji? Wojowniczo nastawioną wobec świata rewolucjonistką? Szukającą wraz z pięknym kochankiem spokojnego miejsca na ziemi niedoszłą matką? A może bezwzględną szantażystką i szpiegiem? O nieschematycznym nastawieniu autorki wobec bohaterów świadczyć może również próba zróżnicowania ich mowy na slang ulicy i język salonu. Linia podziału przebiega zaskakująco, bo choć czytelnik porusza się wraz z Sebastianem po obu sceneriach, najcięższe przekleństwa i najbardziej wulgarne kwestie usłyszy z ust wielkiej damy – siostry hrabiego Sebastiana.
Spore tempo powieści umiejętnie podsycane zaskakującymi zakończeniami krótkich rozdziałów wymaga jednak dyscypliny. Tej zasady kurczowo trzymała się autorka, popełniając przy tym irytujące, niestety, uproszczenia. Powieściowe niedoskonałości dotyczą przede wszystkim obrazowania tła wydarzeń, które zostaje ledwie naszkicowane. Ponury zajazd, wystawne pokoje francuskiego szpiega czy mieszkanie Rachel zostały zarysowane grubymi kreskami, bez dbałości o detale. Wynika stąd jasno próba skupienia się na fabule, mrocznej intrydze i rozwiązaniu zagadki. Dlatego też opis scenerii rozgrywanych zdarzeń schodzi w „Czego boją się anioły” na dalszy plan. Ów zabieg prowadzi niekiedy do kuriozalnych wręcz opisów, zwłaszcza, gdy dotyczą one londyńskich ulic. Otóż prawie zawsze są one osnute mgłą, która przeważnie jest „cuchnąca”, „żółta” i „ohydna”...
Słowo „mgła” występujące na kartach powieści Harris aż 48 razy z założenia miało pewnie wywoływać nastrój grozy i tajemniczości – w efekcie wieje nudą i schematycznym myśleniem. Wypada jednak zgodzić się z anglojęzycznymi recenzentami kryminału. „Czego boją się anioły” to wciągająca, świetnie napisana książka. Podziwiam znajomość realiów epoki, świetne kreacje ogromu postaci oraz gotowość do wytłumaczenia najbardziej niezwykłych zjawisk zgodnie z prawidłami nauki (vide nadprzyrodzone zdolności Sebastiana). Co jednak podkusiło C.S Harris do promowania londyńskiej mgły?
„Czego boją się anioły”, debiutancka powieść C.S. Harris, stanowić może doskonały przykład utworu, który idealnie wpisuje się w konwencję i wypełnia wszystkie jej wymogi. Mamy więc zbrodnię i szeroki krąg podejrzanych, brudną aferę o charakterze politycznym oraz możnych próbujących ją zatuszować. Mamy jednak przede wszystkim bohatera – mściciela, który sam rozwiązuje zagadkę, by oczyścić się z zarzutów. Choć w oczach society Sebastian jawi się jako drań, lowelas i hulaka, w rzeczywistości to chętnie ukrywający się pod skorupą pozorów, obdarzony najszlachetniejszymi przymiotami oraz niezwykłymi zdolnościami bohater. Nic dziwnego zatem, że czytelnik od samego początku kibicuje szlachetnemu, aczkolwiek (o czym dowiadujemy się trakcie lektury) nieszlachetnie urodzonemu dziedzicowi potężnego rodu. Razem z nim przemierzamy więc budzące strach zaułki East End czy Covent Garden, jak i wnętrza wystawnych arystokratycznych domów, pracownię włoskiego malarza i nielegalne prosektorium. Pomysł wprowadzenia ostatniego z wymienionych wątków zasługuje zresztą na szersze omówienie. Na polecenie Sebastiana bowiem hieny cmentarne współpracujące z jego niezawodnym kompanem z czasów wojny w Portugalii – lekarzem opiumistą – wykradają z grobowca ciało Rachel. Irlandczyk zaś wykonuje sekcję zwłok. I choć jej wyniki nie są w pełni zadowalające (wszak przygotowanie ciała do pochówku powoduje zatarcie wielu śladów), udzielają one Sebastianowi kluczowych wskazówek. Prowadzenie takich praktyk w XIX wiecznej Europie było nie tylko niebezpieczne, lecz także niezwykle dochodowe. Jak zatem dawała sobie radę szajka „zmartwychwstańców”? „Skoczny Jack wylądował obok chłopca, wyciągnął z kieszeni nóż i płynnym, wyćwiczonym ruchem zaczął ciąć i rozdzierać jej suknię. Sebastian chwycił go za ramię. – Co robisz? – Skoczny Jack splunął do jamy. Jego blade oczy zalśniły w ciemności. – Nie ma zakazu nosić zwłok po ulicach. Ale możesz zarobić siedem lat na Botany Bay, jak cię przyłapią z umarlakiem w trumiennych łachach”.
W kryminale C.S. Harris znajdziemy jednak całe mnóstwo ciekawszych niż Skoczny Jack postaci. Autorka, prezentując nam galerię londyńskich bohaterów, stara się jak może, by nie wypadły one sztampowo i schematycznie. Owe starania w miażdżącej większości przypadków zostają zwieńczone sukcesem. Najlepszym tego przykładem jest kreacja Toma – małego ulicznika, który próbuje okraść Sebastiana. Tak niefortunnie zaczęta znajomość okazuje się najlepszą rzeczą, jaka spotyka ukrywającego się hrabiego. Z kolei dzięki wprowadzeniu na karty powieści żywej i barwnej postaci małego wywiadowcy i pomocnika autorka przemyca, dalekie na szczęście od trącącego banałem sentymentalizmu, refleksje na temat tzw. dzieci ulicy.
Jednak najbardziej zajmującą postacią ze wszystkich jest zamordowana Rachel York. Kim była? Skrzywdzonym przez „szanowanych obywateli” dzieckiem? Utalentowaną aktorką o wątpliwej reputacji? Wojowniczo nastawioną wobec świata rewolucjonistką? Szukającą wraz z pięknym kochankiem spokojnego miejsca na ziemi niedoszłą matką? A może bezwzględną szantażystką i szpiegiem? O nieschematycznym nastawieniu autorki wobec bohaterów świadczyć może również próba zróżnicowania ich mowy na slang ulicy i język salonu. Linia podziału przebiega zaskakująco, bo choć czytelnik porusza się wraz z Sebastianem po obu sceneriach, najcięższe przekleństwa i najbardziej wulgarne kwestie usłyszy z ust wielkiej damy – siostry hrabiego Sebastiana.
Spore tempo powieści umiejętnie podsycane zaskakującymi zakończeniami krótkich rozdziałów wymaga jednak dyscypliny. Tej zasady kurczowo trzymała się autorka, popełniając przy tym irytujące, niestety, uproszczenia. Powieściowe niedoskonałości dotyczą przede wszystkim obrazowania tła wydarzeń, które zostaje ledwie naszkicowane. Ponury zajazd, wystawne pokoje francuskiego szpiega czy mieszkanie Rachel zostały zarysowane grubymi kreskami, bez dbałości o detale. Wynika stąd jasno próba skupienia się na fabule, mrocznej intrydze i rozwiązaniu zagadki. Dlatego też opis scenerii rozgrywanych zdarzeń schodzi w „Czego boją się anioły” na dalszy plan. Ów zabieg prowadzi niekiedy do kuriozalnych wręcz opisów, zwłaszcza, gdy dotyczą one londyńskich ulic. Otóż prawie zawsze są one osnute mgłą, która przeważnie jest „cuchnąca”, „żółta” i „ohydna”...
Słowo „mgła” występujące na kartach powieści Harris aż 48 razy z założenia miało pewnie wywoływać nastrój grozy i tajemniczości – w efekcie wieje nudą i schematycznym myśleniem. Wypada jednak zgodzić się z anglojęzycznymi recenzentami kryminału. „Czego boją się anioły” to wciągająca, świetnie napisana książka. Podziwiam znajomość realiów epoki, świetne kreacje ogromu postaci oraz gotowość do wytłumaczenia najbardziej niezwykłych zjawisk zgodnie z prawidłami nauki (vide nadprzyrodzone zdolności Sebastiana). Co jednak podkusiło C.S Harris do promowania londyńskiej mgły?
C.S. Harris: „Czego boją się anioły”. Przeł. Anna Czarnecka. Wydawnictwo Red Horse. Lublin 2007.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |