ANTROPOLOGIA POLITYKI JAKO KRYTYKA RADYKALIZMU
A
A
A
„Granice wspólnoty” Plessner napisał w 1924 roku, korzystając – dodajmy od razu – z dużo starszej opozycji zaproponowanej przez Ferdinanda Tönniesa: przeciwstawienia wspólnoty i społeczeństwa, przeciwstawienia żywego szczególnie w niemieckiej myśli humanistycznej początków dwudziestego wieku. Trudno dziś uwierzyć, że ta rozprawa liczy już sobie ponad 80 lat – mogłaby przecież powstać jako krytyka dwudziestowiecznych totalitaryzmów; wydaje się być zresztą częściowo odpowiedzią na radziecki komunizm i włoski faszyzm, a zarazem antycypującą krytyką nazizmu. Ale „Granice wspólnoty” mówią też sporo o czasach nam najbliższych, o problemach ostatnich lat.
Czym jest niewielki, ale pełen treści esej Plessnera? To przede wszystkim krytyka wspólnoty – krytyka w każdej postaci, w każdym przejawie. Jako jeden z pierwszych autor „Śmiechu i płaczu” dostrzegł coś wspólnego w tak rozbieżnych, należących do przeciwstawnych stron sceny politycznej ruchach wspólnotowych, jak komunizm i faszyzm – obecność marzenia o powrocie do prostej natury i pragnienia osiągnięcia społecznej solidarności. Z wielu niejednolitych ruchów ideologicznych Plessner konstruuje jedną postawę, odnajduje to, co w tych ruchach tożsame. Tym wspólnym elementem będzie odrzucenie społeczeństwa, sfery publicznej, dystansu i związanej z nimi przemocy w imię bardziej autentycznych modusów egzystencji, w imię bliskości i bezpośredniości.
Metoda krytyki, którą stosuje autor, rezygnuje z bezpośredniej konfrontacji z ideologiami wspólnoty – wybiera natomiast badanie antropologicznych podstaw wspólnoty i społeczeństwa. „Granice wspólnoty” wpisują się zatem w szeroki krąg prac Plessnera dotyczących budowy nowej dziedziny filozofii, antropologii filozoficznej – właśnie opisanie innego niż dualistyczny obrazu człowieka ma być przyczynkiem do dalszych refleksji nad światem społecznym.
W tradycji europejskiej dominującą rolę zawsze zajmowała antropologia dualistyczna zakładająca całkowite rozdzielenie elementów cielesnych i duchowych. Kontakt między duszą a ciałem jawił się zwykle jako problematyczny – trudny w realizacji, a jednocześnie zagrażający duchowej moralności. W nowszych ideologiach to ciało będzie odpowiedzialne za popędy, skłaniające człowieka do działania przeciwko innym, za konkurencję między jednostkami i niemożność pojednania. Hasło wspólnoty odwołuje się więc do relacji wyłącznie na poziomie duchowym, do relacji nie zakłóconych przez cielesność, do relacji, w których mamy do czynienia z bezkonfliktową egzystencją wielu towarzyszy. We wspólnocie można zawsze być sobą, nie trzeba niczego udawać, chować się za maskami i rolami społecznymi – a tego wymaga działanie w społeczeństwie. Czy jednak taki program działania jest możliwy do aktualizacji w dużych grupach, jak narody, czy klasy społeczne? Prototypem wspólnoty jest rodzina czy grupa towarzyska (tu historycznym przykładem był ruch młodoniemiecki oraz górskie wyprawy, które symbolizowały odwrócenie od miasta i cywilizacji). Ale już na poziomie tych niezbyt złożonych formacji pojawia się władza, przemoc, zapośredniczenie – ktoś musi zostać przywódcą grupy, ktoś cieszy się większym autorytetem, podejmuje decyzje. Instytucje właściwe społeczeństwu i wywołujące niezadowolenie z jego funkcjonowania pojawiają się już na poziomie elementarnych form wspólnotowych, a w przypadku przeniesienia modelu wspólnoty na cały naród muszą doprowadzić do jeszcze większej intensyfikacji przemocy.
Antropologiczny rys krytyki Plessnera ujawnia się w zwróceniu uwagi na inny niż dualistyczny charakter natury człowieka – człowiek to jedność ducha i ciała, jedność w mocnym sensie: poprzez ciało duch może się wyrazić, ciało kształtuje też charakter ducha, odzwierciedlając w nim swoje np. popędy. Tak jak we wcześniejszych pracach Plessner chciał pokazać, że już w doznaniach zmysłowych zawierają się elementy sensu, że już w nich zawarty jest element duchowy, tak, w „Granicach wspólnoty” dąży do uwypuklenia duchowego charakteru działalności w sferze publicznej – w przeciwieństwie do radykalizmu, który opisywał cielesną bezsensowność zachowań politycznych, ich czysto zewnętrzny sens.
Wiedza o człowieku zmusza antropologa do przyjęcia tezy o niezgłebialności życia, o tym, że zawsze będzie ono zbyt bogate i skomplikowane, by stać się przejrzystym dla rozumu. Dlatego też odrzucić należy radykalne plany przebudowy świata człowieka – czy to w kierunku zbliżenia się do przyrody, czy do narodowej czystości, czy też społeczeństwa bezklasowego. Plessner opowiada się tu za ideologią liberalnego konserwatyzmu – konserwatyzmu, który niezbyt przychylnie patrzy na gwałtowne zmiany, a wyrastającego z przywiązania do ludzkiej indywidualności oraz akceptacji zmian cywilizacyjnych. Co ważne, jako jeden z niewielu ówczesnych humanistów, autor „Śmiechu i płaczu” nie przyłącza się do popularnych krytyk techniki, cywilizacji, industrializacji, lecz stara się wypracować bardziej wyważone stanowisko, które nie przeoczając wad technologicznego postępu, jednocześnie będzie świadome niemożliwości powrotu do form preindustrialnego życia społecznego.
Jaki jest zatem wniosek omawianej książki? Gdzie znajduje się jej współczesne znaczenie? Plessner podkreśla, że wszelkie „nie-autentyczne” formy ludzkiego życia społecznego są nieprzekraczalną stałą antropologiczną, która nie może zostać zniesiona w żadnej wspólnocie – dochodzimy tu do jakiejś formy politycznego realizmu, który dąży do akceptacji rzeczywistości w jej aktualnym stanie, gdyż radykalne, wychodzące od fałszywych założeń antropologicznych zmiany zamiast dawać wreszcie egzystencję autentyczną, faktycznie wprowadzają znacznie więcej przemocy. Plessner pokazuje się zatem jako obrońca taktu i dyplomacji, nawet gdy te służą tylko maskowaniu prawdziwych interesów; nawiązując do Carla Schmitta, stara się bronić autonomii świata politycznego, autonomii, która oznacza też pozamoralny charakter działań politycznych, w których zawieszone zostają reguły etyczne. Rzeczywistość człowieka to zatem dla antropologa teren ciągłej gry – gry o zachowanie godności, uniknięcie śmieszności, gry, w której człowiek chce się odsłonić, by zyskać społeczne uznanie, i gry, w której trzeba zachować własne wnętrze. Radykalizm zakłada przecięcie tych antynomii – zwolennik społeczeństwa przyjmuje zaś warunki gry, w której pula nagród wydaje się znacznie pewniejsza niż w przypadku radykalizmu. Szansę na wygraną w tej grze widzi Plessner w uniknięciu dwóch skrajności, które symbolizuje ułożenie dłoni: „w tym płynnym żywiole ręka nie uchwyci niczego, jeśli zamyka się w pięść. Ale nie uchwyci też niczego wówczas, gdy pozostaje całkowicie otwarta” (s. 9).
Czym jest niewielki, ale pełen treści esej Plessnera? To przede wszystkim krytyka wspólnoty – krytyka w każdej postaci, w każdym przejawie. Jako jeden z pierwszych autor „Śmiechu i płaczu” dostrzegł coś wspólnego w tak rozbieżnych, należących do przeciwstawnych stron sceny politycznej ruchach wspólnotowych, jak komunizm i faszyzm – obecność marzenia o powrocie do prostej natury i pragnienia osiągnięcia społecznej solidarności. Z wielu niejednolitych ruchów ideologicznych Plessner konstruuje jedną postawę, odnajduje to, co w tych ruchach tożsame. Tym wspólnym elementem będzie odrzucenie społeczeństwa, sfery publicznej, dystansu i związanej z nimi przemocy w imię bardziej autentycznych modusów egzystencji, w imię bliskości i bezpośredniości.
Metoda krytyki, którą stosuje autor, rezygnuje z bezpośredniej konfrontacji z ideologiami wspólnoty – wybiera natomiast badanie antropologicznych podstaw wspólnoty i społeczeństwa. „Granice wspólnoty” wpisują się zatem w szeroki krąg prac Plessnera dotyczących budowy nowej dziedziny filozofii, antropologii filozoficznej – właśnie opisanie innego niż dualistyczny obrazu człowieka ma być przyczynkiem do dalszych refleksji nad światem społecznym.
W tradycji europejskiej dominującą rolę zawsze zajmowała antropologia dualistyczna zakładająca całkowite rozdzielenie elementów cielesnych i duchowych. Kontakt między duszą a ciałem jawił się zwykle jako problematyczny – trudny w realizacji, a jednocześnie zagrażający duchowej moralności. W nowszych ideologiach to ciało będzie odpowiedzialne za popędy, skłaniające człowieka do działania przeciwko innym, za konkurencję między jednostkami i niemożność pojednania. Hasło wspólnoty odwołuje się więc do relacji wyłącznie na poziomie duchowym, do relacji nie zakłóconych przez cielesność, do relacji, w których mamy do czynienia z bezkonfliktową egzystencją wielu towarzyszy. We wspólnocie można zawsze być sobą, nie trzeba niczego udawać, chować się za maskami i rolami społecznymi – a tego wymaga działanie w społeczeństwie. Czy jednak taki program działania jest możliwy do aktualizacji w dużych grupach, jak narody, czy klasy społeczne? Prototypem wspólnoty jest rodzina czy grupa towarzyska (tu historycznym przykładem był ruch młodoniemiecki oraz górskie wyprawy, które symbolizowały odwrócenie od miasta i cywilizacji). Ale już na poziomie tych niezbyt złożonych formacji pojawia się władza, przemoc, zapośredniczenie – ktoś musi zostać przywódcą grupy, ktoś cieszy się większym autorytetem, podejmuje decyzje. Instytucje właściwe społeczeństwu i wywołujące niezadowolenie z jego funkcjonowania pojawiają się już na poziomie elementarnych form wspólnotowych, a w przypadku przeniesienia modelu wspólnoty na cały naród muszą doprowadzić do jeszcze większej intensyfikacji przemocy.
Antropologiczny rys krytyki Plessnera ujawnia się w zwróceniu uwagi na inny niż dualistyczny charakter natury człowieka – człowiek to jedność ducha i ciała, jedność w mocnym sensie: poprzez ciało duch może się wyrazić, ciało kształtuje też charakter ducha, odzwierciedlając w nim swoje np. popędy. Tak jak we wcześniejszych pracach Plessner chciał pokazać, że już w doznaniach zmysłowych zawierają się elementy sensu, że już w nich zawarty jest element duchowy, tak, w „Granicach wspólnoty” dąży do uwypuklenia duchowego charakteru działalności w sferze publicznej – w przeciwieństwie do radykalizmu, który opisywał cielesną bezsensowność zachowań politycznych, ich czysto zewnętrzny sens.
Wiedza o człowieku zmusza antropologa do przyjęcia tezy o niezgłebialności życia, o tym, że zawsze będzie ono zbyt bogate i skomplikowane, by stać się przejrzystym dla rozumu. Dlatego też odrzucić należy radykalne plany przebudowy świata człowieka – czy to w kierunku zbliżenia się do przyrody, czy do narodowej czystości, czy też społeczeństwa bezklasowego. Plessner opowiada się tu za ideologią liberalnego konserwatyzmu – konserwatyzmu, który niezbyt przychylnie patrzy na gwałtowne zmiany, a wyrastającego z przywiązania do ludzkiej indywidualności oraz akceptacji zmian cywilizacyjnych. Co ważne, jako jeden z niewielu ówczesnych humanistów, autor „Śmiechu i płaczu” nie przyłącza się do popularnych krytyk techniki, cywilizacji, industrializacji, lecz stara się wypracować bardziej wyważone stanowisko, które nie przeoczając wad technologicznego postępu, jednocześnie będzie świadome niemożliwości powrotu do form preindustrialnego życia społecznego.
Jaki jest zatem wniosek omawianej książki? Gdzie znajduje się jej współczesne znaczenie? Plessner podkreśla, że wszelkie „nie-autentyczne” formy ludzkiego życia społecznego są nieprzekraczalną stałą antropologiczną, która nie może zostać zniesiona w żadnej wspólnocie – dochodzimy tu do jakiejś formy politycznego realizmu, który dąży do akceptacji rzeczywistości w jej aktualnym stanie, gdyż radykalne, wychodzące od fałszywych założeń antropologicznych zmiany zamiast dawać wreszcie egzystencję autentyczną, faktycznie wprowadzają znacznie więcej przemocy. Plessner pokazuje się zatem jako obrońca taktu i dyplomacji, nawet gdy te służą tylko maskowaniu prawdziwych interesów; nawiązując do Carla Schmitta, stara się bronić autonomii świata politycznego, autonomii, która oznacza też pozamoralny charakter działań politycznych, w których zawieszone zostają reguły etyczne. Rzeczywistość człowieka to zatem dla antropologa teren ciągłej gry – gry o zachowanie godności, uniknięcie śmieszności, gry, w której człowiek chce się odsłonić, by zyskać społeczne uznanie, i gry, w której trzeba zachować własne wnętrze. Radykalizm zakłada przecięcie tych antynomii – zwolennik społeczeństwa przyjmuje zaś warunki gry, w której pula nagród wydaje się znacznie pewniejsza niż w przypadku radykalizmu. Szansę na wygraną w tej grze widzi Plessner w uniknięciu dwóch skrajności, które symbolizuje ułożenie dłoni: „w tym płynnym żywiole ręka nie uchwyci niczego, jeśli zamyka się w pięść. Ale nie uchwyci też niczego wówczas, gdy pozostaje całkowicie otwarta” (s. 9).
Helmuth Plessner: „Granice wspólnoty. Krytyka radykalizmu społecznego”. Przeł. Jarosław Merecki. Posłowie Joachim Fischer. Oficyna Naukowa, Warszawa 2008 [seria: „Terminus”, t. 48]
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |