ZANIKAJĄCY CIEŃ
A
A
A
Czy spektakl Andrzeja Bartnikowskiego „Postępujący zanik mięśni” jest historią współczesnego Hioba? Na ile porusza problem istoty cierpienia i lęku przed doznaniem bólu? A może stawia pytanie o to, co w gruncie rzeczy dotyka nas najbardziej i najboleśniej? Diagnoza lekarska brzmiąca jak wyrok skazujący na śmierć, czy okaleczona toksyczną miłością dusza? Przedstawienie zawiera wiele tematycznych wątków, które przesłaniają zagadnienie choroby zawężone do zaburzeń ciała lub umysłu. Chora jest także nasza rzeczywistość i relacje międzyludzkie w niej panujące. Choroba bohatera staje się pretekstem do pokazania kalekiej kondycji mikroświata jednostki i makroświata społeczeństwa.
Nasza coraz bardziej niezdrowa i pełna konfliktów rzeczywistość społeczna zachęca wielu twórców do ukazywania człowieka w jego otoczeniu. Prezentacja losu jednostki odbywa się według podanego scenariusza: w najróżniejszych miejscach globu istnienie ludzkie cechuje rozpaczliwe osamotnienie. Całość akcji rozwija się wokół nieuleczalnie chorego Nikodema oraz jego kolejnych, słownych manifestacji, pełnych gorzkich skarg kierowanych do losu, żalu do Boga, zwątpienia we własne siły. Nikodem zmaga się z tytułowym postępującym zanikiem mięśni, czyli nieuleczalną dystrofią Duchenne’a. Wizerunek nienawidzącego wszystkich i zakochanego w Elwirze, melancholijnego i zobojętniałego, a chwilami wściekającego się i wrzeszczącego chorego stworzył Jakub Papuga. Takie kontrastowe ujęcia ukazują powierzchowną warstwę tej postaci, która skrywa całą wewnętrzną różnorodność. Mikroświat ukazywany w spektaklu jest rzeczywistością kreowaną słowami chorego, ale też złośliwego człowieka. Jest w nim wyraźna chęć walki ze wszystkim, co go otacza: zafałszowaną moralnością, nieszczerością uczuć, czy demonstracyjną litością. Zwątpienie stało się najważniejszą ideą kierującą życiem bohatera, a jednak Nikodem potrafi nadal kochać. Czeka każdego dnia na wizytę młodziutkiej Elwiry, a gdy jej nie ma, ciągle o niej marzy – o kobiecie, która jest „najczystszą z istot, które zna”.
A potem znów zaczyna się buntować. Jego wulgarne słowa i dosadne opinie pokazują bezradną rozpacz wobec losu, który skazuje go na odmierzanie każdego ranka czasu do śmierci i niemożność uwolnienia się od tej obsesji. Nikodem przykuty do łóżka, okryty kocem w szaro-burą kratkę, prezentuje ten rodzaj egzystencji, od której nie można uciec, tak jak nie da się uciec od własnego oddechu, głosu, pustego żołądka, obolałych pleców. Doświadczenie cierpienia nieuleczalnie chorego ciała wypycha bohatera w przerażająca go otchłań. Uraz do świata wynika z cielesnej nędzy. Pyta i przeklina, złości się i milczy, ale znikąd nie ma ratunku. Jest tyko uporczywe i bolesne oczekiwanie. Cielesne uwięzienie pozwala jednak na to, by Nikodem odkrył wolność własnych myśli. Nie dba o zasady, etykiety, formułki, mówi o świecie w taki sposób, jak go odczuwa i jak wyczuwa wszelkie istniejące w nim sytuacje. Kwestie wypowiadane przez Nikodema przypominają wypowiedź Pabla, bohatera z opowiadania „Mur” Jeana Paula Sartre’a: „moje ciało, patrzyłem jeszcze jego oczami i słyszałem jeszcze jego ustami, ale to już nie byłem ja; ono samo trzęsło się z zimna i samo się pociło, nie poznawałem go. Musiałem dotykać go, patrzeć na nie, aby wiedzieć, co się z nim dzieje, jakby należało do kogoś innego”.
W scenie pierwszej bohater wyłonił się czarnej, scenicznej przestrzeni. Spektakl jest zapisem walki z cieniem życia, który łączy się ze źródłem lęku i dojmującego cierpienia. Choroba, podobnie jak cień, tkwi przy człowieku, nieustannie podąża za bohaterem. Jest bliska i nieuchwytna, uciekająca i pojawiająca się niespodziewanie. Nikodem przeistacza się w cień człowieka, staje się niezdolny do życia i tkwi nad przepaścią śmierci. W tej scenie rozpoczynającej spektakl zostaje zawarta egzystencjalna formuła – niemożność wpisania śmierci w jakikolwiek schemat ofiary. Pozostaje tylko nocne czuwanie, które nie daje żadnej nadziei na uniknięcie ostatecznego wyroku. Narastający lęk bohatera wynika z określonej przyczyny. Źródłem lęku jest sama ciemność, która powoli wypełnia wnętrze i stopniowo przeistacza się w wewnętrznego przeciwnika. Historia Nikodema przypomina o bolesnej prawdzie naszej egzystencji – ciało zawsze zdradza człowieka. A choroba niczym cień pojawia się, chowa, znika, ale w gruncie rzeczy nie opuszcza. Na jej mroczne właściwości cienia wskazuje również Marcin Świetlicki w utworze „Piosenka ozdrowieńca”:
„ale
choroba pozostaje,
gdzieś jest,
plamka mroku, co się wymyka,
lecz gdzieś jest, przyczajona, lecz gdzieś jest, w języku,
niby jasności śnią się, ale cień jest, cień jest
i we śnie” ...
W zakończeniu spektaklu bohater i jego cień powoli wkracza w przestrzeń światła padającego z prawej strony sceny. Scena finałowa przynosi wyciszenie, uspokojenie, pogodzenie z losem i świadomością tragicznego istnienia. To prezentacja próby wyzwolenia do innego wymiaru życia. Co działo się między sceną początkową a ostatnią? Cóż nie został odkryty przed nami sugestywny spektakl agonii. Przedstawienie rozbija nadmiar wątków. Oczywiście, dla przykładu, chociażby sceny łóżkowe z udziałem Adama (Michał Kaleta) i Anety (Ewa Szumska), pokazują jak fizycznie zdrowe osoby zmagają się z chorobą własnych uczuć i ambicji. Sceny domowe natomiast podkreślają problemy emocjonalne patologicznych rodzin, Elwira nienawidzi ojca alkoholika a jej brat lubi czasem „coś wypić mocniejszego”. Beznadziejność ludzkich spotkań, natężenie zjawisk izolacji międzyludzkiej, rozpaczliwa atrofia stają się chorobami relacji pomiędzy ludźmi. Jednak wielość różnych opowieści zawarta w spektaklu: dylematy homoseksualisty, sąsiedzka zdrada, historia zawodowego awansu, powodują zatarcie istotnych problemów nakreślonych w poznańskim spektaklu. Aktorzy w tych rolach stają się kukłami swoich natręctw, kompleksów i obsesji.
„Postępujący zanik mięśni” jest nie tylko historią schorowanego, maltretowanego, poranionego, zbolałego Nikodema, czy też okaleczonego, zatrutego, gnijącego, uzależnionego otoczenia. Jakże znaczącym aspektem elementarnych sytuacji egzystencjalnych zawartych w spektaklu jest ich wymiar międzyludzki. Właśnie one pozwalają odkryć obok siebie obecność drugiego człowieka. Sytuacje teatralne wychodzenia „ja” ku bliskim „innym” ukazują wszelkie zbliżenia i oddalenia, wyjścia i powroty, rezygnacje i nowe próby spotkania z drugim człowiekiem, chorym lub zdrowym, dyrektorem lub sąsiadem, bratem lub siostrą, ukochanym lub ukochaną, po prostu z człowiekiem w trudnych momentach życiach. Sztuka zatem nie dotyczy tylko kwestii „postępującego zaniku mięśni”, odkrywa jedną z bolesnych prawd współczesnego świata, w którym człowiek jest tylko szybko przemykającym cieniem, nie zostawiającym nawet śladu na ścianie własnego domu.
Nasza coraz bardziej niezdrowa i pełna konfliktów rzeczywistość społeczna zachęca wielu twórców do ukazywania człowieka w jego otoczeniu. Prezentacja losu jednostki odbywa się według podanego scenariusza: w najróżniejszych miejscach globu istnienie ludzkie cechuje rozpaczliwe osamotnienie. Całość akcji rozwija się wokół nieuleczalnie chorego Nikodema oraz jego kolejnych, słownych manifestacji, pełnych gorzkich skarg kierowanych do losu, żalu do Boga, zwątpienia we własne siły. Nikodem zmaga się z tytułowym postępującym zanikiem mięśni, czyli nieuleczalną dystrofią Duchenne’a. Wizerunek nienawidzącego wszystkich i zakochanego w Elwirze, melancholijnego i zobojętniałego, a chwilami wściekającego się i wrzeszczącego chorego stworzył Jakub Papuga. Takie kontrastowe ujęcia ukazują powierzchowną warstwę tej postaci, która skrywa całą wewnętrzną różnorodność. Mikroświat ukazywany w spektaklu jest rzeczywistością kreowaną słowami chorego, ale też złośliwego człowieka. Jest w nim wyraźna chęć walki ze wszystkim, co go otacza: zafałszowaną moralnością, nieszczerością uczuć, czy demonstracyjną litością. Zwątpienie stało się najważniejszą ideą kierującą życiem bohatera, a jednak Nikodem potrafi nadal kochać. Czeka każdego dnia na wizytę młodziutkiej Elwiry, a gdy jej nie ma, ciągle o niej marzy – o kobiecie, która jest „najczystszą z istot, które zna”.
A potem znów zaczyna się buntować. Jego wulgarne słowa i dosadne opinie pokazują bezradną rozpacz wobec losu, który skazuje go na odmierzanie każdego ranka czasu do śmierci i niemożność uwolnienia się od tej obsesji. Nikodem przykuty do łóżka, okryty kocem w szaro-burą kratkę, prezentuje ten rodzaj egzystencji, od której nie można uciec, tak jak nie da się uciec od własnego oddechu, głosu, pustego żołądka, obolałych pleców. Doświadczenie cierpienia nieuleczalnie chorego ciała wypycha bohatera w przerażająca go otchłań. Uraz do świata wynika z cielesnej nędzy. Pyta i przeklina, złości się i milczy, ale znikąd nie ma ratunku. Jest tyko uporczywe i bolesne oczekiwanie. Cielesne uwięzienie pozwala jednak na to, by Nikodem odkrył wolność własnych myśli. Nie dba o zasady, etykiety, formułki, mówi o świecie w taki sposób, jak go odczuwa i jak wyczuwa wszelkie istniejące w nim sytuacje. Kwestie wypowiadane przez Nikodema przypominają wypowiedź Pabla, bohatera z opowiadania „Mur” Jeana Paula Sartre’a: „moje ciało, patrzyłem jeszcze jego oczami i słyszałem jeszcze jego ustami, ale to już nie byłem ja; ono samo trzęsło się z zimna i samo się pociło, nie poznawałem go. Musiałem dotykać go, patrzeć na nie, aby wiedzieć, co się z nim dzieje, jakby należało do kogoś innego”.
W scenie pierwszej bohater wyłonił się czarnej, scenicznej przestrzeni. Spektakl jest zapisem walki z cieniem życia, który łączy się ze źródłem lęku i dojmującego cierpienia. Choroba, podobnie jak cień, tkwi przy człowieku, nieustannie podąża za bohaterem. Jest bliska i nieuchwytna, uciekająca i pojawiająca się niespodziewanie. Nikodem przeistacza się w cień człowieka, staje się niezdolny do życia i tkwi nad przepaścią śmierci. W tej scenie rozpoczynającej spektakl zostaje zawarta egzystencjalna formuła – niemożność wpisania śmierci w jakikolwiek schemat ofiary. Pozostaje tylko nocne czuwanie, które nie daje żadnej nadziei na uniknięcie ostatecznego wyroku. Narastający lęk bohatera wynika z określonej przyczyny. Źródłem lęku jest sama ciemność, która powoli wypełnia wnętrze i stopniowo przeistacza się w wewnętrznego przeciwnika. Historia Nikodema przypomina o bolesnej prawdzie naszej egzystencji – ciało zawsze zdradza człowieka. A choroba niczym cień pojawia się, chowa, znika, ale w gruncie rzeczy nie opuszcza. Na jej mroczne właściwości cienia wskazuje również Marcin Świetlicki w utworze „Piosenka ozdrowieńca”:
„ale
choroba pozostaje,
gdzieś jest,
plamka mroku, co się wymyka,
lecz gdzieś jest, przyczajona, lecz gdzieś jest, w języku,
niby jasności śnią się, ale cień jest, cień jest
i we śnie” ...
W zakończeniu spektaklu bohater i jego cień powoli wkracza w przestrzeń światła padającego z prawej strony sceny. Scena finałowa przynosi wyciszenie, uspokojenie, pogodzenie z losem i świadomością tragicznego istnienia. To prezentacja próby wyzwolenia do innego wymiaru życia. Co działo się między sceną początkową a ostatnią? Cóż nie został odkryty przed nami sugestywny spektakl agonii. Przedstawienie rozbija nadmiar wątków. Oczywiście, dla przykładu, chociażby sceny łóżkowe z udziałem Adama (Michał Kaleta) i Anety (Ewa Szumska), pokazują jak fizycznie zdrowe osoby zmagają się z chorobą własnych uczuć i ambicji. Sceny domowe natomiast podkreślają problemy emocjonalne patologicznych rodzin, Elwira nienawidzi ojca alkoholika a jej brat lubi czasem „coś wypić mocniejszego”. Beznadziejność ludzkich spotkań, natężenie zjawisk izolacji międzyludzkiej, rozpaczliwa atrofia stają się chorobami relacji pomiędzy ludźmi. Jednak wielość różnych opowieści zawarta w spektaklu: dylematy homoseksualisty, sąsiedzka zdrada, historia zawodowego awansu, powodują zatarcie istotnych problemów nakreślonych w poznańskim spektaklu. Aktorzy w tych rolach stają się kukłami swoich natręctw, kompleksów i obsesji.
„Postępujący zanik mięśni” jest nie tylko historią schorowanego, maltretowanego, poranionego, zbolałego Nikodema, czy też okaleczonego, zatrutego, gnijącego, uzależnionego otoczenia. Jakże znaczącym aspektem elementarnych sytuacji egzystencjalnych zawartych w spektaklu jest ich wymiar międzyludzki. Właśnie one pozwalają odkryć obok siebie obecność drugiego człowieka. Sytuacje teatralne wychodzenia „ja” ku bliskim „innym” ukazują wszelkie zbliżenia i oddalenia, wyjścia i powroty, rezygnacje i nowe próby spotkania z drugim człowiekiem, chorym lub zdrowym, dyrektorem lub sąsiadem, bratem lub siostrą, ukochanym lub ukochaną, po prostu z człowiekiem w trudnych momentach życiach. Sztuka zatem nie dotyczy tylko kwestii „postępującego zaniku mięśni”, odkrywa jedną z bolesnych prawd współczesnego świata, w którym człowiek jest tylko szybko przemykającym cieniem, nie zostawiającym nawet śladu na ścianie własnego domu.
Andrzej Bartnikowski: „Postępujący zanik mięśni”. Reżyseria: Andrzej Bartnikowski. Scenografia: Paweł Walicki. Muzyka: Videoturisten. Teatr Polski w Poznaniu. Premiera: 15 marca 2008.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |