PŁYNY
A
A
A
„Rzeszów – St. Tropez”. Biodro, 2008.
Prowadzący oficynę wydawniczą „Biodro Records” Tymon Tymański najwyraźniej postawił na... jajcarzy. Takie działanie byłoby godne uwagi, gdyby w Polsce istniała prawdziwa muzyczna scena. Kłopot w tym, że jej nie ma. Ale mamy jajcarzy. Zaglądnijmy im zatem do… koszyka.
Zespół „Płyny” powstał cztery lata temu w Warszawie. Założycielami byli gitarzysta Igor Spolski i basista Szymon Tarkowski. Obaj są zarazem wokalistami. Po skompletowaniu składu grupy, w 2007 roku nagrali pierwszą płytę („Płyny”). Aktualnie zespół uzupełniają: Kasia Priwieziencew (śpiew), Michał Lamża (instrumenty klawiszowe), Andrzej Kwiatkowski (perkusja).
Nowe wydawnictwo grupy zawiera dwanaście utworów, z których tylko jeden (instrumentalna zabawa w granie) nie jest piosenką. Piosenki zaś są krótkie i treściwe. Wszystkie mają udane, „nie wysilone” melodie. Są dynamiczne, utrzymane w podobnych tempach. Płyta nie zawiera żadnej ballady. Muzyka płynie (!?) gładkim i szybkim strumieniem. Wokaliści śpiewają bez zbędnej maniery, a instrumenty są użyte ze smakiem. Na szczęście uniknięto wszelkich wirtuozerskich popisów. Teksty wydają się pełnić rolę równorzędną z muzyką. Oczywiście są prześmiewcze. Tu najbardziej objawia się „tymonowy szlif”.
Śmieszyć ponad wszystko. Poczynając od okładki, poprzez tytuł płyty, tytuły poszczególnych muzycznych kawałków, na muzyce kończąc, wszystko ma być śmieszne. Co i kogo ośmieszają „Płyny”? Otóż celem grupy jest niemal cała otaczająca nas rzeczywistość. Dostaje się chłopakom na deskach, drobnym geszefciarzom, wymuskanym pacanom, luzakom, a nawet kolorowym obywatelom naszego pięknego kraju i świata. Muzycy stają się niemal felietonistami. Muzyka mimo wszystko schodzi na drugi plan; powoli przemienia się w kabarecik. Na ich i nasze (słuchaczy) szczęście, nie nudzą, bo jak wspomniałem piosenki są krótkie, zawadiackie i treściwe. Melodie należą do tych… kleistych (po mniej więcej dwóch przesłuchaniach wżerają się w mózg, czego nie lubię, ale lepsze to, niż brak dobrej melodii). Istota rzeczy zawiera się w tekstach i dobrych refrenach. W pamięci pozostaje prosty przekaz: wykpiwać, śmieszyć, bawić. Niech tak będzie. Teraz jest to zabawne, ale co z tego zostanie za kilka lat? Na razie doraźność tekstów nie przesłania dobrej muzyki. Tylko po co grupa powołuje się na hasła w rodzaju alternatywny rock, avant pop, miejski folk, pogodne reggae i jazz. Tego tam nie ma. To są udane piosenki z kabaretowymi, słodko-gorzkimi tekstami. I tyle. A może to kolejny głos w sprawie tajemniczej mody na różowy obciach? Cóż… Na tym, to ja się nie znam. Ale mimo wszystko bardzo jestem ciekaw, jakie będą dalsze losy grupy.
Zespół „Płyny” powstał cztery lata temu w Warszawie. Założycielami byli gitarzysta Igor Spolski i basista Szymon Tarkowski. Obaj są zarazem wokalistami. Po skompletowaniu składu grupy, w 2007 roku nagrali pierwszą płytę („Płyny”). Aktualnie zespół uzupełniają: Kasia Priwieziencew (śpiew), Michał Lamża (instrumenty klawiszowe), Andrzej Kwiatkowski (perkusja).
Nowe wydawnictwo grupy zawiera dwanaście utworów, z których tylko jeden (instrumentalna zabawa w granie) nie jest piosenką. Piosenki zaś są krótkie i treściwe. Wszystkie mają udane, „nie wysilone” melodie. Są dynamiczne, utrzymane w podobnych tempach. Płyta nie zawiera żadnej ballady. Muzyka płynie (!?) gładkim i szybkim strumieniem. Wokaliści śpiewają bez zbędnej maniery, a instrumenty są użyte ze smakiem. Na szczęście uniknięto wszelkich wirtuozerskich popisów. Teksty wydają się pełnić rolę równorzędną z muzyką. Oczywiście są prześmiewcze. Tu najbardziej objawia się „tymonowy szlif”.
Śmieszyć ponad wszystko. Poczynając od okładki, poprzez tytuł płyty, tytuły poszczególnych muzycznych kawałków, na muzyce kończąc, wszystko ma być śmieszne. Co i kogo ośmieszają „Płyny”? Otóż celem grupy jest niemal cała otaczająca nas rzeczywistość. Dostaje się chłopakom na deskach, drobnym geszefciarzom, wymuskanym pacanom, luzakom, a nawet kolorowym obywatelom naszego pięknego kraju i świata. Muzycy stają się niemal felietonistami. Muzyka mimo wszystko schodzi na drugi plan; powoli przemienia się w kabarecik. Na ich i nasze (słuchaczy) szczęście, nie nudzą, bo jak wspomniałem piosenki są krótkie, zawadiackie i treściwe. Melodie należą do tych… kleistych (po mniej więcej dwóch przesłuchaniach wżerają się w mózg, czego nie lubię, ale lepsze to, niż brak dobrej melodii). Istota rzeczy zawiera się w tekstach i dobrych refrenach. W pamięci pozostaje prosty przekaz: wykpiwać, śmieszyć, bawić. Niech tak będzie. Teraz jest to zabawne, ale co z tego zostanie za kilka lat? Na razie doraźność tekstów nie przesłania dobrej muzyki. Tylko po co grupa powołuje się na hasła w rodzaju alternatywny rock, avant pop, miejski folk, pogodne reggae i jazz. Tego tam nie ma. To są udane piosenki z kabaretowymi, słodko-gorzkimi tekstami. I tyle. A może to kolejny głos w sprawie tajemniczej mody na różowy obciach? Cóż… Na tym, to ja się nie znam. Ale mimo wszystko bardzo jestem ciekaw, jakie będą dalsze losy grupy.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |