MITTELEUROPA BEZ MITU. MIEJSCA, ZDARZENIA, DOKUMENTY
A
A
A
„Dlaczego rozstrzelali Stanisławów” jest czwartą książką Martina Pollacka wydaną po polsku. Autor, tłumacz Ryszarda Kapuścińskiego, był przez wiele lat korespondentem niemieckojęzycznych gazet w Europie Środkowej – omawiana książka to pokłosie obcowania z tą przestrzenią Europy, z jej burzliwą historią, szczególnie w ostatnim stuleciu. Przypomnijmy, że poprzednie prace Pollacka były jednolitymi reportażami historycznymi, esejami opartymi na konkretnym projekcie. „Po Galicji” – wędrówką przez nieistniejącą krainę, której elementy autor próbuje odnaleźć w dawnych bedekerach, powieściach i fotografiach oraz w śladach po dawnej przestrzeni ostałej w budynkach starych dworców czy urzędów. „Ojcobójca. Sprawa Filipa Halsmanna” to z kolei opowieść o śmierci łotewskiego turysty w Tyrolu i oskarżeniu jego syna o zabójstwo – tu dokumenty procesowe oraz notki prasowe okazują się świetnym materiałem do tropienia dyskursywnych przemieszczeń w międzywojennej Austrii, które przygotowują grunt dla ekspansji antysemityzmu i nazizmu. Wreszcie najbardziej osobista książka: „Śmierć w bunkrze. Opowieść o moim ojcu”, poświęcona postaci ojca autora, oficera SS, który został zamordowany w trakcie ucieczki do Włoch w 1947 roku.
W przeciwieństwie do wspomnianych wyżej książek „Dlaczego rozstrzelali Stanisławów” jest zbiorem tekstów powstałych w czasie ćwierćwiecza, dotyczących tak rozmaitych tematów, jak eksterminacja Cyganów oraz powstanie zespołu Laibach, opowiadanie o brazylijskim socjaliście studiującym w socjalistycznej Warszawie, rozważania o przypadkowo znalezionych zdjęciach żydowskiego miasteczka z czasów drugiej wojny światowej, wreszcie wspomnienia rodzinne i obraz bułgarskiego miasta Ruse. Czy można znaleźć coś, co połączy te różne treści w jakichś jeden spójny projekt? Wydaje się, że tym tematem dla Pollacka będzie właśnie Mitteleuropa, wizja Europy Środkowej jako miejsca spotkania, ale też konfrontacji wielu kultur – w przeciwieństwie do wcześniejszych badaczy Pollack rezygnuje (przynajmniej w ostatnich książkach, „Po Galicji” jeszcze się w te wyobrażenie częściowo wpisuje) z kształtowania mitu dla tej – problematycznej zarówno geograficznie, jak i historycznie – części Europy. Nie wychwala dawnego współbytowania różnych grup etnicznych, raczej stara się pokazać, że zawsze ta koegzystencja mogła stać się i często stawała zarzewiem konfliktu. Także współczesnej sytuacji nie opisuje jako harmonijnego współistnienia różnych kultur narodowych, wskazując raczej na nieuniknione procesy asymilacji – jak w przypadku Węgrów czy Chorwatów zamieszkujących wschodnią Austrię.
Pollacka w pograniczu fascynuje etniczne napięcie: na przykład między przyjaznym współistnieniem Niemców i Słoweńców, którzy mogą razem robić interesy, by za chwilę stanąć do bezwarunkowej walki o narodową tożsamość wspólnie zajmowanej przestrzeni. Autor często eksponuje niejasności, stara się zakwestionować każdy schemat – wspomina choćby swojego ojca esesmana, który jednocześnie pracował przy deportacjach austriackich Żydów, a wakacje 1940 spędził razem ze swoim „pół-żydowskim” (używając nazistowskiej kategorii) kuzynem Guido w Zagrzebiu, o czym świadczą dobrotliwie podpisane zdjęcia.
Gdzie kończą się zwyczajne relacje międzyludzkie, w których sąsiad jest mniej lub bardziej lubianym sąsiadem, a zaczyna ideologiczne spojrzenie na Żyda, którego trzeba wywłaszczyć, deportować, by w końcu zgładzić? Ale też w drugą stronę – jak ludzie przenoszeni przez ideologie jednak jakoś się adaptują w nowych środowiskach, tworzą nowe, niespodziewane więzi? Pollack pokazuje, jak głęboko sięga w nas ideologia – jak bardzo różne uprzedzenia wpisują się w naszą tożsamość, czyniąc nas bezbronnymi choćby wobec antysemityzmu. A zarazem jego pisarstwo umacnia nadzieję na przezwyciężenie nacjonalizmu.
Tytułowa historia, „Dlaczego rozstrzelano Stanisława Mędraka i Stanisława Grzankę?”, rozpoczyna się od śladu: grobu – skromnego nagrobka na wiejskim cmentarzu w małej austriackiej wiosce, gdzie autor mieszka od lat. Pollack wypytuje okolicznych mieszkańców, by poprzez wspomnienia świadków odnaleźć drogę do dwóch polskich robotników przymusowych, rozstrzelanych pod koniec wojny przez żołnierzy radzieckich. Dwaj polscy pracownicy przymusowi znaleźli miejsce w rodzinach pozbawionych mężczyzn, pomagali we wszelkich pracach domowych. Zachowały się po nich tylko wspomnienia i fotografie – zrobione bez obowiązkowego znaku „P” na ubraniu, niektóre przed domem, inne w zakładzie fotograficznym. Widzimy na nich dwóch młodych mężczyzn całkiem dobrze odżywionych i ubranych, według rozmówców Pollacka w wiosce byli traktowani całkiem dobrze, wbrew zaleceniom pozwalano im jeść razem z domownikami, czasem rodziły się znajomości, przyjaźnie z okoliczną młodzieżą. Zginęli już po wyzwoleniu, rozstrzelani przez żołnierzy radzieckich.
Co wynika z tej ciekawej, choć w sumie dość zwykłej historii? Czy chodzi tylko o przyjaźń, jakąś więź wbrew obowiązującej ideologii, drobne naruszenia przepisów (jak kino), co miałoby świadczyć o mniejszym zaufaniu do nazizmu w tej wiosce? W to nie pozwala nam uwierzyć narrator – od razu obala taką opowieść, przywołując postać Alois Brunnera, jednego z pomocników Eichmanna. O co zatem chodzi? O pamięć? Tak, na pewno, te przypadkowe, niejako „powojenne” ofiary wojny zasługują na zapamiętanie. Ale Pollacka dręczy chyba tytułowe pytanie, zadane przez siostrę jednego z robotników – dlaczego został zabity? Dlaczego rozstrzelali Stanisławów? Na to pytanie nie ma odpowiedzi – nie ma motywu, opowieści, w którą by można wpisać absurdalną zbrodnię. Może dlatego, że nie poszli do obozu dla polskich robotników przymusowych, może z powodu prób bronienia dobytku gospodarzy… Takich hipotez da się sformułować wiele, ale nie na konkretnej odpowiedzi zależy chyba autorowi. Zauważmy, że w tytule książki brakuje znaku zapytania – przez to jakby cała książka staje się odpowiedzią, jest o tym, „dlaczego rozstrzelali Stanisławów”. Dzieje dwóch Stanisławów jako alegoria powikłanych losów mieszkańców Mitteleuropy?
Strategia badawcza Pollacka polega na wyszukiwaniu zagadkowych śladów – takich jak wspomniany grób wojenny w małej austriackiej wiosce. Ten ślad staje się początkiem narratorskich dociekań, rekonstrukcji zdarzenia, które go pozostawiło. Pollack „wykopuje” różne rzeczy, w naszej przestrzeni pół-obecne, by potem stworzyć ramową opowieść dla tych przedmiotów czy zdarzeń, wskazać, przez jakie siły historii zostały tu umieszczone. Dlatego autor wybiera przedstawienie badawcze – ujawnia swoje obserwacje, dokładnie opisuje rzeczy, krajobrazy, opowiada własne poszukiwania w archiwach – i przede wszystkim rozmowy, przytaczane albo relacjonowane. Postawa zaangażowanego badacza określa rytm tej prozy, kolejnych prób opowiedzenia o tym, co stało się i dalej dzieje (jak choćby ostatnie powroty nacjonalizmów) w Europie Środkowej.
Pollack rozkłada zdarzenie czy biografię na procesy i dyskursy, które je umożliwiły. Jego metoda pisarska to jedna z najciekawszych prób wyciągnięcia konsekwencji z filozofii Michela Foucaulta – tego, jak literatura, w szczególności literatura faktu, ma opowiadać rzeczywistość z jej uwikłaniem w dzieje, opisywać, jak historyczne procesy wplatają jednostki w swój ruch. Forma opowiadania, którą wybiera Pollack, służy raczej do przedstawienia konkretnych przypadków, raczej krótkich odcinków czasu niż długiego trwania. Autor jednak poprzez dokładny, „gęsty” opis zdarzeń i ich kontekstów zmierza do ukazania działania tego, co ogólne i abstrakcyjne: ideologii, dyskursów; tego, jak w codziennych relacjach rodzą się wielkie konflikty (dobrym przykładem może być dziadek autora, który swoją niechęć do obcych, Słoweńców i Żydów, wywodził z pogranicza, co podkreślał w licznych ankietach wypełnianych, gdy wstępował do NSDAP czy SS).
W wielu tekstach Pollacka możemy dostrzec motyw, który chyba najmocniej zaciążył na jego pisarstwie – złowrogą figurę ojca nazisty, esesmana. Zmaganiom z tą figurą pisarz poświęcił „Śmierć w bunkrze”. W „Dlaczego rozstrzelali Stanisławów” możemy śledzić wcześniejsze próby przepracowania tej materii, jak i dopowiedzenia z ostatnich lat. W prozie Pollacka nie ma miejsca choćby na częściowe wybawienie przeszłości – na opowieść o jakimś porządnym naziście, który w trakcie wojny zdołał zachować przyzwoitość. Przeciwnie, pokazuje siebie jako potomka przekonanych nazistów i antysemitów, którzy nawet po klęsce wierzą w swoją ideologię, czują się skrzywdzeni powojennymi karami, nigdy nie biorą na siebie winy za zbrodnie nazistowskie. A zarazem to wspomnienia kochanego dziadka, który wspaniale opowiadał o polowaniach i leśnych potworach, to wspomnienia kochającej babki, rozpieszczającej wnuka wizytami w ciastkarniach. Autor zostawia to pęknięcie – to, że kochająca i kochana rodzina mogła długo po wojnie wieść spokojne życie bez żadnej próby rozliczenia swojej przeszłości (Pollack zerwał z nazistowskimi przodkami w czasie studiów slawistycznych – babka nie mogła mu wybaczyć zainteresowania Słowianami).
Szczególnie dwa wątki wydają się tu ciekawe – opowieść o Rolfie-Heinzu Höppnerze oraz zdjęcia anonimowego fotografa. W pierwszym przypadku chodzi o gubernatora Kraju Warty, gorliwego urzędnika Zagłady, który jeszcze przed konferencją w Wannsee (gdzie ustalone plan „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”) rozważał „humanitarne” (swoją drogą ciekawe może być zbadanie użycia tego słowa przez nazistów) uratowanie Żydów przed śmiercią głodową, oczywiście poprzez eksterminację. Pollack zapoznał się z biografią Höppnera poprzez Juliana Leszczyńskiego, polskiego historyka, u którego mieszkał w trakcie studiów w Warszawie. Leszczyński twierdził, że to Höppner odpowiada za pomysł Zagłady i chciał doprowadzić do jego ponownego procesu. Pollackowi udaje się spotkać ze zbrodniarzem w Bonn – jeszcze przed rozmową jego partnerka ostrzega go, by nie zafascynował się podobną do ojca postacią: obaj w czasie Holokaustu młodzi prawnicy robiący szybką karierę. Gdyby nie zginął w bunkrze, ojciec Pollacka mógłby być takim samym aktywnym i sympatycznym staruszkiem jak Höppner. Wydaje się, że opis postaci typu Höppner czy dziadek autora, skonfrontowanych z Leszczyńskim czy Rudolfem Schwarzem, ostatnim Żydem z ukraińskiego Borszczowa, pozwala postawić tezę o przekornej asymetrii między katami a ofiarami Zagłady. Ci pierwsi nie ponoszą żadnych konsekwencji swoich czynów, szczególnie konsekwencji wewnętrznych – mają zwykle poprawne relacje z rodziną, pracują, nie ma wśród nich depresji i samobójstw. Co innego ofiary – tak jakby one brały na siebie wstyd za Holokaust (o czym pisze Giorgio Agamben), to oni przenoszą swoje cierpienia na potomków (o czym mówią nam teoretycy postpamięci), albo nie potrafią sobie poradzić z kondycją ocalałego (tu świetnych przykładów dostarcza W. G. Sebald).
Drugi przypadek dotyczy zakupionych przez autora zdjęć z czasów drugiej wojny światowej – narrator w kolejnych odsłonach opowiada swoje próby dotarcia do tego, co przedstawiają zdjęcia. Zastanawia się, kto mógł te zdjęcia zrobić – z ustawienia osób wynika, że musiał być to ktoś, kto mógł kazać im się ustawić, prawdopodobnie jakiś żołnierz chcący udokumentować swoją „podróż” na Wschód. Autor w fotografie dostrzega kogoś takiego jak jego ojciec (swoją drogą także zapalony fotograf), rekonstruuje spojrzenie nazisty, jego władzę nad fotografowanymi ludźmi. Być może z tego powodu sam będzie miał awersję do robienia zdjęć, choć odgrywają one tak ważna rolę w jego rekonstrukcjach, ciągle komentowane, odczytywane.
Pollack w biografię ojca próbuje jakby wpisać jakąś uniwersalną figurę nazisty – stać się synem wszystkich nazistów, zrobić to, czego nie potrafili zrobić jego dziadkowie, o czym nie mogła mówić jego matka, wziąć na siebie winę za zbrodnie Austriaków, przez lata widzących w sobie pierwszą ofiarę Hitlera. Bunt autora wobec tożsamości przodków zaczyna się od wspomnianego wybory kierunku studiów, zajęcia się pogardzanymi Słowianami, od wyjazdów do Pragi i Warszawy. Z czasem przeradza się w próbę opowiedzenia o Europie Środkowej – próbę wytyczenia innych szlaków niż te, po których podążał jego ojciec w okupowanej Polsce, na Kaukazie czy Słowacji. Pollack mówi o wpisanej w jego pamięć mapie Europy Środkowej – to mapa złożona bardziej z miejsc i zdarzeń, dokumentów i przede wszystkim spotykanych ludzi, a nie punktów i przestrzeni, które należy zawłaszczyć dla swojej wspólnoty etnicznej.
„Dlaczego rozstrzelali Stanisławów” z pewnością nie jest tak świetną książką jak „Śmierć w bunkrze” czy „Ojcobójca” – tam mamy do czynienia z szerokimi studiami przemian mentalności w dwudziestowiecznej Europie, bardziej udanymi narracyjnie. Zbiór mniejszych tekstów dotyczy tego samego, ale ma jednak mniejszą siłę. Choć z pewnością nadaje się jako wstęp (dla jednych) czy suplement (dla innych) do twórczości jednego z najważniejszych współczesnych autorów Europy Środkowej. Którą sam pisze – także w historiach z tej książki.
W przeciwieństwie do wspomnianych wyżej książek „Dlaczego rozstrzelali Stanisławów” jest zbiorem tekstów powstałych w czasie ćwierćwiecza, dotyczących tak rozmaitych tematów, jak eksterminacja Cyganów oraz powstanie zespołu Laibach, opowiadanie o brazylijskim socjaliście studiującym w socjalistycznej Warszawie, rozważania o przypadkowo znalezionych zdjęciach żydowskiego miasteczka z czasów drugiej wojny światowej, wreszcie wspomnienia rodzinne i obraz bułgarskiego miasta Ruse. Czy można znaleźć coś, co połączy te różne treści w jakichś jeden spójny projekt? Wydaje się, że tym tematem dla Pollacka będzie właśnie Mitteleuropa, wizja Europy Środkowej jako miejsca spotkania, ale też konfrontacji wielu kultur – w przeciwieństwie do wcześniejszych badaczy Pollack rezygnuje (przynajmniej w ostatnich książkach, „Po Galicji” jeszcze się w te wyobrażenie częściowo wpisuje) z kształtowania mitu dla tej – problematycznej zarówno geograficznie, jak i historycznie – części Europy. Nie wychwala dawnego współbytowania różnych grup etnicznych, raczej stara się pokazać, że zawsze ta koegzystencja mogła stać się i często stawała zarzewiem konfliktu. Także współczesnej sytuacji nie opisuje jako harmonijnego współistnienia różnych kultur narodowych, wskazując raczej na nieuniknione procesy asymilacji – jak w przypadku Węgrów czy Chorwatów zamieszkujących wschodnią Austrię.
Pollacka w pograniczu fascynuje etniczne napięcie: na przykład między przyjaznym współistnieniem Niemców i Słoweńców, którzy mogą razem robić interesy, by za chwilę stanąć do bezwarunkowej walki o narodową tożsamość wspólnie zajmowanej przestrzeni. Autor często eksponuje niejasności, stara się zakwestionować każdy schemat – wspomina choćby swojego ojca esesmana, który jednocześnie pracował przy deportacjach austriackich Żydów, a wakacje 1940 spędził razem ze swoim „pół-żydowskim” (używając nazistowskiej kategorii) kuzynem Guido w Zagrzebiu, o czym świadczą dobrotliwie podpisane zdjęcia.
Gdzie kończą się zwyczajne relacje międzyludzkie, w których sąsiad jest mniej lub bardziej lubianym sąsiadem, a zaczyna ideologiczne spojrzenie na Żyda, którego trzeba wywłaszczyć, deportować, by w końcu zgładzić? Ale też w drugą stronę – jak ludzie przenoszeni przez ideologie jednak jakoś się adaptują w nowych środowiskach, tworzą nowe, niespodziewane więzi? Pollack pokazuje, jak głęboko sięga w nas ideologia – jak bardzo różne uprzedzenia wpisują się w naszą tożsamość, czyniąc nas bezbronnymi choćby wobec antysemityzmu. A zarazem jego pisarstwo umacnia nadzieję na przezwyciężenie nacjonalizmu.
Tytułowa historia, „Dlaczego rozstrzelano Stanisława Mędraka i Stanisława Grzankę?”, rozpoczyna się od śladu: grobu – skromnego nagrobka na wiejskim cmentarzu w małej austriackiej wiosce, gdzie autor mieszka od lat. Pollack wypytuje okolicznych mieszkańców, by poprzez wspomnienia świadków odnaleźć drogę do dwóch polskich robotników przymusowych, rozstrzelanych pod koniec wojny przez żołnierzy radzieckich. Dwaj polscy pracownicy przymusowi znaleźli miejsce w rodzinach pozbawionych mężczyzn, pomagali we wszelkich pracach domowych. Zachowały się po nich tylko wspomnienia i fotografie – zrobione bez obowiązkowego znaku „P” na ubraniu, niektóre przed domem, inne w zakładzie fotograficznym. Widzimy na nich dwóch młodych mężczyzn całkiem dobrze odżywionych i ubranych, według rozmówców Pollacka w wiosce byli traktowani całkiem dobrze, wbrew zaleceniom pozwalano im jeść razem z domownikami, czasem rodziły się znajomości, przyjaźnie z okoliczną młodzieżą. Zginęli już po wyzwoleniu, rozstrzelani przez żołnierzy radzieckich.
Co wynika z tej ciekawej, choć w sumie dość zwykłej historii? Czy chodzi tylko o przyjaźń, jakąś więź wbrew obowiązującej ideologii, drobne naruszenia przepisów (jak kino), co miałoby świadczyć o mniejszym zaufaniu do nazizmu w tej wiosce? W to nie pozwala nam uwierzyć narrator – od razu obala taką opowieść, przywołując postać Alois Brunnera, jednego z pomocników Eichmanna. O co zatem chodzi? O pamięć? Tak, na pewno, te przypadkowe, niejako „powojenne” ofiary wojny zasługują na zapamiętanie. Ale Pollacka dręczy chyba tytułowe pytanie, zadane przez siostrę jednego z robotników – dlaczego został zabity? Dlaczego rozstrzelali Stanisławów? Na to pytanie nie ma odpowiedzi – nie ma motywu, opowieści, w którą by można wpisać absurdalną zbrodnię. Może dlatego, że nie poszli do obozu dla polskich robotników przymusowych, może z powodu prób bronienia dobytku gospodarzy… Takich hipotez da się sformułować wiele, ale nie na konkretnej odpowiedzi zależy chyba autorowi. Zauważmy, że w tytule książki brakuje znaku zapytania – przez to jakby cała książka staje się odpowiedzią, jest o tym, „dlaczego rozstrzelali Stanisławów”. Dzieje dwóch Stanisławów jako alegoria powikłanych losów mieszkańców Mitteleuropy?
Strategia badawcza Pollacka polega na wyszukiwaniu zagadkowych śladów – takich jak wspomniany grób wojenny w małej austriackiej wiosce. Ten ślad staje się początkiem narratorskich dociekań, rekonstrukcji zdarzenia, które go pozostawiło. Pollack „wykopuje” różne rzeczy, w naszej przestrzeni pół-obecne, by potem stworzyć ramową opowieść dla tych przedmiotów czy zdarzeń, wskazać, przez jakie siły historii zostały tu umieszczone. Dlatego autor wybiera przedstawienie badawcze – ujawnia swoje obserwacje, dokładnie opisuje rzeczy, krajobrazy, opowiada własne poszukiwania w archiwach – i przede wszystkim rozmowy, przytaczane albo relacjonowane. Postawa zaangażowanego badacza określa rytm tej prozy, kolejnych prób opowiedzenia o tym, co stało się i dalej dzieje (jak choćby ostatnie powroty nacjonalizmów) w Europie Środkowej.
Pollack rozkłada zdarzenie czy biografię na procesy i dyskursy, które je umożliwiły. Jego metoda pisarska to jedna z najciekawszych prób wyciągnięcia konsekwencji z filozofii Michela Foucaulta – tego, jak literatura, w szczególności literatura faktu, ma opowiadać rzeczywistość z jej uwikłaniem w dzieje, opisywać, jak historyczne procesy wplatają jednostki w swój ruch. Forma opowiadania, którą wybiera Pollack, służy raczej do przedstawienia konkretnych przypadków, raczej krótkich odcinków czasu niż długiego trwania. Autor jednak poprzez dokładny, „gęsty” opis zdarzeń i ich kontekstów zmierza do ukazania działania tego, co ogólne i abstrakcyjne: ideologii, dyskursów; tego, jak w codziennych relacjach rodzą się wielkie konflikty (dobrym przykładem może być dziadek autora, który swoją niechęć do obcych, Słoweńców i Żydów, wywodził z pogranicza, co podkreślał w licznych ankietach wypełnianych, gdy wstępował do NSDAP czy SS).
W wielu tekstach Pollacka możemy dostrzec motyw, który chyba najmocniej zaciążył na jego pisarstwie – złowrogą figurę ojca nazisty, esesmana. Zmaganiom z tą figurą pisarz poświęcił „Śmierć w bunkrze”. W „Dlaczego rozstrzelali Stanisławów” możemy śledzić wcześniejsze próby przepracowania tej materii, jak i dopowiedzenia z ostatnich lat. W prozie Pollacka nie ma miejsca choćby na częściowe wybawienie przeszłości – na opowieść o jakimś porządnym naziście, który w trakcie wojny zdołał zachować przyzwoitość. Przeciwnie, pokazuje siebie jako potomka przekonanych nazistów i antysemitów, którzy nawet po klęsce wierzą w swoją ideologię, czują się skrzywdzeni powojennymi karami, nigdy nie biorą na siebie winy za zbrodnie nazistowskie. A zarazem to wspomnienia kochanego dziadka, który wspaniale opowiadał o polowaniach i leśnych potworach, to wspomnienia kochającej babki, rozpieszczającej wnuka wizytami w ciastkarniach. Autor zostawia to pęknięcie – to, że kochająca i kochana rodzina mogła długo po wojnie wieść spokojne życie bez żadnej próby rozliczenia swojej przeszłości (Pollack zerwał z nazistowskimi przodkami w czasie studiów slawistycznych – babka nie mogła mu wybaczyć zainteresowania Słowianami).
Szczególnie dwa wątki wydają się tu ciekawe – opowieść o Rolfie-Heinzu Höppnerze oraz zdjęcia anonimowego fotografa. W pierwszym przypadku chodzi o gubernatora Kraju Warty, gorliwego urzędnika Zagłady, który jeszcze przed konferencją w Wannsee (gdzie ustalone plan „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”) rozważał „humanitarne” (swoją drogą ciekawe może być zbadanie użycia tego słowa przez nazistów) uratowanie Żydów przed śmiercią głodową, oczywiście poprzez eksterminację. Pollack zapoznał się z biografią Höppnera poprzez Juliana Leszczyńskiego, polskiego historyka, u którego mieszkał w trakcie studiów w Warszawie. Leszczyński twierdził, że to Höppner odpowiada za pomysł Zagłady i chciał doprowadzić do jego ponownego procesu. Pollackowi udaje się spotkać ze zbrodniarzem w Bonn – jeszcze przed rozmową jego partnerka ostrzega go, by nie zafascynował się podobną do ojca postacią: obaj w czasie Holokaustu młodzi prawnicy robiący szybką karierę. Gdyby nie zginął w bunkrze, ojciec Pollacka mógłby być takim samym aktywnym i sympatycznym staruszkiem jak Höppner. Wydaje się, że opis postaci typu Höppner czy dziadek autora, skonfrontowanych z Leszczyńskim czy Rudolfem Schwarzem, ostatnim Żydem z ukraińskiego Borszczowa, pozwala postawić tezę o przekornej asymetrii między katami a ofiarami Zagłady. Ci pierwsi nie ponoszą żadnych konsekwencji swoich czynów, szczególnie konsekwencji wewnętrznych – mają zwykle poprawne relacje z rodziną, pracują, nie ma wśród nich depresji i samobójstw. Co innego ofiary – tak jakby one brały na siebie wstyd za Holokaust (o czym pisze Giorgio Agamben), to oni przenoszą swoje cierpienia na potomków (o czym mówią nam teoretycy postpamięci), albo nie potrafią sobie poradzić z kondycją ocalałego (tu świetnych przykładów dostarcza W. G. Sebald).
Drugi przypadek dotyczy zakupionych przez autora zdjęć z czasów drugiej wojny światowej – narrator w kolejnych odsłonach opowiada swoje próby dotarcia do tego, co przedstawiają zdjęcia. Zastanawia się, kto mógł te zdjęcia zrobić – z ustawienia osób wynika, że musiał być to ktoś, kto mógł kazać im się ustawić, prawdopodobnie jakiś żołnierz chcący udokumentować swoją „podróż” na Wschód. Autor w fotografie dostrzega kogoś takiego jak jego ojciec (swoją drogą także zapalony fotograf), rekonstruuje spojrzenie nazisty, jego władzę nad fotografowanymi ludźmi. Być może z tego powodu sam będzie miał awersję do robienia zdjęć, choć odgrywają one tak ważna rolę w jego rekonstrukcjach, ciągle komentowane, odczytywane.
Pollack w biografię ojca próbuje jakby wpisać jakąś uniwersalną figurę nazisty – stać się synem wszystkich nazistów, zrobić to, czego nie potrafili zrobić jego dziadkowie, o czym nie mogła mówić jego matka, wziąć na siebie winę za zbrodnie Austriaków, przez lata widzących w sobie pierwszą ofiarę Hitlera. Bunt autora wobec tożsamości przodków zaczyna się od wspomnianego wybory kierunku studiów, zajęcia się pogardzanymi Słowianami, od wyjazdów do Pragi i Warszawy. Z czasem przeradza się w próbę opowiedzenia o Europie Środkowej – próbę wytyczenia innych szlaków niż te, po których podążał jego ojciec w okupowanej Polsce, na Kaukazie czy Słowacji. Pollack mówi o wpisanej w jego pamięć mapie Europy Środkowej – to mapa złożona bardziej z miejsc i zdarzeń, dokumentów i przede wszystkim spotykanych ludzi, a nie punktów i przestrzeni, które należy zawłaszczyć dla swojej wspólnoty etnicznej.
„Dlaczego rozstrzelali Stanisławów” z pewnością nie jest tak świetną książką jak „Śmierć w bunkrze” czy „Ojcobójca” – tam mamy do czynienia z szerokimi studiami przemian mentalności w dwudziestowiecznej Europie, bardziej udanymi narracyjnie. Zbiór mniejszych tekstów dotyczy tego samego, ale ma jednak mniejszą siłę. Choć z pewnością nadaje się jako wstęp (dla jednych) czy suplement (dla innych) do twórczości jednego z najważniejszych współczesnych autorów Europy Środkowej. Którą sam pisze – także w historiach z tej książki.
Martin Pollack: „Dlaczego rozstrzelali Stanisławów”. Przeł. Andrzej Kopacki. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2009 [seria: Reportaż].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |