ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 lipca 13 (133) / 2009

Magdalena Mrowiec,

POZA KREMATORIUM PALENIE SUROWO WZBRONIONE!

A A A
Komu z nas nie zdarzyło się poczuć, jak po plecach przechodzą ciarki, podczas oglądania produktów czeskiej kinematografii? Czasem były to dreszcze z rodzaju „Dlaczego u nas tak nie ma?”, a niekiedy erotyczne drżenie przenikające choćby „Valmonta” Miloša Formana. Dreszcz towarzyszyć może przyglądaniu się ciasno splecionemu węzłowi śmiechu i tragedii naszej codziennej egzystencji w „Opowieściach o zwyczajnym szaleństwie” Petra Zelenki. A subtelna, dziwaczna, sącząca się w rytm doskonałej muzyki groza „Roku diabła”? Czesi to śmiejące się bestie, jak diablo trafnie zauważył onegdaj Forman, i to się czuje do dziś, oglądając choćby jego „Pali się, moja panno”. Ale chyba żaden film sąsiadów zza południowej granicy nie dostarczy tam takiego rodzaju dreszczy jak „Palacz zwłok” Juraja Herza z 1968 roku.

Film, powstały na motywach powieści Ladislava Fuksa, opowiada na pozór zupełnie pokręconą, choć w istocie złowrogo konsekwentną, historię Romana Kopfringla, pracownika miejskiego krematorium. Romana poznajemy jako wzorowego mieszczanina, ojca rodziny, który – odwiedzając z żoną zoo, w którym niegdyś się poznali – martwi się, że za mało troszczy się o swych najbliższych. Jednak jego zbyt dokładnie przylizana grzywka oraz coś w tonie lekko nawiedzonych kazań wygłaszanych do słuchającej grzecznie rodziny mówi nam, że ktoś taki jak pan Roman Kopfringl może rozumieć troskę o najbliższych nieco opacznie.

Czasy bowiem, nawet dla statecznych czeskich mieszczan, nastały niespokojne – Niemcy szykują się do zajęcia Czech i Moraw, a dawny przyjaciel z lat Wielkiej Wojny, inżynier Reinke, proponuje bohaterowi zapisanie się do partii nazistowskiej, a przez to otrzymanie stanowiska szefa krematorium. „Świątynia śmierci”, jak nazywa miejsce swej pracy pan Kopfringl, stanowi dla niego główne miejsce porządkowania świata. Tytułowy „palacz zwłok” jest bowiem zwolennikiem swoiście pojmowanej idei buddyzmu i reinkarnacji – świat trzeba oczyszczać z cierpienia i trudów doczesnych, a cóż łatwiej wyzwala duszę z okowów ciała niż przeprowadzony w cywilizowanych warunkach, higieniczny zabieg kremacji zwłok? Stąd już tylko krok do tego, by nazistowscy pryncypałowie, którzy w międzyczasie objęli pieczę nad Protektoratem Czech i Moraw, zobaczyli w niepozornym Czechu przyszłą „gwiazdę” wschodzącego przemysłu śmierci i ogromnych krematoriów, niosących zagładę milionom Żydów. Na drodze tej świetlanej kariery stoi jednak tak ukochana niedawno rodzina palacza zwłok – jego żona jest wszak w połowie Żydówką, wobec czego pan Kopfringl nie waha się ani chwili przed zaaranżowaniem całkiem prywatnego Shoah. I podobnie jak w przypadku samych nazistów – by sparafrazować Hannah Arendt – zbrodnią palacza zwłok był nie tylko sam fakt zamordowania swych ofiar, ale także niejako spowodowanie ich „drugiej śmierci” – wytarcie jakiegokolwiek śladu ich istnienia. Po milczących ofiarach nie pozostaje nawet garść popiołu. Szczególnie ostro widać to w postaci syna Miliego Kopfringla, granego przez sugestywnego Miloša Vogniča.

Można postać Kopfringla czytać na przynajmniej dwa sposoby, oba równo uprawnione, a może nawet wzajemnie się uzupełniające. Jednym z nich jest lektura zgodna z tezą Arendt o „banalności zła”, której najpełniejszy być może obraz mieliśmy w postaci oddziaływania ideologii nazistowskiej. Wówczas historia Kopfringla byłaby opowieścią o nieszkodliwym dziwaku, niepozbawionym sporej dawki oportunizmu, który pod wpływem historycznych okoliczności oraz zaoferowanej mu „szansy” staje się zbrodniczym szaleńcem. Dzięki dziesiątkom takich jak on oportunistów, „ludzi bez właściwości”, zabójcze doktryny polityczne rozmaitej maści fűhrerów znajdowały tak wspaniałą pożywkę i oddźwięk wśród mas.

Kluczem do nieco odmiennej interpretacji mogą być walory wizualne „Palacza zwłok” i strategie intertekstualne, które możemy śledzić w obrazie Herza. Jako film nowofalowy „Palacz zwłok” nie tylko subtelnie sugeruje wątek autotematyczny, ujawniając swoją umowność (choćby poprzez urocze postacie głupiutkiej żony oraz jej restrykcyjnego męża, towarzyszące głównym bohaterom w najróżniejszych dziwnych sytuacjach), ale również nawiązuje w sposób znaczący do innych dzieł filmowych, między innymi do wcześniejszych o kilka lat „Wstrętu” Romana Polańskiego czy „Doktora Strangelove” Stanleya Kubricka. Ale ten czeski czarno-biały film z 1968 roku przywołuje także obrazy należące do ścisłego klasycznego kanonu, takie jak „Obywatel Kane” czy przede wszystkim szereg filmów z nurtu ekspresjonizmu niemieckiego z lat dwudziestych. Wystarczy przypomnieć sobie „pochód tyranów” płynący z ówczesnego demonicznego ekranu, o którym pisał Siegfried Kracauer jako o ambiwalentnym przeczuciu nazizmu, wyrażającym lęk, ukrytą fascynację, a przede wszystkim hipnotyczną siłę autorytarnych osobowości, której nie sposób się oprzeć – wymieńmy słynny „Gabinet Doktora Caligari” Roberta Wiene, „Nosferatu – symfonię grozy” Friedricha Murnaua, „Gabinet figur woskowych” Paula Leni czy „Gracza – Doktora Mabuse” Fritza Langa. Nasz palacz zwłok jest otoczony podobną demoniczną aurą jak bohaterowie niemieckich reżyserów – władza absolutna, jaką próbuje roztoczyć nad ludźmi oraz rzeczywistością, także ma posmak niepokojącego szaleństwa, ceniącego Ordnung i wysnuwającego coraz bardziej chore ideologiczne narracje. Dla mnie Kopfringl jest właśnie taką coraz głębiej osuwającą się w szaleństwo postacią „małego tyrana”, który zaczyna dyktować reguły gry – i wówczas robi się naprawdę groźnie. W tej drodze przez piekło własnego umysłu i podatnej na jego gry historii wiernie towarzyszy szefowi krematorium kamera, prowadzona pewną ręką Stanislava Miloty, nie stroniąca od intrygujących efektów. Również muzyka Zdenka Liški dostarcza widzom niejednego zimnego dreszczu pełznącego wzdłuż pleców.

Z całą pewnością do wieloznaczności postaci Romana Kopfringla przyczynia się w znacznej mierze nie tylko intrygująca fabuła „Palacza zwłok”, ale i wspaniała gra wcielającego się w głównego bohatera znakomitego aktora Rudolfa Hrušínský’ego, znanego polskim kinomanom przede wszystkim z tytułowej roli „Dobrego wojaka Szwejka” w niezapomnianym obrazie dwóch reżyserów: Karela Steklý i Jiříego Trnki z 1956 roku. Jego obrzydliwe, choć grzeczne i uśmiechnięte gesty przyczesywania grzebykiem fryzur poszczególnych członków rodziny, po to, by zaraz potem przyczesać własną ulizaną grzywkę (kojarzącą się oczywiście z fryzurą Hitlera) oraz apodyktyczne gaszenie cygar gości (Kopfringl nie toleruje palenia, sam jest także abstynentem, łamiącym swe zakazy wyłącznie wśród partyjnych prostytutek i kolegów) są elementami aktorskiego arcydzieła, ukazującymi, jak uprzejmie władczą postacią jest „kapłan śmierci”, przy całym swym niewątpliwym konformizmie.

Pamiętajmy o czasie i miejscu powstania „Palacza zwłok” – Czechy, 1968 rok. To nie tylko sygnatura filmowej nowej fali (zresztą sam Jiří Menzel gra tu jedną z drugoplanowych postaci); to przede wszystkim pamiętny czas tragedii praskiej wiosny. Dlatego Herz, osadzając akcję swojego filmu u progu nazizmu i „czasów pogardy”, w gruncie rzeczy konstruuje subtelny, wielowarstwowy sprzeciw wobec każdego totalitaryzmu, także tego spod znaku czerwonej gwiazdy. Groteskowe przemówienie Kopfringla, chcącego przygruchać jak najwięcej amatorów kremacji, jest oczywistą kpiną z przemówień komunistycznych działaczy oraz ze zbrodniczych działań reżimu: „Im prędzej człowiek obraca się w proch, tym szybciej jest wolny, przemieniony, oświecony, odrodzony… W grobie zajmuje to 20 lat, ale w naszym krematorium zaledwie 75 minut! Więc, drodzy przyjaciele, wypijmy za szczęście ludzkości!”. Także zagadkowa postać ubranej na czarno dziewczyny, noszącej fryzurę w stylu przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, która pojawia się po każdej zbrodni Kopfringla, może symbolizować żałobę po ofiarach wydarzeń 1968 roku – tych, o których nie można było mówić w oficjalnym obiegu kultury (podobnie jak o spalonej rodzinie palacza zwłok). Ominąwszy jakoś cenzurę, film Juraja Herza stał się najbardziej popularnym obrazem 1969 roku w Czechosłowacji. Warto przypomnieć go sobie po czterdziestu latach.
„Palacz zwłok” („Spalovač mrtvol”). Reż.: Juraj Herz. Scen.: Juraj Herz, Ladislav Fuks. Obsada: Rudolf Hrušínský, Vlasta Chramostová, Miloš Vognič, Ilja Prachař, Jiří Menzel. Gatunek: dramat psychologiczny / horror. Czechosłowacja 1968, 95 min.