
TAKIE TAM
A
A
A
213.
Kolbuszowa. Tablica ostrzegawcza przy drodze: MOST NA RZECE NIL ZAMKNIĘTY.
[od Ewy, a ona od swojego brata Grzegorza]
214.
Siedzimy z Adamem na rynkowej ławce. Z lewej strony zbliża się znajomy menel. No, taki nie do końca, bo pracuje. Ale tak wygląda.
O Boże – wzdycha Adam.
Menel podchodzi, wita się, wymieniamy kilka uwag, żegna się, odchodzi.
Niesamowite. Nic nie chciał. Papierosa, dwóch złotych, nic. Chory? – dziwi się Adam.
Po kilku dniach spotykam Adama.
Widziałem menela. Zapytałem go, dlaczego wtedy, na rynku, nic od nas nie chciał. Wiesz co odpowiedział?
Nie mam pojęcia.
„Kurwa. Zapomniałem. Wiedziałem, że o czymś zapomniałem”.
215.
W nieodległym, sieciowym supermarkecie kupiłem osiem puszek dobrego, schłodzonego piwa i papierosy. W ostatniej chwili wycofałem się sprzed kasy. „Coś do jedzenia” – postanowiłem. Znalazłem odpowiednie stoisko, przyjrzałem się przeszklonej ladzie. Wybrałem pięknie wyglądającą kiełbasę jałowcową.
Poproszę trzy czwarte kilograma kiełbasy jałowcowej – zamówiłem u dużej, tęgiej blondynki.
Zauważyłem, że ma kłopot. Usłyszałem też.
Trzy czwarte. Trzy czwarte? Zaraz, zaraz. Trzy czwarte kilograma? Hm. A! Siedemdziesiąt pięć deko! Tak! Jasne! Wpadłam! Wie pan, mam zawsze kłopot z obcymi słowami. Przepraszam.
Nie ma za co. Przecież świetnie sobie pani poradziła.
No – zgodziła się z wyraźną nutą dumy w głosie.
216.
Wie pan, urzędnicy w ministerstwie pękli z rozpuku, kiedy zobaczyli nasz wniosek w sprawie szkolenia szybowcowego dla niewidomych.
Powiedział pan, działacz Polskiego Związku Niewidomych. Spotkałem go w pociągu. Wsiadł w Częstochowie. Jechał do Tomaszowa Mazowieckiego [z przesiadką w Piotrkowie Trybunalskim] na mające rozpocząć się za kilka dni mistrzostwa Europy w kręglach dla niewidomych.
217.
Na targu podszedłem do stoiska warzywnego, zerwałem z pliku plastikowy woreczek i ze skrzynki zacząłem do niego wkładać młode ziemniaki. Wybierałem duże, bo nienawidzę obierać małych. Uzbierałem dwa, góry trzy kilogramy. Stanąłem na końcu dosyć długiego ogonka. Kiedy przyszła moja kolej, podałem woreczek sprzedawcy.
Nie mogę sprzedać.
Dlaczego? – zapytałem zaskoczony.
Bo pan wybierał tylko duże.
Zamurowało mnie. Powiedziałem do sprzedawcy:
Wie pan – mam sąsiadkę. Staruszkę. Od czasu do czasu robię jej zakupy. Dzisiaj poprosiła: „panie Maćku, niech pan kupi mi na targu dwa, trzy kilogramy młodych ziemniaków, najtańszych, tylko niech pan wybierze największe, wie pan, oczy, ręce, nienawidzę obierać małych, sprawiają mi kłopot”. Dlatego wybierałem, bo zauważyłem, że u pana są najtańsze i największe. Wie pan co? Dziękuję.
Odwróciłem się i wyszedłem. W sąsiednim sklepiku kupiłem jeszcze większe. Co prawda trochę droższe.
Historia o staruszce przyszła mi do głowy w ułamku sekundy. Nie mam takiej sąsiadki.
218.
Nic nie robię.
Tak?
Siedzę w domu.
Tak?
Ile można czytać?
Tak.
Wiesz co jest najgorsze?
Nie.
Najgorsze są dylematy.
Tak?
219.
Park. Alejka. Mijam mężczyznę. Rozmawia ze swoim, cztero-, sześcioletnim synem.
No, no – mówi wyraźnie dumny tata.
Ale naprawę.
Sam to wymyśliłeś?
Nie, mama powiedziała.
To niemożliwe, mama na coś takiego by nie wpadła.
220.
Skąd wracasz?
A, byłem na turnieju rycerskim.
I co?
Powalczyłem na miecze.
Jesteś rycerzem?
Tak. Trzeba coś w życiu robić.
Kolbuszowa. Tablica ostrzegawcza przy drodze: MOST NA RZECE NIL ZAMKNIĘTY.
[od Ewy, a ona od swojego brata Grzegorza]
214.
Siedzimy z Adamem na rynkowej ławce. Z lewej strony zbliża się znajomy menel. No, taki nie do końca, bo pracuje. Ale tak wygląda.
O Boże – wzdycha Adam.
Menel podchodzi, wita się, wymieniamy kilka uwag, żegna się, odchodzi.
Niesamowite. Nic nie chciał. Papierosa, dwóch złotych, nic. Chory? – dziwi się Adam.
Po kilku dniach spotykam Adama.
Widziałem menela. Zapytałem go, dlaczego wtedy, na rynku, nic od nas nie chciał. Wiesz co odpowiedział?
Nie mam pojęcia.
„Kurwa. Zapomniałem. Wiedziałem, że o czymś zapomniałem”.
215.
W nieodległym, sieciowym supermarkecie kupiłem osiem puszek dobrego, schłodzonego piwa i papierosy. W ostatniej chwili wycofałem się sprzed kasy. „Coś do jedzenia” – postanowiłem. Znalazłem odpowiednie stoisko, przyjrzałem się przeszklonej ladzie. Wybrałem pięknie wyglądającą kiełbasę jałowcową.
Poproszę trzy czwarte kilograma kiełbasy jałowcowej – zamówiłem u dużej, tęgiej blondynki.
Zauważyłem, że ma kłopot. Usłyszałem też.
Trzy czwarte. Trzy czwarte? Zaraz, zaraz. Trzy czwarte kilograma? Hm. A! Siedemdziesiąt pięć deko! Tak! Jasne! Wpadłam! Wie pan, mam zawsze kłopot z obcymi słowami. Przepraszam.
Nie ma za co. Przecież świetnie sobie pani poradziła.
No – zgodziła się z wyraźną nutą dumy w głosie.
216.
Wie pan, urzędnicy w ministerstwie pękli z rozpuku, kiedy zobaczyli nasz wniosek w sprawie szkolenia szybowcowego dla niewidomych.
Powiedział pan, działacz Polskiego Związku Niewidomych. Spotkałem go w pociągu. Wsiadł w Częstochowie. Jechał do Tomaszowa Mazowieckiego [z przesiadką w Piotrkowie Trybunalskim] na mające rozpocząć się za kilka dni mistrzostwa Europy w kręglach dla niewidomych.
217.
Na targu podszedłem do stoiska warzywnego, zerwałem z pliku plastikowy woreczek i ze skrzynki zacząłem do niego wkładać młode ziemniaki. Wybierałem duże, bo nienawidzę obierać małych. Uzbierałem dwa, góry trzy kilogramy. Stanąłem na końcu dosyć długiego ogonka. Kiedy przyszła moja kolej, podałem woreczek sprzedawcy.
Nie mogę sprzedać.
Dlaczego? – zapytałem zaskoczony.
Bo pan wybierał tylko duże.
Zamurowało mnie. Powiedziałem do sprzedawcy:
Wie pan – mam sąsiadkę. Staruszkę. Od czasu do czasu robię jej zakupy. Dzisiaj poprosiła: „panie Maćku, niech pan kupi mi na targu dwa, trzy kilogramy młodych ziemniaków, najtańszych, tylko niech pan wybierze największe, wie pan, oczy, ręce, nienawidzę obierać małych, sprawiają mi kłopot”. Dlatego wybierałem, bo zauważyłem, że u pana są najtańsze i największe. Wie pan co? Dziękuję.
Odwróciłem się i wyszedłem. W sąsiednim sklepiku kupiłem jeszcze większe. Co prawda trochę droższe.
Historia o staruszce przyszła mi do głowy w ułamku sekundy. Nie mam takiej sąsiadki.
218.
Nic nie robię.
Tak?
Siedzę w domu.
Tak?
Ile można czytać?
Tak.
Wiesz co jest najgorsze?
Nie.
Najgorsze są dylematy.
Tak?
219.
Park. Alejka. Mijam mężczyznę. Rozmawia ze swoim, cztero-, sześcioletnim synem.
No, no – mówi wyraźnie dumny tata.
Ale naprawę.
Sam to wymyśliłeś?
Nie, mama powiedziała.
To niemożliwe, mama na coś takiego by nie wpadła.
220.
Skąd wracasz?
A, byłem na turnieju rycerskim.
I co?
Powalczyłem na miecze.
Jesteś rycerzem?
Tak. Trzeba coś w życiu robić.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |