W SIECI WPŁYWÓW
A
A
A
We wstępie do „Historii filozofii XX wieku” Tadeusz Gadacz ujawnia źródło swojego wielkiego projektu: w czasach studenckich zapragnął przeczytać książkę, która przedstawiałaby filozofię XX wieku. Prawie trzydzieści lat poszukiwań w różnych bibliotekach i językach nie doprowadziły do zaspokojenia tego pragnienia, ale też nie zniechęciły autora do dawnych marzeń – nie pojawiła się wątpliwość, czy brak takiego szerokiego opracowania nie wynika z charakteru tej filozofii, a nie tylko stanowi białą plamę współczesnej humanistyki, którą można odkryć i zapisać, jeżeli tylko znajdzie się czas na lekturę dzieł klasyków. Gadacz trwa zatem przy swoim młodzieńczym pragnieniu – skutkiem czego jest pierwszy tom projektu dotyczący filozofii życia, pragmatyzmu i filozofii ducha, tom zawierający także wstęp, na którym skupię się w tej recenzji, traktując trzy pierwsze części jako przykłady proponowanego przez autora sposobu pisania.
Przypomnijmy, że projekt „Historii filozofii XX wieku” zakłada wydawnictwo dwunastotomowe – pierwsze sześć tomów („Nurty”) dotyczyć będzie kierunków filozofii i głównych autorów; druga część zaś składać się ma z omówienia problemów. Zapowiada się zatem publikacja licząca w sumie ok. 10 tys. stron, zwykle na tematy trudne, zawiłe, często zapomniane. Projekt Gadacza przy pierwszym spotkaniu poraża budzącym szacunek ogromem – tyle przeczytać, przemyśleć, opisać! Podkreślmy też, że w licznych wypowiedziach autor reklamuje swoją benedyktyńską pracę, podkreślając, że czyta (a przynajmniej przegląda) teksty źródłowe w oryginale, najczęściej czytając po kolei dzieła zebrane. I wszystko wygląda dobrze dopóki nie rozpocznie się lektury – ale po kolei.
Pierwsza sprawa, którą chciałbym poruszyć, to jedność filozofii XX wieku. Aby napisać historię czegokolwiek, musimy założyć, że nasz „bohater” jest pewnym podmiotem, substancją narracyjną (używając terminu Franka Ankersmita), o której można orzekać, że coś jej się przytrafia, że przechodzi jakieś przemiany, że jakoś działa. W taki sposób można napisać historię państwa, społeczeństwa, czy narodu – ale także historię danej dziedziny nauki, literatury czy filozofii starożytnej. Ale czy dla tekstów filozofii XX wieku jesteśmy w stanie stworzyć taką jedność, wspólny podmiot, w którym dochodziłoby do redukcji bezładnej wielości? Jeżeli nawet, to za cenę świadomej arbitralności takiego wyboru. Sam Gadacz dystansuje się od propozycji Marka Siemka, by filozofię XX wieku podzielić na część znajdującą się jeszcze w sferze oddziaływania schematu podmiotowo-przedmiotowego (pierwsza połowa wieku) oraz część zakładająca uwarunkowanie zarówno podmiotu, jak i przedmiotu przez takie instancje jak język, historia, społeczeństwo (druga połowa wieku). Gadacz nie godzi się na taką syntezę, chyba dlatego, że wyrzuca ona jego ulubionych filozofów ducha „poza dzieje”, czyni z nich autorów, którzy nie zauważyli historycznego zwrotu i dalej tworzą dość tradycyjne rozważania metafizyczne.
Ale podejście Siemka wskazuje właśnie na coś, czego Gadaczowi brakuje – na coś, co warunkuje pisanie historii, na zdolność dostrzeżenia procesu, który leży pod wielością filozoficznych zdarzeń i może stać się bohaterem opowiadania. Brak zdolności syntezy, o której tak często pisze Gadacz, np. „pełna i całościowa synteza filozofii XX wieku” (s.11) – sprawia, że historia filozofii zmienia się w zbiór dość arbitralnie wyznaczonych kierunków i autorów: zamiast historii, otrzymujemy zatem swobodnie przemieszany słownik głównych filozofów z dodatkiem krótkich wstępów. Skutek swobodnych kwalifikacji wcale nie jest banalny – na przykład Georg Misch i szczególnie Otto Bollnow zaliczeni do filozofii życia jawią się jako epigoni, których zbyć można małą notką. Lekceważy się wtedy to, że próbowali oni stworzyć filozofię hermeneutyczną alternatywną dla propozycji Heideggera i Gadamera, Bollnow pod koniec życia rozwijał zaś dość oryginalną hermeneutykę natury. Przy wyodrębnianiu filozoficznych nurtów to jednak gdzieś umyka.
Wydawać się może, że wstępy będą miejscami, w których autor pokaże jedność kierunków filozoficznych XX wieku – ale to we wstępach ujawnia się niemożliwość syntezy. Tam, gdzie powinno pojawić się uogólnienie, szersze spojrzenie na zebrany materiał, autor ucieka w irytujące wyliczanki. Gadacz przedstawia nam masę informacji, często w postaci notatkowej, raczej haseł niż zdań, które mają przybliżyć nam jakiś proces. Inny problem narracji autora to wdawanie się w specjalistyczne spory historycznofilozoficzne – brakuje wyczucia, co w syntezie musi znaleźć swoje miejsce, a co powinno jednak trafić do czasopism naukowych. Przez te dyskusje i uwagi, nadmierną egzemplifikacje trudno z samej książki wywnioskować, co w jest kluczowe, a co stanowi informację poboczną, dygresyjną.
Druga sprawa, jaką poruszyć należy w omówieniu książki i projektu Gadacza, to metoda nazwana przez autora „genezą tekstualną”. Lektura tekstów filozoficznych ma doprowadzić do wykrycia różnych zależności między filozofami – głównym pytaniem stawianym klasycznym tekstom, ale też różnym notatkom czy korespondencji, okazuje się zatem pytanie o wpływy, którym dany autor podlegał: kogo czytał, od kogo przejął swoje kategorie czy wręcz całe twierdzenia. Według Gadacza metoda ta pozwala na wykrycie wielu skrytych zależności – ulubionym przykładem będzie zarzucanie niezbyt szanowanemu przez niego Sartre’owi, że główne twierdzenia „ściągnął” od Lavelle’a, a tak naprawdę to wielkim filozofem nie Sartre tylko Jankélévitch był (będzie?).
W założeniu badanie wpływów nie wydaje się metodą ani specjalnie nową, ani odkrywczą – wpływologia to zapomniana i raczej zdemonizowana tradycja filologiczna, gdzie tropienie wpływów, jakie zostały wywarte na pisarza przysłaniało sam tekst. Dziś jako metodę badania wpływów preferuje się raczej intertekstualność, wychodzącą ze świadomości, że mówiąc zawsze posługujemy się odniesieniami do innych tekstów, ale też konwencji czy gatunków mowy. Ciekawą szkołą – do której odnosi się Gadacz we wstępie – jest także zaproponowana przez Harolda Blooma droga badania relacji między pisarzami na zasadzie ulegania wpływowi i jednoczesnej próbie przezwyciężenia tego wpływu, na próbach odczytań, które zawsze będą błędne, przekrzywione. Metoda genezy tekstualnej do tych nowych tradycji odwołuje się raczej umiarkowanie – autora interesuje raczej występowanie wpływów najlepiej zaznaczonych nazwiskiem: w jednym z wywiadów przyznaje się do korzystania z indeksów i taka właśnie jest ta metoda – opiera się na nazwiskach w indeksach i przypisach, lekceważy zaś literackość współczesnej filozofii, to, że często intertekstualność znajdzie się na poziomie aluzji, trawestacji, nawiązania gatunkowego. Brak tych założeń skutkuje różnymi przeoczeniami – na przykład przy omawianiu inspiracji i kontekstów myśli Nietzschego nie znalazło się miejsce dla Georga Christopha Lichtenberga: autora istotnego nie tylko z powodu jawnych odwołań (sprawdziłem metodą genezy tekstualnej: ponad 20 razy w indeksie do „Kritische Studienausgabe”), ale przede wszystkim z powodu mistrzowsko opanowanej formy aforyzmu.
Jakie są pierwsze wyniki używania tej metody? Wysoko ocenia je autor: „Dzięki genezie tekstualnej udało mi się między innymi ustalić (bądź potwierdzić): prekursorstwo Lavelle’a w stosunku do Sartre’a i Heideggera w wielu kwestiach filozofii egzystencji; prekursorstwo Lavelle’a, Le Senne’a i Naberta w stosunku do Lévinasa (metafizyka jako etyka); obecność Nabertowskich wątków u Lévinasa; tajemniczą relację między Diltheyem a Husserlem, która wymaga zbadania; radykalne zbieżności: Lévinas – Bonhoeffer (idea odpowiedzialności, substytucji, moralności); podobieństwo między Le Senne’em a Tischnerem (wolność jako sposób istnienia dobra, pierwszeństwo dobra przed istnieniem); pierwszeństwo Peirce’a przed Buberem (dialogiczny wymiar u Peirce’a – Ja, Ty, On [To]); podobieństwo koncepcji jakości u Jankélévitcha i Peirce’a” (s.19-20).
Zauważmy, że główną kategorią większości tych odkryć jest pierwszeństwo – geneza tekstualna ma zatem ujawnić, u kogo po raz pierwszy dana myśl się pojawia, a kto tylko wtórnie ją przepracowuje. Gadacz ustawia się zatem w pozycji adwokata przeszłości, który wypomina modnym dziś (a także wczoraj – jak Sartre) autorom dawne zapomniane lektury. Jaka ma być konsekwencja takiego podejścia? Czyżby zamiast Sartre’a, Lévinasa i Heideggera należało zacząć czytać Lavelle’a i Naberta? Rozdziały, które Gadacz im poświęcił raczej do tego nie przekonują.
Same odkrycia Gadacza też nie olśniewają – kontakty między Husserlem a Diltheyem są sprawą dość znaną wśród specjalistów, ich niewielka korespondencja ukazała się w wydanym w popularnej serii Suhrkampa tomie „Materialien zur Philosophie Wilhelm Diltheys”, a problem relacji między filozofią życia a fenomenologią dokładnie omówił Georg Misch w artykułach napisanych tuż po ukazaniu się „Sein und Zeit”, a zebranych w tomie „Lebensphilosophie und Phänomenologie” wydanym po raz pierwszy w 1930 roku (w notce o Mischu to dzieło się nie pojawia – zamiast niego mamy tytuł „Beziehungen zwischen Dilthey und Husserl”; prawidłowy tytuł pojawi się jednak kilkadziesiąt stron dalej). Jeżeli wspominamy o Diltheyu – to zabrakło tu informacji o ważnej recenzji Hermanna Ebbinghausa, po której autor „Życia Schleiermachera” zaprzestał prac nad swoją psychologią.
Podobnie wygląda sprawa z dialogicznością – problem pojawia się znacznie wcześniej, np. u Wilhelma Humboldta w rozprawie „O liczbie podwójnej”. Nie można tu jednak mówić o pierwszeństwie, raczej o pracy nad wspólnym problemem, tego, jak filozoficznie ująć doniosłość relacji z innym człowiekiem.
Myślenie o filozofii według pierwszeństwa zakrywa właściwy ruch myślenia – myślenia, które odwołuje się nie tylko do tekstów klasyków i bezpośrednich poprzedników, ale do kwestii „wiszących w intelektualnym powietrzu”, które podejmuje się nie z powodu lektur, ale na podstawie doświadczenia aktualnej rzeczywistości, jej żywotnych problemów, pytań, lęków i nadziei. Filozofowie XX wieku pracowali nad kilkoma głównymi problemami, jak choćby nad przezwyciężeniem myślenia w kategoriach podmiotu i przedmiotu czy rozważeniem charakteru i konsekwencji świadomości uwikłania w język czy historię. Bliskość niektórych odpowiedzi nie wynika jednak z wpływu, czy przejęcia („bez przypisu”), ale z tego, że są to odpowiedzi na wspólną problematykę, powstałe w tym samym klimacie. Właśnie tu chyba tkwi główna słabość Gadacza: w braku wyczucia dla tego, co wspólne, określające intelektualną atmosferę danego czasu. Znaczenie filozofa nie wynika bowiem z historii wpływów i oddziaływań (s.19), ale z doniosłości pytań, jakie stawia, z tego, czy kwestie, jakie podejmuje są dla nas ważne. A o znaczeniu myśliciela decyduje przede wszystkim interpretator, który potrafi wskazać aktualność jego filozofii, zdolność odpowiedzi na dręczące nas pytania.
Groźnym skutkiem genezy tekstualnej wydaje się także naruszenie proporcji między opisem wpływów a miejscem poświęconym poglądom autora – często inspiracje i konteksty zajmują ok. 60 % tekstu. Oczywiście w analizie wpływów znaleźć też można informacje o poglądach, ale nie sprzyja to ukazaniu jedności różnych projektów.
By napisać historię filozofii XX wieku, pokusić się trzeba o wykrycie paradygmatów, episteme charakterystycznej dla tej filozofii, a nie tylko rejestrować poszczególnych autorów i ich lektury. Historia przez samą swoją formę domaga się selekcji. Ta selekcja musi się opierać na jakichś wartościowaniach, wynikających z naszych potrzeb, np. z potrzeby zbudowania genealogii własnej szkoły, czy choćby autorskiego podejścia do filozofii – zobaczmy jak inaczej wygląda monografia filozofii życia napisana przez Ferdinanda Fellmanna. O ile Gadacz tropi różne zależności, to Fellmann skupia się na pokazaniu tej drogi myślenia jako teorii doświadczania siebie, stara się opisać jej dzisiejsze znaczenie – w konsekwencji, pod jego piórem ta tradycja ożywa, domaga się nowych lektur, kontynuacji.
Wracając zaś do samej historii filozofii – zauważmy, że Gadacz dla swojego przedsięwzięcia wybiera metaforę mapy. A zatem przenośnię nie czasową, lecz przestrzenną. Wydaje się jednak, że dla tego projektu znacznie bardziej adekwatna byłaby metafora sieci – każdy autor byłby tylko miejscem połączeń wejść (wpływów) i wyjść (oddziaływań). Ale taka metafora oznacza rezygnację z pisania historii – pozostaje raczej słownik, albo przewodnik. „Historii filozofii XX wieku” warto może przeciwstawić „Przewodnik po literaturze filozoficznej XX wieku” – owoc zbiorowego wysiłku polskich (i nie tylko) historyków filozofii, zbiór haseł dotyczących najważniejszych dzieł filozofii, a właściwie humanistyki XX wieku. Lektura „Przewodnika” nie była w żaden sposób zorganizowana, nie wyznaczała żadnych sztywnych kategorii klasyfikacyjnych, ale za to otwierała różne pola lekturowe – zamiast fałszywego porządku syntezy oferowała czytelnikowi migotliwy obraz filozoficznych kontaktów między dziełami, ale przede wszystkim kierowała uwagę na same teksty, dobrze streszczone, skomentowane przez specjalistów. Inna sprawa to możliwość omówienia recepcji nie tyle całego dorobku autora, co dyskusji wokół konkretnego dzieła – różnych interpretacji zależnie od czasu i miejsca, pokazania, jak dzieło staje się miejscem spotkania autorów kojarzonych z różnymi kierunkami.
Możliwość stworzenia historii filozofii XX wieku wydaje się mocno wątpliwa – propozycje stronnicze czerpią swoje uprawomocnienie z tego, że reprezentują jakieś podejście do filozofii, są raczej genealogiami, które mają pomóc w budowie tożsamości. Propozycje takie jak Gadacza wplątują się zaś w różne aporie – bo pisać historię filozofii XX wieku to zarazem zaprzeczyć wszystkim tym jej postaciom, które w taką prostą historię wierzyć przestały i rozpoczęły poszukiwanie innego niż historia podejścia do przeszłości, czego skutkiem są różne opracowania typu mikrohistoria, historia długiego trwania, czy propozycje Foucaulta i Blumenberga. Gadacz zaś pisze tak, jakbyśmy znajdowali się w najlepszych czasach XIX-wiecznego historyzmu, czasach historiografii filozoficznej Hegla i Überwega. Samowiedza filozoficzna końca XX i początku XXI wieku zmusza zaś do przyjęcia innych założeń, do akceptacji tego, że filozofia jako sztuka rezygnacji dotyczy też historii filozofii. Z niektórych pragnień lepiej się wyleczyć.
Przypomnijmy, że projekt „Historii filozofii XX wieku” zakłada wydawnictwo dwunastotomowe – pierwsze sześć tomów („Nurty”) dotyczyć będzie kierunków filozofii i głównych autorów; druga część zaś składać się ma z omówienia problemów. Zapowiada się zatem publikacja licząca w sumie ok. 10 tys. stron, zwykle na tematy trudne, zawiłe, często zapomniane. Projekt Gadacza przy pierwszym spotkaniu poraża budzącym szacunek ogromem – tyle przeczytać, przemyśleć, opisać! Podkreślmy też, że w licznych wypowiedziach autor reklamuje swoją benedyktyńską pracę, podkreślając, że czyta (a przynajmniej przegląda) teksty źródłowe w oryginale, najczęściej czytając po kolei dzieła zebrane. I wszystko wygląda dobrze dopóki nie rozpocznie się lektury – ale po kolei.
Pierwsza sprawa, którą chciałbym poruszyć, to jedność filozofii XX wieku. Aby napisać historię czegokolwiek, musimy założyć, że nasz „bohater” jest pewnym podmiotem, substancją narracyjną (używając terminu Franka Ankersmita), o której można orzekać, że coś jej się przytrafia, że przechodzi jakieś przemiany, że jakoś działa. W taki sposób można napisać historię państwa, społeczeństwa, czy narodu – ale także historię danej dziedziny nauki, literatury czy filozofii starożytnej. Ale czy dla tekstów filozofii XX wieku jesteśmy w stanie stworzyć taką jedność, wspólny podmiot, w którym dochodziłoby do redukcji bezładnej wielości? Jeżeli nawet, to za cenę świadomej arbitralności takiego wyboru. Sam Gadacz dystansuje się od propozycji Marka Siemka, by filozofię XX wieku podzielić na część znajdującą się jeszcze w sferze oddziaływania schematu podmiotowo-przedmiotowego (pierwsza połowa wieku) oraz część zakładająca uwarunkowanie zarówno podmiotu, jak i przedmiotu przez takie instancje jak język, historia, społeczeństwo (druga połowa wieku). Gadacz nie godzi się na taką syntezę, chyba dlatego, że wyrzuca ona jego ulubionych filozofów ducha „poza dzieje”, czyni z nich autorów, którzy nie zauważyli historycznego zwrotu i dalej tworzą dość tradycyjne rozważania metafizyczne.
Ale podejście Siemka wskazuje właśnie na coś, czego Gadaczowi brakuje – na coś, co warunkuje pisanie historii, na zdolność dostrzeżenia procesu, który leży pod wielością filozoficznych zdarzeń i może stać się bohaterem opowiadania. Brak zdolności syntezy, o której tak często pisze Gadacz, np. „pełna i całościowa synteza filozofii XX wieku” (s.11) – sprawia, że historia filozofii zmienia się w zbiór dość arbitralnie wyznaczonych kierunków i autorów: zamiast historii, otrzymujemy zatem swobodnie przemieszany słownik głównych filozofów z dodatkiem krótkich wstępów. Skutek swobodnych kwalifikacji wcale nie jest banalny – na przykład Georg Misch i szczególnie Otto Bollnow zaliczeni do filozofii życia jawią się jako epigoni, których zbyć można małą notką. Lekceważy się wtedy to, że próbowali oni stworzyć filozofię hermeneutyczną alternatywną dla propozycji Heideggera i Gadamera, Bollnow pod koniec życia rozwijał zaś dość oryginalną hermeneutykę natury. Przy wyodrębnianiu filozoficznych nurtów to jednak gdzieś umyka.
Wydawać się może, że wstępy będą miejscami, w których autor pokaże jedność kierunków filozoficznych XX wieku – ale to we wstępach ujawnia się niemożliwość syntezy. Tam, gdzie powinno pojawić się uogólnienie, szersze spojrzenie na zebrany materiał, autor ucieka w irytujące wyliczanki. Gadacz przedstawia nam masę informacji, często w postaci notatkowej, raczej haseł niż zdań, które mają przybliżyć nam jakiś proces. Inny problem narracji autora to wdawanie się w specjalistyczne spory historycznofilozoficzne – brakuje wyczucia, co w syntezie musi znaleźć swoje miejsce, a co powinno jednak trafić do czasopism naukowych. Przez te dyskusje i uwagi, nadmierną egzemplifikacje trudno z samej książki wywnioskować, co w jest kluczowe, a co stanowi informację poboczną, dygresyjną.
Druga sprawa, jaką poruszyć należy w omówieniu książki i projektu Gadacza, to metoda nazwana przez autora „genezą tekstualną”. Lektura tekstów filozoficznych ma doprowadzić do wykrycia różnych zależności między filozofami – głównym pytaniem stawianym klasycznym tekstom, ale też różnym notatkom czy korespondencji, okazuje się zatem pytanie o wpływy, którym dany autor podlegał: kogo czytał, od kogo przejął swoje kategorie czy wręcz całe twierdzenia. Według Gadacza metoda ta pozwala na wykrycie wielu skrytych zależności – ulubionym przykładem będzie zarzucanie niezbyt szanowanemu przez niego Sartre’owi, że główne twierdzenia „ściągnął” od Lavelle’a, a tak naprawdę to wielkim filozofem nie Sartre tylko Jankélévitch był (będzie?).
W założeniu badanie wpływów nie wydaje się metodą ani specjalnie nową, ani odkrywczą – wpływologia to zapomniana i raczej zdemonizowana tradycja filologiczna, gdzie tropienie wpływów, jakie zostały wywarte na pisarza przysłaniało sam tekst. Dziś jako metodę badania wpływów preferuje się raczej intertekstualność, wychodzącą ze świadomości, że mówiąc zawsze posługujemy się odniesieniami do innych tekstów, ale też konwencji czy gatunków mowy. Ciekawą szkołą – do której odnosi się Gadacz we wstępie – jest także zaproponowana przez Harolda Blooma droga badania relacji między pisarzami na zasadzie ulegania wpływowi i jednoczesnej próbie przezwyciężenia tego wpływu, na próbach odczytań, które zawsze będą błędne, przekrzywione. Metoda genezy tekstualnej do tych nowych tradycji odwołuje się raczej umiarkowanie – autora interesuje raczej występowanie wpływów najlepiej zaznaczonych nazwiskiem: w jednym z wywiadów przyznaje się do korzystania z indeksów i taka właśnie jest ta metoda – opiera się na nazwiskach w indeksach i przypisach, lekceważy zaś literackość współczesnej filozofii, to, że często intertekstualność znajdzie się na poziomie aluzji, trawestacji, nawiązania gatunkowego. Brak tych założeń skutkuje różnymi przeoczeniami – na przykład przy omawianiu inspiracji i kontekstów myśli Nietzschego nie znalazło się miejsce dla Georga Christopha Lichtenberga: autora istotnego nie tylko z powodu jawnych odwołań (sprawdziłem metodą genezy tekstualnej: ponad 20 razy w indeksie do „Kritische Studienausgabe”), ale przede wszystkim z powodu mistrzowsko opanowanej formy aforyzmu.
Jakie są pierwsze wyniki używania tej metody? Wysoko ocenia je autor: „Dzięki genezie tekstualnej udało mi się między innymi ustalić (bądź potwierdzić): prekursorstwo Lavelle’a w stosunku do Sartre’a i Heideggera w wielu kwestiach filozofii egzystencji; prekursorstwo Lavelle’a, Le Senne’a i Naberta w stosunku do Lévinasa (metafizyka jako etyka); obecność Nabertowskich wątków u Lévinasa; tajemniczą relację między Diltheyem a Husserlem, która wymaga zbadania; radykalne zbieżności: Lévinas – Bonhoeffer (idea odpowiedzialności, substytucji, moralności); podobieństwo między Le Senne’em a Tischnerem (wolność jako sposób istnienia dobra, pierwszeństwo dobra przed istnieniem); pierwszeństwo Peirce’a przed Buberem (dialogiczny wymiar u Peirce’a – Ja, Ty, On [To]); podobieństwo koncepcji jakości u Jankélévitcha i Peirce’a” (s.19-20).
Zauważmy, że główną kategorią większości tych odkryć jest pierwszeństwo – geneza tekstualna ma zatem ujawnić, u kogo po raz pierwszy dana myśl się pojawia, a kto tylko wtórnie ją przepracowuje. Gadacz ustawia się zatem w pozycji adwokata przeszłości, który wypomina modnym dziś (a także wczoraj – jak Sartre) autorom dawne zapomniane lektury. Jaka ma być konsekwencja takiego podejścia? Czyżby zamiast Sartre’a, Lévinasa i Heideggera należało zacząć czytać Lavelle’a i Naberta? Rozdziały, które Gadacz im poświęcił raczej do tego nie przekonują.
Same odkrycia Gadacza też nie olśniewają – kontakty między Husserlem a Diltheyem są sprawą dość znaną wśród specjalistów, ich niewielka korespondencja ukazała się w wydanym w popularnej serii Suhrkampa tomie „Materialien zur Philosophie Wilhelm Diltheys”, a problem relacji między filozofią życia a fenomenologią dokładnie omówił Georg Misch w artykułach napisanych tuż po ukazaniu się „Sein und Zeit”, a zebranych w tomie „Lebensphilosophie und Phänomenologie” wydanym po raz pierwszy w 1930 roku (w notce o Mischu to dzieło się nie pojawia – zamiast niego mamy tytuł „Beziehungen zwischen Dilthey und Husserl”; prawidłowy tytuł pojawi się jednak kilkadziesiąt stron dalej). Jeżeli wspominamy o Diltheyu – to zabrakło tu informacji o ważnej recenzji Hermanna Ebbinghausa, po której autor „Życia Schleiermachera” zaprzestał prac nad swoją psychologią.
Podobnie wygląda sprawa z dialogicznością – problem pojawia się znacznie wcześniej, np. u Wilhelma Humboldta w rozprawie „O liczbie podwójnej”. Nie można tu jednak mówić o pierwszeństwie, raczej o pracy nad wspólnym problemem, tego, jak filozoficznie ująć doniosłość relacji z innym człowiekiem.
Myślenie o filozofii według pierwszeństwa zakrywa właściwy ruch myślenia – myślenia, które odwołuje się nie tylko do tekstów klasyków i bezpośrednich poprzedników, ale do kwestii „wiszących w intelektualnym powietrzu”, które podejmuje się nie z powodu lektur, ale na podstawie doświadczenia aktualnej rzeczywistości, jej żywotnych problemów, pytań, lęków i nadziei. Filozofowie XX wieku pracowali nad kilkoma głównymi problemami, jak choćby nad przezwyciężeniem myślenia w kategoriach podmiotu i przedmiotu czy rozważeniem charakteru i konsekwencji świadomości uwikłania w język czy historię. Bliskość niektórych odpowiedzi nie wynika jednak z wpływu, czy przejęcia („bez przypisu”), ale z tego, że są to odpowiedzi na wspólną problematykę, powstałe w tym samym klimacie. Właśnie tu chyba tkwi główna słabość Gadacza: w braku wyczucia dla tego, co wspólne, określające intelektualną atmosferę danego czasu. Znaczenie filozofa nie wynika bowiem z historii wpływów i oddziaływań (s.19), ale z doniosłości pytań, jakie stawia, z tego, czy kwestie, jakie podejmuje są dla nas ważne. A o znaczeniu myśliciela decyduje przede wszystkim interpretator, który potrafi wskazać aktualność jego filozofii, zdolność odpowiedzi na dręczące nas pytania.
Groźnym skutkiem genezy tekstualnej wydaje się także naruszenie proporcji między opisem wpływów a miejscem poświęconym poglądom autora – często inspiracje i konteksty zajmują ok. 60 % tekstu. Oczywiście w analizie wpływów znaleźć też można informacje o poglądach, ale nie sprzyja to ukazaniu jedności różnych projektów.
By napisać historię filozofii XX wieku, pokusić się trzeba o wykrycie paradygmatów, episteme charakterystycznej dla tej filozofii, a nie tylko rejestrować poszczególnych autorów i ich lektury. Historia przez samą swoją formę domaga się selekcji. Ta selekcja musi się opierać na jakichś wartościowaniach, wynikających z naszych potrzeb, np. z potrzeby zbudowania genealogii własnej szkoły, czy choćby autorskiego podejścia do filozofii – zobaczmy jak inaczej wygląda monografia filozofii życia napisana przez Ferdinanda Fellmanna. O ile Gadacz tropi różne zależności, to Fellmann skupia się na pokazaniu tej drogi myślenia jako teorii doświadczania siebie, stara się opisać jej dzisiejsze znaczenie – w konsekwencji, pod jego piórem ta tradycja ożywa, domaga się nowych lektur, kontynuacji.
Wracając zaś do samej historii filozofii – zauważmy, że Gadacz dla swojego przedsięwzięcia wybiera metaforę mapy. A zatem przenośnię nie czasową, lecz przestrzenną. Wydaje się jednak, że dla tego projektu znacznie bardziej adekwatna byłaby metafora sieci – każdy autor byłby tylko miejscem połączeń wejść (wpływów) i wyjść (oddziaływań). Ale taka metafora oznacza rezygnację z pisania historii – pozostaje raczej słownik, albo przewodnik. „Historii filozofii XX wieku” warto może przeciwstawić „Przewodnik po literaturze filozoficznej XX wieku” – owoc zbiorowego wysiłku polskich (i nie tylko) historyków filozofii, zbiór haseł dotyczących najważniejszych dzieł filozofii, a właściwie humanistyki XX wieku. Lektura „Przewodnika” nie była w żaden sposób zorganizowana, nie wyznaczała żadnych sztywnych kategorii klasyfikacyjnych, ale za to otwierała różne pola lekturowe – zamiast fałszywego porządku syntezy oferowała czytelnikowi migotliwy obraz filozoficznych kontaktów między dziełami, ale przede wszystkim kierowała uwagę na same teksty, dobrze streszczone, skomentowane przez specjalistów. Inna sprawa to możliwość omówienia recepcji nie tyle całego dorobku autora, co dyskusji wokół konkretnego dzieła – różnych interpretacji zależnie od czasu i miejsca, pokazania, jak dzieło staje się miejscem spotkania autorów kojarzonych z różnymi kierunkami.
Możliwość stworzenia historii filozofii XX wieku wydaje się mocno wątpliwa – propozycje stronnicze czerpią swoje uprawomocnienie z tego, że reprezentują jakieś podejście do filozofii, są raczej genealogiami, które mają pomóc w budowie tożsamości. Propozycje takie jak Gadacza wplątują się zaś w różne aporie – bo pisać historię filozofii XX wieku to zarazem zaprzeczyć wszystkim tym jej postaciom, które w taką prostą historię wierzyć przestały i rozpoczęły poszukiwanie innego niż historia podejścia do przeszłości, czego skutkiem są różne opracowania typu mikrohistoria, historia długiego trwania, czy propozycje Foucaulta i Blumenberga. Gadacz zaś pisze tak, jakbyśmy znajdowali się w najlepszych czasach XIX-wiecznego historyzmu, czasach historiografii filozoficznej Hegla i Überwega. Samowiedza filozoficzna końca XX i początku XXI wieku zmusza zaś do przyjęcia innych założeń, do akceptacji tego, że filozofia jako sztuka rezygnacji dotyczy też historii filozofii. Z niektórych pragnień lepiej się wyleczyć.
Tadeusz Gadacz: „Historia filozofii XX wieku. Nurty. Tom I: filozofia życia, pragmatyzm, filozofia ducha”. Wydawnictwo Znak, Kraków 2009.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |