
SEN HIPERREALISTYCZNY. JAK ŚNIMY O AMERYCE?
A
A
A
Autostrada, kończąca się ciemnym niebem, które co chwila przecinają błyskawice – w taki sposób widz jest wprowadzany na wystawę „Amerykański sen” w Muzeum Narodowym w Krakowie. Motyw drogi, tak charakterystyczny dla amerykańskiej kultury, jest również metaforycznym otwarciem przestrzeni prezentującej najbardziej popularne obrazy Ameryki. Droga ma też charakter symboliczny, gdyż zamierzeniem twórców ekspozycji było pokazanie polskich snów o Ameryce z czasów PRL-u, kiedy to kraj za oceanem był niemal nieosiągalny i kojarzył się z wszechogarniającą wolnością kontrkultury lub też wygodą i zbytkiem konsumpcyjnego stylu życia.
Wystawa, której kuratorami są Magdalena Czubińska i Louis K. Meisel, jest dziełem bardzo różnorodnym, prezentuje dokonania malarstwa, literatury, muzyki, filmu, multimediów i instalacji. W gmachu Muzeum Narodowego możemy oglądać przeróżne ikony Ameryki, nośne dla Polaków. Na ekranach wyświetlane są w pokazach slajdów zdjęcia ważnych dla tamtego okresu postaci, realnych i fikcyjnych, Marylin Monroe i Myszki Mickey. W tle gra jazz i rock, a na końcu sztucznej autostrady, za płaszczyzną burzowego nieba (które nawiązuje do eksperymentów land artu, prowadzonych przez Waltera de Marię), można zobaczyć film „Woodstock” z 1970 roku. Podróż to rzeczywiście ciekawa, zahaczająca o różne miasta i obszary kultury za Wielką Wodą.
Na szczególną uwagę zasługuje prezentacja czterdziestu obrazów hiperrealizmu, udostępnionych muzeum przez Meisela. To pierwszy w naszym kraju pokaz dzieł tego ważnego nurtu. Odwiedzający krakowskie muzeum mają okazję zobaczyć najsłynniejszych twórców, takich jak Richard Estes, Ralph Goings, Audrey Flack czy Robert Beschtle. Okazja niezwykła, gdyż hiperrealizm w równej mierze co równolegle trwający pop-art silnie wpłynął na kształt artystycznych praktyk drugiej połowy XX wieku i jest niezwykle znaczący dla sposobu postrzegania Ameryki. Zgromadzone eksponaty mają dokumentować fascynacje i tęsknoty, jakie wyzwalał przefiltrowany przez żelazną kurtynę wizerunek Ameryki. Malowane z niezwykłą precyzją na podstawie fotografii, bardzo dokładnie odwzorowują rzeczywistość. Równocześnie jednak są kopią z kopii (czyli ze zdjęcia), naśladownictwem, umyślnym kadrowaniem realnego świata. Tworzą mityczne (z punktu widzenia odbiorcy zza oceanu) obrazy amerykańskiej kultury – wizerunki samochodów autorstwa Goingsa i Beschtle’a, fasady Estesa, codzienne martwe natury Flack. Wpisują się w opinie Jeane`a. Baudrillarda czy Umberta Eco, jakoby Ameryka miała nigdy nie być realistyczna, lecz zawsze – hiperrealistyczna, i na tym miałaby polegać jej hipnotyczna magia. Pociągająca zwłaszcza dla Polaków, odizolowanych od Hollywood, Woodstocku, Coca – Coli i barów drive – in. Nie bez powodu wymieniam te rzeczy po przecinku – na krakowskiej wystawie symbole konsumeryzmu sąsiadują z dokumentacją działań kontrkulturowych, co ma odzwierciedlać percepcję Ameryki przez naszych rodaków, nie zawsze przefiltrowaną przez stanowiska polityczne czy ideologiczne. Sposób zakomponowanie ekspozycji obrazów pozwala również na wyłapanie ciągłości i zmian stylu – dzieła nie zostały posortowane według nazwisk ani dat, lecz raczej według motywów. Szkoda tylko – jak zauważył Piotr Sarzyński w „Polityce” – iż brak dzieł polskich, które inspirowały się dokonaniami hiperrealizmu.
Kolekcja obrazów hiperrealistycznych to jedynie część ekspozycji, przygotowanej w duchu nowoczesnych praktyk muzealniczych i kuratorskich. Na sali znajduje się kilka ekranów, prezentujących filmy, pokazy zdjęć oraz cytaty z literatury. Zwiedzaniu towarzyszy natomiast adekwatny podkład muzyczny. Twórcy postawili na interaktywność – na wystawie umieszczony został panel, na którym każdy zwiedzający może sam zdecydować, który element playlisty zabrzmi z głośników. Nie zabrakło również ciekawych przestrzennych instalacji. Uzupełnieniem ekspozycji w głównej sali MN (na parterze) jest prezentacja plakatów reklamowych Coca – Coli, znajdująca się w holu na piętrze. Można zobaczyć prace autorstwa Haddona Sundbloma, najsłynniejszego twórcy reklamowego, który połączył Coca – Colę i św. Mikołaja, a dla porównania przyjrzeć się kilkunastu plakatom, dokumentującym kolejne dekady.
Autostrada to nie jedyna przestrzeń „symulacyjna” wystawy. To również rekonstrukcja witryny księgarni City Lights Bookstore, założonej w San Francisco przez Lawrence’a Ferlinghettiego, który promował zbuntowanych literatów młodego pokolenia, m. in. Allana Ginsberga czy Charlesa Bukowskiego. Naprzeciw księgarni stoi bar stworzony na wzór kultowego obrazu Edwarda Hoppera „Nighthawks”, który pozwala wczuć się w senną atmosferę ulicy i nocnego życia. Przestrzenne odtworzenie ważnych dla postrzegania Ameryki miejsc pozwala widzowi niejako wtopić się w popularne obrazy, a wyobrażenia zyskują nieco realności. Wchodząc za szybę hopperowskiego baru, można poczuć się jak we śnie. „Amerykański sen” to bowiem migotliwa kompozycja elementów „snu” i „rzeczywistości”. Pod względem koncepcji i aranżacji wystawy „Amerykański sen” jest przedsięwzięciem na wysokim poziomie, czerpiącym z nowoczesnych trendów wystawiennictwa. Różnorodność zastosowanych środków czyni wystawę atrakcyjną i dynamiczną, pokazuje, iż o kulturze popularnej można właśnie w popularny sposób opowiadać, co ubarwia przekaz.
Zwiedzając wystawę odnosi się jednak wrażenie nieobecności narracji przewodniej, która rządziłaby przestrzenią wystawową. Wyznaczono kierunek zwiedzania – jednak na poziomie treści nie wpływa on znacząco na odbiór wystawy. W wielości bodźców można się nieco pogubić, w bliskim sąsiedztwie znajdują się bardzo różnorodne elementy. Polska tęsknota za amerykańskością nie rozróżnia pomiędzy kulturą niską a wysoką, ślizga się po gładkiej powierzchni fotorealistycznych obrazów i kolorowych, lśniących figurkach z podobiznami Monroe czy Elvisa Presley’a. Droga poprzez obrazy Ameryki nie jest prosta jak autostrada, lecz wiedzie przez przeróżne poziomy i aspekty kultury. Ale taka jest przecież logika snu.
Wystawa, której kuratorami są Magdalena Czubińska i Louis K. Meisel, jest dziełem bardzo różnorodnym, prezentuje dokonania malarstwa, literatury, muzyki, filmu, multimediów i instalacji. W gmachu Muzeum Narodowego możemy oglądać przeróżne ikony Ameryki, nośne dla Polaków. Na ekranach wyświetlane są w pokazach slajdów zdjęcia ważnych dla tamtego okresu postaci, realnych i fikcyjnych, Marylin Monroe i Myszki Mickey. W tle gra jazz i rock, a na końcu sztucznej autostrady, za płaszczyzną burzowego nieba (które nawiązuje do eksperymentów land artu, prowadzonych przez Waltera de Marię), można zobaczyć film „Woodstock” z 1970 roku. Podróż to rzeczywiście ciekawa, zahaczająca o różne miasta i obszary kultury za Wielką Wodą.
Na szczególną uwagę zasługuje prezentacja czterdziestu obrazów hiperrealizmu, udostępnionych muzeum przez Meisela. To pierwszy w naszym kraju pokaz dzieł tego ważnego nurtu. Odwiedzający krakowskie muzeum mają okazję zobaczyć najsłynniejszych twórców, takich jak Richard Estes, Ralph Goings, Audrey Flack czy Robert Beschtle. Okazja niezwykła, gdyż hiperrealizm w równej mierze co równolegle trwający pop-art silnie wpłynął na kształt artystycznych praktyk drugiej połowy XX wieku i jest niezwykle znaczący dla sposobu postrzegania Ameryki. Zgromadzone eksponaty mają dokumentować fascynacje i tęsknoty, jakie wyzwalał przefiltrowany przez żelazną kurtynę wizerunek Ameryki. Malowane z niezwykłą precyzją na podstawie fotografii, bardzo dokładnie odwzorowują rzeczywistość. Równocześnie jednak są kopią z kopii (czyli ze zdjęcia), naśladownictwem, umyślnym kadrowaniem realnego świata. Tworzą mityczne (z punktu widzenia odbiorcy zza oceanu) obrazy amerykańskiej kultury – wizerunki samochodów autorstwa Goingsa i Beschtle’a, fasady Estesa, codzienne martwe natury Flack. Wpisują się w opinie Jeane`a. Baudrillarda czy Umberta Eco, jakoby Ameryka miała nigdy nie być realistyczna, lecz zawsze – hiperrealistyczna, i na tym miałaby polegać jej hipnotyczna magia. Pociągająca zwłaszcza dla Polaków, odizolowanych od Hollywood, Woodstocku, Coca – Coli i barów drive – in. Nie bez powodu wymieniam te rzeczy po przecinku – na krakowskiej wystawie symbole konsumeryzmu sąsiadują z dokumentacją działań kontrkulturowych, co ma odzwierciedlać percepcję Ameryki przez naszych rodaków, nie zawsze przefiltrowaną przez stanowiska polityczne czy ideologiczne. Sposób zakomponowanie ekspozycji obrazów pozwala również na wyłapanie ciągłości i zmian stylu – dzieła nie zostały posortowane według nazwisk ani dat, lecz raczej według motywów. Szkoda tylko – jak zauważył Piotr Sarzyński w „Polityce” – iż brak dzieł polskich, które inspirowały się dokonaniami hiperrealizmu.
Kolekcja obrazów hiperrealistycznych to jedynie część ekspozycji, przygotowanej w duchu nowoczesnych praktyk muzealniczych i kuratorskich. Na sali znajduje się kilka ekranów, prezentujących filmy, pokazy zdjęć oraz cytaty z literatury. Zwiedzaniu towarzyszy natomiast adekwatny podkład muzyczny. Twórcy postawili na interaktywność – na wystawie umieszczony został panel, na którym każdy zwiedzający może sam zdecydować, który element playlisty zabrzmi z głośników. Nie zabrakło również ciekawych przestrzennych instalacji. Uzupełnieniem ekspozycji w głównej sali MN (na parterze) jest prezentacja plakatów reklamowych Coca – Coli, znajdująca się w holu na piętrze. Można zobaczyć prace autorstwa Haddona Sundbloma, najsłynniejszego twórcy reklamowego, który połączył Coca – Colę i św. Mikołaja, a dla porównania przyjrzeć się kilkunastu plakatom, dokumentującym kolejne dekady.
Autostrada to nie jedyna przestrzeń „symulacyjna” wystawy. To również rekonstrukcja witryny księgarni City Lights Bookstore, założonej w San Francisco przez Lawrence’a Ferlinghettiego, który promował zbuntowanych literatów młodego pokolenia, m. in. Allana Ginsberga czy Charlesa Bukowskiego. Naprzeciw księgarni stoi bar stworzony na wzór kultowego obrazu Edwarda Hoppera „Nighthawks”, który pozwala wczuć się w senną atmosferę ulicy i nocnego życia. Przestrzenne odtworzenie ważnych dla postrzegania Ameryki miejsc pozwala widzowi niejako wtopić się w popularne obrazy, a wyobrażenia zyskują nieco realności. Wchodząc za szybę hopperowskiego baru, można poczuć się jak we śnie. „Amerykański sen” to bowiem migotliwa kompozycja elementów „snu” i „rzeczywistości”. Pod względem koncepcji i aranżacji wystawy „Amerykański sen” jest przedsięwzięciem na wysokim poziomie, czerpiącym z nowoczesnych trendów wystawiennictwa. Różnorodność zastosowanych środków czyni wystawę atrakcyjną i dynamiczną, pokazuje, iż o kulturze popularnej można właśnie w popularny sposób opowiadać, co ubarwia przekaz.
Zwiedzając wystawę odnosi się jednak wrażenie nieobecności narracji przewodniej, która rządziłaby przestrzenią wystawową. Wyznaczono kierunek zwiedzania – jednak na poziomie treści nie wpływa on znacząco na odbiór wystawy. W wielości bodźców można się nieco pogubić, w bliskim sąsiedztwie znajdują się bardzo różnorodne elementy. Polska tęsknota za amerykańskością nie rozróżnia pomiędzy kulturą niską a wysoką, ślizga się po gładkiej powierzchni fotorealistycznych obrazów i kolorowych, lśniących figurkach z podobiznami Monroe czy Elvisa Presley’a. Droga poprzez obrazy Ameryki nie jest prosta jak autostrada, lecz wiedzie przez przeróżne poziomy i aspekty kultury. Ale taka jest przecież logika snu.
„Amerykański sen”, wystawa w ramach projektu „Ameryka, Ameryka”, Muzeum Narodowe w Krakowie, 2 lipca – 4 października 2009.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |