
ROŚLINNE ORNAMENTY I ANIELSKIE GŁOSY
A
A
A
Tegoroczną, dziewiątą już edycję Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Era Nowe Horyzonty zakończył uroczysty pokaz francusko-belgijskiego filmu „Serafina” w reżyserii Martina Provosta. Pokaz o tyle interesujący, że jak w soczewce skupił w sobie, zdaje się, najistotniejsze wątki tegorocznego festiwalu – po pierwsze, szeroko rozumianą sztukę (w tym roku po raz pierwszy pojawił się w programie Międzynarodowy Konkurs Filmy o Sztuce, a w sekcji Trzecie Oko wyświetlano filmy takich artystów jak Katarzyna Kozyra, Artur Żmijewski czy Reynold Reynolds), a po drugie, wątek związany z próbami przedstawiania na ekranie kobiecości czy rozmaicie odczytywanej płci (potwierdza to obecność festiwalowych gości – wszechstronnej amerykańskiej artystki Jennifer Reeves czy ikony francuskiego kina, współtwórczyni Nowej Fali, Agnès Vardy).
Jak długa jest historia kina, tak daleko sięga kategoria filmu biograficznego. Jednak Provostowi udało się zbudować dzieło szczególne; nie bez powodu wszak „Serafina” stała się filmowym wydarzeniem 2008 roku we Francji oraz została obsypana Cezarami – nagrodami Francuskiej Akademii Sztuki i Techniki Filmowej. Łącznie film zdobył aż siedem statuetek, między innymi dla najlepszego filmu, dla najlepszej aktorki oraz za najlepsze zdjęcia i scenariusz oryginalny. Filmowa historia malarki z Senlis opiera się na biografii francuskiej służącej i artystki, żyjącej na przełomie XIX i XX wieku. Prawdziwa Serafina Louis, zwana także Serafiną de Senlis, urodziła się w 1864 roku w Arsy-sur-Oise jako córka zegarmistrza i służącej. Do szkoły chodziła zaledwie przez parę lat. Od najwcześniejszego dzieciństwa spędzała dnie na okolicznych polach jako pasterka, a już jako trzynastolatka została służącą w Paryżu. Niemal dwadzieścia kolejnych lat spędziła jako posługaczka u sióstr zakonnych i być może z tego powodu stała się bardzo pobożną kobietą. Według jej relacji, to Anioł Stróż nakazał jej malować, a anielskie głosy towarzyszyły jej przez całe życie.
W filmie Provosta Serafina (Yolande Moreau) wynajmuje skromny pokój w miasteczku Senlis. Jest już wtedy niemalże pięćdziesięcioletnią kobietą, której przypięto łatę starej panny, ignorowaną i wyśmiewaną w całej okolicy. Podejmuje drobne dorywcze prace – sprząta, pierze, gotuje i szoruje podłogi w miejscowych bogatych domostwach, tylko po to, żeby zdobyć trochę niezbędnych do przetrwania pieniędzy. Jednak swoje zarobki pozostawia bynajmniej nie w piekarni czy u mleczarza… Serafina każdy dzień rozpoczyna jeszcze przed świtem, gdy zaczynają bić pierwsze kościelne dzwony. Szybko przemierza małe francuskie miasteczko, ciągnąc za sobą wiklinowy kosz. Kryją się w nim zdobywane w ciągu dnia skarby: wosk chyłkiem wyniesiony ze świeczników z kościelnej kaplicy, błoto i wyciągi z nieznanych roślin zdobywane nad okoliczną rzeką, zwierzęca krew, potajemnie wlewana przez bohaterkę do małych buteleczek, gdy w kuchni, w której pracuje, nikt jej nie podgląda. Przez cały dzień Serafina spieszy się, niespokojnie pędząc nie wiadomo gdzie. Widz zaczyna się denerwować wraz z nią, przeczuwając, że z całą pewnością za chwilę wydarzy się coś ważnego. Kobieta uspokaja się dopiero podczas swoich nocnych, pełnych skupienia rytuałów.
Całkowicie nieprzemakalna na krytykę ze strony innych ludzi, pod ciemną osłoną przyjacielskiej nocy, Serafina rozpoczyna swoje twórcze, niemalże religijne obrzędy. Częstokroć głodna, w maleńkim, od dawna obciążonym długami pokoiku, który wypełniony jest dewocjonaliami, ukradkowo zbierane podczas dnia składniki zaczyna łączyć w barwne mikstury. Na własnoręcznie naciąganych płótnach zaczynają się pojawiać niezwykłej urody rośliny, pełne kolorów, przemyślane i bardzo skomplikowane kompozycje. Serafina daje się uwieść twórczej sile, której nie jest w stanie kontrolować. Napięcie rośnie – nasłuchująca z dołu sąsiadka już to wie – okrzyki i religijne pieśni oznaczają, że Serafina dopięła swego. Kolejne dzieło jest gotowe!
Tymczasem w okolicy pojawia się pewien mężczyzna. Niemiecki kolekcjoner Wilhelm Uhde (Ulrich Tukur), znany z tego, że jako pierwszy kupował dzieła Picassa, wynajął w 1913 roku dom w Prowansji, tylko po to, by odpocząć od miejskiego zgiełku i przytłaczającego go tempa paryskiego życia. Prawdopodobnie też po to, by odpocząć od samego siebie. Chciał tam rozmyślać, pisać i oderwać się od codziennych problemów, być może od homoseksualizmu, z powodu którego nieraz był piętnowany. Wycofany, wciąż zasmucony kolekcjoner unika ludzi, wizyt i nie nawiązuje żadnych znajomości. Niemalże jedyną osobą, która pojawia się w jego samotni, jest właśnie Serafina – tylko po to, żeby przez godzinę gotować, szorować podłogi i prać. Przypadek sprawia, że Uhde natrafia na jeden z obrazów Serafiny, jak zawsze pełen barw i skomplikowanych, precyzyjnych motywów roślinnych. Niemożliwie staje się możliwym. Kompletnie sprzeczne osobowości, których nie łączy nic prócz pasji dla malarstwa, połączy silna więź. I tak Uhde staje się odkrywcą talentu Serafiny, a z czasem jej mentorem i przyjacielem. Kobieta ufa mu, a on, choć wciąż wycofany i pogrążony we własnym świecie, wysłuchuje wskazówek padających z jej ust. Tylko Serafina bowiem potrafi całkowicie bezpretensjonalnie udzielić przyjacielskiej rady: „Kiedy jest mi smutno, rozmawiam z ptakami, roślinami, owadami, i od razu czuję się lepiej. Zrób to samo!”. Ich niejednoznaczna znajomość potrwa ponad dwadzieścia lat. To Uhde był pierwszym, który uwierzył w talent malarki, to on w 1945 roku zorganizował pierwszą wystawę w całości poświęconą twórczości Serafiny, lecz to także on w pewnym momencie ją opuścił.
Za dnia cicha, wycofana posługaczka w zamożnych domostwach, po zmierzchu pełna pasji artystka. Choć wydawać się to może naiwne, malarka czerpie siłę z bliskich kontaktów z naturą; przytulając się do drzew, rozmawiając z najmniejszymi stworzeniami, zanurza się głęboko w życie, niczym w leśny strumień, w którym zwykła brać kąpiele, wtedy gdy wydaje jej się, że nikt jej nie widzi. Choć Serafina znajduje się na samym dole drabiny społecznej, paradoksalnie jest wolna jak nikt inny. Wolność odzwierciedla się w jej bezkompromisowej, niepowstrzymanej twórczości. W czterech ścianach swojego pokoiku nieustannie tworzy, zarówno wtedy, gdy nikt o niej nie wie, jak i podczas krótkich chwil wiary w przyszły sukces. Z czasem jednak nieposkromiona wolność Serafiny okazuje się tragiczna. Jej dzieła powstawały w szczególnym, pełnym rytuałów transie, który ostatecznie przerodził się w psychozę. Wtedy, jak twierdzi reżyser, jej schronieniem stało się szaleństwo. Zdaniem niektórych krytyków sztuki Serafina – wiodąca proste życie, bezkompromisowa, często obcesowo zachowująca się służąca – jako malarka była prawdziwą wizjonerką. Stawia się ją w jednym rzędzie z takimi malarzami-prymitywistami jak Henri Rousseau (zwany w związku ze swoim zawodem Celnikiem), Louis Vivin, Andre Bauchant czy Camille Bombois, a także z polskim Nikiforem Krynickim. Przez niektórych zaliczana do twórców tzw. sztuki naiwnej, z całą pewnością zasiliła szereg tych artystów, którzy bez specjalnego przygotowania, bez wykształcenia i malarskiej erudycji, bez wytchnienia tworzyli, powodowani niepowstrzymaną, porywającą potrzebą kreacji.
Warto zwrócić szczególną uwagę na nazwisko Martina Provosta. Francuski reżyser i scenarzysta, niegdyś etatowy aktor słynnej Comédie-Française, może stać się niebawem prawdziwym filmowym objawieniem. „Serafina” to dopiero jego trzeci film pełnometrażowy, ale Provost już jest mistrzem doskonale skomponowanych kadrów, subtelnym obserwatorem głębokich relacji międzyludzkich i doskonale przygotowanym, skrupulatnym dokumentalistą. Chociaż historia Serafiny de Senlis to prosta, klasycznie zrealizowana filmowa biografia, przykuwa uwagę i trzyma miejscami w napięciu niczym wytrawny thriller, w dużej mierze za sprawą fascynującej bohaterki, w którą wcieliła się równie niezwykła artystka. Yolande Moreau, belgijska aktorka i reżyserka, dostrzeżona na scenie przez samą Agnès Vardę, od 1989 roku stanowiła filar aktorskiej trupy Jérôme’a Deschamps i Maszy Makeïeffa, gdzie kreowała role częstokroć z lekka nieokrzesane, czasem poetyckie, zawsze nieoczywiste. Moreau to aktorka wyjątkowa – choć pracuje i mieszka na wsi, z dala od świata filmowych gwiazd, nie należy zapominać, że jest już laureatką dwóch Cezarów. Jako Serafina zachwyca dziecięcym entuzjazmem wobec natury, a jednocześnie głębokim przywiązaniem do malarstwa i pasją tworzenia. W jej kreacji uwidacznia się jednocześnie dziecięca, bezkompromisowa, naiwna może radość z odnalezienia swojego prawdziwego świata, a równocześnie dojrzała postawa artystki, która jest świadoma siebie i głęboko wierzy we własną twórczość. Jej malarskie rytuały, choć wydają się niemożliwe, za sprawą Moreau stają się naturalne. Sposób, w jaki Yolande Moreau przedstawia późniejsze szaleństwo Serafiny, pozbawiony jest zbędnej czułostkowości czy nadmiernej histerii. Wycofana, subtelna, wciąż pełna tajemnic Moreau nie tylko gra Serafinę, jak twierdzi reżyser, ona ją „ucieleśnia”.
Konsekwentnie budowane kadry porażają malarską urodą, doskonale dobranymi barwami i przemyślaną scenografią. Najważniejsza jest tu Serafina i jej malarstwo – tylko w nim znaleźć można ciepłe kolory. To, co pozostaje – kostiumy, dekoracje, oświetlenie, inni bohaterowie – pokazane jest w odcieniach chłodnej zieleni, błękitów i szarości. W świecie Provosta wielką rolę odgrywa detal; reżysera najbardziej interesuje to, co ukryte poza kadrem. Kreowanie i śledzenie tajemnic stanowi siłę napędową filmu. Udzielenie odpowiedzi na pytanie o to, co kierowało Serafiną w jej zapamiętałym, zawziętym malowaniu – wielka moc twórcza, talent, szaleństwo czy może faktycznie anielskie głosy – Provost pozostawia widzom. Jedno jest pewne: za sprawą tego filmu Serafina Louis doczekała się pierwszej wystawy monograficznej, która odbyła się w Muzeum Maillol w Paryżu na przełomie 2008 i 2009 roku.
Nagrodzony siedmioma Cezarami film „Serafina” wejdzie na polskie ekrany już niebawem, zgodnie z zapowiedziami polskiego dystrybutora – firmy Gutek Film – 23 października tego roku. Jest na co czekać.
Jak długa jest historia kina, tak daleko sięga kategoria filmu biograficznego. Jednak Provostowi udało się zbudować dzieło szczególne; nie bez powodu wszak „Serafina” stała się filmowym wydarzeniem 2008 roku we Francji oraz została obsypana Cezarami – nagrodami Francuskiej Akademii Sztuki i Techniki Filmowej. Łącznie film zdobył aż siedem statuetek, między innymi dla najlepszego filmu, dla najlepszej aktorki oraz za najlepsze zdjęcia i scenariusz oryginalny. Filmowa historia malarki z Senlis opiera się na biografii francuskiej służącej i artystki, żyjącej na przełomie XIX i XX wieku. Prawdziwa Serafina Louis, zwana także Serafiną de Senlis, urodziła się w 1864 roku w Arsy-sur-Oise jako córka zegarmistrza i służącej. Do szkoły chodziła zaledwie przez parę lat. Od najwcześniejszego dzieciństwa spędzała dnie na okolicznych polach jako pasterka, a już jako trzynastolatka została służącą w Paryżu. Niemal dwadzieścia kolejnych lat spędziła jako posługaczka u sióstr zakonnych i być może z tego powodu stała się bardzo pobożną kobietą. Według jej relacji, to Anioł Stróż nakazał jej malować, a anielskie głosy towarzyszyły jej przez całe życie.
W filmie Provosta Serafina (Yolande Moreau) wynajmuje skromny pokój w miasteczku Senlis. Jest już wtedy niemalże pięćdziesięcioletnią kobietą, której przypięto łatę starej panny, ignorowaną i wyśmiewaną w całej okolicy. Podejmuje drobne dorywcze prace – sprząta, pierze, gotuje i szoruje podłogi w miejscowych bogatych domostwach, tylko po to, żeby zdobyć trochę niezbędnych do przetrwania pieniędzy. Jednak swoje zarobki pozostawia bynajmniej nie w piekarni czy u mleczarza… Serafina każdy dzień rozpoczyna jeszcze przed świtem, gdy zaczynają bić pierwsze kościelne dzwony. Szybko przemierza małe francuskie miasteczko, ciągnąc za sobą wiklinowy kosz. Kryją się w nim zdobywane w ciągu dnia skarby: wosk chyłkiem wyniesiony ze świeczników z kościelnej kaplicy, błoto i wyciągi z nieznanych roślin zdobywane nad okoliczną rzeką, zwierzęca krew, potajemnie wlewana przez bohaterkę do małych buteleczek, gdy w kuchni, w której pracuje, nikt jej nie podgląda. Przez cały dzień Serafina spieszy się, niespokojnie pędząc nie wiadomo gdzie. Widz zaczyna się denerwować wraz z nią, przeczuwając, że z całą pewnością za chwilę wydarzy się coś ważnego. Kobieta uspokaja się dopiero podczas swoich nocnych, pełnych skupienia rytuałów.
Całkowicie nieprzemakalna na krytykę ze strony innych ludzi, pod ciemną osłoną przyjacielskiej nocy, Serafina rozpoczyna swoje twórcze, niemalże religijne obrzędy. Częstokroć głodna, w maleńkim, od dawna obciążonym długami pokoiku, który wypełniony jest dewocjonaliami, ukradkowo zbierane podczas dnia składniki zaczyna łączyć w barwne mikstury. Na własnoręcznie naciąganych płótnach zaczynają się pojawiać niezwykłej urody rośliny, pełne kolorów, przemyślane i bardzo skomplikowane kompozycje. Serafina daje się uwieść twórczej sile, której nie jest w stanie kontrolować. Napięcie rośnie – nasłuchująca z dołu sąsiadka już to wie – okrzyki i religijne pieśni oznaczają, że Serafina dopięła swego. Kolejne dzieło jest gotowe!
Tymczasem w okolicy pojawia się pewien mężczyzna. Niemiecki kolekcjoner Wilhelm Uhde (Ulrich Tukur), znany z tego, że jako pierwszy kupował dzieła Picassa, wynajął w 1913 roku dom w Prowansji, tylko po to, by odpocząć od miejskiego zgiełku i przytłaczającego go tempa paryskiego życia. Prawdopodobnie też po to, by odpocząć od samego siebie. Chciał tam rozmyślać, pisać i oderwać się od codziennych problemów, być może od homoseksualizmu, z powodu którego nieraz był piętnowany. Wycofany, wciąż zasmucony kolekcjoner unika ludzi, wizyt i nie nawiązuje żadnych znajomości. Niemalże jedyną osobą, która pojawia się w jego samotni, jest właśnie Serafina – tylko po to, żeby przez godzinę gotować, szorować podłogi i prać. Przypadek sprawia, że Uhde natrafia na jeden z obrazów Serafiny, jak zawsze pełen barw i skomplikowanych, precyzyjnych motywów roślinnych. Niemożliwie staje się możliwym. Kompletnie sprzeczne osobowości, których nie łączy nic prócz pasji dla malarstwa, połączy silna więź. I tak Uhde staje się odkrywcą talentu Serafiny, a z czasem jej mentorem i przyjacielem. Kobieta ufa mu, a on, choć wciąż wycofany i pogrążony we własnym świecie, wysłuchuje wskazówek padających z jej ust. Tylko Serafina bowiem potrafi całkowicie bezpretensjonalnie udzielić przyjacielskiej rady: „Kiedy jest mi smutno, rozmawiam z ptakami, roślinami, owadami, i od razu czuję się lepiej. Zrób to samo!”. Ich niejednoznaczna znajomość potrwa ponad dwadzieścia lat. To Uhde był pierwszym, który uwierzył w talent malarki, to on w 1945 roku zorganizował pierwszą wystawę w całości poświęconą twórczości Serafiny, lecz to także on w pewnym momencie ją opuścił.
Za dnia cicha, wycofana posługaczka w zamożnych domostwach, po zmierzchu pełna pasji artystka. Choć wydawać się to może naiwne, malarka czerpie siłę z bliskich kontaktów z naturą; przytulając się do drzew, rozmawiając z najmniejszymi stworzeniami, zanurza się głęboko w życie, niczym w leśny strumień, w którym zwykła brać kąpiele, wtedy gdy wydaje jej się, że nikt jej nie widzi. Choć Serafina znajduje się na samym dole drabiny społecznej, paradoksalnie jest wolna jak nikt inny. Wolność odzwierciedla się w jej bezkompromisowej, niepowstrzymanej twórczości. W czterech ścianach swojego pokoiku nieustannie tworzy, zarówno wtedy, gdy nikt o niej nie wie, jak i podczas krótkich chwil wiary w przyszły sukces. Z czasem jednak nieposkromiona wolność Serafiny okazuje się tragiczna. Jej dzieła powstawały w szczególnym, pełnym rytuałów transie, który ostatecznie przerodził się w psychozę. Wtedy, jak twierdzi reżyser, jej schronieniem stało się szaleństwo. Zdaniem niektórych krytyków sztuki Serafina – wiodąca proste życie, bezkompromisowa, często obcesowo zachowująca się służąca – jako malarka była prawdziwą wizjonerką. Stawia się ją w jednym rzędzie z takimi malarzami-prymitywistami jak Henri Rousseau (zwany w związku ze swoim zawodem Celnikiem), Louis Vivin, Andre Bauchant czy Camille Bombois, a także z polskim Nikiforem Krynickim. Przez niektórych zaliczana do twórców tzw. sztuki naiwnej, z całą pewnością zasiliła szereg tych artystów, którzy bez specjalnego przygotowania, bez wykształcenia i malarskiej erudycji, bez wytchnienia tworzyli, powodowani niepowstrzymaną, porywającą potrzebą kreacji.
Warto zwrócić szczególną uwagę na nazwisko Martina Provosta. Francuski reżyser i scenarzysta, niegdyś etatowy aktor słynnej Comédie-Française, może stać się niebawem prawdziwym filmowym objawieniem. „Serafina” to dopiero jego trzeci film pełnometrażowy, ale Provost już jest mistrzem doskonale skomponowanych kadrów, subtelnym obserwatorem głębokich relacji międzyludzkich i doskonale przygotowanym, skrupulatnym dokumentalistą. Chociaż historia Serafiny de Senlis to prosta, klasycznie zrealizowana filmowa biografia, przykuwa uwagę i trzyma miejscami w napięciu niczym wytrawny thriller, w dużej mierze za sprawą fascynującej bohaterki, w którą wcieliła się równie niezwykła artystka. Yolande Moreau, belgijska aktorka i reżyserka, dostrzeżona na scenie przez samą Agnès Vardę, od 1989 roku stanowiła filar aktorskiej trupy Jérôme’a Deschamps i Maszy Makeïeffa, gdzie kreowała role częstokroć z lekka nieokrzesane, czasem poetyckie, zawsze nieoczywiste. Moreau to aktorka wyjątkowa – choć pracuje i mieszka na wsi, z dala od świata filmowych gwiazd, nie należy zapominać, że jest już laureatką dwóch Cezarów. Jako Serafina zachwyca dziecięcym entuzjazmem wobec natury, a jednocześnie głębokim przywiązaniem do malarstwa i pasją tworzenia. W jej kreacji uwidacznia się jednocześnie dziecięca, bezkompromisowa, naiwna może radość z odnalezienia swojego prawdziwego świata, a równocześnie dojrzała postawa artystki, która jest świadoma siebie i głęboko wierzy we własną twórczość. Jej malarskie rytuały, choć wydają się niemożliwe, za sprawą Moreau stają się naturalne. Sposób, w jaki Yolande Moreau przedstawia późniejsze szaleństwo Serafiny, pozbawiony jest zbędnej czułostkowości czy nadmiernej histerii. Wycofana, subtelna, wciąż pełna tajemnic Moreau nie tylko gra Serafinę, jak twierdzi reżyser, ona ją „ucieleśnia”.
Konsekwentnie budowane kadry porażają malarską urodą, doskonale dobranymi barwami i przemyślaną scenografią. Najważniejsza jest tu Serafina i jej malarstwo – tylko w nim znaleźć można ciepłe kolory. To, co pozostaje – kostiumy, dekoracje, oświetlenie, inni bohaterowie – pokazane jest w odcieniach chłodnej zieleni, błękitów i szarości. W świecie Provosta wielką rolę odgrywa detal; reżysera najbardziej interesuje to, co ukryte poza kadrem. Kreowanie i śledzenie tajemnic stanowi siłę napędową filmu. Udzielenie odpowiedzi na pytanie o to, co kierowało Serafiną w jej zapamiętałym, zawziętym malowaniu – wielka moc twórcza, talent, szaleństwo czy może faktycznie anielskie głosy – Provost pozostawia widzom. Jedno jest pewne: za sprawą tego filmu Serafina Louis doczekała się pierwszej wystawy monograficznej, która odbyła się w Muzeum Maillol w Paryżu na przełomie 2008 i 2009 roku.
Nagrodzony siedmioma Cezarami film „Serafina” wejdzie na polskie ekrany już niebawem, zgodnie z zapowiedziami polskiego dystrybutora – firmy Gutek Film – 23 października tego roku. Jest na co czekać.
„Serafina” („Séraphine”). Reż.: Martin Provost. Scen.: Marc Abdelnour, Martin Provost. Obsada: Yolande Moreau, Ulrich Tukur, Serge Larivière, Nico Rogner, Geneviève Mnich. Gatunek: obyczajowy / biograficzny. Francja / Belgia 2008, 125 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |