
SOLIDNE SIMIAN MOBILE DISCO
A
A
A
Simian Mobile Disco “Temporary Pleasure”. Interscope Records, 2009.
Mariaże środowiska klubowego z rockową i popową alternatywą to zjawisko typowe dla brytyjskiej sceny (vide: madchester czy britpopowcy przewijający się na płytach gwiazd post-techno lat 90.). Ilekroć do nich dochodzi, pojawia się refleksja na temat tego, na ile uzasadnione są one względami artystycznymi, a na ile mają wymiar marketingowy i demonstracyjny. Wszak pokazywanie się w towarzystwie uznanych osobistości to wyraz prestiżu, podkreślenie wysokiego miejsca w społecznej hierarchii. Jeśli przyjmiemy, że o pozycji w muzycznym światku świadczą „featuringi” obecne na płycie, znaczy to, że Simian Mobile Disco, czyli James Ford i Jas Shaw, wyrośli na czołowe gwiazdy indie elektroniki.
Panowie zaczynali blisko dekadę temu, jako członkowie rockowego bandu Simian. Jednak zauważono ich dopiero w 2007 roku, po ukazaniu się albumu „Attack Decay Sustain Release”, już pod nowym szyldem, jako producencki duet. Płyta doskonale wpisała się w revival daftpunkowych brzmień (obok Justice i Digitalism), a współpraca m.in. z Arctic Monkeys, Klaxons czy Mystery Jets, jak i wydanie krążka w cenionej didżejskiej serii FabricLive, ugruntowały pozycję duetu.
„Temporary Pleasure” to drugi premierowy album grupy. W porównaniu z debiutem materiał jest bardziej różnorodny – czerpie z arsenału środków typowych dla dziewiątej dekady minionego wieku (od słodkiego synth-popu, po surowe electro), house'u, techno - a przy tym jest znacznie bardziej piosenkowy. Wydaje się, że panowie postanowili dowieść, iż potrafią stworzyć mocny, przebojowy, taneczny pop – nie tylko taki, który docenią fani klubowej alternatywy, ale (jak niegdyś Chemical Brothers) taki, który zaistnieje na szerokim popkulturowym rynku. Odpowiednio wyważyli proporcje między stricte parkietową motoryką, a refrenami, które nucić będą nawet fani – nazwijmy to umownie – współczesnej fali softrockowego renesansu. Umiejętnie „zagospodarowali” zaproszone gwiazdy. Z jednej strony mamy więc dość miękki, psychodelizujący „Cream Dream” z Gruffem Rhysem z Super Furry Animals oraz Neon Neon w roli wokalisty, dynamiczny i uwodzicielski synth-pop, „Velocity of Truth” zaśpiewany przez Chrisa Keatinga z Yeasayer czy nieco bardziej skłaniający się ku house'owi „Cruel Intentions”, w którym słyszymy głos Beth Ditto, a z drugiej strony – surowy, minimalistyczny „1000 Horses Can't Be Wrong” albo rozpędzone, stricte dancefollorowe numery „Synthesise” i „Ambulance” (poza wspomnianymi powyżej swój wkład w kształt albumu mieli: Diplo, Telepathe, Jamie Lidell czy też Alexis Taylor z Hot Chip). Na papierze wszystko to robi wrażenie. W rzeczywistości jednak płyta trochę zawodzi. Faktycznie, jest tu sporo momentów z popowym potencjałem, jest duża dawka parkietowej energii, a zaproszeni goście wnoszą swój koloryt i wzbogacają brzmienie. Brak jednak jednoznacznych hitów – na tyle nośnych, by od razu zapadały w pamięć, na tyle wyrazistych, by stały się klasykami. Wszystko jest tu co najwyżej solidne. To niemało, ale mam wrażenie, że ambicje duetu sięgały wyżej.
Panowie zaczynali blisko dekadę temu, jako członkowie rockowego bandu Simian. Jednak zauważono ich dopiero w 2007 roku, po ukazaniu się albumu „Attack Decay Sustain Release”, już pod nowym szyldem, jako producencki duet. Płyta doskonale wpisała się w revival daftpunkowych brzmień (obok Justice i Digitalism), a współpraca m.in. z Arctic Monkeys, Klaxons czy Mystery Jets, jak i wydanie krążka w cenionej didżejskiej serii FabricLive, ugruntowały pozycję duetu.
„Temporary Pleasure” to drugi premierowy album grupy. W porównaniu z debiutem materiał jest bardziej różnorodny – czerpie z arsenału środków typowych dla dziewiątej dekady minionego wieku (od słodkiego synth-popu, po surowe electro), house'u, techno - a przy tym jest znacznie bardziej piosenkowy. Wydaje się, że panowie postanowili dowieść, iż potrafią stworzyć mocny, przebojowy, taneczny pop – nie tylko taki, który docenią fani klubowej alternatywy, ale (jak niegdyś Chemical Brothers) taki, który zaistnieje na szerokim popkulturowym rynku. Odpowiednio wyważyli proporcje między stricte parkietową motoryką, a refrenami, które nucić będą nawet fani – nazwijmy to umownie – współczesnej fali softrockowego renesansu. Umiejętnie „zagospodarowali” zaproszone gwiazdy. Z jednej strony mamy więc dość miękki, psychodelizujący „Cream Dream” z Gruffem Rhysem z Super Furry Animals oraz Neon Neon w roli wokalisty, dynamiczny i uwodzicielski synth-pop, „Velocity of Truth” zaśpiewany przez Chrisa Keatinga z Yeasayer czy nieco bardziej skłaniający się ku house'owi „Cruel Intentions”, w którym słyszymy głos Beth Ditto, a z drugiej strony – surowy, minimalistyczny „1000 Horses Can't Be Wrong” albo rozpędzone, stricte dancefollorowe numery „Synthesise” i „Ambulance” (poza wspomnianymi powyżej swój wkład w kształt albumu mieli: Diplo, Telepathe, Jamie Lidell czy też Alexis Taylor z Hot Chip). Na papierze wszystko to robi wrażenie. W rzeczywistości jednak płyta trochę zawodzi. Faktycznie, jest tu sporo momentów z popowym potencjałem, jest duża dawka parkietowej energii, a zaproszeni goście wnoszą swój koloryt i wzbogacają brzmienie. Brak jednak jednoznacznych hitów – na tyle nośnych, by od razu zapadały w pamięć, na tyle wyrazistych, by stały się klasykami. Wszystko jest tu co najwyżej solidne. To niemało, ale mam wrażenie, że ambicje duetu sięgały wyżej.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |